31 sie 2013

Sztuka jak powietrze

     Gdy tylko pojawiają się oznaki kryzysu, najpierw traci na tym kultura. Decydenci uważają powszechnie, że to zbyteczny wydatek z budżetu. Nic dziwnego, że tak samo uważa spora część społeczeństwa. Znam ludzi, którzy twierdzą, że książki są za drogie, ale od lat nie kupili żadnej, ładując pieniądze w telefoniczne, elektroniczne gadżety, w papierosy, które wciąz drożeją, w inne używki, w mało ambitne wakacje w Egipcie, gdzie zresztą ostatnią atrakcją są chyba uliczne zamieszki. Mamy nieczytających rodaków,  ludzi biznesu, którzy nie widzieli teatru, filharmonii, tym bardziej opery. Ludzi pełniących funkcje publiczne, decydujących o życiu przeciętnego obywatela, którzy nie widzą nic zdrożnego w obnoszeniu się ignorancją w sferze jakiejkolwiek sztuki. A tłumek im przyklaskuje, podziwia ich i na nich głosuje.
    Przedwczoraj setną rocznicę urodzin pobchodził Prof. Jan Ekier, pianista, kompozytor, wieloletni członek jury Konkursu Chopinowskiego, trzykrotny przewodniczący jury, sam laureat tegoż konkursu w roku 1937. Człowiek, który przezył wiele i ma naprawdę cos do powiedzenia, w przeciwieństwie do tych współczesnych zjadaczy chleba na stanowiskach. Pouczające byłoby wysłuchanie przez nich wspomnień Profesora, które emitowała Dwójka PR w dzień urodzin jubilata. 
    Ale najważniejsze, co powiedział, to wspomnienia z czasów wojny i Powstania Warszawskiego. Otóż podczas okupacji on i inni muzycy organizowali koncerty w prywatnych domach, w umówionych miejscach, oczywiście nielegalnie. Niemcy przede wszystkim zakazali grać Chopina. Nawet podczas Powstania Warszawskiego, kiedy właściwie po ludzku rzecz biorąc, najpierw trzeba było myśleć o wymknięciu się śmierci, takie koncerty nadal się odbywały. Ludzie chcieli na nie przychodzić, chcieli słuchać muzyki, odczuwali taką potrzebę.
       Kiedyś, jak wspomina Profesor, szedł z kolegą na umówiony koncert i nie mogli znaleźć adresu. Okazało się, że dom, w którym mieli grać, już nie istniał. Został zbombardowany. Innym razem, mając pół godziny oddechu między niemieckimi bombardowaniami, Ekier zaczął gdzieś na piętrze grać dla samego siebie, po prostu w samotności. Grał wielkich klasycznych kompozytorów i popularne melodie. I tak prawie pół godziny, a wiedząc, że za chwilę rozpocznie się znowu ostrzał, wyjrzał przez okno. I zobaczył, że na ulicy pod oknem stoi tłumek mieszkańców słuchających tego nieoczekiwanego koncertu. Nikt mu nie przeszkodził, nikt nie przemówił. Po prostu stali i słuchali. A to byli ludzie każdego dnia narażeni na śmierć, stojący na ulicy, na której toczyły się tego dnia ostre walki. A jednak słuchali muzyki. Ekier powiedział, żeby sie rozeszli, bo zaraz rozpocznie się ostrzał i tak skońćzył się ten wojenny koncert.
      Ta opowieść jest dla tych wszystkich, którzy uważają, że sztuka to zbyteczna fanaberia, zachcianka, która powinna ustąpić priorytetom ekonomicznym. To odpowiedź dla tych wszystkich, którzy uważają, że jeśli sztuka, jakiejkolwiek dziedziny, nie da się przeliczyć na zysk finansowy, nie zasługuje na uwagę. To odpowiedź dla tych wszystkich, którzy marginalizują kulturę, jako zbędny balast dla budżetu czy to państwowego, czy rodzinnego i osobistego. Odpowiedź dla tych wszystkich, kórzy uważają, że bez muzyki można żyć. 
    
     Nie każdy musi pasjonować się muzyką klasyczną akurat, ale nie ma prawdziwie kulturalnego człowieka, człowieka z klasą, który nie ma w ogóle kontaktu ze sztuką. Niech to będzie malarstwo, niech będzie wielka polska i światowa proza czy poezja. A`propos, zmarł Seamus Heaney, laureat Literackiej Nagrody Nobla z 1995 roku. Sztuka jest jak powietrze, koniecznie do życia potrzebna. Tamci ludzie w czasie wojny i Powstania Warszawskiego świadczą o tym dobitniej niż wszelkie teoretyczne na ten temat rozważania.

28 sie 2013

Teatr pantomimy

       Teatr to ruch i słowo, scena i światło. Przyzwyczajeni do takiego zestawienia zapominamy, że może być ruch bez słów - teatr pantomimy. 
        23 sierpnia na Scenie na Woli im. Tadeusza Łomnickiego spektaklem Szatnia rozpoczął się XIII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu. 
       Spektakl będący kompilacją scen z innych sztuk był długi, ponadpółtoragodzinny, skomplikowany, zróżnicowany choreograficznie, kostiumowo, bardzo ekspresyjny. W zasadzie całkiem inny niż potoczne i powierzchowne wyobrażenia o pantomimie jako teatralnej sztuce. Prawie bez charakteryzacji, przynajmniej tych typowych białokredowych twarzy z podkreślonymi czarną kreską oczami i brwiami nie było. Zgodnie z tytułem za scenografię służyły szatniarskie szafki na wiele sposobów przesuwane podczas przechodzenia ze sceny do sceny. Z szafek wychodzili aktorzy za każdym razem grając inne postacie. Tylko dwóch głównych bohaterów wciąż było sobą: młody adept aktorskiej sztuki, czytający na początku książkę, może historię teatru mimu właśnie, oraz tajemniczy, kolorowy w czerwonym fraku, niezwykle teatralny w gestykulacji prestidigator wyczarowujący kolejne sceny.
        Na scenie przesuwały sie fragmenty z archiwalnych spektakli Henryka Tomaszewskiego połączonych wspomnianymi dwiema głownymi postaciami. Na podstawie podanych w książeczce programowej tytułów udało mi się rozszyfrować sceny z  Hamleta(oczywista scena zamordowania starego Hamleta i groteskowy pokaz rozterek młodego księcia), Rycerzy króla Artura (zakładanie zbroi na tle dynamicznej bojowej muzyki), Kobiety (Marilyn Monroe przemieniająca się w wampira - aplauz i śmiech na widowni), Snu nocy letniej (eteryczne i abstrakcyjnie dowcipne). A poza tym oglądaliśmy zabawną historię konfliktu między kobiecością a męskością oraz rywalizacji między kobietami o to, która lepiej prezentuje swoje wdzięki i między mężczyznami o to, który ma więcej krzepy. I jeszcze inne, inne sytuacje, konflikty, dramaty, męki twórcze wiolonczelisty, Pigmaliona, budzenie się życia w ziarnie, przerażającą akcję Frankensteina, człowieka w labiryncie emocji.    
         Kalejdoskop charakterów, technik mimicznej ekspresji, zmienność emocji, choreograficzna precyzja zbliżały całość do baletu niż typowego teatru, tym bradziej, że i muzyka odgrywała ogromną rolę, z wyjątkiem jednej sceny zbiorowej bez podkładu. Sposób wykorzystywania ludzkiego ciała również oddziaływał  na mnie na sposób baletowy.
        Zdumiewająca jest siła przekazu teatru bez słów. Wszyscy na widowni chyba przeżywaliśmy równie mocno wzruszenie w scenach lirycznych, dramatyzm bohaterów uwikłanych w przemoc i zło oraz chwile radości z groteskowego dowcipu. Może to właśnie jest teatr w swej istocie najgłębszy, prawdziwy. Bo słowa czasami zaciemniają obraz, wprowadzają fałsz, tymczasem tutaj człowiek, bohater nie może niczego ukryć - jego gest, mimika, spojrzenie mówią wszystko, wyrażają całą prawdę.  Jedno trzeba przyznać - teatr mimu jest sztuką prawdziwie uniwersalną, ponad barierą językową podobnie jak muzyka. Dlatego nie przeszkadza, że kolejne spektakle są dziełem zespołów zagranicznych, to nie ma znaczenia.
       Festiwal trwa jeszcze do 31 sierpnia. Otwierał go w piątek dyrektor artystyczny i założyciel Teatru Pantomimy Mimo, Bartłomiej Ostapczuk, którego oglądałam w akcji w ubiegłym roku w ramach Królewskich Arkad Sztuki na Zamku Królewskim. Tu jednak w innej roli, dyrektora artystycznego, oficjalnie rozpoczął festiwal, przy okazji wspominajać o wielkiej akcji miłośników teatru pantomimy, którzy pisali setki listów do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, aby uratować to przedsięwzięcie przed zniknięciem z kulturalnej mapy z powodu braku dofinansowania. I udało się,  XIII Festiwal Sztuki Mimu trwa. 

15 sie 2013

Zielna

Zielna
kościół zakwitł
piołunami

1 sie 2013

koniec podróży

koniec podróży -
chmury zaczepione
na czubkach świerków