Nieprzystawalność środków wyrazu między literaturą, poezją a malarstwem czy architekturą czasami wydaje się nieprzekraczalna, jednakże według autora, jeśli odrzucić to, co powierzchowne, co wynika z indywidualnych upodobań i możliwości artysty, a sięgnąć do najgłębszej struktury dzieł, można dostrzec "jak różne środki wyrazu zostają użyte do przekazania tej samej interpretacji" świata. Ponieważ jednak nie jest możliwe, aby raz uzyskane wrażenie powstałe w wyniku zetknięcia ludzkiej wrażliwości z dziełem sztuki dało się w identyczny sposób powtórzyć, szukanie analogii w zasadzie odbywa się w przestrzeni pamięci: na ile zdołamy zapamiętać własne odczucia, odczytania, czasami intuicyjne i na ile to przypomniane da się porównać z nowym.
Prezentacja wierszy w otoczeniu obrazów, rzeźb, haftu, wytworów rękodzieła wzbogaca odbiór zarówno jednych, jak i drugich, wzbudza dodatkowe emocje. Czy podobne? Czy uczestnicy odczuli powinowactwo sztuk obecnych na wieczornym artystycznym spotkaniu?
Uciekając od dosłowności, zaproponowałam obecnym na finisażu cztery swoje wiersze, w których element wizualny odgrywa, przynajmniej w moim osobistym zamierzeniu, istotną rolę. Czy da się znaleźć analogię między wierszami a pięknymi dziełami prezentowanymi na wystawie?
rano
budzę się ze
snu
gasząc pod
powieką płonące żyrafy
z szarości
powstaje świat
nowy jak w
dniu stworzenia
rzeczywistość
złoci się na zakurzonej szybie
entropią
blasku
gejzery
supernowych słońc wirują
między
liśćmi
składam
pocałunek na krawędzi filiżanki
odpływam ku
Kolchidzie
po czarne
runo smaku
nocne odgłosy
pociąg po
szynach wiatr w gałęziach
bulgocze w
rynnach na parapecie
we łzach się
budzę nasłuchując kto płacze
kto siecze w
szyby okienne nocą?...
tylko deszcz
co chciałby nieproszony
do środka
wejść
zasnuć
żałobą pościel ciepłą od snów
może trzepot
ptaków
o sowich
oczach ogromnych jak mit
hałasują
niewidzialne pomruki
zadumanych
lamp
zaraz zgasną
koła się
toczą po szynach daleko
stukot
wieszczy tajemną przyszłość
rozciągnięte
krzyże ulic
wiatr
tchnieniem wygładza
coraz bardziej pusto
u schyłku dnia
to miejsce
odchodzi zabierając ze sobą duchy mieszkańców
ten który
sadził gruszę odszedł z workiem tajemnic swojego czasu
za nim
wyruszył ten który pamiętał kto gruszę sadził i jadł jej owoce
w liściach
ucichło wołanie tej która mlekiem karmiła dziecko
została
tetrowa pielucha poszarpana przez wiatr
ciepło
bosych stóp na ścieżce zmyły wielokrotne deszcze
kruszeje
schodek młyńskiego koła pod progiem
jakie rosły
tu kwiaty kiedy stękały cebry pełne wody?
umykające w
trawie koniki polne
próbują
zaprowadzić mnie w tamtą stronę
gdzie
przeszłość rozpina się na opowieściach
dlaczego Herbert
w stulecie urodzin
wędzidło sztuki stawia granice
ujarzmiona myśl tropi znaki
przeszłości
na obrazach mistrza z Delft
w przedmiotach zapisany rytuał
codzienności
zwyczajny świat w geście skupienia
światło i cienie to cała prawda
język rzeczy widzialnych
i niewidzialne znaczenia słów
zapisanych z wyczuciem smaku
martwa natura i rękopisy
złamana pieczęć na pergaminie
otwiera to co zakryte
Arkadia czeka i Ona w niej
gotowa na spotkanie
dawni mistrzowie niepokoją
przenikliwym wzrokiem
ponad ciemnością wieków
nigdy nie kończy się
stąpanie po śladach
wieczna wędrówka do mądrości
być z tyłu i patrzeć w przyszłość
bez strachu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz