12 kwi 2025

O malarstwie Beksińskiego w Ypsilonie

Publikacja w czasopiśmie literacko-artystycznym Ypsilon, nr 12/2025

Katedry nie płoną. Apokaliptyczne malarstwo Zdzisława Beksińskiego - Ypsilon

Katedry nie płoną. Apokaliptyczne malarstwo Zdzisława Beksińskiego

Zdzisław Beksiński stworzył w swoich obrazach odrębny, rozpoznawalny świat. Świat nieustannej apokalipsy. Człowiek karłowacieje, kurczy się, usycha na szkielet, zmienia się w kupkę poskręcanych kości obciągniętych skórą lub przeobraża w rachityczny owadzi zewłok. Zanim dosięgnie go ostateczna zagłada, czasami zdąży jeszcze założyć kombinezon podobny do stroju płetwonurka z rurką dostarczającą tlen. Gdyby zaś chciał spojrzeć na świat, zobaczy wokół pustkę, jak postać stojąca na balkonie na jednym z obrazów. Obraz jak negatyw sceny balkonowej z Szekspira. Tam pożegnanie kochanków, tutaj ostatni rzut oka na pusty świat, w którym już nie ma z kim się żegnać.

            W rekwizytorni Beksińskiego roi się od znanych kulturowych toposów: trumna, medalion, skrzydła (anielskie?), maska z dziobem ptaka – obraz dżumy, Doktora Plagi, inne maski rodem z greckich tragedii, piszczel, krzyż, sznur, czerwona wstęga … Zestawione razem lub jako pojedynczy element kształtujący określoną wizję martwej natury w skali kosmicznej. Czasem zwielokrotnione, tworzące perspektywę nieskończoności. Zawsze niepokoją, zawsze wciągają widza w głąb odniesień prowadzących do własnych odczuć i własnych skojarzeń. Na styku artystycznej wizji wyłaniającej się z obrazu i odkodowania znaczeń przez widza, dochodzi do porozumienia malarza z odbiorcą w poczuciu, że oto widzimy, jak na naszych oczach dokonuje się codzienna apokalipsa, codzienne unicestwienie trwałych podstaw ludzkiej cywilizacji.

            Ciemne korytarze nieznanych budowli pokrywają wydarte kartki i rachityczne owadzie stworzenia, grube mury i strzeliste wieże katedr rozwiewają się w dymie, rozpływają w falującą przestrzeń sinych smug, architektoniczne bryły tracą ostrość, wybebeszone krzyże odsłaniają nietrwałą strukturę belkowania lub zwiesza się na nich ażurowa konstrukcja korpusu z owadzimi długimi kończynami, ale pozbawionego dolnej części ciała, między mury katedry pozbawionej dachu wpada deszcz kamieni. Trudno oprzeć się wrażeniu, że już to widzieliśmy: w opowieściach proroków wieszczących koniec świata, w pradawnych mitach, w wierszach barokowych poetów lubujących się w gromadzeniu okropności, w sennych koszmarach. Być może nawet pewne sceny rozpoznamy jako widziane naocznie tu i teraz, tuż obok, w naszej rzeczywistości.

            Kamienne katedry średniowiecza wydawały się wiecznotrwałą kapsułą czasu aż do dnia, gdy w 2019 r. dzięki transmisji na żywo mogliśmy patrzeć, jak płonie katedra Notre Dame w Paryżu. Obraz ten nie dlatego był tak niecodzienny, że współcześnie kościoły nie płoną, lecz dlatego, że był to pożar symbolu europejskiej kultury. I dopiero ten spektakularny widok uświadomił wielu, że pewne wartości są bezcenne, a ich zniszczenie jest nieodwracalne. Notre Dame zostanie odbudowana, a mimo to zniszczone zostało coś, co wydawało się wiecznotrwałe. Myśl, modlitwa i praca: niematerialne fundamenty tego dzieła. Anonimowe osiągnięcie ludzkości, kogoś, ,,kto wymyślił tę przepaść i odrzucił ją w górę”.  Ludzka praca, ludzki wysiłek włożony w zbudowanie stropu i więźby dachowej, na które przeznaczono 1300 dębów. O wycinkę nowych dębów przeznaczonych do odbudowy, trwała batalia ze środowiskami ekologicznymi.

           Na obrazach Beksińskiego katedry nie płoną. Ich mury i wieże nikną, rozpływają się we mgle i dymie, tracąc kontury. Tracą swój materialny wymiar. Zamieniają się w nicość. Z niematerialnego źródła – zalążka architektonicznej wizji zbudowanej na fundamencie wiary i dążenia do Boga – katedra powraca znowu w wymiar niematerialny. Kosmiczny dym zasnuwa jej wieże, filary, rozety i strzeliste mury. Zostajemy sami. Bez katedry, bez materii, bez przeszłości. Obrazy Zdzisława Beksińskiego wcale nie są fantastyczną wizją tego, co nastąpi. Przeciwnie, to wierna, niemal drobiazgowo-realistyczna dokumentacja tego, co dzieje się z nami dzisiaj. Co dzieje się z człowiekiem, w co przemienia on swój świat, swój cywilizacyjny, kulturowy dorobek i swoje dziedzictwo.

2 komentarze:

Stokrotka pisze...

To wszystko prawda co piszesz. Dlatego nie przepadam za malarstwem Beksińskiego. Boję się nawet patrzeć na jego obrazy...

emberiza pisze...

Ale wiesz, tu nie chodzi o przepadanie lub nie, malarz stawia diagnozę współczesności i to, co jest na tych obrazach, w zasadzie mamy wokół jako kryzys cywilizacji; napisałam ten tekst po obejrzeniu wystawy Beksińskiego w Lublinie kilka lat temu; nie darowałbym sobie, gdybym na nią nie poszła