pod stopami szeleszczące
i nad głową żółte szczygły
oleistych ziaren pełne
pracowicie wydziobanych
z ostów i wiesiołków
ogrody niedzielne
pulsujące sikorkami
w oliwkowo-żółty deseń
przestrzenie jesienne
w płaszczu mgły
porannej i wieczornego dymu
czas odmierzany
sekundami spadających liści
pszczół powrotem
znad łąk przekwitłych
krzykiem pożegnalnym
żurawi w kluczach
łopianowe królestwa
zadziornych rzepów
paździerzowe kaprysy
bóstwa w złotej masce
2 komentarze:
Ładnie! zostało puste miejsce na kolejne wersy. Zapomniałaś sójkach:))
Nie pasowały mi kolorystycznie, będą kiedy indziej, a puste miejsce wynikło z powodu rozjechania się tekstu i tak zostało
Iwona
Prześlij komentarz