Podobnego zdania jest zapewne Andrzej Seweryn, który na rozpoczęcie sezonu 2011/2012 w kierowanym przez siebie Teatrze Polskim w Warszawie przygotował monodram Szekspir Forever! (premiera 10 września 2011 r.). Spośród 49 sztuk Seweryn wybrał najciekawsze i najsłynniejsze monologi i sceny, które ułożone z grubsza w porządku gatunkowym (komedie, tragedie, kroniki historyczne) rysują przed oczami widzów galerię postaci, psychologicznych typów oraz problematykę twórczości Szekspira. Możemy więc usłyszeć interpretacje monologów Hamleta i Falstaffa, Ryszarda III i Henryka V, ale też Lady Makbet i Julii. Na teatralnej scenie jak na scenie życia pojawiają się problemy władzy, ambicji, bohaterstwa i tchórzostwa, miłości, wierności i zdrady, prawdy i kłamstwa; obserwujemy bohaterów w chwilach wielkich uniesień i chwilach słabości, w której być może, zdobywają się na największą mądrość.
Andrzej Seweryn proponuje swoiste, czasem kontrowersyjne odczytanie postaci. Pokazanie Julii jako starej kobiety cofającej się w burzliwą miłość z czasów młodości rzeczywiście może prowokować do pytań o trwałość uczuć i siłę wspomnień. Jednakże w najsłynniejszym monologu Hamlet wydał mi się nieprzekonujący jako histeryczny masochista, chcący sobie podciąć żyły szkłem rozbitej butelki. Hamlet neurastenik - tak; Hamlet nadwrażliwiec - tak; nawet paranoik byłby do przyjęcia, ale histeryk? Nie przekonuje mnie.
Każdy monolog to oddzielny minimonodram, popis aktorskiej sztuki, osobna scena, w której naocznie widzimy jak aktor staje się postacią, użyczając jej swojej fizjonomii, swojej cielesności, wiele ze swoich zapewne emocji i scenicznego kunsztu. Pomiędzy nimi Seweryn dialoguje z publicznością, prowokuje, inspiruje rozmowę o Szekspirze, o problemach, które w jego dramatach się pojawiają, o uczuciach, polityce, historii i ludziach po prostu. Mimo wielości prezentowanych fragmentów, nie zawsze przez wszystkich rozpoznawanych, jest w tym jakiś ład, porządek, który może na dłużej inspirować do przemyśleń. Z tego względu Szekspir Forever! można z jednej strony potraktować jako świetną powtórkę z Szekspira, a z drugiej jako wprowadzenie do jego twórczości dla tych, którzy go zbyt dobrze nie znają.
Osobną kwestią jest sprawa tłumaczenia. Spektakl jest wynikiem współpracy Seweryna z Piotrem Kamińskim, który pracuje nad najnowszymi tłumaczeniami sztuk Szekspira. Kamiński przełożył Ryszarda II, Makbeta, Wieczór Trzech Króli (wystawiony na scenie Teatru Polskiego w czerwcu 2011r.). Serię dramatów w nowym tłumaczeniu zaczęło w ubiegłym roku publikować wydawnictwo WAB. Czy dorównają popularnością tłumaczeniom Józefa Paszkowskiego, Macieja Słomczyńskiego czy Stanisława Barańczaka? Już teraz właśnie one zdominowały sceny np. Teatru Narodowego czy właśnie Teatru Polskiego. Być może teatr będzie tym medium, dzięki któremu polski czytelnik i widz z nowym tłumaczeniem się będzie oswajał. Lektura Makbeta świeżo wydanego przez WAB pozwala spojrzeć na dramat przez pryzmat języka może bardziej współczesnego, ale bez przesady, nieco momentami dosadnego, ale czas zweryfikować pogląd, że Szekspir pisał tylko wyszukaną, poetycką frazą.
Idąc na Szekspira w teatrze warto zmierzyć się z nim osobiście poprzez lekturę. Ja w każdym razie tak zrobiłam. I nawet zrobiłam ostatnio dwa razy. Przed pójściem na monodram Andrzeja Seweryna, a wczoraj przed obejrzeniem transmisji z Metropolitan Opera, gdzie w Sylwestra miała miejsce premiera Zaczarowanej wyspy, której libretto do muzyki najsłynniejszych barokowych kompozytorów zostało napisane na podstawie dwóch sztuk Szekspira: Burzy i Snu nocy letniej. Nawiązania są dość luźne, libretto nie trzyma się wiernie treści dramatów, a część bohaterów została wymyślona na potrzeby opery, niemniej warto wiedzieć, kim był Prospero w sztuce, aby docenić pomysłowość Jeremiego Samsa (autor libretta) oraz Davida Danielsa (kontratenor) kreującego rolę. W Zaczarowanej wyspie główną postacią kobiecą jest wiedźma Sykoraks (Joyce DiDonato), której w oryginale nie ma, jednak odgrywa rolę tak kluczową, a przy tym jej obecność została tak mocno i wyraziście uzasadniona muzycznie, że jak stwierdził jeden z krytyków, aż szkoda, że Szekspir jej nie wymyślił.
Albo taki Ariel. Dopiero gdy na skutek wielu pomyłek, próbując ogarnąć bałagan, którego narobił, wyśpiewuje karkołomną arię zapożyczoną z Il trionfo del tempo e del disinganno Händla (w tej partii Danielle de Niese ) widać i słychać, że naprawdę dysponuje energią i mocą zdolną wywoływać i uciszać burze. Co prawda, aby uzyskać końcowy efekt musi prosić o pomoc Neptuna (partia specjalnie napisana dla Placido Domingo), ale i tak wywiera ogromne wrażenie zwłaszcza w końcowej scenie uwolnienia.
Szekspir w teatrze - rzecz normalna; Szekspir w operze - wcale nie taka nowość (Fairy Queen skomponowana przez Henry`ego Purcella z 1692 r. jest adaptacją Snu nocy letniej); Szekspira w filmie prezentowali: Laurence Olivier, Orson Welles, Akira Kurosawa, Franco Zefirelli, Peter Brook, Kenneth Branagh, Roman Polański i jeszcze co najmniej ze dwudziestu innych. Kiedyś idąc ulicą w Warszawie zobaczyłam plakat, a na nim kto? Oczywiście ten nieśmiertelny Anglik: "Sonety" do muzyki Pawła Mykietyna w Pałacu w Wilanowie będzie śpiewał Michał Sławecki. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Szekspir jest wszędzie! Dlatego warto mieć go pod ręką na wszelki wypadek. Już nigdzie się nie ruszę bez Szekspira w torebce.
Andrzej Seweryn proponuje swoiste, czasem kontrowersyjne odczytanie postaci. Pokazanie Julii jako starej kobiety cofającej się w burzliwą miłość z czasów młodości rzeczywiście może prowokować do pytań o trwałość uczuć i siłę wspomnień. Jednakże w najsłynniejszym monologu Hamlet wydał mi się nieprzekonujący jako histeryczny masochista, chcący sobie podciąć żyły szkłem rozbitej butelki. Hamlet neurastenik - tak; Hamlet nadwrażliwiec - tak; nawet paranoik byłby do przyjęcia, ale histeryk? Nie przekonuje mnie.
Każdy monolog to oddzielny minimonodram, popis aktorskiej sztuki, osobna scena, w której naocznie widzimy jak aktor staje się postacią, użyczając jej swojej fizjonomii, swojej cielesności, wiele ze swoich zapewne emocji i scenicznego kunsztu. Pomiędzy nimi Seweryn dialoguje z publicznością, prowokuje, inspiruje rozmowę o Szekspirze, o problemach, które w jego dramatach się pojawiają, o uczuciach, polityce, historii i ludziach po prostu. Mimo wielości prezentowanych fragmentów, nie zawsze przez wszystkich rozpoznawanych, jest w tym jakiś ład, porządek, który może na dłużej inspirować do przemyśleń. Z tego względu Szekspir Forever! można z jednej strony potraktować jako świetną powtórkę z Szekspira, a z drugiej jako wprowadzenie do jego twórczości dla tych, którzy go zbyt dobrze nie znają.
Osobną kwestią jest sprawa tłumaczenia. Spektakl jest wynikiem współpracy Seweryna z Piotrem Kamińskim, który pracuje nad najnowszymi tłumaczeniami sztuk Szekspira. Kamiński przełożył Ryszarda II, Makbeta, Wieczór Trzech Króli (wystawiony na scenie Teatru Polskiego w czerwcu 2011r.). Serię dramatów w nowym tłumaczeniu zaczęło w ubiegłym roku publikować wydawnictwo WAB. Czy dorównają popularnością tłumaczeniom Józefa Paszkowskiego, Macieja Słomczyńskiego czy Stanisława Barańczaka? Już teraz właśnie one zdominowały sceny np. Teatru Narodowego czy właśnie Teatru Polskiego. Być może teatr będzie tym medium, dzięki któremu polski czytelnik i widz z nowym tłumaczeniem się będzie oswajał. Lektura Makbeta świeżo wydanego przez WAB pozwala spojrzeć na dramat przez pryzmat języka może bardziej współczesnego, ale bez przesady, nieco momentami dosadnego, ale czas zweryfikować pogląd, że Szekspir pisał tylko wyszukaną, poetycką frazą.
Idąc na Szekspira w teatrze warto zmierzyć się z nim osobiście poprzez lekturę. Ja w każdym razie tak zrobiłam. I nawet zrobiłam ostatnio dwa razy. Przed pójściem na monodram Andrzeja Seweryna, a wczoraj przed obejrzeniem transmisji z Metropolitan Opera, gdzie w Sylwestra miała miejsce premiera Zaczarowanej wyspy, której libretto do muzyki najsłynniejszych barokowych kompozytorów zostało napisane na podstawie dwóch sztuk Szekspira: Burzy i Snu nocy letniej. Nawiązania są dość luźne, libretto nie trzyma się wiernie treści dramatów, a część bohaterów została wymyślona na potrzeby opery, niemniej warto wiedzieć, kim był Prospero w sztuce, aby docenić pomysłowość Jeremiego Samsa (autor libretta) oraz Davida Danielsa (kontratenor) kreującego rolę. W Zaczarowanej wyspie główną postacią kobiecą jest wiedźma Sykoraks (Joyce DiDonato), której w oryginale nie ma, jednak odgrywa rolę tak kluczową, a przy tym jej obecność została tak mocno i wyraziście uzasadniona muzycznie, że jak stwierdził jeden z krytyków, aż szkoda, że Szekspir jej nie wymyślił.
Albo taki Ariel. Dopiero gdy na skutek wielu pomyłek, próbując ogarnąć bałagan, którego narobił, wyśpiewuje karkołomną arię zapożyczoną z Il trionfo del tempo e del disinganno Händla (w tej partii Danielle de Niese ) widać i słychać, że naprawdę dysponuje energią i mocą zdolną wywoływać i uciszać burze. Co prawda, aby uzyskać końcowy efekt musi prosić o pomoc Neptuna (partia specjalnie napisana dla Placido Domingo), ale i tak wywiera ogromne wrażenie zwłaszcza w końcowej scenie uwolnienia.
Szekspir w teatrze - rzecz normalna; Szekspir w operze - wcale nie taka nowość (Fairy Queen skomponowana przez Henry`ego Purcella z 1692 r. jest adaptacją Snu nocy letniej); Szekspira w filmie prezentowali: Laurence Olivier, Orson Welles, Akira Kurosawa, Franco Zefirelli, Peter Brook, Kenneth Branagh, Roman Polański i jeszcze co najmniej ze dwudziestu innych. Kiedyś idąc ulicą w Warszawie zobaczyłam plakat, a na nim kto? Oczywiście ten nieśmiertelny Anglik: "Sonety" do muzyki Pawła Mykietyna w Pałacu w Wilanowie będzie śpiewał Michał Sławecki. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Szekspir jest wszędzie! Dlatego warto mieć go pod ręką na wszelki wypadek. Już nigdzie się nie ruszę bez Szekspira w torebce.