13 lip 2017

Czekanie na ślepą noc

       Urszula Kozioł, poetka pochodząca spod Biłgoraja (ur. w Rakówce), tomikiem "Klangor" z 2014 r. potwierdza, że należy do najwybitniejszych polskich twórców.  Każda jej nowa książka, od "Rytmu korzeni", przez "Żalnik", "Supliki",  "Przelotem" po "Klangor" zachwyca odkrywaniem nowych sposobów tworzenia w materii poetyckiego słowa. Siegając po nie czytelnik mimowolnie zadaje sobie pytanie co nowego poetka ma do zaproponowania i jakie odkryje przed nami tajemnice świata. Mimo bowiem, że "Klangor" jest bardzo osobistym, wręcz intymnym pożegnaniem ze zmarłym w 2010 r. mężem autorki, Feliksem Przybylakiem, germanistą i tłumaczem literatury niemieckojęzycznej, zakres egzystencjalnego doświadczenia wyłaniający się z wierszy ma wymiar uniwersalny. Tym bardziej jest to poezja przejmująca i poruszająca emocje.
       Urszula Kozioł także tutaj, jak w tomach poprzednich, zestawia wiersze bardzo krótkie, lakoniczne,  zaledwie trzywersowe, z dłuższymi poematami,  jak tytułowy "Klangor" będący osobistym lamentem, żalem, poetyckim zapisem bolesnej żałoby po stracie ukochanego. Dotykanie bólu, jego uporczywość i totalność przewija się w całym zbiorze na różne sposoby, a poetka niejako obraca nim kamieniem w żarnach, w których człowieczy los rozciera się na pył. Ktokolwiek przeżył stratę, a przecież nie ma człowieka, którego to doświadczenie by ominęło, znajdzie w tych wierszach swój ból, swoją "ślepą noc/ w martwym pokoju".  W wierszu "Lament" - zastanawiająca zbieżność z tytułem wiersza Tadeusza Różewicza, który również dał przejmujące świadectwo pożegnania, a właściwie długiego i bolesnego procesu żegnania w tomie "Matka odchodzi" - pojawia się motyw kamienia wpisywanego w szereg konotacji językowych, frazeologizmów, których sens odsłania się dopiero w tragicznej chwili doświadczenia śmierci; "słowa zamieniają się w kamień", "wargi skamieniały", "skamieniała w sercu rana".  Przed przerażającym procesem kamienienia rzeczywistości, obejmującym nawet niebo i cały świat, który niemal "zimnym głazem gniecie",  bohaterka wiersza rozpaczliwie chce uchronić jedną jedyną wartość - cień ukochanego. "Zabierz łzy i pamięć/ lecz nie zmieniaj cienia w kamień" brzmi jak zaklęcie. Ostatnia strofa zbudowana w czterowiersz - wyjątkowa na tle długich strofoid o nieregularnej liczbie wersów - frazeologią znowuż czy przypadkową? - przypomina pierwszą zwrotkę Kazimierza Wierzyńskiego "ktokolwiek jesteś bez ojczyzny". Poeta zaprasza do wspólnotowego odczuwania bezdomności po utracie ojczyzny, Kozioł natomiast odwołuje się do wspólnoty doświadczenia samotności i utraty kogoś kochanego:

ten kto samotnie gdzieś płacze
niech przyjdzie zapłakać ze mną
ten który kogoś utracił
niech płacze także nade mną

      Drugim, obok pożegnania z ukochanym mężem, wątkiem zbioru "Klangor" jest przygotowywanie się do własnego odejścia, żegnanie się ze światem i życiem. "Nieodwołalnie/ zbliżam się do nic/ w niczym", a "pamięć rzednie i rozpływa się". Mimo dojmującej nieobecności - ukochanego, dawnych marzeń o wielkiej poezji, "utraconych światów" - poezja Urszuli Kozioł nie jest pesymistyczna ani nihilistyczna. Przeciwnie, można z niej wyczytać radość istnienia i pogodzenie się nieuchronnym biegiem natury, stoicką, a  może prędzej buddyjską przenikliwość w dostrzeganiu istoty rzeczy:

animulko
babulko
bidulko

już rozchodzą się nasze drogi

ty na niebie zakwitniesz chmurką
ja się stanę pluskiem wody

     "Klangor" był nominowany w 2015 roku do Nagrody Nike. Doprawdy nie wiem, dlaczego jej nie zdobył. Ten tomik jest warty każdej nagrody w dziedzinie literatury i poezji, jakie istnieją.


Urszula Kozioł: Klangor. Wydawnictwo Literackie 2014.  

        

5 lip 2017

Pod rozwagę działaczom sportowym i nie tylko

      28 czerwca w Klubie Olimpijczyka warszawskiego Centrum Olimpijskiego miało miejsce spotkanie z pierwszą kobietą pełniącą funkcję prezesa związku sportowego w Polsce - Jadwigą Ślawską -Szalewicz. W latach 1991 - 2005 była prezesem Polskiego Związku Badmintona, a działając na arenie Europejskiej Unii Badmintona pełniła funkcję jej wiceprezesa. Droga Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz na szczyt działalności sportowej trwała wiele lat, począwszy od trenowania judo i kierowania sekcją judo AZS Siobukai w Warszawie, ukończenie AWF ze specjalizacją trenera judo, następnie pełnienie funkcji sekretarza generalnego Polskiego Związku Szermierczego oraz sekretarza generalnego Polskiego Związku Badmintona (od 1977 roku). Badminton okazał się pasją jej życia i jemu poświęciła najwięcej lat swojej działalności, wspomagając powstawanie związku, popularyzując tę dziedzinę, doprowadzając do pierwszych międzynarodowych sukcesów. Kolejne etapy bogatej działalności Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz, efekty jej pracy w postaci organizowanych w Polsce międzynarodowych zawodów, organizowanie szkół mistrzostwa sportowego, codzienne zmaganie się z niedostatkami sprzętowymi, lokalowymi, materialnymi poznajemy na kartach książki "Moje podróże z lotką" wydaną nakładem wydawnictwa  EDIPRESSE Książki. Okazją bowiem do spotkania była jej prezentacja i promocja.

       Bogatą osobowość Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz poznajemy w pierwszym rozdziale poświęconym wspomnieniom z dzieciństwa i młodości. Daje on wgląd w historię rodziny, pokazuje jak kształtował się charakter Autorki na tle tużpowojennego odgruzowywania stolicy, gdzie mieszkała z rodzicami po powrocie z przymusowych robot w Niemczech. Krótkie, ale treściwe i bardzo plastyczne portrety rodziców, dziadków, krewnych ukazane zostały na tle przemian ustrojowych kształtujących się po zakończeniu II wojny światowej. 
        W kolejnych obszernych rozdziałach Autorka chronologicznie opowiada o swoich związkach ze sportem. Jest to właśnie bardziej opowieść niż sucha autobiografia, ponieważ napotkamy tu ciekawe przedstawienie postaci trenerów, działaczy i sportowców, pod których adresem wiele pochwał formułują współpracownicy i przyjaciele. Zaletą prezentacji dziejów polskiego sportu w latach PRL jest fakt, że Jadwiga Ślawska-Szalewicz docenia zasługi i wkład wielu wybitnych postaci polskiego sportu, zaangażowanie konkretnych osób, jak trenera judo Jana Ślawskiego, pochodzącej z Norylska trenerki badmintona Klaudii Majorowej, sukcesy sportowe splecione w dramatyczny los szablisty wszech czasów Jerzego Pawłowskiego i wielu, wielu innych, z którymi Autorka współpracowała. 
        Książka ta może służyć jako przewodnik po PRL, gdyż naocznie przedstawia, z jakimi problemami zmagali się sportowcy i działacze w czasach pustych półek, wieloetapowego zdobywania paszportów i zgody na wyjazd za granicę, szukania funduszy na sprzęt sportowy, nawiązywania kontaktów ze sponsorami. Współczesny czytelnik,  zwłaszcza młody, odkrywa jak wielkim zaangażowaniem i determinacją musieli wykazać się nie tylko sportowcy, od których wymaga się z reguły wielomiesięcznych i wieloletnich treningów, ale i ci, którym rozwój sportu leżał na sercu, chcąc wprowadzić na poziom światowy mało znaną i niszową dyscyplinę jaką był badminton. Szereg anegdotycznych wręcz opowiastek o wyklejanych taśmą kortach, które okazały się 20 cm za krótkie i nagle trzeba było wszystko poprawiać, o poszukiwaniu ręcznika dla członka zagranicznej ekipy sportowej biorącej udział w mistrzostwach w Polsce, o kontaktach z producentem żarówek w celu wymiany oświetlenia przed zawodami, o zdobywaniu pełnowartościowego pożywienia dla sportowców na zgrupowaniu ubarwia narrację, która staje się wartka i wciągająca. 
        Można czytać "Moje podróże z lotką" jak dokument o kolejnych etapach rozwoju powojennego polskiego sportu oraz jako podręcznik działacza i organizatora życia sportowego. Pewne wskazówki o współpracy z mediami, ze sponsorami, zasady pracy na rzecz kształtowania pozytywnego obrazu sportu pozostają nadal aktualne. Myślę, że nawet nabierają dodatkowego znaczenia w świecie komercjalizacji sportu, który z życiowej pasji i szkoły charakteru w wielu przypadkach przeobraził się w biznes. Książka Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz powinna być obowiązkową lekturą działaczy sportowych: dla starszych będzie przypomnieniem może początków ich własnej trudnej działalności, młodszym uświadomi jak długą drogę trzeba pokonać, aby dojść do sukcesu. Dla wszystkich zaś może być doskonałą okazją do refleksji o tym, co tak naprawdę  w życiu jest najważniejsze. 


Jadwiga Ślawska-Szalewicz 


Jadwiga Ślawska-Szalewicz z Iwoną Startek 
podczas spotkania promocyjnego w Centrum Olimpijskim