29 gru 2019

koncert

przyleciały anioły w zielonych sukienkach
nadęły policzki na fagotach i klarnetach
a które ogłaszały światu  Boże Narodzenie
okrągłe "ooooo" zaśpiewały w zdziwieniu
skrzydła złote rozpostarły pod sklepieniem
sypią się pióra i włosy anielskie
zadrżały organy skrzypeczki i gęśle
ino dyna dyna tańcowały kudłate baranki
w ciemności ulicznej zaświeciły lampy
grzmią chóry od ściany do ściany
aż się chwieją święci malowani
na basowych strunach skoczna przygrywka
perkusiście nad czołem podskakuje grzywka
poleciały środkiem głosy i muzyka
dla ziemi z nieba spełniona obietnica

24 gru 2019

deszczowe haiku

strugi na szybie
świąteczne kartki
piętrzą się na stole


plusk w kałużach
szukam w szafce
kaloszy


gulgot w rynnie
we śnie płynę z piratami
na kraniec świata

17 gru 2019

Za drugim, trzecim razem...

   
      Nie zawsze pierwsze wrażenie jest decydujące i właściwie. Czasami potrzeba drugiego i trzeciego razu, drugiego i trzeciego spojrzenia, krótszego lub dłuższego czasu między nimi, aby wrażenie z mgławicowej nieokreśloności wydało konkretne, zrozumiałe kształty.  Zjawisko dotyczy także spotkań z wierszami i ich lektury. 
      Mój pierwszy rzut oka na nowy tomik Elżbiety Sokołowskiej był właśnie taki - mgławicowy, pełen możliwości, ale jeszcze bez konstelacji. Sam tytuł "Między oddechem" nie ułatwia sprawy. Eliptyczna konstrukcja domaga się uzupełnienia: między czyim a czyim oddechem? Między moim a twoim? Między moim pierwszym a moim ostatnim? Idąc tropem sytuacji lirycznych, które w większości rozpięte są w wielowarstwowym dialogu "ja" lirycznego z lirycznym "ty", należałoby raczej użyć konstrukcji w liczbie mnogiej "między oddechami", w domyśle "naszymi". Poezja z zasady nie może być dosłowna, "pseudonimuje" rzeczywistość, jednakże składniowe szarady nie mogą decydować o poetyckim uporządkowaniu tekstu. Dlatego potrzebne mi było drugie i trzecie podejście, aby z odświeżonym spojrzeniem zanurzyć się w metaforykę Sokołowskiej i ewokowany przez nią świat emocji, doznań i obserwacji rodzących się w intymnej przestrzeni między dwojgiem ludzi. 
      Właśnie, pierwsze spojrzenie zrodziło nieufność. Ileż można wałkować ten sam temat? Spotkania, rozstania, przemilczenia i nieporozumienia, pożądania i odrzucenia, spełnienia i rozczarowania. Jakiego języka użyć, aby odwieczny temat poezji wydobyć z banalności i nie popaść w grzech patosu, przeintelektualizowania czy trywialności?  Elżbieta Sokołowska uniknęła tych pułapek umiejętnie balansując między dosłownością a metaforyzacją, między doświadczeniem indywidualnym a uogólniającą refleksją. Erotyzm doznań bohaterki wierszy raz po raz wpisywany jest w procesy psychologiczne o ponadczasowym i ponadjednostkowym znaczeniu: "trwałam w oczekiwaniu [...] które przyklei mnie do twojego ciała/ dopasowaniem", "błądzące spojrzenia/ które są jak dotyk/ i chwile spotkań/ obcych sobie nóg", "w myślach będę/ znaczyć ustami/ każdy zakręt twojego ciała", "kradnę cię na dzień i noc/ zaledwie". Każde opisane spotkanie, każda noc, każda chwila, rzeczywista czy wyśniona przez bohaterkę, prowadzi do nieoczekiwanego odkrycia. Bywają one potwierdzeniem bliskości, ujawniają tęsknotę, o wiele częściej jednak okazuje się, że ujawniają tymczasowość i rozczarowanie: "byliśmy tylko na chwilę",  "przestanę/ chcieć/ powrotu do jutra",  "schowasz naszą rzeczywistość/ do kieszeni z napisem/ zapomnieć".  
      Tomik Sokołowskiej nie jest portretem kobiety marzącej o trwałym związku emocjonalnym. Mimo rozczarowań i zwątpień bohaterka wydaje się pogodzona z koniecznością ciągłych rozstań. Zdarzają jej się chwile drapieżnej rozpaczy, jak w wierszu "spotkaj się ze mną" czy obsesyjnego pożądania jak w utworze "jak stepowe wilki", ostatecznie jednak dochodzi do głosu jej życiowa mądrość dostrzegająca niedojrzałość i infantylizm "małych chłopców", którzy "boją się pragnąć/ boją się marzyć/ duszeni przez widmo przywiązania/ uwiązani na powrozie bezradności" i którzy mimo upływu lat "nie pojmują/ że z dzieciństwa się wyrasta". Diagnozowany przez psychologów od dłuższego czasu kryzys męskości znaduje tutaj swój poetycki wyraz widziany oczami bohaterki, która chce być traktowana jak kobieta, a nie baśniowa księżniczka. Bohaterka wierszy Sokołowskiej obserwuje siebie w relacjach z mężczyznami, dostrzega swoją nieprzystawalność do oczekiwań innych a zarazem swoją obcość w świecie, który nie nadąża (nie podąża?) za jej oczekiwaniami: "zdumiona teraźniejszość [...] patrzy na mnie/ szeroko otwartymi oczami". 
       Szczególnie podobają mi się otwarcia niektórych wierszy, rozpoczynanie od prostych opisów jednostkowego, ulotnego doświadczenia, pisanych prostym, zwyczajnym, niemal przezroczystym językiem: "nie chcę/ zamknąć myśli o tobie", "jestem zazdrosna o czas", "wymyśliłam  nas na chwilę",  "rano/ usunę ślady twojej obecności". Dopiero dalej, w trzeciej, czwartej linijce, w drugim, trzecim fragmencie autorka zaczyna bawić się językiem, wprowadzając nieoczekiwane zwroty akcji lub paradoksy:

jestem zazdrosna o czas
którego z tobą nie mam
ubrania
których ze mnie nie zdzierasz
spojrzenia
których na mnie nie wieszasz
słowa
którymi mnie omijasz
i telefony
których do mnie nie wykonujesz

(zazdrosna)

      Dzięki temu okazuje się, że można po raz kolejny pisać o sprawach odwiecznie banalnych w niebanalny i nienudny sposób. Są jednak elementy, na które w tym tomiku absolutnie się nie zgadzam. Nie dotyczą one języka (nawet jeśli tytuł wydaje mi się kaleki), lecz pewnego symbolicznego nadużycia, jakim jest tytuł wiersza "63 dni". W polskiej kulturze zwrot ten jednoznacznie kojarzy się - za sprawą także filmu "Sierpniowe niebo. 63 dni chwały" - z powstaniem warszawskim, trwającym 63 dni. Każde inne zastosowanie tego zwrotu wywołuje mieszane uczucia i dysonas wartościowania. Bez względu na ocenę powstania zrównywanie tamtego koszmaru z czasem, w  którym rozwija się i ewoluuje uczuciowa intymna relacja między dwojgiem ludzi, nie wydaje się stosowne. Czy odczuwanie stosowności/niestosowności pewnych określeń to już objaw różnicy pokoleniowej? W takim razie jestem już bardzo stara. 

       

 PS Zdjęcie okładki ze strony wydwnictwa Suite 77

11 gru 2019

Miejsca opisane

     Czy rzeczywiście są miejsca bardziej niż inne spowite literacką, poetycką aurą? Czy będąc same w sobie niezwykłe, przyciągają spojrzenie poety, niejako wymuszając określoną twórczość? Swoisty genius loci miast, miasteczek i wsi dbający o literacka sławę? Bardziej prawdopobna jest kolejność odwrotna: to autor zwraca uwagę na miejsce, z jakiegoś powodu dla niego interesujące, by uwiecznić obrazy wspomnień, topografię, spotkania, zapachy, dźwięki. Wydobyć z niebytu, może z przeszłości, może z wyobrażeń. Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera - zauważyła kilka dni temu  w mowie noblowskiej Olga Tokarczuk. Niewątpliwie więc pisarz czy poeta ma swój udział w unieśmiertelnianiu świata. Na ile twórczość taka bywa skuteczna, zależy od wielu czynników. Mieszkańcy Spoon River wciąż żyją w wierszach Edgara Mastersa, kolejne rzesze upartych czytelników spacerują po Dublinie z powieścią Joyce`a jako przewodnikiem, podobnie jak uczniowskie wycieczki zwiedzające Warszawę ulicami opisanymi przez Bolesława Prusa. Na Patriarszych Prudach ustawiono nawet znaki drogowe ostrzegające przed rozmowami z nieznajomymi z powieści Bułhakowa:

     Czy Biłgoraj doczeka się podobnej "wieczności" w poetyckich portretach Jacka Żybury, trudno dzisiaj wyrokować. Autor przyznaje się do inspiracji "Poematem o mieście Lublinie" Czechowicza zamierzajac "stworzyć rodzaj poetyckiego przewodnika po Biłgoraju".  Zapewne można czytać wiersze z mapą pod ręką lub idąc opisanymi ulicami. Podróż w teraźniejszości wkrótce okaże się jednak niewystarczająca, bowiem kolejne wiersze wprowadzają czas przeszły, czas tragicznych wydarzeń wojennych ("W rapiańskim lesie"), świat żydowskiego miasteczka ("gdzie niegdyś stała synagoga...") czy obecną już tylko w opisach i analizach etnograficznych kulturę sitarzy ("w zagrodzie sitarskiej"). 
     Jednocześnie pojawiają się ulice, budynki istniejące niedawno lub wciąż wyznaczające osie współrzędnych miasta. Bohater wierszy Jacka Żybury wędruje nimi zadzierzgując osobistą relację z przestrzenią: "szukam dawnych pejzaży", "tożsamości mojej ślad", "a my szliśmy... nad nami granat nieba... gdzieś skrzypnęła furtka... zaszczekał pies". Podróż w głąb czasu zdaje się przeważać nad obrazami teraźniejszości: "Szukam w pamięci nieszczelnej/ obrazów ulotnych jak cień". Analiza obecnego obrazu miasta i egzystencjalnego stanu bohatera nie napawa optymizmem. Pojawia się żal, smutek, rozdźwięk między tym, co było, tym, co jest, a tym bardziej tym, co jeszcze będzie: "na przyszłość zostało tak mało sił". Sił bohatera? Mieszkańca miasta? A może całego upersonifikowanego Biłgoraja, którego krzywy satyryczny obraz uderza goryczą w wierszu ostatnim "o miasto...". 
     Wiersz ten, zamykajacy tomik, stanowi swoiste literackie panopticum odniesień do twórczości innych autorów, od Baczyńskiego ("O miasto, miasto, Jeruzalem żalu", "krąg się zaciska"), Mickiewicza ("jesteś jak lawa", "ojczyzna dziadów"), przez Czechowicza ("w monotonii ulic z podniesioną głową" - parafrazuje wiersz "Przez kresy" Czechowicza: "monotonnie koń głowę unosi"), Słowackiego ("tęcza zachwytów", "jak paw nadęte" ), Staffa ("czciciel nowych czasów" bedzie tu parodią Staffowskiego "czciciela gwiazd i mądrości"), po polemiczne z "Herostratesem" Lechonia "kwitnienie bez perspektyw". 
     Wiersz ten drastycznie kontrastuje językiem i nastrojem z melancholijnym obrazem przeszłości opisywanej w całym tomiku. A może jest tylko domknięciem sugerowanego tu i ówdzie rozpadu, rozsypywania się, przemijania: "pusty peron zastygłe szlabany",  "okaleczona brama", "nagrobków szczątki", "tajemne ciszy milczenie".  Czy rzeczywiście zostanie po nas tylko "pamięć kamienia"? 
     Pozostaje do rozważenia to pierwsze pytanie: czy miejsce tworzy poetę, czy też poeta tworzy miejsce nadając mu określony kształt, może nawet niepowtarzalne i na zwsze utrwalone w literaturze imię? Istnieją miasta same w sobie poetyckie czy też poetyckość zostaje im nadana siłą twórczości autora? Sprawdzianem będzie tylko osobista lektura wierszy. 

(Zdjęcie okładki pożyczyłam ze strony wydawnictwa Suite 77)

9 gru 2019

haiku opublikowane



W nowym numerze Papierowego Żurawia moje już zimowe haiku:

sypnęło śniegiem 
w koronie jarzębiny 
chmara kwiczołów

6 gru 2019

Aforyzmy 15

Człowiek inteligentny ma porządek w głowie, a nie na biurku.

Słowa są jak ludzie: zderzają  się, mijają i oddalają.

Piekło Internetu: nie zapomina, nie przebacza i żąda duszy.

Krocząc z tłumem najtrudniej zrobić w tył zwrot.

Pęd do odgradzania się najdobitniej potwierdza, że wyszliśmy z raju.

Sny o potędze nie wróżą wielkiej kariery, tak jak sny o spadaniu nie znaczą, że jesteś spadochroniarzem; co najwyżej świadczą o problemach ze zmysłem równowagi.

Jest jak śpiący rycerz: drzemie w nim wielki potencjał.

To niesprawiedliwe: czas dłuży się wtedy, gdy nie mamy nic do roboty, a zawsze brakuje go na wiele zajęć, które koniecznie musimy zrobić.

Niejeden myli dążenie do celu z celowaniem w innych.

Kto chodzi z głową w chmurach, nie widzi drogi przed sobą; kto patrzy tylko pod nogi, nie zobaczy horyzontu.


25 lis 2019

podglądam świat

podglądam świat
czy on widzi mnie?


13 lis 2019

mchy i widłaki


mchy i widłaki
koniec drogi
czy początek?

27 paź 2019

Drugie wydanie

     Doczekałam się drugiego wydania tomiku sprzed piętnastu lat. Pierwszego nie mam już ani jednego.  To znaczy jeden mam, na własny użytek.  Dlatego jest nowy, z nową okładką w zupełnie innej estetyce. Prosta czytelna czcionka, i - jak to mówi Ela Sokołowska ze Studia Suite - duże fonty. Ale wszystkie wiersze pozostały bez naruszenia kolejności i treści oczywiście.  Czy to dobry pomysł? Jeszcze nie wiem.
      Trzy razy robiłam zdjęcie i wychodzi absolutnie "artystycznie". No cóż, oryginalne kolory  można obejrzeć na stronie wydawnictwa Studio Suite 77

     A mnie wychodzi, jak wychodzi ;-)



25 paź 2019

Aforyzmy 14

Demokracja jest przeciwniczką edukacji: głosy naukowca i wtórnego analfabety znaczą w wyborach tyle samo.

Prawy obywatel bywa nieraz zmuszany do łamania prawa.

W zmaganiu z materią słowa często wychodzi bełkot.

Nie miecz, nie tarcz bronią języka, lecz mocne zęby.

Największym nieszczęściem narodu jest brak szczęśliwych obywateli.

Gdyby każdy realizował swoje własne cele, nie byłoby działań ani tematów wspólnych.

Dla fiskusa podatnik może umrzeć; ważne, że jego dług jest nieśmiertelny.

Plotkowanie jest jak defekacja: w obu przypadkach wydalany jest produkt niestrawny.

Nieznajomość słownika prowadzi do przekonania, że każde indywiduum jest indywidualistą.

Bojąc się urazić krytyką cudze uczucia, utwierdzamy miernoty w przekonaniu o własnej genialności.

20 paź 2019

październik

dywany leszczynowe
pod stopami szeleszczące 
i nad głową żółte szczygły
oleistych ziaren pełne
pracowicie wydziobanych
z ostów i wiesiołków
ogrody niedzielne
pulsujące sikorkami
w oliwkowo-żółty deseń
przestrzenie jesienne
w płaszczu mgły
porannej i wieczornego dymu
czas odmierzany
sekundami spadających liści
pszczół powrotem 
znad łąk przekwitłych
krzykiem pożegnalnym
żurawi w kluczach 
łopianowe królestwa
zadziornych rzepów
paździerzowe kaprysy 
bóstwa w złotej masce












8 paź 2019

tempus fugit

ściemnia się
niebo czerwone zamyka chmur powieki
złoty liść spada powoli z drzewa 
nad koronami przepływa klucz żurawi
klangor cichnie w oddali 
w szarości ziemi pośród dymów
ogród wykrwawia się nasturcją i szałwią
ostatnie pąki róży budzą się jeszcze
już jutro szron je zahibernuje
w srebrnych urnach 

3 paź 2019

O pewnych nazwach własnych w środku lasów

      Historia nazw własnych bywa świadectwem historii i dziejów języka. Wiele nazw, dzisiaj niezrozumiałych, ma swoje historyczne, kulturowe lub językoznawcze uzasadnienie. Być może najstarsi mieszkańcy jeszcze niektóre z nich rozumieją i potrafią wskazać źródła powstania. Niemniej wyśledzenie owych źródeł wymaga często zagłębienia się w przeszłość nie tylko językoznawczą. Zwłaszcza gdy wywodzą się z dziejów dawnych mieszkańców, zjawisk przyrodniczych czy obyczajów współcześnie nazywanych inaczej lub po prostu zanikłych. 
      Nazwy miejscowości bywają przedmiotem badań, a ich genealogię można wyprowadzić na podstawie prawideł rozwoju polszczyzny, odowłując się do sklasyfikowanych w onomastyce kategorii. Zdecydowanie mniej źródeł podpowie nam, skąd natomiast pochodzą i co oznaczają nazwy ludowe utrwalone w potocznej świadomości mieszkańców, a nieobecne w źródłach pisanych, dokumentach czy mapach. Do takich należą zwyczajowe nazwy działek leśnych w okolicach Janowa Lubelskiego i podjanowskich wsi.  Należą do nich np.: Caban, Sapy, Kiełbasionka, Osowce, Sadzonka. 
      Nazwa ostatnia, Sadzonka, zapewne jest pozostałością nasadzeń podejmowanych w minionych latach. Akcję zalesiania podjęto zaraz po wojnie w celu odbudowania stanu lasu zniszczonego działaniami wojennymi. Nie tak prosto natomiast wyjaśnić pochodzenie pozostałych nazw. Niektóre, jak Sapy czy Caban pojawiają się na bardziej szczegółówych mapach. 
       Sapy oznaczone są na mapach jako osada złożona z kilku budynków. Administracyjnie stanowią one część Branwi podzielonej obecnie na Branew Ordynacką i Branew Szlachecką. Sapy powstały w 1852 roku jako skutek wykarczowania lasu, w 1921 roku składały się z 5. domów z 28. mieszkańcami. W "Słowniku etymologicznym" Brucknera czytamy, że "sapa" to inaczej graca, rodzaj motyczki, stąd powiedzenie okopywać gracą. Słowo pochodzące z języków romańskich "sapa" z pochodnym czasownikiem "sarpere", od którego pochodzi znany wyraz "saper". Inna etymologia wskazuje na związek z wodą, sapa to także niewielki wodotrysk, bulgoczące źródła, które "sapią". Nieprzypadkowo wyraz kojarzy się z sapaniem, ciężkim oddechem, sykiem czy parą. Sapowiskami nazywano tereny bagniste, nad którymi z bulgoczących miejsc unosiła się para. Toteż Sapy jako miejscowośc powstały na terenach wykarczowanych obok bagien, a lasy obok do dzisiaj w zwyczajowej nomenklaturze tak są nazywane.  Miejscowości Sapy znajdziemy także w innych regionach Polski, np. na pograniczu województwa mazowieckiego i łódzkiego na terenie Bolimowskiego Parku Krajobrazowego.  Lechosław Herz zalicza je do unikatowego nazewnictwa ludowego podobnie jak Chrapy czy Kierz. 
      Na dokładnych mapach z trasami rowerowymi na południe znajdziemy też Caban i Osowce. Caban jest oboczną formą do "czaban" - nazwy pasterza owiec lub wołów w Rumunii, Mołdawii, na Węgrzech i części Ukrainy. W obu formach funkcjonuje w Polsce również jako nazwisko. Wskazuje wóczas na zawód i pochodzenie protoplasty. Dlaczego jednak Caban przetrwał jako nazwa obszaru leśnego, na którym prywatne działki mają okoliczni mieszkańcy? W dodatku otoczony dookoła niewielkimi obszarami uprawnymi i bezleśnymi. Z kolei Osowce występują także w województwie wielkopolskim jako nazwa wsi, a na Śląsku spotykamy Osowiec. Najsłynniejsza jest chyba Twierdza Osowiec położona w woj. podlaskim, zbudowana w II poł. XIX wieku i nigdy niezdobyta. Nazwa jest typowo topograficzna i oznacza miejsce porośnięte osiną.
      Kiełbasionki jako nazwy własnej nie udało mi się znaleźć nigdzie indziej, spotyka się za to w takiej formie słowotwórczej nazwiska. Zapewne podobnie jak one rdzeń kiełb- wywodzi od dawnego kiełbasić, czyli gmatwać, jak podaje Aleksander Bruckner. Do dzisiaj przecież w języku potocznym funkcjonuje zwrot "coś się pokiełbasiło", czyli zagmatwało,  pokomplikowało. Być może chodzi o zagmatwaną drogę dojścia, plątaninę leśnych dróg i ścieżek, albo sam charakter niejednorodnego lasu, złożonego z gmatwaniny drzewostanu, zarośli, krzewów. 

20 wrz 2019

zwyczajny dzień

nogi niosą w deszcz i niepogodę
tymczasowo pod niebem nie unosi się kurz
tylko parasolki płyną na fali głów
w wąskiej szczelinie pomiędzy ciałami
Euphoria w objęciach Armani Eau de Cedre
odkładam kapelusz w Zaczarowanej Dorożce
za oknem milknie gwar wędrowców
realizujących ambitne zamierzenia
zdobywcy celów nie ustają w dążeniach
żegnam ich bez żalu za straconymi złudzeniami
kimkolwiek są nie znają chwili wahania
gdy włochaty trzmiel na pierwiosnku
do ziemi przygniata milczący podziw
zanim znowu nogi poniosą gdzieś
w deszcz i niepogodę nad oceany kałuż
łykami kawy przeplatam słowa
na krosnach zwyczajnego dnia
któregoś roku w epoce bez nazwy







13 wrz 2019

Śpiew i gitary w muzeum

      Słuchałam już koncertów w Muzeum Narodowym w Warszawie, czemu nie miałabym posłuchać w Muzeum Ziemi Biłgorajskiej? Na pożegnanie lata 12 września wystąpili w duecie panowie Adam Jarząbek i Jarosław Jurkiewicz z Lublina. Duet działający od 2014 roku wydał już dwie płyty z nagraniami polskich wersji piosenek Jaromira Nohavicy: "Lublin - Ostrava 0:30" i "Grzebienie".  Panowie szczególnie upodobali sobie twórczość czeskiego barda, którego teksty z upodobaniem wykonują i popularyzują. Na wczorajszy koncert złożyły się ponadto utwory Boba Dylana i Jacka Kaczmarskiego z niewielkim dodatkiem piosenek własnych.
        Adam Jarząbek dysponuje elastycznym głosem, którym potrafi wyrazić chropawość prostest songów Dylana czy gorzką prawdę o polskiej historii z ballad Jacka Kaczmarskiego. Niemniej, gdy teskt był liryczny, słyszeliśmy wokal bardziej wyciszony i nastrojowy pięknie zestrojony z dźwiękiem gitary. Przejmujące słowa, przemyślana, dopasowana aranżacja i plastyczna interpretacja głosowa wprowadzała słuchaczy w nastrój zadumy i wzruszenia. Dynamicznymi solówkami popisywał się Jarosław Jurkiewicz, z zawodu filozof, wykładowca na uczelni. A także, jak się dowiedzieliśmy z dopowiedzeń występujących artystów, tłumacz niektórych prezentowanych tekstów, zwłaszcza Boba Dylana. 
      O piosence poetyckiej napisano już wiele i wciąż cieszy się ona zainteresowaniem kolejnych pokoleń. Świadczą o tym festiwale, płyty, nagrania, coraz to nowe nazwiska na scenach. Ogromna popularność Nohavicy, przez niektórych nazywana wręcz chorobą, pokazuje, że dobrej poezji w czasach betonowych miast nigdy za wiele. Stąd też w jednej z ballad za czeskim bardem Adam Jarząbek powtarzał "O poezję wołam". 
       Szczerze mówiąc, tytuł "Poetyckie pożegnanie lata" niewielkie znalazł odbicie w doborze repertuaru. Poezja to była bezsprzecznie, ale jeśli pożegnalna, to raczej w odniesieniu do historii. Mocną i trudną w treści "Balladę wrześniową" Jacka Kaczmarskiego można potraktować jako pożegnanie bezpiecznego świata sprzed 17 września 1939 roku, pożegnanie świata wartości. Dopełnieniem wątku były również Kaczmarskiego utwory "Jałta" i "Odpowiedź na ankietę "Twój system wartości".  Prędzej można by było całość zatytułować "Poetycka lekcja historii", bowiem i pieśni Nohavicy "To, co wymówione" oraz "Gdy wcielali nas do armii" nawiązują do dramatycznej przeszłości Czechów. Więc kiedy w jednym z końcowych utworów panowie już we własnym tekście zgodnie przypominali, że "człowiek z człowieka się rodzi, a nie z huku dział", było to już postawienie kropki na "i". 
       Na szęście panowie nie pzostawili nas w minorowych nastrojach straconych historycznych szans i złudzeń w gorzkim świecie materializmu i ambicjonalnej rywalizacji. Przepiękne "Sarajewo" Jaromira Nohavicy w podwójnym bisie na pewno i w Biłgoraju przysporzyło duetowi fanów na przyszłość. Ja na pewno pójdę na każdy koncert, jeśli tylko panowie Jarząbek-Jurkiewicz zawitają w okolicy. Mimo że nie lubię gitary (ale to już inna historia ;-). 



11 wrz 2019

I znowu jesteśmy

       Chyba stękniliśmy się  za sobą, bo nikt nie marudził na zaproponowany termin i godzinę. Tym razem Halina Ewa Olszewska - stało się już tradycją, że jesień należy do niej - gościła w swoich progach biłgorajską grupkę poetów. Stawiliśmy się w składzie: Ewa Bordzań, Elżbieta Sokołowska, Iwona Startek i Jacek Żybura. Pięcioro ludzi pióra. Każde z nas pisze inaczej, ma swoje upodobania, inne sposoby na poezję. Mogło być ostro, ale udało się ominąć niebezpieczeństwa różnicy zdań za sprawą zbawczego humoru. Sięgając do przepastnych szuflad biurka Telimeny opowiadaliśmy najciekawsze historie. Własne i zasłyszane. Każda opowieść to inny temat możliwy do przerobienia na lieraturę. Od sensacji, kryminału, przez przygodę na okręcie wojennym i obyczajowy romans, po triller medyczno-policyjny i groteskę. W każdym razie tematy są, trzeba tylko odpowiedniego pióra. 
        Właśnie najnowszymi dokonaniami pióra podzieliła się z nami gospodyni spotkania, która obdarowała nas pachnącym z drukarni tomikiem "Pośrodku horyzontu. Poezja i proza". Poezji jest więcej, z prozy trzy opowiadania. Koleżanka zrobiła nam niespodziankę nie tylko nowym tomikiem, ale i zawartością. Samo się otworzyło na aforyzmach i fraszkach. Ho, ho, takie pióro w ręce naszej Halinki?

***
niejeden ma parcie na szkło
większe od zatwardzenia

      Pośmiawszy się z tych i owych, także z samych siebie, na koniec wróciliśmy na tory prawdziwej poezji - swoje najnowsze erotyki przeczytał nam Jacek. Rzuciłyśmy się - my, same baby -  z krytycznymi uwagami. Jacek, jak to Jacek, słuchał i swoje myślał, czasem tylko korygował nieścisłości: "motyle pojawiły się tylko dwa razy". Ale w porządku, powstaje nowy cykl. Czekamy na pozostałe utwory i publikację.

25 sie 2019

Lato się kończy, przed nami jesień

haiku letnie - sianokosy

wóz za wozem
stodoły pełne zapachu
skoszonych łąk

(6 punktów)



kolia z diamentów
rosa na pajęczynie
błyszczy jaśniej

(2 punkty)

16 sie 2019

Taki rustykalizm


rustykalizm roztoczański

28 lip 2019

w moim ogrodzie

w moim ogrodzie żywioły wybuchły gwałtowne
na skalniaku w cieniu gdzie oczko błyszczy wodne
lecą pióra i wrzaski pod drzewa dach zielony 
dwa szczygły z czyżami furkotały wkurzone
tuż pod oknem wzniecając popłoch niejaki
umilkły na chwilę na gałęzi sikorki modraki
zakołował spłoszony drozd i na trawie
przysiadł nieruchomo jakby w obawie
że i jemu oberwie się piórem po głowie
na murku z wysoka zięba spogląda ciekawie
kto zwycięstwo odniesie w zawiłej tu sprawie
chciał się napić kopciuszek z rdzawym ogonkiem
schował się spłoszony pod ogrodowym dzwonkiem
pokrzewka nakryła się czarną czapeczką
i skryła w gałązkach krzewu porzeczki
aż przyleciał czarny kos powagą strojny
sprawdzić przyczynę i zakończyć tę wojnę
w sam środek sadzawki przysiadł i chlupnął
umilkło towarzystwo roziskrzone kłótnią















2 lip 2019

w taki dzień jak dziś

w taki dzień jak dziś
nie kupisz pomarańczy
ktoś przeszedł drogą
ostatni raz zostawił cień
na oknie w pelargoniach
na igłach opuncji motyl
rozklada skrzydła
buczący trzmiel kołuje
nad wielkim łopianem
w taki dzień jak dziś
nie znajdziesz słów
na wypełnienie ciszy
w piwnicznych słojach
klaruje się wino
nieśpieszne soki czerwienią
oblewają parapety
w taki dzień jak dziś
policzysz książki na półkach
wiedząc że żadnej
nie przeczytasz po raz drugi
i nie spotkasz nikogo
z dawnych lat kto pamięta
jak byłaś małą dziewczynką
w taki dzień jak dziś
nie pomyślisz o jutrze








10 cze 2019

czas jarmarków

na straganach gwiżdżą okaryny
terkoczą wartko kogucie skrzydła
na glinianych garnkach odciśnięte
ciepło rąk i liść koniczyny
baloniku mój malutki
leć wysoko okrąglutki
śmiechem otwiera się brama
dziecięcego sezamu zabaw
czy kręcą jeszcze cukrową watę?
czy wiatraczki napędzają wiatr?
w jarmarcznym gwarze
muzykanci z drewna gotowi
do krzesania ognia na smykach
jeszcze jeden mazur dzisiaj
z parasoli nikły cień nie chłodzi
upalnego dnia na deptaku
w złotych wzorach na chodniku
skrzyżowane drogi światów






24 maj 2019

Pisać wiersze? Całkiem proste!

   

      Mieszkanie Poezji w Zespole Szkół Budowlanych i Ogólnokształcących zgromadziło 23 maja tych, którzy piszą i tych, którzy słuchają bądź czytają wiersze. Znalazło się nawet miejsce dla - takich jak pisząca te słowa - wielbicieli opery. W przestrzeni otwartej na słowne akrobacje okazało się, że każdy może stworzyć wiersz. Wystarczy tylko mieć materiał i chęci. Materiałem były na przykład przypadkowe słowa wycięte z gazety. Zabawiliśmy się w dadaistów i okazało się, że w każdym drzemie poetycka inwencja. 




Czas przeczytać i pokazać nasze "dzieła":




      Niektórzy wolą tradycyjną formę, tworząc samodzielnie, w ciszy i z namysłem. Młodzi poeci przeczytali utwory piękne, wzruszające, refleksyjne i aktualne. Są dopiero na początku drogi twórczej, ale na pewno jeszcze o nich usłyszymy w przyszłości. Jeśli zadaniem Mieszkania Poezji ma być otwarcie się na młodych, to udało się nam je wykonać: poznaliśmy ośmioro poetów ze szkolnych ławek. Ich wiersze zaś już na zawsze pozostaną wspólnym dobrem.


      Nadszedł czas na twórców dojrzałych i z dorobkiem. Zaproszenie przyjęli: Ewa Bordzań, Halina Olszewska, Elżbieta Sokołowska i Jacek Żybura. W wywiadzie prowadzonym przez Aleksandrę Kolbuch i Jakuba Kidę goście ujawnili swoje muzyczne preferencje, opowiadali o roli muzyki w życiu i twórczości, przeczytali najnowsze utwory. Najciekawsze zostawili na koniec: mianowicie pięknie się "pokłócili" o rozumienie związków między "ja" lirycznym a auotrem w poezji. Na ile "ja" liryczne jest odbiciem autora? Czy autor wiersza pisze o innych czy zawsze o sobie? Czy wypowiedź w pierwszej osobie jest wypowiedzią odautorską czy kreacją liryczną? Gdyby nie ograniczenie czasowe, dyskusja trwałaby bez końca.


Ewa Bordzań - biłgorajska poetka


Halina Olszewska i Jacek Żybura - biłgorajscy poeci

     Na szczęście są zjawiska, na które reagujemy podobnie. Na przykład z podziwem dla uczestników X Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki, na którym plejada śpiewaków udowodniła, że nawet nie znając języka polskiego można wspaniale po polsku śpiewać. Dokonał tego chiński tenor Long Long, którego wykonanie Arii z kurantem ze "Strasznego dworu" zyskało niekłamany aplauz, a wykonawca zdobył kilka nagród. 
     



O co chodzi w Arii a kurantem? 


Po prawej jeszcze jeden gość: Elżbieta Sokołowska, poetka i wydawca

      Wracając do poezji, przyjrzeliśmy się znanym wierszom polskich autorów od Kochanowskiego, przez Krasickiego, Mickiewicza, Tuwima, Pawlikowską-Jasnorzewską, po Urszulę Kozioł. Staraliśmy się odkryć metodę twórczą, a przynajmniej zasady rządzące kolejnością wersów. Z pociętych na osobne paski wersów odtwarzaliśmy cały pierwotny tekst. Jak się okazało, "w tym szaleństwie jest metoda", ponieważ wszystkie rekonstrukcje zakończyły się sukcesem.


Rekonstrukcja "Inwokacji" Urszuli Kozioł

PS Wiersze z karteczek




18 maj 2019

Mieszkanie Poezji 2019



                                                       
                                                                         Mieszkanie Poezji
                                                                                                          w Zespole Szkół
                                                                                                          Budowlanych i Ogólnokształcących 
                                                                                                          w Biłgoraju
















 




Już po raz drugi, włączając się do Festiwalu Miasto Poezji, organizujemy Mieszkanie Poezji jako przestrzeń spotkania z poetyckim słowem


23 maja od godziny 9:45 w szkolnej bibliotece oraz na wolnym powietrzu wyślemy wiersze w przestrzeń

Program:
9:45–Poezja w przestrzeni publicznej –prezentacja multimedialna
Czym jest poezja? Czym poezja różni się od prozy? –poszukamy różnic
i zbudujemy wiersze z materia
łu słownego dostępnego na co dzień wokół nas

10:50– Wiersze w powietrzu - młodzież czyta swoje wiersze 
i wysyła je w świat

11:40 – Muzyka w poezji i muzyczność wierszy – dyskusja o pracy nad poetyckim warsztatem, prześledzimy ciekawe związki poezji z muzyką

12:30 – Biłgorajscy poeci czytają wiersze: Ewa Bordzań, Halina Olszewska, Piotr Kupczak, Elżbieta Sokołowska, Jacek Żybura i inni

W każdej części na uczestników czekają gry i zabawy poetyckie, radosna twórczość wokół niezwykłych pomysłów poetyckiej awangardy dadaistów, futurystów i surrealistów.

Nie jesteś pewny/a czy możesz zostać poetą/ką? Przyjdź, a się przekonasz!

Zapraszamy wszystkich, którzy piszą wiersze lub chcieliby je pisać, a nie wiedzą  jak zacząćJ




15 maj 2019

szarość

mamrotanie godzin
mamrotanie dni
zaklęte koło przyzwyczajeń
rutyna suchych lat
w pestkach oczu bez blasku
sny kończą się przed świtem 
nawinięte na szpule
zetlałe szare zwoje
twarze ślizgają się po szybach
gorliwie choć krokiem niepewnym
nie nadążamy

7 maj 2019

omszałe zamki

omszałe zamki
na siedem spustów
zamknięte bramy


18 kwi 2019

Requiem dla katedry

Część I

nie wiedziałam że dziś
będę pisać przez łzy
które z witraży płyną po ścianach gorących
modlitewne szepty zamarły
w strzelistych abażurach płonącej iglicy
w tym ogniu jak żywa
z sercem gorącym
w całunach dymu 
obraca się w proch 

nieme maszkarony
ognistym oddechem
krzyczą w noc jasną od pożaru
ptasie gargulce sfrunęły
w płatkach popiołu
na kurtki przechodniów

notre drame 
piszą na porannych stronach gazet
chwilo trwaj zanim spłoniesz
grzebiąc setki lat w sarkofagu
pustym pod otwartym niebem
jeszcze dziś stoi katedra
na kolanach modlących się
na paryskim chodniku

29 mar 2019

Pożegnanie zimy - kulig i marzanna

#14
przez śnieg
ślady płóz ciągną się w gwar
i zapach kiełbasek



#02
dziecięcy orszak
słomiana kukła w koralach
odpływa



17 mar 2019

Poezja i proza na wiosnę

    Biłgorajscy poeci ożywili się na wiosnę. Jakby nie patrzeć, poeci to często takie niebieskie ptaki, toteż nic dziwnego, że gdy dzień dłuższy i nawet słońce raz po raz się pojawia, oni też zaczynają stadnie świergotać. Zwłaszcza trzynastego, bo nie wierzą w pecha, gdy się pechowo składa, że człowiek para się piórem. Posileni chlebem własnego wypieku, wzmocnieni czerwonym winem, dali wybrzmieć twórczym emanacjom. Poważną poetycką frazę zaprezentowała tym razem tylko Halina Olszewska wierszem "Podróże z Cogito". Ewa Bordzań i gospodyni spotkania, czyli ja, poszłyśmy w satyrę, czytając teksty z przymrużeniem oka pisane. Jacek Żybura wprowadził zebranych w karkołomne gwarowe dialogi bohaterów najnowszej powieści, jeszcze nieopublikowanej. Przy okazji wynikła dyskusja na tematy dialektologii stosowanej. Jak stosowanej, przez kogo, z jakim efektem i w jakich czasach historycznych. Temat rzeka!  Dla twórcy z okolic prowincjonalnych gwara jest żywiołem często wciąż obecnym. Czy jednak niezmiennym?  Przyznaję, że sama mam nieraz problem ze zrozumieniem osób mówiących gwarą, ratuje mnie językoznawcza domyślność, choć nie zawsze. Bywało, że nie rozumiałam, co mówi do mnie sąsiadka na wsi. Są wyrazy jak zagadki, zmuszające do szaradziarskiego wysiłku. Praca w słowie, poetyckim czy prozatorskim, bywa trudem syzyfowym, o czym czytelnicy mają często mylne pojęcie, a raczej w ogóle go nie mają. Czy dlatego spotykamy się we własnym gronie zamiast z czytelnikami? No cóż, będziemy się starali wyjść z niszy - wyfruniemy wiosną jak ptaki. Elżbieta Sokołowska tym razem sponsorowała wino (chleb z żurawinami był mojego wypieku), licząc zapewne, że padniemy zanim ją zanudzimy swoimi utworami. Nic z tego! Wytrwaliśmy na lekturze do końca i nawet nam się języki nie plątały. Pochwaliłam się tajnymi zapiskami z życia miasteczka. Muszę być ostrożna, bo czasami pojawiają się w nich postacie rozpoznawalne. Na razie więc tylko bezpieczna autoironia. 

O niewydawaniu pieniędzy na darmowe dostawy
Dziś Dzień Darmowej Dostawy - szał zakupów od Czarnego Piątku nadal trwa, tylko w sieci. Pisałam o swoim łupie (sześć rolek najdłuższego papieru toaletowego) czarnopiątkowym, postanowiłam rzecz powtórzyć w domowym zaciszu, nie wychodząc z domu. Po powrocie z pracy zaczęłam przeglądać, które sklepy włączyły się do akcji darmowej dostawy i ... zapomniałam, co miałam zamówić. To znaczy miałam zapisane, ale zapomniałam gdzie. Z kolei siostra również podała mi swoją absolutnie obowiązkową listę, ale też zapomniałam, więc za telefon i dzwonię - nie odbiera. No jeszcze parę godzin czasu jest, może oddzwoni. Tymczasem przeglądam asortyment internetowych księgarni: poeta, którego nie znam; poeta, którego nie cierpię; poeta,którego już mam. Dalej: powieść dla nastolatków, powieść dla kucharek, powieść dla nieumiejących czytać, czyli komiks ;-) Dalej: poradnik ogrodniczy, poradnik kucharski, poradnik majsterkowicza, poradnik robótek ręcznych, poradnik szczęśliwego człowieka. I dalej: kolorowanki dla dzieci, kolorowanki dla dorosłych, puzzle. I jeszcze: kryminały, sensacje, thrillery albo romansidła, sexy mama, sexy sekretarka, sexy nastolatka, sexy macho i sexy drwal... a nie, to już masło maślane by było czy raczej oksymoron? Licho wie. W każdym razie podliczyłam: ZAOSZCZĘDZIŁAM co najmniej kilka setek, bo NIC NIE ZAMÓWIŁAM :-) 

Iwona Startek

9 mar 2019

List z raju

Jest sobota, do okna deszcz
pcha się jak strun pizzicato.
To posępnego czasu miecz
zatrzymał się pod fermatą.

Za oknem życiodajny plusk
pęczniejący niczym drożdże;
na mnie osiądzie pył i kurz
jeśli nazwać się nie zdążę.

Milczą zegary pustych chwil,
białe kartki w kalendarzach.
Bóg stworzył wszechświat w siedem dni,
mnie ten jeden dzień przeraża,

gdy bezimienna rozpacz trwa,
dopóki słowem nie nadam
budzącemu się światu praw
istnienia, ja - pierwszy Adam.

25 lut 2019

druga strona

druga strona

po ciemnych łąkach
księżycowa pełnia toczy
smak jabłek i krzyk żurawi
pędzel nocy rozcina
swojską przestrzeń
nadaje rzeczom kształty
od nowa formuje istnienie
pod kuchenną blachą
w czerwonych szyszkach
płoną ziarna czasu
na niewidzialnych niciach
snują się myśli
poszarpane jak babie lato
podpływają do okien
srebrne dachy na stodołach
nim w pajęczych sieciach
wstanie dzień zza luster
świat zajrzy nam pod powieki
zamknięte snem