22 gru 2018

A jednak znikają

      Po 35. latach z polskiego rynku prasowego znikają "Zeszyty Literackie".  Właśnie pojawił się ostatni, 144. numer - dokładnie 35 lat temu, w grudniu 1982 roku w Paryżu, ukazał się numer pierwszy. Po dziesięciu latach funkcjonowania jako pismo emigracyjne Barbara Toruńczyk, inicjatorka i współzałożycielka pisma, kontynuowała swoje dzieło w kraju. "Zeszyty Literackie" z pisma emigracyjnego stało się krajowe, a właściwie międzynarodowe, bo zawsze otwarte na tych, którzy piszą gdziekolwiek przyszło im żyć i tworzyć. W latach 80., gdy polscy twórcy odgrodzeni granicami od krajowego czytelnika i krajowego rynku prasy, były one nieocenionym miejscem kontaktu pisarzy z czytelnikami. O roli "Zeszytów" napisano już wiele, a zapewne jeszcze więcej opracowań i analiz dopiero powstanie. Ich znaczenia nie sposób przecenić. To z nich można było dowiedzieć się o najnowszych utworach największych poetów, o emigracyjnej działalności Miłosza, Barańczaka, Czapskiego, Grudzińskiego, przeczytać poetyckie i nie tylko poetyckie dialogi między Miłoszem a Venclovą, to w "Zeszytach" poznawało się kolejne pokolenia twórców i reformatorów polskiej poezji, doświadczało się meandrów tłumaczeń polskiej literatury na obce języki i odwrotnie.

      O trudnościach wydawniczych była mowa od jakieogś czasu. Ostatecznie okazało się, że kontynuowanie wydawania "Zeszytów Literackich" nie jest możliwe ze względu na brak sponsora, a dotychczasowy się wycofał. Oznacza to, że z polskiego rynku prasowego znika najlepsze merytorycznie czasopismo literackie. Nie oszukujmy się, żadne inne nie dorównuje poziomem literackim ani wszechstronnością prezentowanej literatury, od poezji, przez eseistykę, reportaż, prozę wspomnieniową, krytykę literacką, różne formy prozatorskie i tłumaczenia, po epistolografię. Wielka szkoda, że prawie 40-milionowy naród nie znajduje w sobie potrzeby utrzymania najwartościowszej prezentacji własnej literatury. 
      Jakiś czas temu ukazała się inicjatywa podpisania petycji pod hasłem "Ocalmy "Zeszyty Literackie". Link do petycji wysłałam wielu osobom, co do których miałam prawo oczekiwać, że sprawy kultury i literatury nie są im obojętne. Okazało się, że odzew był niewielki. Zaledwie kilka osób zachęconych i zaniepokojonych sytuacją przyłączyło się do akcji. Obecny ostatni numer "Zeszytów Literackich" zawiera listę osób, które petycję podpisały. Z Biłgoraja jest na niej 5 nazwisk. Tylko pięć, niestety... To także świadczy o mieszkańcach. 
        144 numer "Zeszytów Literackich"... Smutna to lektura. Po raz ostatni czytam nowe, niepublikowane dotąd wiersze Miłosza, wciąż odkrywane w jego archiwum przekazanym Bibliotece Narodowej. I jeden z pierwszych esejów Herberta o malarstwie Georgesa Rouaulta uznawanego za jednego z najwybitniejszych malarzy religijnych XX wieku, aczkolwiek nie tylko taka tematyka jest mocnym atutem jego twórczości. Wiersze Brodskiego, Zagajewskiego, zagraniczne echa odbioru wspomnień zesłańczych Czapskiego... I zapowiadane już w poprzednich numerach fragmenty najnowszej książki Karpelesa o Czapskim. I jakby w formie puenty Tomasza Łubieńskiego refleksje o zapominaniu Norwida. Czy zniknięcie "Zeszytów Literackich" nie jest także pewną formą zapominania? Zapominania przez polskie społeczeństwo o swojej literaturze, o języku, o duchowej spuściźnie zawartej w słowie? 


Georges Rouault: Wieczór w Getsemani

17 gru 2018

przy wigilijnym stole

przy wigilijnym stole siądziemy
nad otwartym pyszczkiem karpia
martwym okiem będzie patrzył
na pusty talerz obok serwetki
kompot z suszonych owoców
wystygnie nam w dłoniach
noc ciemnieje strach truchleje
śnieżne gwiazdy zasypują drogi
śniły się dzwonki u sań
a to tylko brzęk zębów o szklankę
i wycie psa do milczącego księżyca
szukam dawnego smaku
w kluskach z makiem i rodzynkach
pochowanych w serniku
błyszczące bombki toczyły się
po zielonych gałęziach jak słowa
kolędy powtarzanej bez końca
lulajcie Jezusa w żłobie anieli
a oni nad kołyską oniemieli
gwiazda na szczycie świeciła jaśniej
niż mroki wszystkich tajemnic bytu

12 gru 2018

Literacka pamięć

     Niemal każdy region ma swoje określone, mniej lub bardzie zaznaczone, miejsce w dziejach kultury. Literackie opisy, wspomnienia mieszkańców czy przyjezdnych, poetyckie inspiracje składają się na wizerunkowy kalejdoskop miejscowości. Biłgoraj najpierw zaistniał jako punkt na podróżniczym szlaku Ignacego Krasickiego w "Opisaniu podróży z Warszawy do Biłgoraja". Obecnie możemy już sięgać do wielu utworów, których inspiracją czy nawet głównym tematem jest miasto, jego mieszkańcy, bliższe i dalsze okolice, a obok pomnika poświęconego Ignacemu Krasickiemu mamy też ławeczkę Isaaca Singera.
      Rozwijanie literackiej pamięci może odbywać się w dwóch kierunkach: jako przypominanie utworów powstałych w minionych epokach oraz jako czerpanie inspiracji z przeszłości we współczesnej twórczości pisarzy i poetów. Do tego drugiego nurtu należy tomik Jacka Żybury "Biłgoraj "ze starych fotografii" (Studio Wydawnicze Suite 77), do pierwszego zaś dwa wznowienia: wspomnieniowe "Kwadratowe słońce" Stefana Knappa (Biłgorajskie Towarzystwo Regionalne) i "Nowele. Utwory zebrane" Wacława Żmudzkiego (Studio Wydawnicze Suite 77).
     Stefan Knapp był artystą malarzem, twórcą nowej formy artystycznej wielkopłaszczyznowych obrazów tworzonych techniką emalii nakładanej na oryginalnie opatentowanym przez artystę podłożu. Jako zdemobilizowany po wojnie pilot RAF postanowił rozwijać swoje od dzieciństwa widoczne zdolności artystyczne. Przez pierwsze powojenne lata kształcił się i pracował nad wypracowaniem własnej techniki, która z czasem przyniosła mu sławę na całym świecie, a jego prace można podziwiać w Paramus i Nowym  Jorku w USA, w Ontario, w Londynie i Genewie, w Paryżu, Dusseldorfie czy w kilku miastach Ameryki Południowej. Należał do najbardziej rozpoznawalnych nowatorskich artystów II połowy XX wieku  w Anglii, gdzie pozostał po zakończeniu wojny. Zanim to jednak nastąpiło, przeszedł szlak zesłańczy przez swoieckie więzienie i łagry, które na zawsze naznaczyły jego osobowość i sztukę. O artystycznych dokonaniach i biografii Knappa pisałam już wcześniej - Stefan Knapp - biłgorajanin w świecie
      

      "Kwadratowe słońce" jest zapisem dramatycznych doświadczeń z sowieckich łagrów oraz rozczarowania polskiego emigranta, któremu za narażanie życia podczas wojennej służby w RAF  podziękowano sugerując, że w zwycięskim kraju alianckim nie ma dla niego już miejsca. Rozczarowanie autora narasta stopniowo już podczas zetknięcia się z okrucieństwem władzy sowieckiej. Wychowany w domowej tradycji wyczulonej na krzywdę społeczną, w atmosferze z natury rzeczy lewicującej, nie miał początkowo awersji wobec nowej radzieckiej władzy, ale stopniowo poznawał wszystkie jej wynaturzenia. Drastyczne opisy marszu przez północną Rosję, porzucenie na pastwę mrozu i głodu w środku tajgi, gdzie własnymi rękami i tylko przy pomocy siekiery więźniowie wznosili baraki, meblując je pryczami z nieheblowanych desek, bezwzględna walka o przetrwanie w surowych warunkach przyrody i jeszcze surowszych zasad obozowej herarchii, przejmujące obrazy przemocy, bezsilności, zezwierzęcenia stanowią wartość dokumentarną wspomnień Stefana Knappa.
      Autor nie upiększa niczego, także sam proces uwalniania się z koszmaru wspomnień, powracania do świata normalności trwał długo. Nawet fakt wstąpienia do Armii Andersa nie ma tutaj charakteru euforycznego zachwytu wolnością. Wolność okazuje się złudna i przekłamana, oparta na politycznym wyrachowaniu i społecznej niesprawiedliwości. Wszystko to dręczyło Stefana Knappa i znalazło się w książce będącej jedynym dziełem literackim autora, gdyż resztę życia poświęcił tylko malarstwu. Poznanie duchowej drogi dojrzewania artysty pomaga w zrozumieniu jego sztuki, np. charakterystyczne operowanie formami geometrycznymi i kolorami na wielkich powierzchniach znajduje swoje źródło w fascynacji autora widokami ziemi z samolotu, gdy służył jako pilot. Myślę, że to ważna książka, ważna w kontekście wciąż toczącej się dyskusji o udziale polskich żołnierzy w wojnie, o roli polskich pilotów w Bitwie o Anglię, o losach polskich emigrantów po wojnie, o dramacie zesłanych do łagrów. Niepokojący jest wątek o tym, że wielka międzynarodowa polityka każe zamykać oczy na cierpienie niewinnych w imię rzekomo ważniejszych, ogólniejszych interesów. Tylko czy to usprawiedliwia milczenie?


     
   
   Literacka pamięć to także pamięć o literaturze, o dziełach czasami zapomnianych. 
Wacław Żmudzki nie należy do kanonu powszechnie znanych pisarzy, chociaż był czas, gdy jego utwory zalecane byływ szkołach  jako lektura dodatkowa. Były to czasy przedwojenne. Obecnie podejmowane są działania mające na celu przypomnienie jego dorobku i umiejscowienie go we właściwym kontekście literacko-historycznym. Urodził się w 1870 roku i pokoleniowo należał do twórców wprowadzających do literatury nowe młodopolskie nastroje i obrazowość a zarazem wrażliwość na kwestie społeczne. Zjawiska te i tematy znajdziemy w najnowszym, po stu latach zapomnienia, wydaniu "Nowel" a w zapowiedziach widnieje najobszerniejsze jego dzieło, powieść "Bór". Inicjatywa została podjęta z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości i służy nie tylko przypomnieniu dzieł literackich. Także sama osoba autora jest godna uwagi. Przez większość życia związany ze Lwowem zapłacił za obronę w nim polskości cenę najwyższą - życiem jedynego syna Wacława Feliksa, który zginął jako szesnastoletnie Orlę Lwowskie w 1918 roku. Sam Wacław Żmudzki pochowany został  (1924) blisko kwatery syna, po przeciwnej stronie muru oddzielającego Cmentarz Orląt Lwowskich od Cmentarza Łyczakowskiego.
       Twórczość Żmudzkiego trwała krótko, zaledwie 10 lat. Rozbłysnęła nagle w wyniku osobistych doświadczeń autora, który mieszkając na Chełmszczyźnie i Lubelszczyźnie był świadkiem tragicznego losu unitów bezwględnie prześladowanych i zmuszanych przez władze zaborcze do przyjęcia prawosławia. Opowieści zebrane w zbiorze "Nowel" są momentami bardzo drastyczne, nie będą jednak niczym zaskakującym dla kogoś, kto zna historię prześladowań na wschodnim pograniczu. Zaletą opowiadań Żmudzkiego jest konsekwentne wprowadzanie bohatera chłopskiego. Obrona wiary, polskości, walka o pamięć o przodkach i bohaterach, tęsknota za ojczyzną na dalekiej Syberii są tutaj udziałem prostych ludzi, czasem takich, których inni, odrobinę światlejsi gospodarze muszą dopiero tej polskości uczyć, jak w noweli "Losy Jacka Kozika", gdzie dojrzały Marcin uświadamia młodemu i zaślepionemu Staszkowi, kim są Rosjanie i jakich krzywd są sprawcami.  
       Każde opowiadanie to los konkretnego bohatera wystawionego na próbę. Niestety, losy te kończą się tragicznie. Staszek zrozumiawszy swój błąd wymierza sprawiedliwość rosyjskiemu strażnikowi Iwanowowi mordując go po kryjomu w lesie; Walek Góra i Jaśko Sokalski ("Pan Bóg przebaczył") giną gdzieś na granicy Europy z Syberią pogodzeni ze swoją tęskontą za Polską; Bartek skruszony sam się przyznał, że doniósł do władz zaborczych o tajemnych schadzkach mieszkańców z księdzem katolickim ("Judasz"); Moskale z fanatycznym popem zbeszcześcili trumnę i zmarłego nie dopuszczając do katolickiego pogrzebu ("Na cmentarzu"). Dlatego nie zgadzam się z twierdzeniem, że Żmudzki nie pozostawia swoich bohaterów bez nadziei. Co prawda pojawiający się wymiar mesjański sytuuje cierpienie bohaterów i ich poświęcenie w przestrzeni eschatologicznej, ale marne to pocieszenie, gdy Szymek po bestialskim gwałcie i zamordowaniu jego żony przez trzech Kozaków wychowuje syna na mściciela ("Sianokos"), Staszek wymierza samosądny wyrok na carskim oprawcy Iwanowie, ale przecież fałszywie przez niego oskarżony Jacek Kozik bezpowrotnie zostaje skazany na syberyjską tułaczkę, a młody Antek po zamordowaniu jego ciężarnej żony Marii przez carskich strażników został leśnym tajemniczym mścicielem, mordującym w okolicy przedstawicieli zaborców nieopatrznie zapuszczających się w odludne miejsca ("Nieboga"). Tak więc popularny neoromantyczny motyw mesjański, w niekórych opowiadaniach rozbudowany na wzór proroczych wizji czy widzeń, daje być może nadzieję, lecz czytelnikowi bardziej i to w wymiarze historycznej przyszłości i eschatologicznej boskiej sprawiedliwości, natomiast nie ma tej przyszłości dla samych bohaterów. Wymowa tej twórczości jest głęboko pesymistyczna i wstrząsająca w swej bezpośredniości.
       Osobnym zagadnieniem jest język, łączący młodopolską poetyckość, mistyczną obrazowość z realizmem i frazeologią mowy potocznej. Nie sprawia on jednak trudności, kierując uwagę ku ważkiej problematyce poruszanej przez autora. Żmudzki był pisarzem zaledwie przez 10 lat, na przełomie XIX i XX wieku. Skupiwszy się na karierze zwodowej (był dyrektorem Galicyjskiego Banku Żywnościowego z siedzibą we Lwowie)  porzucił niwę literacką. Wypadki polityczne, tragedia rodzinna (śmierć syna), problemy osobiste zwiazane z podejrzeniem i oskarżeniem o nieprawidłowości finansowe w podległym banku sprawiły, że do literatury już nie wrócił. My jednak możemy wracać do tego, co napisał a reedycja jego dzieł jest ku temu doskonałą okazją. 

Zdjęcie okładki "Nowel" pożyczyłam ze strony Studia Wydawniczego Suite 77

28 lis 2018

Wiersz z lipca

spokój

pod sklepieniem durowa pieśń organów
która prowadzisz swój lud nieustannie ku niebu
nawa cichnie chórem milknących głosów
witraże malują powietrze na wszystkie kolory
harmonia nie jest symetrią lecz kalejdoskopem
zmiennych figur w pochodzie promieni
ideał to nie doskonałość bez wad i ułomności
łagodność traw i aromat kwiatów wypełniają
pajęczą sieć rozkołysaną tańcem śmierci
liście celebrują słoneczne bóstwo
gdy kot wyjada pisklęta z gniazda 
kamienie rozpruwają nurt rzeki 
a na starej wierzbie łamie się konar
jak złamane skrzydło
w niedokończonym i okaleczonym
przeorani i pod presją zdarzeń
jesteśmy jak źdźbła pod naporem wiatru
blisko życia

20 lis 2018

Pando

w drżeniu osikowych liści
coraz cichszy szept tysięcy lat
gromadzi zagadki w zielonych zwojach 
starość drzew skrzypi w nagich gałęziach
pustoszeje w słojach pamięć czasów 
o których milczą dawni skrybowie



6 lis 2018

transcendencja

powoli jeden za drugim liść opada
z opuszczonej przez ptaki leszczyny
w stosownym momencie żółć wypełni
wspomnieniem lata wszystkie kanaliki
przysiadają na gałęziach sójki
jak pękate dzbany pełne wina
czas już czas choć trawa wciąż zielona 
wystawia źdźbła pod grzebień wiatru
jesień - fryzjerka drzew i kwiatów
strzyże korony i cieniuje barw paletę
rozpala cynobry i jasne ugiery
pąsowe wznieca płomienie
przez szkielet nagich gałęzi niebo
spływa stalowosine jak sonata burzowa
 pod palcami Sokołowa
ostatnie już liście na drzewach 
jeden za drugim jakby niechcący
pomyliły kierunki i przez chwilę 
wirują ku górze w tanecznym pędzie
zanim pozostanie tylko zapatrzenie
na opuszczoną przez ptaki leszczynę



Grigorij Sokołow gra Sonatę fortepianową nr 17 "Burzową"  Beethovena


28 paź 2018

Haiku jesienne

Wszystkich Świętych
na marmurowych grobach
coraz jaśniej


twórczość jesienna
złote liście w powietrzu
piszą haiku

23 paź 2018

Aforyzmy 12

Święto Pracy świętuj pracą. Uczciwą. 

Brak skrzydeł nie znaczy, że nie można odlecieć ku marzeniom.

Prawo jest dla tych, którym obce jest dobre wychowanie.

Kompromis to sztuka unikania wojny.

Im prostsza droga, tym wcześniejsza nuda.

Istotą życia jest czekanie: na narodziny, na pierwsze kroki, na samodzielność, na dorosłość, na dojrzałość, na emeryturę, na starość, na  śmierć.

Pod niebem lecą ptaki, na ziemi rosną kwiaty - banał, a wciąż zachwyca od nowa.

Niektórzy próbują rozgrzać swoje zimne serca największymi zniczami na grobach zmarłych.

Nie zadręczaj pracowitością innych: pozwól odpocząć tym, którzy na ciebie patrzą.

Trzy cnoty polityka: wiara w swoją charyzmę, nadzieja, że wygra, miłość do stołka; trzy cnoty wyborcy: wiara, że jego głos ma znaczenie, nadzieja, że wybory zmienią świat, nienawiść do głosujących inaczej.


16 paź 2018

O tym, że poezja wyprzedza odkrycia naukowe

      Naiwni wciąż pytają, do czego potrzebna jest poezja. I czy w ogóle potrzebna. Tymczasem wiele razy w historii literatury to pisarze i poeci objawiali czytelnikom to, co za czas jakiś, za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat potwierdzali naukowcy drogą żmudnych i dociekliwych badań. Poeta widzi więcej? Czasami. Poeta widzi dalej? A i owszem. Poeta wie to, co nauka dopiero odkryje. Bywa. Różnica jest taka, że badacze, uczeni i stali bywalcy laboratoriów dostają na swoje badania pieniądze, a poeta ogłasza światu odkrycia nie licząc na nagrodę ani dofinansowanie. 
     Kilka dni temu ukazał się artykuł przedstawiający odkrycia szwedzkiego lekarza Andersa Hansena, badacza ludzkiego mózgu. Twierdzi on ni mniej, ni więcej, że nadal mentalnie biegamy po sawannie. No cóż, poniższy wiersz "objawił" tę prawdę już wcześniej ;-)

rodowód

     pochodzimy z rodu drapieżców
     zrazu niezdarnie machając włóczniami
zepchnęliśmy z urwiska ogromne zwierzę
     będzie co jeść nad rzeką Klasies
     goniliśmy mamuty i mastodonty
wystarczyło że odpłynęły lodowce
     zostawiając nam kamienie
     dopasowane do śmiercionośnych rąk
     a wyruszyliśmy w podróż powrotną
     do ciepłych krajów
     patrząc z okien wieżowców
     na krajobraz całkowicie nasz własny
     my wygnańcy sawanny
     tęsknimy za płaskimi koronami akacji
     i trawą na której się pasie wielka zwierzyna
     sny mamy niespokojne
     z których nas budzą odrzutowce
     jak nocny ryk lwa

Wiersz zamieszczony w tomiku "Zakola leniwych rzek", Biłgoraj 2013.

20 wrz 2018

Uśmiech Kota z Cheshire

       A to się już stało zwyczajem: biłgorajscy poeci spotkali się po raz trzeci w tym roku na inspirująco-poetycko-biesiadnym wieczorku. Honory pani domu czyniła Halina Ewa Olszewska, która zaprosiła nas na Parnas swojego czwartego piętra i zadbała o to, byśmy z sił fizycznych za bardzo nie opadli. Trunki też były dobrane odpowiednio i wskazane jak najbardziej, ponieważ każdy miał zaprezentować "dziwne" wiersze. Nie swoje rzecz jasna, bo my piszemy tylko dobre wiersze. Dziwne okazły się zaś dlatego, że albo nie wiadomo o czym, albo zbyt oczywiście wiadomo, albo to, co wyszło poecie stało w sprzeczności z intencją autora i np. z panegiryku zrobiła się obraźliwa kpina. Tym razem więc cytować ani czytanych autorów podawać nie będę. Niemniej specyfika owej "twóczości" okazała się wysuszająca i jedna butelka wina nie wystarczyła. No ale było nas pięcioro: Ewa Bordzań, Piot Kupczak, Halina Ewa Olszewska, Elżbieta Sokołowska i ja, pisząca te słowa.
      Do wcześniej poruszanego zagadnienia kształtu dzisiejszej i przyszłej poezji oraz roli poezji współcześnie doszło nam kolejne: jak odsiewać ziarno od plew. Dla nas może to zbyt trudne nie jest, ale jak ma to zrobić przeciętny czytelnik. Niestety, ani na poprzednie, ani na ten dylemat nie znaleźliśmy satyfakcjonującej odpowiedzi. Dowiedziałam się za to, że skoro odciskanie dłoni na wieczną rzeczy pamiątkę zaanektowano już w Międzyzdrojach, to nasz region, a konkretnie Zamość pochwalić się może odciskami stopy. Słowo daję, nie wiedziałam! Jednak okazuje się, że to nie stopy odciskają zamojskie sławy, ale buty. No nie, buty nie są indywidualnym rysem osobowości artysty! Powinny być jednak bose stopy, jak linie papilarne dłoni ;-) 
      Po tej rozczarowującej uwadze pozostało tylko na osłodę zjeść ciastko. No i przejść do bardziej "wzniosłych" tematów, jak seria dowcipów, wspominki koncertowe i wielkie aspiracje prowincjonalnego miasteczka. Zanurzyliśmy się w problemy uliczek, miejskich peryferii i stosunku populacji osobników ludzkich do populacji osobników kocich. Być może uśmiech Kota z Cheshire gdzieś unosił się nad nami, bo ani dziwność wierszy, ani śmieszność ludzi nie ostudziła naszego zapału. Jeszcze się spotkamy! Jak bowiem Julian Tuwim w "Cicer cum caule" zacytował ongiś pewnego filozofa: "Alboż natura dla samych tylko nieuków dobre rzeczy stworzyła?"


16 wrz 2018

Małomiasteczkowo - wystawa wierszy o Biłgoraju

      Z okazji 440-lecia lokacji Biłgoraja wysypało rocznicowymi inicjatywami. Jedną z nich jest wystawa "Biłgoraj w poezji. 1578 - 2018" złożona z wierszy biłgorajskich poetów o mieście, którego historia literacka zaczęła się od lekkich rymów Ignacego Krasickiego, przejeżdżającego tędy w drodze z Warszawy do rodzinnego Dubiecka. "Opisanie podróży z Warszawy do Biłgoraja" ma formę listu poetyckiego skierowanego do  księcia Stanisława Poniatowskiego, bratanka króla Stanisława Augusta. Budową utwór nawiązuje do antycznej formy prosimetrum, z kolei właściwa dla Krasickiego postawa satyryczna w wielu miejscach przywołuje tradycję satyry menippejskiej. Bardzo szlachetne więc i osadzone w antycznej kulturze jawią się początki poetyckich wizerunków Biłgoraja. Współcześni poeci również o nim piszą. Inaczej, czasami swobodniej, czasami z większym sentymentem, a czasami w bardziej zakamuflowany sposób, nie wymieniając jego nazwy. Wybrane utwory zostały zebrane i zaprezentowane na jubileuszowej wystawie w foyer Biłgorajskiego Centrum Kultury. 
      Wernisaż odbędzie się 17 września , o godz. 17:00 w Biłgorajskim Centrum Kultury. Wśród prezentowanych autorów znaleźli się twórcy współcześni: Ewa Bordzań, Andrzej Czacharowski, Jacek Fałkiewicz, Piotr Flor, Urszula Kozioł, Halina Olszewska, Iwona Startek i Jacek Żybura. 
Będzie okazja spotkać biłgorajskich poetów, porozmawiać z nimi, poczytać i posłuchać wierszy.
       Moje dwa wiersze o Biłgoraju nie dla wszystkich może oczywiste, gdyż unikam nazywania wprost. Niemniej inspiracją ich powstania był Biłgoraj, biłgorajskie tło, zdarzenie, nastrój.

fado

na skrzydłach wieczornych ptaków
cień coraz głębszy zagląda do okien
i zmierzch przepoczwarza się w noc
gaśnie miasto w ciszę snu
tylko głos pieśniarki przemyka ulicami
jak nocny łowca smutku
na chwilę przypomina zgasłe dni
gdy z nieba sypały się sztukaterie chmur
dziś słowa płyną w ciemność
korytarze głuche toną we łzach
księżyc toczy twarz zdziwioną
jedyny słuchacz nocnej pieśni



notturno

ciemność otwarła paszczę połknęła lampy
zimno świateł pogasłych w płatkach śniegu
przedziwny furkot rozpiętych futerałów strachu
oczy otwiera coraz szerzej na niewidoczny kształt
przyczajone gdzieś zerwą się pod stukotem
gałęzie drzew nagich o szyby tłukąc staccato
nieruchomieją nogi oplątane strumieniami wiatru
strzępy reklam plakatów i nekrologów zdarte
niewidzialną dłonią w ostatnim wyścigu po ulicy
gonią czasu swojego zapomnianym śladem
groszowej monety księżycowy błysk rozpali
zmarznięte palce rąk w dziurawej kieszeni
kuliste gniazda wron w koronach parku
zasłonią gwiazdy zbyt jaskrawe dla bezdomnych
w kłębach dymu stygnących kominów
osiada miasto z bagien wyrwane wiedźmom

3 wrz 2018

Wrześniowe dementi

     Zdarzają się obiegowe przekonania, które powielane tysiąckrotnie, zaczynają funkcjonować jak aksjomaty popularnej wiedzy. Odkąd powstał Internet, przyczynia się on do jeszcze mocniejszego utrwalania błędnych skojarzeń i rzekomo prawdziwych informacji. W starciu z tym potężnym medium prawdziwa rzetelna wiedza nie ma szans na przebicie się do powszechnej świadomości. Godząc się więc na całkowitą przegraną, skoro mamy początek roku szkolnego, a więc nowego etapu upowszechniania wiedzy, zdementuję parę błędów uważanych za pewniki. A nuż ktoś jednak zapamięta? ;-) 

Nieprawda, że:
- Wolter  powiedział "Nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił twojego prawa do ich głoszenia". Autorką tego zdania jest biografka filozofa, Evelyn Beatrice Hall, która we własnych słowach ujęła w ten sposób stanowisko światopoglądowe Woltera w książce biograficznej o nim z 1906 r. "The Friends of Voltaire".
- Maria Antonina powiedziała "Skoro nie mają chleba, niech jedzą ciastka". Zdanie to funkcjonowało na zasadzie powiedzonka, przysłowia czy sentencji już wcześniej, w czasach Rousseau, który zapisał je w swoich "Wyznaniach".
- Machiavelli napisał "Cel uświęca środki" - nigdzie w jego pismach tego zdania nie znajdziemy.
- Gramsci powiedział "pesymizm inteligencji, optymizm woli" - autorem tego powiedzenia jest Romain Roland i sam Gramsci wielokrotnie dementował swoje autorstwo.
- Galileusz powiedział inkwizytorom "A jednak się kręci". Autorem tego zdania sformułowanego w 1757 roku jest Giuseppe Baretti.

I podobno Flaubert nigdy nie powiedział "Madame Bovary c`est moi" :-)

5 sie 2018

lektury z pociągu

lektury z pociągu

tytuły autorzy okładki
zboża drzewa i stawy
za kolejowym oknem pejzaż
zmienny jak proza Lemaitre`a
od sensacyjnych żurawi za torami
po historyczne dostojeństwo krów
płochliwe wiersze migają na stronach
jak płowa sierść saren na granicy łąki i lasu 
dwie ciemności Urszuli Kozioł 
wylatują z przedziału za okno 
zapełniają perony na stacjach
nieznanych miast
nad jeziorem genewskim Mary Shelley
użycza Frankensteinowi stwórczej mocy wyobraźni
w zamian za pamięć oseska o śmierci matki
w dziesięć dni po narodzinach córki
uważność sarnich oczu znad łąk zielonych
przytłoczona gadżetami z reklam
kolaże ułomnego istnienia
wbrew aspiracjom stwórcy
gotowe do życia pozbawione tożsamości
mądrość węgla wyewoluowała
w szaleństwo kwarcowej informacji 
 

29 lip 2018

Strata dla polskiej muzyki

       Zmarł Tomasz Stańko. I chociaż jazz to nie mój ulubiony gatunek muzyczny, nie da się ukryć, że Stańko był nie tylko wybitnym muzykiem polskiego jazzu. Jego sława miała charakter iście ponadnarodowy, całkowicie światowy. I smutno się robi, słuchając tej przejmującej trąbki. 



22 lip 2018

latem

latem

czasami deszcz kończy nasz dzień przedwcześnie  
znużeni marzymy o yerba mate pachnącej Urugwajem
w oparach kuchni mieszają się zapachy ogrodu
naręcza kopru mięty estragonu i cząbru
w koszach się moszczą na sen zimowy
cichną dźwięki pił traktory zjeżdżają z pól
sieczkarnie przestają dygotać w stodołach
i psy pochowały się w budach
tylko wiadro pod okapem zapełnia się pluskiem 



2 lip 2018

Jagodna

Jagodna

między drzewami mgła opada kroplami modlitwy
w leśnym ostępie wyrasta kolumnada  światła
w kapliczce na starej sośnie świątek ręce składa
twarz wychyla dobrotliwą nad paprociami
w zieleni błyszczą różańce czarnych jagód 
szemrzą rozmowy pochylonych zbieraczy
ręce czeszą krzewinki zgarniając czarne runo 
krzyże pleców stękają pod ciężarem obfitości
śmieją się wargi i zęby granatowe od soku
wysokie łochynie zapraszają łakomczuchów
drżą z uciechy podstępne pijanice
gdy dzieci garściami zjadają pękate owoce
łaciaty terier w mchu węszy nieznane tropy
oswaja wąskie ścieżki wydeptane przez kopytka
drogami których nie ma na żadnej mapie
mijają się wyznawcy jagodowego święta
bądź pozdrowiona Pani Jagodna
Królowo pełnych lasów Pani jagodzisk

28 cze 2018

Bohema biłgorajska ;-)

      Ostatnie spotkanie przed wakacjami. Tym razem zaprosiła nas do siebie Elżbieta Sokołowska. Nawet osobiście przywiozła niektórych. I znowu w czteroosobowym gronie (oprócz gospodyni także Halina Olszewska, Ewa Bordzań, Jacek Żybura i ja) debatowaliśmy o współczesnych i dawnych, może nie tak bardzo dawnych, poetach. Mieliśmy pochylić się nad Broniewskim, więc capnęłam tom wierszy pod pachę. Może dziwne, ale nie lubię jego cyklu trenów "Anka", który wielu krytyków porównuje z "Trenami" Jana Kochanowskiego. Owszem, są piękne obrazy, błyskotliwe migawki metaforyzujące żałobę, odejście, żal, rozpacz... Jak wierszu "Firanka". Mimo to nie widzę aż tak wielkich podobieństw. Całkiem inny język, inna skala wrażliwości, nie ta ranga. Wolę utwory, gorzkie, rozrachunkowe, o zdumiewającym autoironicznym spojrzeniu, jak "Rozmowa z Historią" czy "Targowisko". Zahaczają o politykę, ale cóż, Broniewski był przecież politycznie ukierunkowany. Nie przeszkodziło mu to w wylądowaniu w "mamrze sowieckim", jak opisywał w we wspomnianej "Rozmowie z Historią". Aleksander Wat wspominał, że Broniewski miał niesamowity dar wkurzania Sowietów, gdy zamknięty w celi lwowskiego więzienia na Zamarstynowie wyśpiewywał na cały głos pieśni rewolucyjne.  Ale dar poetycki miał niezaprzeczalny i wrodzony, tego nie można się nauczyć. Dlatego gdy ktoś pyta, jak pisać wiersze lub jak wiersze się pisze, cóż można powiedzieć. 

Biały papier jest lepszy
od złego wiersza,
złego wiersza nic nie polepszy,
a sprawa pierwsza:

nie pisać, jeśli nie umiesz,
druga: jeśli nie masz powodu...

Za Broniewskim poszliśmy "Ulicą Miłą" - fragment wiersza przeczytał Jacek Żybura. Przy okazji towarzystwo uwzięło się na mnie, próbując "nawrócić" na słuchanie muzyki rockowej w wykonaniu IRA, ale dzielnie się opierałam, co było tym bardziej łatwe, że wbrew opinii Elżbiety i Haliny Artur Gadowski nigdy nie zachwycał mnie urodą. Ale nie to jest istotne, tylko literatura, poezja, słowo... Poetyckim słowem  - w chwilach przerwy między kanapeczkami, ciastem i plotkami - posilaliśmy się w miarę proporcjonalnie ;-) Halina przeczytała swój erotyk bez dosłownego erotyzmu. Brakowało tylko lornetki sąsiada podglądającego z przeciwległego balkonu. A mnie się napisał wiersz polityczny (!):

kurna chata

jak to leciało? z dymem pożarów
z kurzem krwi bratniej zawodzimy pretensjami
wobec i wszem na wszelki wypadek
by wszyscy wiedzieli że nam nie po drodze
z tymi którzy na mównicach wypluwają racje
to jest wielka rzecz na skraju świata
kurna chata z dymiącym kominem jak słup
prosto do obolałego nieba i sinych chmur
nam się nie marzy tramwajowy przystanek
my tutaj a jakby gdzie indziej poza trasą
z plecakiem oczekiwań i walizka haseł
niesionych nad głowami jak aureole
codziennej nieświętości osmalonej sadzą

  

14 cze 2018

Odyseja biłgorajska

     Wczoraj po południu Jacek Żybura ponownie zabrał czytelników i słuchaczy w podróż po dawnym Biłgoraju. Spotkanie autorskie i prezentacja tomiku "Biłgoraj "ze starych fotografii" w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece zdominowane zostało przez wspominki i próby odtworzenia dawnych ulic, budynków i mieszkańców miasta. Konfrontowano obecne nazwy ulic z dawnymi przekazami historycznymi i pamięcią zebranych. O tym, że obecna Lubelska była dawniej Mostową (od mostu nad Ładą) lub Rynkową można się stosunkowo łatwo domyślić, ale inne dla mnie jako osoby napływowej (słoika - jak raczył określić Piotr Kupczak) są zbyt trudne do odgadnięcia. W etapach zmiany nazewnictwa kryje się też historia miasta. Czasem oczywista, jak ta, że ulica Radzięcka wiodła podróżnych w stronę Radzięcina. Jak jednak z obecnej ulicy Nadstawnej, a dawniej Krzeszowskiej wyjechać na ów Krzeszów, nie bardzo można sobie wyobrazić. Nie ma już młyna, nie istnieje dwór Nowakowskiego, nie ma tartaków. Mam wrażenie, że obecne miasto znacznie się różni od dawnego, tego z początku XX wieku, opisanego w wierszach. Nikt na przedmieściach nie hoduje kur, kaczek ani świń, nie uświadczy drabiniastych wozów z końmi, na odpustach dominują chińskie zabawki z plastiku zamiast drewnianych ptaków, wirujących bąków i trocinowych piłeczek czy papierowych wiatraczków. Dobrze, że chociaż czwartkowy targ odbywa się jak dawniej, choć w innym miejscu. 
     Spotkanie z Jackiem i jego najnowszymi wierszami ożywiło wspomnienia i wyobraźnię. O roli wyobraźni w powstawaniu cyklu "ze starych fotografii" mówił sam autor. Tam, gdzie milczą źródła historyczne, wyobraźnia pozostaje jedyna siłą zdolną odtworzyć i zatrzymać przeszłość dla współczesnych. Na jak długo jeszcze? Nie wiadomo, gdyż miasto stale dąży do nowoczesności i urbanistycznej wielkomiejskości. Czasami jakby na wyrost, niewspółmiernie do miejsca i roli, jaką odgrywa. A mnie jednak trochę żal małego prowincjonalnego miasteczka z wielokulturową tradycją. 
Być może tomik Jacka Żybury to jeden z ostatnich już tak pełnych obrazów przeszłości Biłgoraja, którego autentyczność mogą potwierdzić najstarsi mieszkańcy. Niedługo zabraknie i tych ostatnich świadków. Pozostaną wiersze.
    Nie mam zdjęć z Biblioteki, więc przypomnę tylko te ze spotkania w Mieszkaniu Poezji w ZSBiO. 





3 cze 2018

Biłgorajskie Mieszkanie Poezji

        24 maja biblioteka ZSBiO stała się tymczasową stolicą poezji w Biłgoraju, gdzie zgromadzili się twórcy, czytelnicy i wielbiciele poetyckiego słowa. Kilkugodzinne spotkanie wymagało nie lada kondycji, ale udało się dotrwać prawie do samego końca ;-) Czytaliśmy wiersze, słuchaliśmy jak czytają inni, próbowaliśmy pisać sami, przenieśliśmy się do początku XX wieku, kiedy rodziły się futurystyczne manifesty słów na wolności i zawędrowaliśmy na Daleki Wschód do Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie w XVII wieku powstawała poezja haiku. Nasi goście opowiadali o twórczości, o poezji, o wydawaniu książek, o roli wyobraźni, kiedy brakuje słów i o słowach, które zastępują świat. Pierwsze Mieszkanie Poezji w Biłgoraju miało rozmach, oprawę i atmosferę nieformalnego chaosu ;-) Zaproszeni goście docierali do nas w odstępach czasu pozwalających na spektakularne wejścia.  Ewa Bordzań, Halina Ewa Olszewska, Elżbieta Sokołowska, Jacek Żybura i Piotr Kupczak  "potulnie" dostosowali się do pomysłów organizatorek i odpowiadali na pytania, czytali swoje wiersze, "nakręcali" atmosferę twórczej improwizacji. Nawet do zdjęcia "na ściance" niektórzy dali się ustawić. Dawno już w Biłgoraju nie było takiej akcji, w której poeci mieliby czas i miejsce zaprezentować się w tak wielostronny sposób. Może uda się kiedyś to jeszcze powtórzyć ;-)

Plakat Mieszkania Poezji 2018 - program spotkania

Mieszkanie Poezji 2018

Hasło tegorocznego festiwalu Miasta Poezji

Stoisko wydawnictwa Suite 77

Trzy Charyty prowadzące spotkanie

Twórczy namysł przy czerwonym stoliku

Jacek Żybura podpisuje tomik

Biłgoraj ze starych fotografii: ryciny i wiersze

Nawet słuchają ;-)

Publiczność

"Na ściance" poeta i jego wydawca

Co nowego w poezji


28 maj 2018

Norwidowo


      Pierwszego dnia festiwalu Miasto Poezji - 23 maja - spotkaliśmy się z okazji 135. rocznicy śmierci Cypriana Norwida. My to znaczy biłgorajscy poeci: Ewa Bordzań, Halina Ewa Olszewska, Elżbieta Sokołowska, Jacek Żybura i pisząca te słowa - Iwona Startek. Niewielki metraż Mieszkania Poezji zapełnił się ponad zwykłą miarę wszelakim dobrem: wierszami, dyskusją, biłgorajskim pierogiem gryczanym, pasztetem, lodami, nalewkami i duchem wieszczym. Wychodząc od Norwidowskiej koncepcji milczenia jako części mowy zastanawialiśmy się bowiem, co przemilcza współczesna poezja. W zasadzie niewiele, aczkolwiek odpowiedzialność nie jest tematem silnie obecnym. Czy to jednak może wróżyć - zgodnie z teorią autora "Fortepianu Szopena" - że poezja przyszłości będzie głosić pochwałę odpowiedzialności? Powiedzmy za 50 lat? Zachodzi poważna obawa, że za 50 lat zapanuje raczej totalny chaos. Ja jednak wierzę, że prawdziwa poezja się obroni. 
     Może więc dajmy spokój wieszczeniom. Jacek Żybura zadawał nam zagadki: jaki błąd fleksyjny znajduje się w wierszu Norwida "Moja piosnka II", dlaczego poemat "Polka"przypomina disco polo... Nie, no przepraszam, nie zgadzam się. W pierwszym przypadku chodzi raczej o konstrukcję eliptyczną niż błąd fleksyjny, a w drugim pieśń Harfiarza jest i tak bardziej strawna niż discopolowe prymitywne piosenki ;-) Norwid może być wkurzający, z Norwidem można się nie zgadzać, ale nie jest prymitywny! 
      Ewa Bordzań czytała na chybił trafił i okazało się, że Norwid pasuje na każdy temat. Był czy nie był Bezdomny Poeta wielkim acz niedocenionym? Trochę na własne życzenie, niestety. Czy pychą jest mieć świadomość, że się przerasta tłum dookoła, nie znajdując zrozumienia u współczesnych? Czy to tylko skrajna bezkompromisowość i odwaga raczej trzymania się własnego rozumienia poezji i sztuki? Mieliśmy nawet "telekonferencję" z artystką z Olsztyna - Hanną Fogel - autorką tomiku "Wysoko niebo, głęboko ziemia". Klęczałam na środku pokoju z ręką w górze łapiąc zasięg telefonem. Telefonia zdała egzamin - połączenia nam nie zerwało ;-) 
      Wszystkich tematów poruszanych na spotkaniu nie ujawnię, część zostanie polem domysłów ;-) Nie zdradza się tajemnic poetyckich inspiracji. Natomiast niech żałują ci, którzy na spotkanie nie dotarli, choć byli zaproszeni (nazwiska litościwie pominę). W każdym razie stanęło na ważnym postanowieniu: powołujemy do życia biłgorajską bohemę! :-) Następne spotkanie już wkrótce. 

PS Coś czytałam na zakończenie spotkania, ale zapomniałam co ;-) Trudno, niech będzie zastępczo, oczywiście też Norwid:

Ale cóż? - ptaki, co im się przywidzi,
To wyśpiewują, przysiadłszy na tarczy
Albo na hełmie moim - a duch widzi,
Że kłamią - prawda jedynie wystarczy
Nam, co za prawdą gonim, Don Kichotom,
Przeciwko smokom, jadom, kulom, grotom!...

15 maj 2018

Biłgorajskie Mieszkania Poezji 2018


Festiwal Miasto Poezji  to cykl wydarzeń kulturalnych organizowanych przez Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”. Wydarzenia o zróżnicowanym charakterze – od artystycznych poprzez popularyzatorskie, po naukowe – związane z literaturą oraz jej obecnością w Lublinie odbywają się na przestrzeni całego roku, a ich kulminacją jest majowy festiwal, który w tym roku będzie trwał w dniach 23 – 26 maja. Majowa kulminacja wydarzeń festiwalowych organizowana jest od 2008 roku i zatacza coraz szersze kręgi.
Jedną z form działań są Mieszkania Poezji, czyli otwarcie się na przestrzeń prywatną bądź zaanektowaną z przestrzeni publicznej i wkomponowanie jej w Festiwal, co pozwala na jego współtworzenie przez każdego zainteresowanego. Część zdarzeń festiwalowych odbędzie się w miejscach, których gospodarze wyrażą na to zgodę, umożliwiając zaistnienie wydarzenia kulturalnego o charakterze społecznym.  W czasie tych spotkań ich uczestnicy będą mogli czytać swoje ulubione wiersze, opowiadać o swojej fascynacji poezją czy też konkretnym poetą. W tym roku twórcy festiwalu zaprosili do organizowania Mieszkań Poezji na terenie całej Lubelszczyzny, w każdym mieście, miasteczku czy prywatnych domach.

W tym roku dwa będą działały dwa Mieszkania Poezji w Biłgoraju

       23 maja o godz. 16:00 biłgorajscy poeci spotkają się w Mieszkaniu Poezji u mnie. Zapowiedzieli się: Ewa Bordzań, Piotr Kupczak, Halina Olszewska, Ela Sokołowska, Jacek Żybura i pisząca te słowa Iwona Startek. Poza tym zapraszam wirtualnie wszystkich przyjaciół, twórców, poetów i wielbicieli poezji do kontaktu poprzez blog lub drogą majlową do włączenia się do naszego spotkania. Tematem będzie "Milczenie jako część mowy" - w 135. rocznicę śmierci Cypriana Norwida. Rozmawiamy więc o Norwidzie, czytamy Norwida, Norwidem się inspirujemy... :-)) 

      24 maja z kolei serdecznie zapraszamy tych, którzy poezję czytają i piszą do Mieszkania Poezji w ZSBiO. 
        Można wstąpić na kilka chwil bądź na dłużej, włączyć się w poszczególne przedsięwzięcia, które 24 maja wypełnią przestrzeń szkolnej biblioteki. Chętnych gości, planujących odwiedzić biłgorajskie Mieszkanie Poezji w bibliotece ZSBiO prosimy o wcześniejszy kontakt  z koordynatorkami Mieszkania Poezji – Iwoną Startek lub Dorotą Szymanek.

Program Mieszkania Poezji - biblioteka ZSBiO, ul. Cegielniana 24

10:00 – 10:45 – Poezja dnia powszedniego: poezja uliczna i poezja ulicy; prezentacja multimedialna, czytanie wierszy, także własnych, inspirowanych codziennością;
10:50 – 11:45 – Biłgoraj wart jest poezji – prezentacja tomiku Jacka Żybury „Biłgoraj ze „starych fotografii”;  spotkanie z autorem i wydawcą; będzie można nabyć tomik
12:00 – 13:20 – Lubelszczyzna i Biłgorajszczyzna inspirują – czytanie wierszy poetów regionu, lubelskich, zamojskich, biłgorajskich; zachęcamy do zaprezentowania swoich ulubionych utworów; spotkanie z poetami Biłgoraja: Ewą Bordzań, Piotrem Kupczakiem, Haliną Olszewską, Elżbietą Sokołowską, Iwoną Startek, Jackiem Żyburą
13:30– 14:30 – warsztaty pisania haiku – prowadzą Iwona Startek i Halina Olszewska;
15:00 – 16:00 – Kto pisze, nie błądzi! – prezentacja wierszy własnych, każdy może przynieść i zaprezentować to, co pisze; bez ocen, bez krytyki, po prostu dla siebie i innych;
Uwaga! Program może ulec nieznacznym zmianom z przyczyn niezależnych od organizatora.
                                                                           ZAPRASZAM!


17 kwi 2018

"płynie echo przeszłości po czasów oddali"

   
         Biłgoraj zasługiwał na taką książkę od dawna. Wymagała ona głębokiego zanurzenia w czas miniony i zasłuchania w niesłyszalne głosy przeszłości. Wymagała pieczołowitości w uważnym zapatrzeniu w szczelinę rzeczywistości, tę szczelinę, przez którą widać – jak sugeruje Roberto Calasso – inną rzeczywistość, sytuując literaturę w przestrzeni „długiego trwania”.  Najnowszy tomik Jacka Żybury „Biłgoraj „ze starych fotografii” udowadnia, że poetycka „zemsta ręki śmiertelnej” prowadzi ku nieśmiertelności.
Jeśli przyjąć, że literatura jest specyficznym rodzajem komunikacji, to „Biłgoraj ze starych fotografii” Jacka Żybury pełni tę funkcję w sposób szczególny: osadzony w konkretnej topografii miasta świat tych wierszy żyje kulturowym i obyczajowym bogactwem dawnych mieszkańców. Miejska przestrzeń, wyznaczona rogatkami, ulicami (których nazwy przetrwały częściowo do dzisiaj), młynem nad Ładą i dzwonnicami kościołów, zaludnia się wielokulturową społecznością modlących się Żydów, gromadnie wyruszającymi i powracającymi sitarzami, chłopami i babami z okolicznych wiosek przyjeżdżającymi na jarmark i żołnierzami kozackiej sotni. Sceny codziennego małomiasteczkowego gwaru uderzają zmysłowymi opisami wielorakich dźwięków, zapachów i kolorów. Od ruchliwego targowego tłumu („Czwartek na biłgorajskim rynku”) przechodzimy do szabasowych żydowskich pieśni („W szabasowy wieczór”), od sielankowego dworskiego ogrodu do starego kirkutu, na którym „w fałdach czasu/ zamknięte w akrostych/ gasną powoli zatarte daty imiona …”
Czytelnik prowadzony przez uważnego kronikarza uczestniczy w odświętnych wydarzeniach organizujących rytm życia miejskiej gromady: jesiennym powitaniu i wiosennym pożegnaniu sitarzy, pielgrzymce wiernych na odpust do Puszczy Solskiej, żydowskim weselu, przygotowywaniu wigilijnej wieczerzy, koncercie kozackiej orkiestry. Na granicy miasta i wsi, w zaułkach i ogródkach czas płynie wolniej, nad kwietnymi zagonami słychać krowy, koguty, psy, a gdzieś daleko niesie się echo końskich kopyt na bruku. Ma się wrażenie, że ciekawski obserwator przeszedł wszystkimi ulicami, zajrzał do sitarskich zagród i żydowskich sklepików, wtopił się w tłum uważnie nasłuchując rozmów, śmiechu i płaczu, modlitw zza okien i wrzasków z nocnych spelunek.
Siłą poetyckich obrazów Jacka Żybury jest mnogość sensualistycznych doznań: zapachy ziół, chleba, świec, dźwięki dzwonów, skrzypiących wozów, okrzyki, kolory kwiatów, domów, ścian, kształty, kalejdoskop ludzkich gestów jak na filmowej taśmie: mężczyzn pracujących w tartaku, dzieci bawiących się w chowanego, krzątających się kobiet, fruwające motyle, kaczki, kury, indyki spacerujące  w obejściach; tylko staruszki drzemią nieruchomo na ławce.  Dominujący w opisach czas teraźniejszy, utrwalając przeszłość w wiecznym „teraz”, sprawia wrażenie, jakby świat  na moment tylko zastygł: „ktoś wyszedł z domu ogrodnika…” zdaje się, że tylko na chwilę… zaraz wróci i życie potoczy się dalej dawnym rytmem (za wjazdową kutą bramą…).
Najciekawszy efekt poetyckiej kreacji pojawia się w utworach, w których dynamika dnia wstającego po nocy lub przemiany dnia w zmierzch, gdy „maleją dachy rosną ścian pochyłe cienie” a blask księżyca oświetla nocny Rynek. Mgła spływająca „nocnym brokatem” z Ratusza, potęgując zapachy piekarni i kościelne dzwony, tworzy czechowiczowski klimat przestrzeni baśniowej („Rynek –nocny pejzaż z księżycem”). Symultaniczność zdarzeń i obrazów podkreślają paralelnie uszeregowane konstrukcje składniowe: a w saskim skwerku… a w lupanarze…, a słońce… oraz współrzędnie łączone spójnikiem „i”.
       Trafnie zastosowana w tytule tomiku analogia do fotografii znajduje potwierdzenie w postawie podmiotu mówiącego, który zdaje się zwracać do czytelnika słowami Mickiewicza: „widzę i opisuję” . Jest to jednak postać naszych czasów, ktoś z naszego świata, kto patrzy w przestrzeń nie tak odległą, a przecież minioną, poprzez obrazy poetyckie rozwijając nić porozumienia „między dawnymi i młodszymi laty”. Owa dawność kulturowa żydowsko-sitarskiego miasteczka na Lubelszczyźnie, wywoływana zasobem leksykalnym bogatym w archaizmy rzeczowe i słownictwo związane z obyczajowością żydowską, realizuje poetycki „głód konkretu” zdefiniowany przez Zbigniewa Chojnowskiego jako „antidotum na zagrożoną i rozmydlaną przez anomię, masowość, redukcję refleksji, inwazję kiczu, a nade wszystko wirtualizację rzeczywistości, podmiotową strukturę człowieka współczesnego…” Realizm szczegółów prowadzi do odkrywania w poetyckiej formie śladów ludzkiego bytowania, będących zapisem wspólnego losu wielokulturowej społeczności.

      Dopełnieniem tomiku są bogate przypisy wyjaśniające wiele zapomnianych dzisiaj obyczajów sitarskiej i żydowskiej społeczności. Wiele z nich odnosi się także do szczegółów topograficznych, rozmieszczenia ulic, zmiany ich nazwy czy lokalizacji budynków, o których mowa, a które dzisiaj nie istnieją. Istotny wpływ na odbiór tomiku mają wykonane na zamówienie czarno-białe grafiki ściśle korespondujące z treścią utworów. Całość została pomyślana i skomponowana jako jak najwierniejsze odtworzenie specyficznego ducha miasteczka poprzez zaangażowanie wszystkich zmysłów i poruszenie wyobraźni, aby po lekturze idąc niedzielnym popołudniem usłyszeć echo pułkowej orkiestry Kozaków Dońskich, a przy figurze św. Jana Nepomucena zobaczyć odchodzących w świat sitarzy. 

Biłgorajskie Studio Wydawnicze Suite 77 jedzie z tak bardzo biłgorajskim tomikiem na Międzynarodowe Targi Książki, które w najbliższy weekend (20 - 22 kwietnia) odbędą się w Białymstoku w ramach festiwalu literackiego "Pogranicze kultur". Jacek Żybura będzie podpisywał na nim swoje najnowsze wiersze, a Biłgoraj w ten sposób będzie godnie reprezentowany w szeregu innych publikacji i autorów. 


Zdjęcie okładki ze strony Studia Wydawniczego Suite 77
W nocie wykorzystałam swój wstęp do tomiku "Biłgoraj w scenach widzenia Jacka Żybury"                                                                                                                                        

10 kwi 2018

Stefan Knapp - biłgorajanin w świecie

       Sława małych miasteczek budowana jest dzięki osiągnięciom ich  mieszkańców. To oni niosą w świat rodzinne strony nawet jeśli przyjdzie im żyć na obczyźnie, gdzie tworzą, dokonują odkryć, pracują, prowadzą różnoraką działalność społeczną. Biłgoraj na Lubelszczyźnie ma swojego ambasadora w osobie Stefana Knappa (1921 - 1996) wybitnego powojennego malarza, którego dzieła można oglądać w wielu krajach na kilku kontynentach, m.in. w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Meksyku, Gwatemali, Japonii, czy Indiach. Są oczywiście także w Polsce.
       Urodzony w Biłgoraju, tutaj spędził pierwsze lata życia i czas uczęszczania do szkoły powszechnej. Dalszy etap edukacji podjął we Lwowie, gdzie zastał go wybuch II wojny światowej.  Podobnie do wielu mieszkańców wschodniego pogranicza przeszedł syberyjską odyseję: od więzienia w Rawie Ruskiej, przez  więzienie lwowskie,  pobyt w Chersoniu nad Morzem Czarnym, po  skazanie na 5 lat łagrów w pobliżu Archangielska, gdzie pracował przy budowie kolei. Doświadczenia zesłańcze opisał w angielskojęzycznej wspomnieniowej książce "The Square Sun" (1957), która dopiero 30 lat później ukazała się w polskim tłumaczeniu "Kwadratowe słońce" (1987). Wolność odzyskał w 1941 roku na podstawie amnestii w wyniku układu Sikorski-Majski. Zgłosił się do tworzonego Wojska Polskiego, składając akces do lotnictwa. W Wielkiej Brytanii przeszedł szkolenie lotnicze i kursy pilotażu, w wyniku których ostatecznie został pilotem RAF i  otrzymał przydział do 318 "Gdańskiego" Dywizjonu Myśliwsko-Rozpoznawczego, w którym służył do końca wojny. 
 Stefan Knapp jako pilot RAF

Za wojenną służbę został odznaczony  między innymi Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. To właśnie wtedy także zmienił pisownię swojego nazwiska z Knap na Knapp, dodając podwójne "p". 
        Stefan Knapp talent malarski przejawiał od dzieciństwa. Malował rysunki z natury, a w czasie służby wojskowej portretował kolegów. Podczas pobytu na zesłaniu lepił figurki z więziennego chleba. Jednakże regularną edukację w tej dziedzinie podjął dopiero po wojnie w Central School of Arts w Londynie, a następnie na wydziale Slade Scholl of Fine Art University College London, który ukończył uzyskaniem dyplomu w 1950 roku. W wyniku kilkuletniego poszukiwania własnej drogi twórczej wypracował własny rozpoznawalny styl w postaci wielkich kolorowych murali i panneau wykonywanych z łączonych stalowych blach malowanych emalią. Dzieła te przyciągają wzrok wielkością, kolorystyką i symboliczna wymowa kształtów i barw. Wielokrotnie dawał w nich wyraz, zwłaszcza w pierwszych latach twórczości, traumatycznym przeżyciom z czasów wojny, zwłaszcza zesłania. Z czasem Stefan Knapp stał się artysta znanym i cenionym o czym świadczą liczne zamówienia jakie otrzymywał z różnych zakątków świata. 
         Jego wielkie przestrzenne dzieła kolorowo emaliowanych stalowych blach zobaczyć można na londyńskim lotnisku  Heathrow,  w Paramus w stanie New Jersey, zdobią budynek sieci Aleksander`s w Nowym Jorku oraz St Anne`s College w Oxfordzie czy siedzibę ONZ w Genewie.  Murale Knappa oglądać mogą mieszkańcy Ontario (gmach Synagogi), Hagi (gmach Hearsh) ,  Dusseldorfu (Szpital Miejski), Paryża (gmach C.I.N.), Hamburga ( gmach Unilever). Obrazy mniejszych rozmiarów, aczkolwiek także  tworzone nowatorską techniką emalii, znajdują się w państwowych  i prywatnych galeriach w Japonii, Meksyku czy Indii. Jednocześnie artysta przez wiele lat prezentował swoje prace na licznych wystawach w galeriach Europy (Londyn,  Monachium, Amsterdam,  Manchester,  Bordeaux,  Linz,  Paryż),  w Stanach Zjednoczonych (Nowy Jork, Detroit, San Jose w Kalifornii),  Ameryce Południowej (Argentyna, Wenezuela, Peru). 
        Jednym z najsłynniejszych dzieł Stefana Knappa jest olbrzymich rozmiarów (60 na 15 metrów) mural wykonany w Paramus (New Jersey):


Jego dzieła znajdują się też w Polsce, gdyż artysta nigdy nie zerwał kontaktów z krajem ojczystym i często tutaj przyjeżdżał zarówno w celach artystycznych, jak i prywatnych, odwiedzając rodzinny Biłgoraj. Uwagę zwraca mural na ścianie głównej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu czy na dziedzińcu planetarium w Olsztynie. Oba w sposób plastyczny nawiązujące do kosmicznych wizji:


        Planetarium w Olsztynie


Mural w Toruniu 

Mikołaj Kopernik widoczny na muralu, sportretowany został przez Stefana Knappa także jako dar dla szkoły w rodzinnym mieście Biłgoraju:



Inny dar dla rodzinnego miasta to  obraz Krzyż, który miałam okazję oglądać  podczas wystawy w Kościele pw. św. Jerzego w Biłgoraju. Obraz upamiętnia wizytę Jana Pawła II w Lublinie w 1987 roku. 


      Stefan Knapp należał do najsłynniejszych polskich artystów znanych w świecie w II połowie XX wieku. Swoją techniką rozpoczął nowy kierunek sztuki współczesnej malowania emalią, a jego dzieła wzbudzają zainteresowanie zwykłych ludzi i młodszych pokoleń artystów. Warto zwrócić na nie uwagę, gdy  będziemy w miastach , gdzie zostawił swój ślad. Możemy być jako Polacy dumni z osiągnięć,  do jakich doszedł, zawsze przy tym, mimo wielu lat spędzonych na emigracji, powtarzając: "Urodziłem się w Biłgoraju, jestem Polakiem".  


Tekst opublikowany w najnowszym 116. numerze "Listów z Daleka", luty - marzec 2018,  polonijnego czasopisma wydawanego w Liege, Belgia.

PS Zdjęcia się niektóre nie mieszczą ;-)