31 lip 2023

Pod niebem chmur

Co może wyniknąć z chmur? Co w nich takiego fascynującego, że lubimy na nie patrzeć? Aż chciałoby się chwycić za pędzel. Ula twierdzi, że nie maluje chmur, bo na obrazach wychodzą kiczowato. Na zdjęciach pewnie też. Ale czasem nie można się powstrzymać.


Na przykład taki fioletowy zachód słońca gdzieś na Roztoczu Wschodnim. Co zwiastuje? Czym grozi? A może tylko zachwyca?


Chmury mogą być nad nami... aż do samego końca nad lasem...


...albo dokąd sięga wzrok po płaskiej Równinie Biłgorajskiej


... albo tak daleko, że chmury i woda zlewają się w jedno... gdzieś nad Morzem Śródziemnym


I chmury mogą być pod nami, gdy zawędrujemy wysoko w góry, jak tutaj na Montserrat



24 lip 2023

Wieś czy miasto

       Najwcześniejsza polska poezja opiewała życie na wsi. Kochanowski wysławiał jej uroki, poczucie bezpieczeństwa, samowystarczalność. Przez wieki polskie społeczeństwo było wiejskie. Wzorzec ziemianina nierozerwalnie związany był z życiem na wsi, kontaktem z naturą, swobodą i przestrzenią. Prowadzenie życia towarzyskiego wymagało pokonywania sporych odległości od majątku do majątku. Może dlatego sąsiedzkie wizyty trwały nieraz tygodniami, co kończyło się opróżnianiem zasobów piwniczki gospodarza. W XVIII wieku Stanisław Staszic pisał, ze 80% ludności polskiej to pańszczyźniani chłopi lub bezrolni najbiedniejsi mieszkańcy nędznych wiosek. A jeśli doliczymy do tego te 5 - 6 % szlachty jako także mieszkańców si, wyjdzie, że właściwie Polacy nie mieszkali w miastach. W miastach mieszkali potomkowie osadników niemieckich, holenderskich czy żydowskich. Masowy exodus  mieszkańców wsi  do miast nastąpił w zasadzie dopiero w XX wieku i to po II wojnie światowej. Obecnie na przykład czterech na dziesięciu mieszkańców Warszawy to mieszkańcy napływowi z małych miejscowości, a większość jest "miastowa" dopiero od dwóch lub trzech tylko pokoleń i nadal ma związki z krewnymi na wsi. 
       Są ludzie, dla których życie w mieście wiąże się z prestiżem i wygodą. Nie da się jednak zaprzeczyć, że genetycznie Polacy przez stulecia byli społeczeństwem agrarno-wiejskim. Tradycyjne polskie wichrzycielstwo też ma raczej korzenie wiejskie, ziemiańskie, gdzie "szlachcic na zagrodzie był równy wojewodzie".  Brak podziału na chłopów i ziemian nie oznacza, że dzisiaj na wsi upadł duch sprzeciwu. Przeciwnie, stał si bardziej powszechny, gdyż każdy gospodarz na własnym podwórku czuje się panem samego siebie i swoich włości. Widuję gospodarzy, często w podeszłym wieku, którzy co niedzielę, nie mając nic innego do roboty, obchodzą dookoła swoje miedze. No bo skoro pańskie oko konia tuczy, to i rzut okiem gospodarza sprawi, że zboże będzie lepiej rosło. 
       Jak to się ma do poezji? Coraz więcej jest tak zwanej poezji miejskiej, ale - powiedzmy sobie szczerze - ja jej nie czuję.  Przybosiowe zachwyty urbanizacją były chwilowe i nie przetrwały - w sensie emocjonalnym - jako poezja porywająca. Do wyrażania ducha nadal potrzebna jest przestrzeń, dalekie horyzonty, bezkres. Miasto pod tym względem zawsze będzie klaustrofobiczne. A im wyższe budowle, wieżowce, bloki, tym bardziej robi się ciasno. Dlatego nadal szeroki poetyckie oddech będzie mi się kojarzył z przestrzeniami wsi. Takiej prawdziwej, a  nie letniskowej podmiejskiej z willowymi działkami nowobogackich. Mogę próbować pisać wiersze inspirowane miastem, może raczej miasteczkiem, bo w sumie Biłgoraj to nie jest wielka aglomeracja, ale i tak będą one podszyte pozamiejską wrażliwością. To, co w mieście najbardziej lubię, jest podobne bardziej do wiejskiej zagrody niż urban poetry.

najbardziej lubię w mieście

 

najbardziej lubię w mieście

niedzielne poranki o świcie

tylko wrona z trawnika spogląda w moje okno

jak czujny łowca pierzchających snów

zakochane gołębie na lampach jeszcze drzemią

czas wstaje leniwie z nocnych pieleszy

drzewa stroją się w zieleń

landrynkowe słońce jeszcze schowane

za blokiem nieśmiało wyłania się

w muszli nieba jak Wenus z morskiej piany

w tej chwili gdy ulice są puste i ciche

betonowe ściany oddychają rześko

zanim żar spopieli powietrze

i kurz osiądzie na powiekach przechodniów

 

najbardziej lubię w mieście późne wieczory

gdy między drzewami a zachodem słońca

przelatuje hałaśliwa chmara wron

heroldowie nocy ogłaszają

nieodwracalne wyroki czasu

dziś zapomniało o wczoraj

jutro zatańczy nad grobem dzisiejszym

w pochodzie przemijania idziemy

od blasku słońca do blasku księżyca

z daleka bębny dudnią wieczornego koncertu

w tanecznym transie zagubiony nasz początek

zapomniane drogi w labiryncie ulic

wiodą na manowce łąk poza miasto

tam jeszcze śpiewają ptaki

 


20 lip 2023

Nazewnictwo z pogranicza

     Etymologia nazw miejscowych z pogranicza bywa złożona. Często wywodzą się z języków ruskich a przez wieki ulegały przemianom, które zaciemniają pierwowzór. Język jest tworem żywym i ciągle się zmienia, a w nazwach pozostały formy pierwotne, dzisiaj nieraz niezrozumiałe. 
      Władysław Makarski omawia na przykład ślady staroruskie w nazwach miejscowych Zamojszczyzny. Fonetyczne cechy staroruskie wykazują toponimy takie, jak Hrubieszów czy Horodło (rus. horod, pol. gród). Charakterystycznym zjawiskiem nomenklatury dawnej Rusi Kijowskiej była miękka końcówka sufiksalna -n` widoczna w takich nazwach, jak rzeka Horyń czy grodu Kobryń no i oczywiście słynny Czerwień jako stolica Grodów Czerwieńskich. Znajdujemy ją choćby we współczesnej miejscowości Smoryń. 
        Przykładem staroruskich w obecnie można powiedzieć, ukraińskich nazw będzie Horyniec, co do którego toczy się językoznawcza polemika. Z jednej strony mamy w nazwie temat hor- od horod, czyli polskie gród, a z drugiej niektórzy dopatrują się w niej nawiązania do pagórkowatego terenu, czyli ruskiego gora/ góra. Jeszcze inni wywodzą nazwę od ruskiego nazwiska Horniec. Są też sugestie, że sufiks -yniec jest spolszczoną wersją ukraińskiego - yneć, co wymawiane jest jako - inieć, cała zaś nazwa powinna brzmieć Horiniec analogicznie do nazwy rzeczki Glinianiec oraz miejscowości Lubliniec.
        Ukraińską genezę językową ma Werchrata, której pierwszy człon "werch" oznacza górny bieg rzeki, w drugim członie mamy zaś nazwę rzeki Rata, co w efekcie daje "werch-rata". Znaczeniowo więc jest to miejscowość położona w górnym biegu rzeki Raty. 

Wybrana bibliografia:

Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Linguistica. 14 ∙ 2019.

Mariusz Koper: O etymologii ludowej i naukowej kilku nazw miejscowych powiatu tomaszowskiego. Facta Simonidis, 2008 nr 1. Str. 327 -339.

Mariusz Koper: O nazwie miejscowości Wierszczyca w powiecie tomaszowskim. Roczniki Humanistyczne. Tom LIX, zeszyt 6 – 2011. Str. 51 -56.

Włądysław Makarski:  Z metodologii badań toponomastycznych. W poszukiwaniu staroruskich nazw miejscowości na terenie dzisiejszej Zamojszczyzny. Roczniki Humanistyczne. Tom LXII, zeszyt 6 – 2014.Str. 85 -100.

Teresa Pluskota: Zestawienia w nazwach miejscowych ziem ruskich Rzeczpospolitej XVI- XVIII wieku. Zeszyty Naukowe Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy. Studia Filologiczne. Z. 45. Str.79 - 93.

Paweł Rydzewski: Ziemia Lubaczowska. Lublin 2015.

W³odzimierz Wysoczański: Odniesienia międzyjęzykowe w świetle nazw miejscowych pogranicza polsko-ruskiego. UWM w Olsztynie. Acta Polono-Ruthenica XI, 2006. Str. 307 -329.


9 lip 2023

Jest dyplom i antologia ... i szkło






Przyszedł dyplom i antologia pokonkursowa 8. Międzynarodowego Konkursu Poetyckiego im. Józefa Bursewicza "O Złotą Metaforę" w Szczecinie. W antologii mój wiersz "gdy będziemy uciekali" nagrodzony II miejscem. Wiersz zamieściłam we wcześniejszym wpisie. 

VIII Międzynarodowy Konkurs Poetycki im. Józefa Bursewicza "O Złotą Metaforę". Almanach Poetycki. Szczecińska Wiosna Poezji. Wydawnictwo hogben, Szczecin 2023.