28 gru 2013

puste pola

puste pola
stado wron odleciało
poza horyzont

6 gru 2013

Jeszcze jeden tomik

     Po siedmiu latach od poprzedniego zbiorku nadszedł czas na wydanie kolejnego tomiku. Uzbierało się trochę wierszy, o których zaczynam zapominać, że w ogole je napisałam. Dlatego oto są zebrane razem.. 59 utworów - dużo to czy mało? Zależy z jakiej perspektywy spojrzeć. 
     Większość pojawiła się tu i tam, w konkursach, publikacjacjach prasowych,  almanachach, i tutaj na blogu też niektóre zamieszczałam. Długo zastanawiałam się nad tytułem. Albo żaden mnie nie zadowalał, albo pasowało mi kilka wersji i nie mogłam się zdecydować. Ostatecznie zostały zakola leniwych rzek zaczerpnięte z tytułu wiersza.
      Z wyborem też był kłopot, choć teoretycznie wiadomo było, że ograniczam się do ostatnich siedmiu lat pisania. Niemniej nie wszystko przecież się nadawało, więc selekcja. Postawić na różnorodność czy raczej na jednolitość poetyki i nastroju? Dobierać kontrastowo czy ułożyć jakąś opowieść? Pytania do ostatecznego rozstrzygnięcia pozostawiam Czytelnikom. Z wyjątkiem zamierzonego cyklu Wypisy z opery. Tu układ i zbiór zamknęłam w klamry podyktowane przez okoliczności jego powstawania i określony zamysł ideowy. Szczegółów jednak zdradzać nie będę, niech pozostaną tajemnicą twórczego aktu. 
      I jeszcze jedno: proszę nie krytykować okładki! Sama ją rysowałam, a że malarz ze mnie mierny, to tylko na taką było mnie stać ;-)


No i katastrofa fotograficzna! Okładka jest w kolorze niebieskim a tutaj wyszło na zielono. Nie umiem zrobić dobrego zdjęcia. 

wiersz tytułowy

zakola leniwych rzek

podążamy do kresu
który wciąż się oddala
nie mając kresu
ostatecznie
gdzie się zatrzyma Wieczny Tułacz
kiedy przemierzy wszystkie drogi
czy za krzywizną ziemi
i kolejną górą niemożności
znajdzie spokój
w zakolach leniwych rzek
gdzie odpoczywają wędrowne ptaki?


I jeszcze ciekawostka. Zażyczyłam sobie w tomiku nietypową czcionkę. Jest to nowa wersja czcionki polskiej, dostosowanej do specyfiki polskiego alfabetu - Apolonia. Nie jest jeszcze w powszechnym użyciu, ale to był taki mój patriotyczny wybór ;-) 


Iwona Danuta Startek. Zakola leniwych rzek. Biłgorajskie Centrum Kultury. Biłgoraj 2013.

4 gru 2013

biała herbata

biała herbata
długa i ciemna noc
nad stosem kartek



30 lis 2013

ołowiany dzień

ołowiany dzień
wschód i zachód słońca
tylko w radiu

27 lis 2013

Grają nam świerszcze


   
       Trzecia antologia haiku pod wdzięcznym tytułem Dajmy grać świerszczom składa się z utworów dwudziestu trzech autorów. Obok nazwisk znanych z antologii poprzednich pojawiły się też nowe, a to pozwala wierzyć, że krąg haijinów nie tylko się poszerza, ale i konsoliduje poprzez między innymi takie publikacje. Tym bardziej jest to istotne, że autorzy zebrani w antologii rozrzuceni nie tylko po Polsce od Biłgoraja, po Gdańsk, ale i po Europie od Paryża po Moskwę.   
        Największą pracę wykonał pomysłodawca, inicjator, organizator i autor wyboru - Krzysztof Kokot, który z anielską cierpliwością i aptekarską dokładnością zbierał utwory, przypominał o terminach, wprowadzał poprawki, konsultował treść i graficzną formę antologii, reprezentując nas w rozmowach z wydawcą. 
        Biłgorajskie środowisko - jak poprzednio - widnieje na łamach antologii poprzez utwory Haliny Ewy Olszewskiej i moje. Jesteśmy obie po raz trzeci. Nadal piszemy i nie zamierzamy przestać. 

Jedno z moich haiku:

drzewo za oknem
na gałęzi ostatni
liść i wrona


Dajmy grać świerszczom. Antologia haiku o zwierzętach.  Wydawnictwo KONTEKST 2013. Poznań.

22 lis 2013

Daliśmy czadu :-)



      Promocyjne spotkanie Biłgorajskiej Plejady Literackiej 21 listopada w sali kameralnej BCK przeszło do historii. Mam nadzieję, że echo tego spotkania, a właściwie dwóch, bo w porze południowej dla młodzieży szkół średnich, a wieczorem dla osób pracujących i wszystkich zainteresowanych naszą twórczością, jeszcze przez jakiś czas będzie słychać. Dlaczego? Dlatego, że nie wszystko poszło zgodnie ze scenariuszem.
      Udało nam się zebrać prawie w komplecie. Czworo stałych członków BPL: Ewa Bordzań, Halina Ewa Olszewska, Jacek Żybura i ja, zaprezentowało nie tylko wybrane utwory z drugiego numeru Biłgorajskich Widnokręgów. Wymyśliliśmy  - uważam, że ciekawą - formułę przeprowadzanych z nami przez Lidię Grabowską miniwywiadów, w których odpowiadaliśmy na dwa lub trzy pytania związane z zawartością almanachu. Wraz z nami szansę na publiczną prezentację swojej tórczości mieli też młodzi piszący, których zaprosiliśmy do współtworzenia publikacji: czworo obecnych licealistów: Patrycja Blacha, Anna Zdunek, Klaudia Kalinowska i Karolina Żutek oraz juz student Piotr Charkot (który jednak nie mógł być obecny). Oprawę muzyczną zapewnił Sławomir Niemiec, pracownik BCK, dobierajac kompozycje skrzypcowe i fortepianowe zharmonizowane z tekstami literackimi. Całość dopełniała prezentacja grafiki Alicji Kubackiej-Bazan i Joanny Bazan, których prace palstyczne stanowią graficzną oprawę almanachu.
       To jednak, co najciekawsze, nie zostało zaplanowane. Wystarczyła iskra, aby w trakcie spokojnie tovczącej się rozmowy i nastrojowego czytania wierszy wybuchła... twórcza dyskusja. Iskrą jest odwieczne pytanie o istnienie i źródła natchnienia. Jacek Żybura twierdzi, że natchnienia nie ma, ponieważ on sam go nigdy nie doświadczył. Proces twórczy to ciężka praca od podjęcia tematu, przez gromadzenie wiedzy, po cyzelowanie formy do osiągnięcia zadowalającego efektu końcowego. Ewa Bordzań ripostowała, że natchnienia można doznać w każdej porze, w określonym momencie osobistego dooświadczenia, na przykład jej się przydarza w kontakcie z naturą, podczas przejażdżki rowerem. Halina Olszewska wskazywała na efekt twórczego przymusu, który niejako zniewala piszącego, każąc mu sięgać po pióro. Jeśli rozumiemy natchnienie zgodnie ze starożytnym rozumieniem Dajmonionu - na co wskazywał Jacek - jesteśmy w kręgu pojęć nie tylko poetyckich, ale filozoficznych, a wręcz religijnych. Rzeczywiście więc w takim rozumieniu dzisiaj o natchnieniu trudno mówić. Chociaż niektórzy poeci bronią również i takiego prawa do natchnienia, jak choćby Adam Zagajewski, nazywając je szczególnym stanem umysłu otwartego na głosy dochodzące nie wiadomo skąd
      Mnie osobiście natchnienie bardziej potrzebne jest, aby zebrać się na przykład do sprzątania niż do pisania wierszy. O wiele prędzej mogę się zgodzić, że natchnienie jest pewną gotowością do podjęcia określonego tematu, jest po prostu pomysłem na utwór. Mając umysł otwarty na temat, dostrzeżemy go i możemy zdecydować, czy o nim będziemy pisać, czy też nie. Takie natchnienie to nie jest oczekiwanie na głos Dajmoniona, tylko określony sposób reagowania na rzeczywistość. Jak powiedział Krzysztof Penderecki: Na natchnienie nie można czekać. Natchnienie trzeba mieć w sobie. Ono się zawsze budzi, gdy się postawi pierwsze trzy nuty... Przenosząc jego słowa na grunt poetycki, można powiedzieć, że natchnienie pojawi się, gdy się postawi pierwsze trzy słowa.
        Wiersz wymaga więc pomysłu,  przeprowadzenia intelektualnego procesu, przemyślenia jego formy, wybrania konwencji... Proces twórczy bez względu na dziedzinę uprawianej sztuki jest podobny i z powodzeniem mogę się podpisać pod słowami przywołanego już wyżej Pendereckiego: .... tworzę setki stron szkiców. Rozkładam je na tym stole i mam je wszystkie na oku. Potem krążę wokół, zatrzymuję się w miejscach różnych, robię poprawki, idę dalej. I tak przez kilka miesięcy aż utwór jest gotowy.
       Halina Olszewska kontrargumentowała z kolei, odwołując się do własnego doświadczenia, że wielokrotnie pisała utwory od razu w wersji ostatecznej, bez poprawek, a potwierdzeniem ich wartości artystycznej jest fakt, że zdobywały one nagrody w ogólnopolskich konkursach. Wydaje mi się jednak - ale wypowiadam się na podstawie własnego tylko doświadczenia - że wiersze pisane ad hoc z reguły nie są doskonałe. Zdarza się to bardzo, bardzo rzadko. Z biografii wielkich pisarzy można wyczytać, jak ciężko zmagali się oni ze słowem. 
       Nasza dyskusja była burzliwa i momentami zabawna. Chyba jednak o wiele ciekawsza niż sama prezentacja utworów. Podczas spotkania południowego zaczęliśmy już w trakcie prezentacji. Wieczorem wytrzymaliśmy do końca i już miałam obawy, że nie wrócimy do niej, ale na szczęście padło to prowokujące pytanie: skąd poeta czerpie natchnienie i znowu mogliśmy się twórczo pokłócić ku zadowoleniu publiczności :-)))

Nie mam zbyt dobrych zdjęć, na początku mieliśmy wszyscy mamy minorowe miny, bo jeszcze nie wiemy, jak potoczy się całość.


Od lewej siedzą członkowie Plejady: Ewa Bordzań, Halina Ewa Olszewska, Iwona Danuta Startek, Jacek Żybura; dalej młodzi twórcy: Ptrycja Blacha, Anna Zdunek, Klaudia Kalinowska i recytator; przy fortepianie w głębi na prawo Sławomir Niemiec; spotkanie prowadzi Lidia Grabowska

18 lis 2013

Konkurs nr 12 - jesienne liście

Moje konkursowe haiku:

coraz chłodniej
drzewa w płomieniach liści 
gasną
(13 pkt)

rośnie szelest
to wiatr buszuje w liściach
(2 pkt)

Zestawienie dwunastej edycji i trzech lat:
 http://eddie-ad.blogspot.com/

W ciągu trzech lat raz zajęłam drugie miejsce i raz trzecie.
Całkiem fajnie :-)

14 lis 2013

Zaproszenie

21 listopada Biłgorajska Plejada Literacka będzie prezentować swój najnowszy almanach Biłgorajskie Widnokręgi. Spotkanie z poezją, prozą i muzyką w Sali Kameralnej Biłgorajskiego Centrum Kultury o godz. 18:00 - wstęp wolny.


















11 lis 2013

Chopinowo i Tuwimowo w BCK

     Dzisiejszy poranek w radiowej Dwójce jakby na zamówienie - Koncert fortepianowy a-moll op. 17 Igancego Jana Paderewskiego brzmi jak kontynuacja wczorajszego koncertu Bukiet Polski w Biłgorajskim Centrum Kultury. Stanisław Drzewiecki wraz z żoną Jekateriną zaprezentowali repertuar na wskroś polski złożony z utworów Chopina i Paderewskiego. W zestawieniu z fragmentami Kwiatów polskich Juliana Tuwima czytanymi przez Alicję Jachiewicz i Stefana Szmidta wytworzył się bardzo patriotyczny, ale i swojski klimat pasujący do okazji, czyli Święta Niepodległości. Było i sielsko-ogrodowo:

Bukiety wiejskie, jak wiadomo,
wiązane były wzwyż i stromo.

... i cały wywód o zapachu mięty zakończony iście lakonicznym stwierdzeniem na wzór Nowych Aten Benedykta Chmielowskiego:

Należy uznać, że właściwie
Rezeda pachnie - jak rezeda.

        Niuanse ironicznego języka Tuwima świetnie zinterpretowane przez Alicję Jachiewicz, z całą masą ukrytych (i odkrytych) dwuznaczności,  balansowania intonacją, raz serio, raz dowcipnie, stanowiły doskonałą przeciwwagę dla najbardziej patetycznego fragmentu poematu,  bez którego przecież obejść się nie mogło:

Chmury nad nami rozpal w łunę,
Uderz nam w serca złotym dzwonem,
Otórz nam Polskę jak piorunem
Otwierasz niebo zachmurzone.
........................................

I po tym fragmencie Polonez A-dur Fryderyka Chopina, patetyczny, mocny, arcypolski, wzruszajacy - w wykonaniu Stanisława Drzewieckiego. Artysta wykonał go "piorunowo" - stosownie do zaprezentowanego tekstu poematu. 
       Stanisław Drzewiecki był cudownym dzieckiem pianistów Jarosława Drzewieckiego i Tatiany Szebanowej. Pamiętam jego koncerty jeszcze w czasach, kiedy mówiło się o nim "Staś" - debiut koncertowy w wieku lat pięciu! Jest laureatem Konkursu Eurowizji dla Młodych Muzyków w Norwegii i Paszportu Polityki w roku 2000 (był najmłodszym laureatem Paszportu - 13 lat).
        Teraz to już dojrzały pianista, mający  w dorobku dziesięć płyt, grający w najbardziej prestiżowych salach koncertowych świata, od  Moskwy, Londynu, Amsterdamu,  Tokio, po Carnegie Hall w Nowym Jorku. 
       Jakiej frekwencji można się spodziewać w Biłgoraju na koncercie takiego artysty? Nieprzebranego tłumu?  Ścisku i tłoku?  Walenia drzwiami i oknami? Pomyłka: sala widowiskowa była owszem, w miarę zapełnipona, ale z widocznymi wolnymi miejscami. Czyli luz. W trakcie koncertu luzu zrobiło się jeszcze więcej, bo przypadkowi - jak to nazwać inaczej - słuchacze zwyczajnie sobie wychodzili. Pytanie się ciśnie: to po co przyszli? Pokazać się, że są kulturalni? Nie wiedzieli, czego się spodziewać? W dzisiejszych czasach rozwiniętej technologii informacyjnej wystarczy sobie zwyczajnie wygooglować nazwisko i mamy multum informacji kto zacz i z czym przyjeżdża.  Ciągłe rozmowy, kopanie w siedzenia, przemieszczanie się między rzędami,  raz po raz otwierające się za mną drzwi to naprawdę nie pomagało się skupić na odbiorze sztuki muzyki i słowa prezentowanej na scenie.  Doprawdy zbyt wiele osób wciąż zapomina, że idąc na koncert nie oni są najważniejsi i nie oni znajdują się w centrum uwagi. Wyraźnie widać - po frewkencji i zachowaniu, że brakuje tradycji  obcowania ze sztuką wysoką, a do odbioru muzyki klasycznej potrzebne jest większe skupienie niż podczas biwakowania. 
        Na pytanie, dlaczego się przychodzi, gdy cały czas tylko przeszkadza się innym, nie znajduję sensownej odpowiedzi.

8 lis 2013

wieczorem

wieczorem
na skrzyżwaniu bez świateł
przechodzą chyłkiem

5 lis 2013

po ciemku pac pac

po ciemku pac pac
ręka szuka budzika
a głowa wciąż śpi

3 lis 2013

grabienie liści

grabienie liści
zacierają się twarze
we wspomnieniach

31 paź 2013

ciemne znicze

co krok ciemny grób
ustawione znicze
jutro zaświecą

18 paź 2013

Nowa publikacja Biłgorajskiej Plejady Literackiej


      Drugi numer Biłgorajskich Widnokręgów, wydanych pod patronatem Biłgorajskeigo Centrum Kultury, sfinansowane w dużej części przez UM, jeszcze pachnie drukarską farbą. Elegancka oliwkowa okładka nie bardzo wyszła na zdjęciu, ale naprawdę jest ładna. Biłgorajska Plejada Literacka w stałym składzie: Ewa Bordzań, Halina Ewa Olszewska, Iwona Danuta Startek i Jacek Żybura po raz kolejny przedstawia czytelnikom najnowszą twórczość poetycką i prozatorską, recenzje i reportaże, poruszajac tematykę uniwersalną, ale i nie stroniąc od lokalnych smaczków. Roztoczańskie pejzaże Ewy Bordzań, poetyckie portrety dawnego Biłoraja Jacka Żybury, premierowy Ożenek Gogola na scenie BCK w recenzji Haliny Olszewskiej są dowodem naturalnych odnesień do lokalnych korzeni twórców Plejady. Z kolei moje poetyckie odwiedziny w Stambule i Paryżu, relacja z obchodów Roku Lutosławskiego czy Roku Verdiego w Polsce, dwugłos Ewy i Jacka o Tuwimie to otwarcie się na tematykę szerszą, ponadlokalną, włączenie się w uniwersalny obieg kultury.
     Nadal jesteśmy razem, działamy razem, choć piszemy osobno. Otwieramy łamy, podobnie jak w numerze poprzednim, dla młodych początkujących adeptów pióra z biłgorajskich szkół średnich. Nasze zaproszenie do współtworzenia numeru przyjęli uczniowie z LO im. ONZ i ZSBiO. Wysmakowana oprawa graficzna wewnątrz numeru - dzieło Alicji Kubackiej-Bazan i Joanny Bazan - w sposób naturalny rozgranicza działy almanachu a zarazem podkreśla ich nastrój. 
      No i tak sobie tu właśnie napisałam pochwałę naszej publikacji, ale jesteśmy z siebie dumni, że nam się udało. Więcej szczegółów nie zdradzę, trzeba po prostu przeczytać. Spotkanie promocyjne odbędzie się w listopadzie. 


###

są słowa tak obojętne
że ich słuchanie wyjaławia

powietrze wessane w zdania
okrągłe i poprawnie zbudowane
z pełną gramatyką imiesłowów i wtrąceń

wiem już skąd się bierze małość ducha
i bezsenność perfekcyjnych myśli

w pokerowej grze o wiarygodność
blef przebija blef

wolę szachy

          (jeden z moich wierszy w almanachu)



Biłgorajskie Widnokręgi Nr 2. Almanach. Biłoraj 2013. Biłgorajska Plejada Literacka - Biłgorajskie Centrum Kultury.

1 paź 2013

liście

liście
na lewo na prawo
już jesień

30 wrz 2013

świeżo malowane

świeżo malowane
w okiennej ramie
pająk już tka 

18 wrz 2013

jeszcze dziś

jeszcze dziś

jeszcze dziś zasnę spokojnie
nie obawiając się jutra
wysłucham koncertu w radiu
albo verismo arias będzie mi śpiewał
Kaufmann do poduszki
tylko pranie rozwieszę ostatnie
i białe szparagi z cytryną
zamknę w lodówce na śniadanie
na stosie książek zebrał się kurz
i jakieś rachunki patrzą w kalendarz
sadzonki pomidorów i papryki
rozpychają się w skrzynkach
gotowe do wysadzania
jakieś zadania niewarte uwagi
zbytnią fatygą nie zakłócą mi snu
spokojny wieczór po dniu
łagodnym przypłynie z deszczem
czas na telefon do kogoś
i e-maile w sieć wysyłane pamięci
wiem że tam jesteś gdzieś
tak samo jak ja przy biurku
albo z radia słuchając ulubionej stacji
a może patrzysz na deszcz po szybie
płynący lub sprawdzasz na wszelki wypadek
czy zasięg w telefonie jest odpowiedni
jeszcze dziś zasnę spokojnie
starając się nie myśleć
że kiedyś będzie puste jutro



14 wrz 2013

czarno na czarnym

czarno na czarnym
zaorane pole faluje
skrzydłami wron

11 wrz 2013

nowa mapa

nowa mapa
wzrok błądzi po ulicach
starego miasta

3 wrz 2013

Jeden cytat i dwa aforyzmy

Wydawcy? - zawsze mnie jednak dziwi, że ci ludzie tak mało czują treść książki, oni je tylko obwąchują jak mięso czy jest świeże. Gdyby nie zbieg okoliczności, handlowaliby bielizną lub perfumami. (Tomasz Jastrun, Kultura nr 12/567. Paryż 1994)

Dżentelmen to nie ten mężczyzna, który zawsze nosi garnitur, ale ten, który wie, kiedy go założyć.

Pracowitość jest cnotą? I wół w kieracie jest pracowity, ale czy ma z tego pożytek?

31 sie 2013

Sztuka jak powietrze

     Gdy tylko pojawiają się oznaki kryzysu, najpierw traci na tym kultura. Decydenci uważają powszechnie, że to zbyteczny wydatek z budżetu. Nic dziwnego, że tak samo uważa spora część społeczeństwa. Znam ludzi, którzy twierdzą, że książki są za drogie, ale od lat nie kupili żadnej, ładując pieniądze w telefoniczne, elektroniczne gadżety, w papierosy, które wciąz drożeją, w inne używki, w mało ambitne wakacje w Egipcie, gdzie zresztą ostatnią atrakcją są chyba uliczne zamieszki. Mamy nieczytających rodaków,  ludzi biznesu, którzy nie widzieli teatru, filharmonii, tym bardziej opery. Ludzi pełniących funkcje publiczne, decydujących o życiu przeciętnego obywatela, którzy nie widzą nic zdrożnego w obnoszeniu się ignorancją w sferze jakiejkolwiek sztuki. A tłumek im przyklaskuje, podziwia ich i na nich głosuje.
    Przedwczoraj setną rocznicę urodzin pobchodził Prof. Jan Ekier, pianista, kompozytor, wieloletni członek jury Konkursu Chopinowskiego, trzykrotny przewodniczący jury, sam laureat tegoż konkursu w roku 1937. Człowiek, który przezył wiele i ma naprawdę cos do powiedzenia, w przeciwieństwie do tych współczesnych zjadaczy chleba na stanowiskach. Pouczające byłoby wysłuchanie przez nich wspomnień Profesora, które emitowała Dwójka PR w dzień urodzin jubilata. 
    Ale najważniejsze, co powiedział, to wspomnienia z czasów wojny i Powstania Warszawskiego. Otóż podczas okupacji on i inni muzycy organizowali koncerty w prywatnych domach, w umówionych miejscach, oczywiście nielegalnie. Niemcy przede wszystkim zakazali grać Chopina. Nawet podczas Powstania Warszawskiego, kiedy właściwie po ludzku rzecz biorąc, najpierw trzeba było myśleć o wymknięciu się śmierci, takie koncerty nadal się odbywały. Ludzie chcieli na nie przychodzić, chcieli słuchać muzyki, odczuwali taką potrzebę.
       Kiedyś, jak wspomina Profesor, szedł z kolegą na umówiony koncert i nie mogli znaleźć adresu. Okazało się, że dom, w którym mieli grać, już nie istniał. Został zbombardowany. Innym razem, mając pół godziny oddechu między niemieckimi bombardowaniami, Ekier zaczął gdzieś na piętrze grać dla samego siebie, po prostu w samotności. Grał wielkich klasycznych kompozytorów i popularne melodie. I tak prawie pół godziny, a wiedząc, że za chwilę rozpocznie się znowu ostrzał, wyjrzał przez okno. I zobaczył, że na ulicy pod oknem stoi tłumek mieszkańców słuchających tego nieoczekiwanego koncertu. Nikt mu nie przeszkodził, nikt nie przemówił. Po prostu stali i słuchali. A to byli ludzie każdego dnia narażeni na śmierć, stojący na ulicy, na której toczyły się tego dnia ostre walki. A jednak słuchali muzyki. Ekier powiedział, żeby sie rozeszli, bo zaraz rozpocznie się ostrzał i tak skońćzył się ten wojenny koncert.
      Ta opowieść jest dla tych wszystkich, którzy uważają, że sztuka to zbyteczna fanaberia, zachcianka, która powinna ustąpić priorytetom ekonomicznym. To odpowiedź dla tych wszystkich, którzy uważają, że jeśli sztuka, jakiejkolwiek dziedziny, nie da się przeliczyć na zysk finansowy, nie zasługuje na uwagę. To odpowiedź dla tych wszystkich, którzy marginalizują kulturę, jako zbędny balast dla budżetu czy to państwowego, czy rodzinnego i osobistego. Odpowiedź dla tych wszystkich, kórzy uważają, że bez muzyki można żyć. 
    
     Nie każdy musi pasjonować się muzyką klasyczną akurat, ale nie ma prawdziwie kulturalnego człowieka, człowieka z klasą, który nie ma w ogóle kontaktu ze sztuką. Niech to będzie malarstwo, niech będzie wielka polska i światowa proza czy poezja. A`propos, zmarł Seamus Heaney, laureat Literackiej Nagrody Nobla z 1995 roku. Sztuka jest jak powietrze, koniecznie do życia potrzebna. Tamci ludzie w czasie wojny i Powstania Warszawskiego świadczą o tym dobitniej niż wszelkie teoretyczne na ten temat rozważania.

28 sie 2013

Teatr pantomimy

       Teatr to ruch i słowo, scena i światło. Przyzwyczajeni do takiego zestawienia zapominamy, że może być ruch bez słów - teatr pantomimy. 
        23 sierpnia na Scenie na Woli im. Tadeusza Łomnickiego spektaklem Szatnia rozpoczął się XIII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu. 
       Spektakl będący kompilacją scen z innych sztuk był długi, ponadpółtoragodzinny, skomplikowany, zróżnicowany choreograficznie, kostiumowo, bardzo ekspresyjny. W zasadzie całkiem inny niż potoczne i powierzchowne wyobrażenia o pantomimie jako teatralnej sztuce. Prawie bez charakteryzacji, przynajmniej tych typowych białokredowych twarzy z podkreślonymi czarną kreską oczami i brwiami nie było. Zgodnie z tytułem za scenografię służyły szatniarskie szafki na wiele sposobów przesuwane podczas przechodzenia ze sceny do sceny. Z szafek wychodzili aktorzy za każdym razem grając inne postacie. Tylko dwóch głównych bohaterów wciąż było sobą: młody adept aktorskiej sztuki, czytający na początku książkę, może historię teatru mimu właśnie, oraz tajemniczy, kolorowy w czerwonym fraku, niezwykle teatralny w gestykulacji prestidigator wyczarowujący kolejne sceny.
        Na scenie przesuwały sie fragmenty z archiwalnych spektakli Henryka Tomaszewskiego połączonych wspomnianymi dwiema głownymi postaciami. Na podstawie podanych w książeczce programowej tytułów udało mi się rozszyfrować sceny z  Hamleta(oczywista scena zamordowania starego Hamleta i groteskowy pokaz rozterek młodego księcia), Rycerzy króla Artura (zakładanie zbroi na tle dynamicznej bojowej muzyki), Kobiety (Marilyn Monroe przemieniająca się w wampira - aplauz i śmiech na widowni), Snu nocy letniej (eteryczne i abstrakcyjnie dowcipne). A poza tym oglądaliśmy zabawną historię konfliktu między kobiecością a męskością oraz rywalizacji między kobietami o to, która lepiej prezentuje swoje wdzięki i między mężczyznami o to, który ma więcej krzepy. I jeszcze inne, inne sytuacje, konflikty, dramaty, męki twórcze wiolonczelisty, Pigmaliona, budzenie się życia w ziarnie, przerażającą akcję Frankensteina, człowieka w labiryncie emocji.    
         Kalejdoskop charakterów, technik mimicznej ekspresji, zmienność emocji, choreograficzna precyzja zbliżały całość do baletu niż typowego teatru, tym bradziej, że i muzyka odgrywała ogromną rolę, z wyjątkiem jednej sceny zbiorowej bez podkładu. Sposób wykorzystywania ludzkiego ciała również oddziaływał  na mnie na sposób baletowy.
        Zdumiewająca jest siła przekazu teatru bez słów. Wszyscy na widowni chyba przeżywaliśmy równie mocno wzruszenie w scenach lirycznych, dramatyzm bohaterów uwikłanych w przemoc i zło oraz chwile radości z groteskowego dowcipu. Może to właśnie jest teatr w swej istocie najgłębszy, prawdziwy. Bo słowa czasami zaciemniają obraz, wprowadzają fałsz, tymczasem tutaj człowiek, bohater nie może niczego ukryć - jego gest, mimika, spojrzenie mówią wszystko, wyrażają całą prawdę.  Jedno trzeba przyznać - teatr mimu jest sztuką prawdziwie uniwersalną, ponad barierą językową podobnie jak muzyka. Dlatego nie przeszkadza, że kolejne spektakle są dziełem zespołów zagranicznych, to nie ma znaczenia.
       Festiwal trwa jeszcze do 31 sierpnia. Otwierał go w piątek dyrektor artystyczny i założyciel Teatru Pantomimy Mimo, Bartłomiej Ostapczuk, którego oglądałam w akcji w ubiegłym roku w ramach Królewskich Arkad Sztuki na Zamku Królewskim. Tu jednak w innej roli, dyrektora artystycznego, oficjalnie rozpoczął festiwal, przy okazji wspominajać o wielkiej akcji miłośników teatru pantomimy, którzy pisali setki listów do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, aby uratować to przedsięwzięcie przed zniknięciem z kulturalnej mapy z powodu braku dofinansowania. I udało się,  XIII Festiwal Sztuki Mimu trwa. 

15 sie 2013

Zielna

Zielna
kościół zakwitł
piołunami

1 sie 2013

koniec podróży

koniec podróży -
chmury zaczepione
na czubkach świerków

25 cze 2013

Aforyzmy 5

Dzieje się coś bez przerwy, naprędce, jeszcze wczorajszego dnia człowiek nie ogarnął, a już jutro.

Uśrednianie obywateli zawsze jest krzywdzące dla geniuszy. Tracą najwięcej.

Nadzieja nie potrzebuje dowodów.

Im ciemniejsza noc, tym wyraźniej widać gwiazdy.

Żeby być sprawiedliwym, trzeba wiedzieć, kto jest winny.

Kultura zaczyna się tam, gdzie kończy czubek własnego nosa.

Żaden krasomówca nie przemawia do siebie.

Człowiek z klasą najczęściej ma w pogardzie podziały klasowe.

Ciasne umysły wymagają częstego wietrzenia. 

Nie sądźmy, że sztuka nie istniałaby bez człowieka. Jesteśmy tylko przypadkowymi słuchaczami pieśni ptaków. 

24 cze 2013

nocna ulewa

nocna ulewa
rano drogą wzdłuż rzeki
ścigam się z ważką

24 maj 2013

Rocznica

23 maja 130 lat temu w paryskim przytułku zmarł Cyprian Norwid. Z okazji rocznicy przypomnienie mojego poetyckiego cyklu.

Dialogi z Norwidem

koniec

Czasy skończone! - historii już nie ma,
objawił światu Fukuyama,
nic się nie zdarzy, czego by nie było,
Dzieje i Przyszłość - wszystko się skończyło.
Jesli nam przyjdzie chęć na zadumę,
to - na chwilę, czasami - -
w bez-czasie zawieszeni, uśpieni,
będziemy tylko  t r w a ć  w zdumieniu,
żeśmy  b y l i - a już nas  n i e  m a -
jak rój kolorowych na łące motyli,
co latem się rodzą i latem giną,
nic nie wiedząc o wiośnie, jesieni i zimie;
kwiaty ich domem, łąka wszechświatem,
jedyną rzeczy oczy-wistością,
jak dla nas wieczność na miarę kieszeni.
Ludzie, choć duchem Boskim naznaczeni,
już zakończyli dziejów pracę,
i przepalili glob - - znudzeniem!


później

stało się później
jak rzekłeś w profetycznym trudzie
gorzko było i smutno
pisać dla nie-obecnych jeszcze
nie-nadeszłych pokoleń
stało się później
że imię twoje odmieniają gazety
przez wszystkie przypadki
i ci co żywym nie mogli cię widzieć
cieszą się że mają o czym mówić
dumnie kreśląc swoje nazwisko
obok twojego
żądają chwały że wypełnili testament
bezdomnego poety
nie czytając
zrobili cię wieszczem
ogłosili - komu? żeś poetą
wielkim - - godnym
szkolnego podręcznika


dzisiejszym faryzeuszom

widzę codziennie, jak mrą z głodu
strzelają, mordują, złorzeczą
trupami zdobią chodniki
nad ruinami unosi się dym

widzę wielkie rozwarte głodem
oczy dziecka - już nie płacze
za dużą głowę zwiesza jak księżyc
nad ciemnym globem

widzę i nie mogę patrzeć spokojnie
ani jeść z pełnego talerza
przełączam kanał na hit z satelity
rano sprawdzam stan konta w banku

stanę na trybunie z transparentem
ze wzruszenia głos się łamie w mikrofonie
"Prawa! Sprawiedliwości! Chleba!
Dajcie im!" - Kto? -
                          ktoś bogatszy ode mnie


Norwid

      Przeszłość - jest to dziś
           tylko cokolwiek dalej
                          (C. Norwid)


Za kołami wieś, miasto i świat
Ojczyzna moja - z przeszłości
jak ukochanej matki twarz
skurczona śmiercią

Za plecami ziemia w pożarze
mogiły - krzyżami z niebem spięte,
popioły pamięci - cmentarze
kwitnące maciejką

Za stołem, ból  i cierpienie,
samotny ślad pióra na kartce
pochylonego w milczeniu
ostatnie słowo

Wiersz za wierszem, strona po stronie
czytam księge dzisiejszego dnia
ojczyzna moja - zaludniona -

Norwidowo.


Iwona Danuta Startek: Dotknięcie nieobecności.  Liege 2004.


15 maj 2013

Lutnia Bakfarka

        Balint Bakfark, znany jako Valentin Bakfark(BacfarcBakfarkhBakffarkBackuart, BackvartBekwarkBekfark) urodził się w 1507 r. w Braszowie (Brasso), w Siedmiogrodzie dzisiaj należącym do Rumunii. Pochodzenie miał po ojcu w zasadzie saksońskie, ale został pierwszym powszechnie w Europie znanym kompozytorem węgierskim. Jako sierota wychowany przez rodzinę Greff muzyki uczył się w Budzie na dworze Jana Zapolyi  (Szapolyai Janos) , późniejszego króla węgierskiego Jana I. Przebywał tam do końca jego rządów w 1540 r., a potem wyjechał do Włoch i Francji. W latach 1549 - 1566 znalazł zatrudnienie jako lutnista na królewskim dworze Zygmunta II Augusta, zyskując sławę niezrównanego wirtuoza tego instrumentu. Był także znakomitym kompozytorem, pozostawiwszy po sobie dziesięć fantazji, siedem madrygałów, osiem chansons i czternaście motetów.
           Obdarzony przez króla tytułem szlacheckim kupił dom w Wilnie, w krakowskiej drukarni Łazarza Andrysowicza wydał w 1565 r. dedykowane Zygmuntowi Augustowi dzieło Harmoniarum musicarum in usum testudinis factarum, tomus primus, będącepierwszą w Polsce drukowaną tabulaturą lutniową.  Nie wiadomo, co się tak naprawdę stało w roku 1566, że nagle stracił zaufanie króla. Po latach wiernej służby, a podobno wielu możnowładców bezskutecznie próbowało zatrudnić Bakfarka, odkryto jednak, że był on szpiegiem pruskiego księcia Albrechta Hohenzollerna na polskim dworze. Zmuszony do ucieczki, zatrzymuje się najpierw w Poznaniu, następnie w Wiedniu. W 1568 roku wraca do miejsca pochodzenia, do Transylwanii, skąd wraca do Włoch w 1571 r. Osiedla się w Padwie, być może przez pewien czas mieszka w Wenecji. Ostatecznie jednak podczas epidemii dżumy w Padwie (1576) umiera kompozytor i cała jego rodzina: żona i czworo dzieci.
       Nazwisko Bakfarka stało się symbolem muzycznej sztuki polskiego renesansu, weszło do języka potocznego i poetyckiego za sprawą fraszki Jana Kochanowskiego O Bekwarku a później zbioru wierszy Jana Lechonia Lutnia po Bekwarku.

By lutnia mówić umiała,
Tak by nam w głos powiedziała:
„Wszyscy inszy w dudy grajcie,
Mnie Bekwarkowi niechajcie!”

(Jan Kochanowski, O Bekwarku)

Jakże mocno w południe pachną lipy w parku
I jaki chłód od rzeki, jak jej rzeźwość wabi!
Teraz siano skoszone na łące się grabi.
Na starej ławce leży lutnia po Bekwarku.
(…………)
Ktoś bzu gałąź pod oknem poruszył liliową.
To powiał wiatr wiosenny i okno odmyka.
Stoję w oknie i słucham, jak płynie muzyka.
Myślałem, że zapomnę. Pamiętam na nowo.

(Jan Lechoń, Lutnia po Bekwarku)

         Tom wierszy Lechonia wydany w 1942 r,  zaczyna się wierszem tytułowym z sielankowym obrazem wspomnień, którym patronujeJan [Kochanowski] trącający struny porzuconej lutni. W kolejnych utworach przywołani zostają pisarze (Conrad, Sofokles)), poeci (Norwid, Słowacki, Byron, Mickiewicz), postacie literackie (Don Juan, Konrad)  i historyczne (Starzyński, Cezar), mity i symbole (Syzyf, Marsylianka). Sielankowy początek prowadzi do mrocznego obrzędu dziadów, kontynuowanego w czasach wojennych: Naród ginie, a poeta śpiewa./ Trzebaż więc znowu włóczyć się na cmentarz…
           Przygniatające i mroczne są to wiersze, naznaczone atmosferą wojny, przeczuciem końca, poczuciem winy. Czy skuteczne jest szukanie pocieszenia w odwiecznych wyrokach Losu?

Cóż z tego, że, coś kochał – przemija jak dymy,
Że po tych, co odchodzą, żal serce ci tłoczy.
My z starym Sofoklesem spokojnie patrzymy
Na ten widok, na który chciałbyś zamknąć oczy.

(Od żalu nie uciekniesz, nie ujdziesz goryczy…)

        Z dymem poszły zapewne inne kompozycje Bakwarka. Po śmierci spalono cały jego dobytek wraz z domem, niszcząc w ten sposób zarazę, ale też rękopisy. Tworzył na pewno znacznie więcej niż to, co przetrwało do naszych czasów. Lutnia renesansowa to delikatny i cichy instrument.  Odkrycie i popularyzację twórczości Bakfarka w XX wieku zawdzięczać należy węgierskiemu muzykowi i znawcy renesansowej muzyki lutniowej Dánielowi Benkő. Dokonał on nagrań kompozycji Bakfarka w wytwórni Hungaroton: The complete Lute Music. Już po zakończeniu nagrań odnaleziono inny jeszcze rękopis z dziełami renesansowego lutnisty, a w dodatku okazało się, że znajduje się on w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie. Wśród odnalezionych utworów znajdują się między innymi dwie polskie pieśni: Czarna krowa i Albo juss dalei trawacz nye mogę
      Z postacią Bakfarka wiąże się wciąż wiele tajemnic. Tak naprawdę nie wiadomo, czym naraził się, że oskarżono go o zdradę stanu. Mieszkając jeszcze w Wilnie Bakfark ożenił się z Polką. Co się z nią stało, gdy został zmuszony do ucieczki?  Czyżby żeniąc się powtórnie we Włoszech popełnił poligamię? 

24 mar 2013

JSB

Johann Sebastian BachMatthäuspassion, 1727r. (lub 1729)

aria na alt





Erbarme dich mein Gott, 
um meiner Zähren willen!
Schaue hier, Herz und Auge 
weint vor dir bitterlich.
Erbarme dich, mein Gott.

Erbarme dich - Andreas Scholl

10 mar 2013

"Traviata" w Roku Giuseppe Verdiego

      Traviata Giuseppe Verdiego w reżyserii Mariusza Trelińskiego ma już dwa lata (premiera 25 lutego 2010), a ja wybrałam się dopiero teraz, w Roku Verdiego, ogłoszonym w dwustulecie urodzin kompozytora. Sam utwór być może nie wystarczyłby, aby mnie zmotywować do wyjazdu, ale udział Aleksandry Kurzak w partii tytułowej jak najbardziej. Polska śpiewaczka debiutowała w partii Violetty Valery właśnie podczas premiery sprzed dwóch lat. Od tamtego czasu zapewne technicznie, głosowo i  interpretacyjnie okrzepła,  czując się pewniej. Tak sądzę porównując recenzje z premiery i występ 1 marca tego roku, którego mogłam posłuchać. Słuchanie Aleksandry Kurzak było przyjemnością samą w sobie. Śpiewała przejmująco, a jakby bez wysiłku, także aktorsko doskonale. Po raz kolejny zastanawiałam się, jak to możliwe, że jej głos tak lekko się wznosi i spada na słuchaczy jakby z wysokich przestworzy. 
       Od momentu premiery zaszły zmiany w obsadzie. Między innymi w partii Giorgio Germonta tym razem można było usłyszeć wspaniałego Adama Kruszewskiego i wcale nie żałuję tej zmiany. Jego głęboki baryton potrafi być i mocny i wzruszający zarazem. Jako Alfredo nowa postać - przynajmniej dla mnie - Khachatur Badalyan, którego kompletnie nie znam. Zaczął nijako, ale stopniowo stawał się coraz bardziej przekonujący. ostatecznie jestem w stanie go zaakceptować, choć i tak niekwestionowaną gwiazdą była jednak polska śpiewaczka. 
       Reżyseria Trelińskiego przenosi akcję w świat kabaretu i dansingu. Bohaterka jest kabaretową piosenkarką, stąd uwspółcześniona scenografia pokazuje sceny i kulisy klubu, w którym się śpiewa, tańczy, gra w karty. Samo w sobie nie było to zbyt naciągane, przeszkadzało tylko, że poszczególne sceny klubowe na platformach przejeżdżały w trakcie trwania spektaklu, wręcz podczas arii, gdy bohaterowie przechodząc przez drzwi zmieniali pomieszczenie. Scena więc była w ruchu. Niestety w trakcie tych przejazdów było słychać szum kółek i łożysk. Współczuję tym, którzy siedzieli bliżej sceny. 
      Inna ciekawostka to początek z motywem trumny. Akcja zaczyna się właściwie, gdy bohaterka, wzorowana na postaci z powieści Dama kameliowa Aleksandra Dumasa (syna), niemal jak wampirzyca wychodzi z białej trumny... i zaczyna się opowieść. Czyli klasyczna retrospekcja. Coś w  guście tak popularnych opowieści o wampirach. Na szczęście epatowanie wampiryzmem nie było nachalne.
       Sceny klubowe z efektownymi popisani tanecznymi powierzone zostały osobom z pierwszych stron celebryckich gazet i popularnych programów. W zespole tańczyli miedzy innymi Edyta Herbuś,  Ewa Szabatin, Aneta Bałon, Anna Bosak, Rafał Maserak czy Łukasz Czarnecki. No, powiedzmy, że z baletem to niewiele miało wspólnego, a z racji mojego małego obycia w tego typu programach, nie rozpoznałam tychże postaci, dopiero w obsadzie doczytałam, kto tak prężył swoje nagie ciała (no, prawie nagie). Ten akurat moment nie wydał mi się zachwycający. 
        Na szczęście śpiew i muzyka Verdiego są ponadczasowe. Historia zbłąkanej (znaczenie słowa traviata) zaś należy do najbardziej rozpoznawalnych dzieł patrona roku 2013 w muzyce.


22 lut 2013

Biłgorajska Plejada w Lublinie



      21 lutego, w Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego Biłgorajska Plejada Literacka w składzie: Ewa Bordzań, Halina Ewa Olszewska, Iwona Danuta Startek i Jacek Żybura zaprezentowała się podczas wieczoru literackiego w lubelskiej kawiarni Pożegnanie z Afryką. Spotkanie pod hasłem Muzyko - oddechu posągów przebiegało w dwojakim, poetycko-muzycznym nastroju. Członkowie Plejady zaprezentowali całkiem nowe utwory, w tym jeszcze niepublikowane. Jak kilkakrotnie podkreślali słuchacze oraz niestrudzona organizatorka czwartkowych spotkań poetyckich, Hanna Olszewska, biłgorajska grupa składa się z odrębnych osobowości, a zatem i nasza twórczość stanowi cztery odmienne propozycje poetyki. Dzięki temu słuchacze zawsze mogą znaleźć ten rodzaj poetyckiej ekspresji, który najbardziej pasuje do ich wrażliwości - a jak zauważyła obecna na spotkaniu lubelska poetka i pisarka - Ewa Bajkowska - jest to zawsze poezja niebanalna. 
      Słuchacze i stali bywalcy lubelskich spotkań z uznaniem komentowali konsolidację Biłgorajskiej Plejady Literackiej, która skupiając tak zróżnicowane osobowości, prezentuje się jako grupa pięknie wspierająca twórczą odrębność. Ewa Bordzań zaprezentowała przykłady liryków pejzażowo-refleksyjnych, w których obserwacja, a wręcz  intymna więź z przyrodą prowadzi do refleksji natury egzystencjalnej. Halina Ewa Olszewska w swoim przewrotnym stylu potrafi bawić się utartymi frazeologizmami wydobywając z nich nowe znaczenia, a dodatkowym atutem jej wierszy było osadzenie w szerokiej tradycji kultury i sztuki europejskiej. Iwona Danuta Startek przedstawiła  nowe utwory rozwijające motyw czasu, przemijania, funkcjonowania pamięci. Jacek Żybura dał próbkę nowego cyklu wierszy przywołujących Biłgoraj i jego mieszkańców z przeszłości, z lat przedwojennych, tworząc atmosferę mitycznego czasu minionego. 
      Oprawę muzyczną spotkania, przygotowaną przez Iwonę Startek, stanowiły nagrania muzyki klasycznej, przede wszystkim Haendlowskie arie operowe i kantaty. Do tego zaś fragmenty Króla Rogera Karola Szymanowskiego w wykonaniu Mariusza Kwietnia, polskiego barytona mającego stały kontrakt w Metropolitan Opera. Jak zauważył obecny na spotkaniu Waldemar Michalski, sekretarz redakcji kwartalnika Akcent i członek lubelskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, wiersze Biłgorajskiej Plejady swoim rytmem i melodią języka świetnie komponują się z muzyką klasyczną. Włączając się w dyskusję o swoistym charakterze twórczości poetów z Biłgoraja, Michalski przypomniał fragmenty utworów Haliny Ewy Olszewskiej ze zbioru Stragan linii papilarnych,  Lidii  i Iwony Startek z tomiku Siedem świtów, a nawet odniósł się do biłgorajskiego wkładu do antologii haiku Niebieskie trawy.  


Od lewej: Iwona Danuta Startek, Jacek Żybura, Ewa Bordzań, Halina Ewa Olszewska, prowadząca spotkanie - Hanna Olszewska, Waldemar Michalski


jeden z moich wierszy

dwie godziny

dwie godziny podróży
kiedy myśli mkną szybciej niż pejzaż
a drzewa rosną wszędzie tak samo

dwie godziny zieleni
kiedy liście miarowo się kołyszą
w strugach deszczu

dwie godziny szarości
kiedy cień wspina się po świerkach
aż do pełnego zmierzchu

dwie godziny życia

wieczność

17 lut 2013

Gogol na początek

      Ożenek Mikołaja Gogola to komedia ponadczasowa. Bo nawet jeśli stopnie urzędniczej hierarchii (czynowników) od czasów XIX-wiecznej Rosji się zdezaktualizowały, to motyw małżeństwa jako traktatu finansowo-towarzyskiego nadal ma się dobrze. Poszukiwanie odpowiedniego kandydata na męża, który zapewni żonie pozycję społeczną oraz byt materialny na odpowiednim poziomie, tak samo poszukiwanie odpowiedniej kandydatki na żonę, która wniesie odpowiedni posag a przy tym będzie znała język francuski wymaga nie byle jakich zachodów. A efekty? Otóż wcale nie gwarantują sukcesu, gdy po szeregu usilnych zabiegów, w chwili ostatecznej próby kandydat na męża desperacko ucieka przez okno.
     Takim właśnie komiczno-aktualnym tematem rozpoczęła sezon Scena Amatora Biłgorajskiego Centrum Kultury. Amatorzy teatralnej sceny z powodzeniem rozbawili publiczność zgromadzoną w nadkomplecie podczas dwóch przedstawień (14 i 15 lutego). Andrzej Mazurek w roli Iwana Kuźmicza Podkolesina wzbudzał zachwyt adekwatną charakteryzacją i mistrzowską vis comica. Kiedy w ostatniej scenie pojawił się we wspaniałym czarnym fraku z czerwoną różą w butonierce i czerwonej kamizelce, z tylnego rzędu usłyszałam głos podziwu: "Jaki piękny!". Druga postać główna, Agafia Tichonowna grana przez Marię Działo otrzymała równie gromki aplauz. Trzeba przyznać, że cała obsada została umiejętnie dobrana tak, aby każdy z aktorów miał możliwość pokazać swoje mocne strony. 
       Tekst sztuki podany jasno, lekko, dowcipnie, z towarzyszeniem wyrazistej gry scenicznej, momentami przerysowanej, zahaczającej o groteskę (postać Fiokły Iwanowny w interpretacji Maryli Olejko), co podkreśla satyryczną wymowę sztuki. Entuzjastyczne reakcje publiczności oraz pełna widownia podkreślają, że zapotrzebowanie na teatr jest w Biłgoraju ogromne. Należy sobie życzyć, aby apetyt rozbudzony komediową klasyką, dostał wkrótce kolejną porcję teatralnej potrawy.

Mikołaj Gogol - Ożenek

Scena Amatora Biłgorajskiego Centrum Kultury
reżyseria i inscenizacja - Stefan Szmidt

Obsada:
Podkolesin - Andrzej Mazurek
Agafia Tichonowna - Maria Działo
Fiokła Iwanowna - Maryla Olejko
Arina Pantelejmonowna - Małgorzata Salitra
Koczkariew - Sławomir Pluta
Anuczkin - Kazimierz Szubiak
Żewakin - Dariusz Rubin
Jajecznica - Adam Kozera
Nastka - Agnieszka Tomaszewska
Duniasza - Klaudia Kalinowska
Katiusza - Anna Wańczyk

14 lut 2013

cisza w lesie

cisza w lesie
na drodze ogryzione
sarnie kopyto


9 lut 2013

9 konkurs haiku - zima



Mój udział w 9. konkursie haiku - temat: lód


marznący deszcz
w ogródkach wyrosły
lodowe rzeźby


na ślizgawce
odwilż - ćwiczę
chodzenie po wodzie


Zadziwiający przypadek - oba haiku otrzymały tyle samo punktów: po 10.

Wyniki konkursu na blogu Eddiego

6 lut 2013

pokaż mi Paryż

pokaż mi Paryż
na Pola Elizejskie mnie poprowadź tam
gdzie w ostatniej roli na scenie
umierał Molier
w kryształowej sali Wersalu 
zasłuchamy się w bolesną arię Merope
żyrandole sypią iskry współczucia
a ona nie wie dlaczego jej serce
nie wierzy oczom i rozumowi
pokaż  mi Paryż
złotym bulwarem nad Sekwaną w noc
pójdziemy za głosem dzwonu Notre Dame
Ludwik de Laveaux
oświetli nam drogę latarniami i przyśle dorożkę
pokaż mi Paryż
bezsenne miasto tysiąca kawiarni
i bezimiennych grobów geniuszy
umierających w nędzy


3 lut 2013

miasto pod lodem

miasto pod lodem
kręcą piruety
chcą czy nie chcą

9 sty 2013

oregano

oregano
w roztartych suchych liściach
smaki ogrodu

1 sty 2013

huczna noc

huczna noc
co godzina salwa
o północy kanonada


cisza nad ranem
ostatni balowicz
trzyma się płotu