11 lis 2013

Chopinowo i Tuwimowo w BCK

     Dzisiejszy poranek w radiowej Dwójce jakby na zamówienie - Koncert fortepianowy a-moll op. 17 Igancego Jana Paderewskiego brzmi jak kontynuacja wczorajszego koncertu Bukiet Polski w Biłgorajskim Centrum Kultury. Stanisław Drzewiecki wraz z żoną Jekateriną zaprezentowali repertuar na wskroś polski złożony z utworów Chopina i Paderewskiego. W zestawieniu z fragmentami Kwiatów polskich Juliana Tuwima czytanymi przez Alicję Jachiewicz i Stefana Szmidta wytworzył się bardzo patriotyczny, ale i swojski klimat pasujący do okazji, czyli Święta Niepodległości. Było i sielsko-ogrodowo:

Bukiety wiejskie, jak wiadomo,
wiązane były wzwyż i stromo.

... i cały wywód o zapachu mięty zakończony iście lakonicznym stwierdzeniem na wzór Nowych Aten Benedykta Chmielowskiego:

Należy uznać, że właściwie
Rezeda pachnie - jak rezeda.

        Niuanse ironicznego języka Tuwima świetnie zinterpretowane przez Alicję Jachiewicz, z całą masą ukrytych (i odkrytych) dwuznaczności,  balansowania intonacją, raz serio, raz dowcipnie, stanowiły doskonałą przeciwwagę dla najbardziej patetycznego fragmentu poematu,  bez którego przecież obejść się nie mogło:

Chmury nad nami rozpal w łunę,
Uderz nam w serca złotym dzwonem,
Otórz nam Polskę jak piorunem
Otwierasz niebo zachmurzone.
........................................

I po tym fragmencie Polonez A-dur Fryderyka Chopina, patetyczny, mocny, arcypolski, wzruszajacy - w wykonaniu Stanisława Drzewieckiego. Artysta wykonał go "piorunowo" - stosownie do zaprezentowanego tekstu poematu. 
       Stanisław Drzewiecki był cudownym dzieckiem pianistów Jarosława Drzewieckiego i Tatiany Szebanowej. Pamiętam jego koncerty jeszcze w czasach, kiedy mówiło się o nim "Staś" - debiut koncertowy w wieku lat pięciu! Jest laureatem Konkursu Eurowizji dla Młodych Muzyków w Norwegii i Paszportu Polityki w roku 2000 (był najmłodszym laureatem Paszportu - 13 lat).
        Teraz to już dojrzały pianista, mający  w dorobku dziesięć płyt, grający w najbardziej prestiżowych salach koncertowych świata, od  Moskwy, Londynu, Amsterdamu,  Tokio, po Carnegie Hall w Nowym Jorku. 
       Jakiej frekwencji można się spodziewać w Biłgoraju na koncercie takiego artysty? Nieprzebranego tłumu?  Ścisku i tłoku?  Walenia drzwiami i oknami? Pomyłka: sala widowiskowa była owszem, w miarę zapełnipona, ale z widocznymi wolnymi miejscami. Czyli luz. W trakcie koncertu luzu zrobiło się jeszcze więcej, bo przypadkowi - jak to nazwać inaczej - słuchacze zwyczajnie sobie wychodzili. Pytanie się ciśnie: to po co przyszli? Pokazać się, że są kulturalni? Nie wiedzieli, czego się spodziewać? W dzisiejszych czasach rozwiniętej technologii informacyjnej wystarczy sobie zwyczajnie wygooglować nazwisko i mamy multum informacji kto zacz i z czym przyjeżdża.  Ciągłe rozmowy, kopanie w siedzenia, przemieszczanie się między rzędami,  raz po raz otwierające się za mną drzwi to naprawdę nie pomagało się skupić na odbiorze sztuki muzyki i słowa prezentowanej na scenie.  Doprawdy zbyt wiele osób wciąż zapomina, że idąc na koncert nie oni są najważniejsi i nie oni znajdują się w centrum uwagi. Wyraźnie widać - po frewkencji i zachowaniu, że brakuje tradycji  obcowania ze sztuką wysoką, a do odbioru muzyki klasycznej potrzebne jest większe skupienie niż podczas biwakowania. 
        Na pytanie, dlaczego się przychodzi, gdy cały czas tylko przeszkadza się innym, nie znajduję sensownej odpowiedzi.

Brak komentarzy: