26 sty 2020

Stulecie poezji polskiej

       Być w Krakowie i poety nie zobaczyć to jak być w Rzymie i nie widzieć papieża. W księgarni De Revolutionibus Books & Cafe są stoliki, kawiarniano-herbaciane menu z dodatkami oraz oczywiście książki. Zaczęłam od jaśminowej herbaty. Jak zwykle połowa prawie wylądowała na talerzyku zanim zdążyłam wypić. Pomyślałam, że to wina stolika, więc zmieniłam stolik i dopijałam do końca, czekając na główny punkt programu, czyli Spotkanie z Poetą. Kiedy już krzesełka poustawiano, przeniosłam się tam, jak część obecnych gości. W końcu nadszedł główny bohater, który co prawda poetą nie jest, ale poezją się para zawodowo jako krytyk, badacz, znawca i wykładowca na uczelni. A przy okazji antologista. Wymyślił bowiem ułożenie antologii, którą - o dziwo - wydano w tym naszym niepoetyckim kraju.  Piotr Śliwiński bowiem uważa, że poezja to jedna z niewielu rzeczy, która nam się naprawdę w ostatnim stuleciu udała najlepiej.
       Czy jednak zamknięcie stu lat rozwoju polskiej poezji w wyborze stu utworów (zaledwie???) powstałych w granicach stulecia niepodległości nie jest porywaniem się z motyką na słońce? Ujawnienie przez autora ciekawych okoliczności towarzyszących powstawaniu antologii "Wolny wybór. Stulecie wierszy 1918 - 2018"pozwala raczej określić, czym ona nie jest niż czym jest w istocie. Nie jest to zbiór wierszy określanych mianem najlepszych, najdoskonalszych; nie jest antologią chronologiczną; nie jest też zbiorem reprezentatywnym dla całego poetyckiego wachlarza zjawisk zaistniałych w ostatnim stuleciu. Nie ma w niej nawet wszystkich poetów, których autor chciał i zamierzał umieścić. W anegdotycznych opowieściach Śliwiński ujawnił, że niektórzy poeci nie znaleźli się w niej na własne życzenie, po prostu nie chcieli. Jednym nie odpowiadało dofinansowanie Ministerstwa Kultury, innym nie wiadomo co, bo nie zdradzili. Może towarzystwo?  Nie jest to więc na pewno antologia całościowa ani wyczerpująca. I w tym kulminacyjnym momencie spotkania do grona zebranych słuchaczy dołączył prosto z krakowksiej ulicy prawdziwy Poeta - Ryszard Krynicki. Tak, on mógł przyjść, ponieważ w antologii znalazł się jego wiersz.  O tych, kórych tam nie ma, mówić nie będziemy.
      Zebrane wiersze zostały podzielone na działy tematyczne, aczkolwiek podczas spotkania z czytelnikami w De Revolutionibus Books & Cafe na Brackiej w Krakowie Piotr Śliwiński podkreślał, że początkowo nie zamierzał zbyt konkretnie i dosłownie owe działy tytułować, poprzestając na sugestiach wynikających z cytatów zaczerpniętych z zamieszczonych utworów. Ostatecznie jednak działy mają i cytaty i tytuły: I. W języku (wiersz), II. Nieobjęty świat, III. Ekstatyczna kruchość: życie, IV. Miejsca nieoczywiste; V. Krajobrazy po zagładzie, VI. Ojczyzna: wspólny ból, VII. Dylematy zaangażowania (społeczeństwo). Ponadto osobno pierwszy wiersz został oznaczony jako Prolog, a ostatni jako Epilog. Antologię dopełniają biogramy poetów, krótkie posłowie autora oraz alfabetyczny spis utworów. Przyznam, że wolałabym spis autorów wraz z tytułami wierszy w celu łatwiejszego ich odszukania. Jest bowiem tak, że utwory tego samego autora pojawiają się w dwóch, trzech wyodrębnionych działach tematycznych i trzeba je sobie żmudnie szukać. Być może jednak Ślwińskiemu chodziło o uniknięcie pokusy budowania jeszcze jednego rankingu, że oto jeden autor pojawia się tylko raz (większość), a inny dwukrotnie czy trzykrotnie. Jak bowiem przyznał i tak wielu autorów się obraziło za pominięcie ich twórczości. Założenie, żeby zamknąć sto lat poezji w stu tekstach jest cokolwiek karkołomne, niemniej autorska propozycja Śliwińskiego jest ciekawa. Poza tym, jak zauważył podczas spotkania, nie ma obowiązku, a nawet nie byłoby wskazane czytać po kolei od początku do końca. Może właśnie wybiórczo? Może tematycznie? A może autorami? Wolny wybór, jak sugeruje przecież sam tytuł.
      Utworem pełniącym rolę Prologu jest "Piosenka o porcelanie" Czesława Miłosza i jest to jedyny zamieszczony wiersz, jakby nie było, noblisty. Zresztą, Szymborskiej jest też tylko jeden utwór: "Urodziny" w dziale "Nieobjęty świat".  O "Piosence" Śliwiński powiedział, że jest to wiersz "straszny, ale pozbawiony patosu", dlatego właśnie pasował do otwierającego antologię Prologu. Właściwie jest to wiersz bardzo konkretny, zbudowany z obrazów kataklizmu i zniszczenia. Ciekawe, że wiersz będący Epilogiem ma charakter zupełnie przeciwny. Jest mało konkretny, zbudowany na powtórzeniach, antytezach, słowotórczych i rymtwórczych zestawieniach, w których zaciera się granica między tym, co jest, a czego nie ma. Bo właśnie: wiersz jest o (bez)graniczności, chociaż nie ma tytułu.

***

Jest granica. A za tą granicą
bezgranicznie się roi od granic,
jakby każda granica

miała inną granicę

za igraszkę, zabawkę lub za nic. 

Dotrzeć do niej się  nie da,
i w tym cała jest bieda
(...)
Bezgraniczny. Bez miary. Zdany
na zamiary.

(Leonard Neuger)

Mamy w antologii Osiecką, Stachurę obok Aleksandra Wata, Urszuli Kozioł, Zbigniewa Herberta. Z klasyków dwudziestolecia faktycznie są nazwiska nie do pominięcia: Tuwim, Jastrun, Lechoń, Leśmian, Przyboś, Czechowicz, Baczyński, Peiper, Jasieński, Ginczanka, Broniewski, Pawlikowska-Jasnorzewska, Staff, Młodożeniec ze słynnym wierszem "XX wiek". Nie, faktycznie, nie ma sensu wypisywać, kto z autorów jest, a kogo nie ma. Podział tematyczny jest bardziej właściwy, ponieważ określa siedem tematów, zgadnień czy raczej przestrzeni, wobec których poezja polska ostatnich stu lat jakoś się ustosunkowywała.
      Kwintesencją działu pierwszego "W języku (wiersz)" jest dla mnie utwór Białoszewskiego "Jakby się tu wyjęzyczyć".  Właściwym dla tej części zagadnieniem są poszukiwania poetyckiego języka, stąd "Ars poetica" Staffa i "Traktat poetycki" Kornhausera". W części drugiej "Nieobjęty świat" znajduje się jedyny wiersz Szymborskiej "Urodziny", a ponadto "Zobaczysz" Stachury czy Małgorzaty Lebdy zupełnie mi nieznany "obłęd". I tak dalej, i tak dalej, można w każdej części znaleźć ten jeden czy dwa teksty, które dla nas osobiście będą miały szczególne znaczenie. I chyba tak właśnie najlepiej byłoby czytać tę antologię. Wybór jest bardzo autorski, na tyle jednak szeroki, że znajdą się utwory ważne dla nas osobiście czy po prostu pod jakimś wsględem, także formalnym, ciekawe.  
       Sto wierszy z całego stulecia. Zamiar karkołomny, dlatego w sumie w antologii nie ma tylko stu utworów. Jest bowiem... sto jeden. Tym sto pierwszym jest cytowany wyżej wiersz Neugera. Epilog wieloznaczny. Niczego niezamykający. Przeciwnie, otwierający "nieszczelne granice ludzkich" - chciałoby się sparafrazować: poetyckich krain. 



22 sty 2020

dobranoc, książę

teraz kiedy wieczór chyli się do snu
można zapomnieć o dziennych upiorach
wysysających krew z naszych dni
tylko z własnym strachem się mierzyć
w środku nocy na murach zamku
jeszcze czuwasz, książę, nasłuchujesz
jęku piekła czy wycia wilków z lasu
mroczne wizje łudzą cię podobieństwem
zdarzeń i równoległych światów
nie ufaj, książę, oczom i przyjaciołom
nie służą prawdzie lecz fałszowaniu
rzeczywistości według urojeń szaleńca
nie wierz autorom którzy w powieściach
twoje koszmary nazwali fikcją
odłóż szpadę, książę, nie będzie walki
nikt nie stanie z tobą w szranki
scenariusz twojego życia pisze się
bez twojej wiedzy reżysera nie ma
na ciemnej scenie stoisz sam bezbronny
dobranoc, książę, ta noc się nie skończy



15 sty 2020

Sukces i niebyt

      Po finale V Mistrzostw Debat Oksfordzkich w kuluarowych rozmowach padło pytanie, dlaczego obie czteroosobowe drużyny składały się akurat z trzech pań i jednego pana. A ponieważ drużyny są uczniowskie, pytanie w zasadzie dotyczy kwestii procesów, organizacji, specyfiki i struktury edukacji w Polsce. Można podawać dane liczbowe dotyczące szkolnictwa, można powoływać się na psychologię rozwojową, można łatwo ulec powierzchownym wyjaśnieniom. Im dłużej myślałam o pytaniu, tym mniej satysfakcjonujące były próby odpowiedzi. Aż doznałam olśnienia. Dlaczego nie odwrócić tego pytania?! Intrygujące nie jest to, dlaczego w drużynach przeważają uczennice, ale co dzieje się później z nimi po zakończeniu edukacji, także już tej akademickiej.  
     Istotą debaty oksfordzkiej jest przekonywanie, argumentowanie. W przeciwieństwie do sportu nie ma tutaj podziału na dyscypliny męskie i żeńskie, na odrębne żeńskie i męskie konkurencje. W sferze intelektualnej rywalizacja jest jedna i "rekordy" w sensie osiągnięć są mierzone jednakowo bez względu na płeć. Skoro zaś w bezpośrednim starciu na argumenty przeważają dziewczęta, to co się z nimi potem dzieje, gdy wchodzą w życie publiczne i społeczno-polityczne? O skali zjawiska świadczą chociażby parlamentarne dysproporcje liczbowe między jedną a drugą płcią. A na naszym lokalnym podwórku zauważmy, że na stanowiskach dyrektorów pięciu szkół średnich jest tylko jedna kobieta, mimo że od lat zawód nauczycielski jest mocno sfeminizowany. A przecież właśnie od tego etapu zaczynamy: od edukacji. Jeszcze tutaj - w sferze intelektualnej - przynajmniej  na polu widocznych i obserwowalnych powszechnie konkursów, debat i aktywności artystycznej - widać przewagę reprezentacji dziewcząt. Co się więc dzieje, że nie ma ich później w życiu publicznym, społecznym, politycznym? Przynajmniej nie ma w takiej skali, jak to zapowiadało się w okresie szkolnym. 
     Pytanie to wróciło do mnie w związku z postaciami kobiet przecierającymi akademickie szlaki w wieku XIX. O krętych stopniach kariery i fenomenie Marii Skłodowskiej-Curie napisano już wiele, więc tym razem pominę ją, bo się okazuje, że nie ona jedyna zasługuje na zainteresowanie i podziw za determinację w dążeniu do zdobycia wykształcenia dotąd zarezerwowanego dla mężczyzn, a następnie do pracy naukowej. 
      Polacy lubią się chwalić Skłodowską jako narodowym sukcesem, zapominając, że efekty jej pracy są skutkiem jej osobistych cech charakteru i intelektu, a  nie  wynikiem jakiejś ogólnonarodowej akcji. Pomińmy chwilowo powszechne przekonanie Francuzów, że sukcesy Marii Curie to raczej chwała Francji: tam studiowała, tam wyszła za mąż, tam zamieszkała na stałe i tam prowadziła badania, nieprzypadkowo przecież jej prochy przeniesiono do Panteonu w Paryżu. Ostatnim historycznym sukcesem wspólnym, i to w kooperacji z innymi, była bitwa pod Grunwaldem. Późniejsze zasługi należą się pojedynczym osobom. No dobrze, może przesadzam. Niemniej nie są "naszym" sukcesem Nagrody Nobla, choć przywykło się tak uważać. Ani pisarze i poeci nie piszą pod dyktando narodu, ani badania naukowe nie są poddawane społecznemu odbiorowi emocjonalnemu. I całe szczęście! To by dopiero było, gdyby wokół domu Olgi Tokarczuk zebrał się kibicujący tłum i z wypiekami na twarzy czekał, kiedy pisarka pojawi się w oknie i ogłosi, że oto napisała kolejną książkę. Tłum w ekstazie biłby brawo jak podczas wręczania Szklanej Kuli Orłom z Wisły i Zębu. Zresztą nie łudźmy się, tłumowi rychło znudziłoby się czekać na kolejne strony powieści. Entuzjazm ma to do siebie, że pojawia się okazjonalnie. Toteż przecieranie szlaków nie jest domeną tłumów, lecz jednostek. Dotyczy to tak sfery naukowej, jak i artystycznej. Rafał Blechacz nie wygrałby Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, gdyby rodzice nie zadbali o jego wczesną edukację. A podczas samego konkursu ojciec go niemal całkowicie odizolował, aby nie docierały do niego żadne zakłócenia z zewnątrz: żadnej telewizji, żadnego internetu, żadnych komentarzy, żadnych newsów. Po prostu cisza i indywidualna praca. 
      Nauka również nie znosi tłumu. Jak powiedział profesor Meissner, najlepsze pomysły przychodzą do głowy, gdy się leży w łóżku o piątej rano i przez dwie godziny rozmyśla w samotności. Maria Skłodowska rozpoczęła studia na Sorbonie w 1891 roku, ale już wcześniej Polki przecierały szlaki na europejskich uniwersytetach w czasach, gdy kobietom dopiero otwierano drzwi do naukowej kariery. W 1877 roku pierwsza Polka - Anna Tomaszewicz - zdobyła dyplom i  tytuł doktora nauk medycznych na uniwersytecie w Zurychu. Fakt ten odnotował - co prawda po latach - Karol Estreicher w 7. tomie "Bibliografii Polskiej XIX stulecia (P - Ż)" wydanym w 1882 roku (str. 211).  Inna Polka - Józefa Joteyko - najpierw w latach 1886 - 1888 studiowała w Brukseli nauki przyrodnicze i fizyczne, następnie w 1889 r. rozpoczęła studia na Wydziale Lekarskim w Paryżu, gdzie w 1896 obroniła pracę doktorską. Była pierwszą kobietą głoszącą wykłady w College de France. Cykl wystąpień zainaugurowała 24 stycznia 1916 roku wykładem na temat fizjologicznych procesów zmęczenia w czynnościach ruchu. Jej badania w zakresie neurofizjologii były pionierskie w skali światowej. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku Joteyko wróciła do ojczyzny organizując od podstaw instytuty badawcze i wydziały lekarskie z dziedziny neurologii. I nawet wtedy nie spoczęła na laurach swoich naukowych sukcesów. Habilitację uzyskała już w Polsce, na Uniwersytecie Warszawskim w 1927 roku, na rok przed śmiercią. Miała wtedy 61 lat. Zdecydowanie to nie był Uniwersytet Trzeciego Wieku, a pełnoetatowa działalność naukowa, której owoce są znane do dziś, a o których mało kto wie. Praca naukowa jest bowiem żmudna i niewidoczna. Narodowa próżność zaś żywi się widowiskiem.
       Jak wyliczyła Iwona Janicka, w latach 1857 - 1900 siedemnaście Polek zdobyło dyplomy medyczne na zagranicznych uczelniach. Czasami oznaczało to jednak, że przyszłe lekarki zaczynały od studiowania nauk przyrodniczych czy fizyki. Tak czy inaczej niewątpliwie były to umysły ścisłe. W przypadku Tomaszewicz-Dobrskiej i Joteyko, podobnie jak Marii Skłodowskiej-Curie, los okazał się na tyle wyjątkowy, że z powodzeniem zrobiły kariery naukowe i nie zamilkły po zdobyciu dyplomów. Nadal jednak pozostaje otwarte pytanie, gdzie podziewają się kobiety, które podczas edukacji szkolnej czy akademickiej wyraźnie dominują nad męską populacją. Co dzieje się z ambitnymi dziewczętami, które wygrywają w cuglach olimpiady, konkursy i debaty? Gdzie znikają?

Wybrana bibliografia:
Karol Estreicher: Bibliografia Polska: XIX.stulecia. Dopełnienia (P-Ż).Tom7. Kraków1882.
Iwona Janicka: "Medycynierki, medyczki, lekarki" - dyskryminacja  naukowa i zawodowa kobiet-lekarek w wybranych państwach europejskich oraz USA w XIX wieku. "Studia Historica Gedanensia". Tom IV. 2013. Str. 69- 91.
Seweryna Konieczna: Profesor Józefa Joteyko - neurolog rozwojowy, psycholog, pedagog przełomu XIX i XX wieku. "Poznańskie Zeszyty Humanistyczne". Tom XXIII.