30 lip 2014

w sobotę

w sobotę

senny poranek lipcowy to czas najlepszy
na początek dalekiej podróży
już nie przytłacza siermięga tygodnia
a jeszcze niedziela nie rozleniwia
żółte płatki wysokiego wiesiołka
tulą się po miłosnych uściskach z ćmami
ziemia czarna wilgocią letniego deszczu
na zielonych źdźbłach trawy świat
w soczewkach każdej kropli rosy
czekamy na zielone we trójkę
ja i dwóch brodatych zbieraczy
butelek i puszek ze śmietników
ulice puste są jakby szersze niż wczoraj
śpi jeszcze pośpieszne miasto
na ruchomych piaszczystych wydmach
zanim umilknie ptasia opera świtu
na końcu drogi drzemie długi dzień