We wspomnieniowym wprowadzeniu do swojej twórczości poetka nawiązała do tragicznego wojennego dzieciństwa, które upływało pod chmurnym znakiem ucieczki. Jak wspomniała, Biłgorajszczyzna, skąd się wywodzi, naznaczona została w jej biografii traumą z dzieciństwa, czemu dawała świadectwo w twórczości prozatorskiej i poetyckiej. Nie stanęło to na przeszkodzie wielokrotnie wracać już w latach późniejszych, w latach twórczego rozwoju, tutaj odnajdując owe "chude talizmany" tworzące specyficzny poetycki kod rozpoznawalny dla czytelników w kolejnych tomikach.
Podczas krótkiego, niespełna godzinnego spotkania Urszula Kozioł przeczytała wybrane utwory z różnych tomików, kończąc zabawnym wierszem "Ballada" z tomu"Klangor", o którym pisałam w poprzedniej notce. W "Balladzie", inspirowanej dwoma cytatami z Jana Kochanowskiego, szczególną rolę odgrywają nawracające rymy i rytm wiersza, nawiązujące do renesansowej poetyki miłosno-sielankowej, balladowych nawrotów rytmicznych, coś jakby poetyckiej formy ronda znanego z "Wielkiego testamentu" Villona. Wiersz ten jest wręcz pokazową egzemplifikacją założenia wypowiedzianego przez poetkę, zgodnie z którym utwór poetycki manie tylko treść, ale i brzmienie. Stąd też nawet gdy czyta się go tylko wzrokiem, bezgłośnie, czytelnik powinien go słyszeć, słyszeć uchem wewnętrznym rytm języka. Dopiero połączenie w odbiorze brzmienia z treścią pozwala na całościowe odczytanie utworu poetyckiego. Urszula Kozioł więc czytając swoje wiersze potrafiła przepięknie owe brzmienie wydobyć, zaakcentować, czyniąc z nich prawie śpiewne melorecytacje, jakże zgodne z pierwotnym, klasycznym znaczeniem słowa "liryka".
Innym aspektem twórczości Urszuli Kozioł jest jej związek z naturą, "ekologiczność"- jak sama powiedziała. Oczywiście nie należy tej ekologiczności rozumieć dosłownie, niemniej w całej twórczości poetki z Wrocławia wyraźna jest wrażliwość na przyrodę, na związek człowieka z przyrodą, przejawiający się chociażby w sensualistycznych obrazach pejzażu. W jednym z komentarzy do swoich utworów Urszula Kozioł wyraźnie odcięła się od awangardowego hasła "Miasto - masa - maszyna", wyrażając przy tym zdumienie, że taki poeta jak Julian Przyboś był zupełnie ślepy na piękno natury okolic, skąd pochodził.
Dopełnieniem krótkiego spotkania była możliwość indywidualnej rozmowy z poetką czy poproszenie o autograf. Niestety, wybór tomików w festiwalowej księgarni nie był zadowalający. Na szczęście miałam ze sobą własny egzemplarz "Klangoru", który ze wszech miar zasługuje na wielokrotną i uważną lekturę.