Biłgorajscy poeci ożywili się na wiosnę. Jakby nie patrzeć, poeci to często takie niebieskie ptaki, toteż nic dziwnego, że gdy dzień dłuższy i nawet słońce raz po raz się pojawia, oni też zaczynają stadnie świergotać. Zwłaszcza trzynastego, bo nie wierzą w pecha, gdy się pechowo składa, że człowiek para się piórem. Posileni chlebem własnego wypieku, wzmocnieni czerwonym winem, dali wybrzmieć twórczym emanacjom. Poważną poetycką frazę zaprezentowała tym razem tylko Halina Olszewska wierszem "Podróże z Cogito". Ewa Bordzań i gospodyni spotkania, czyli ja, poszłyśmy w satyrę, czytając teksty z przymrużeniem oka pisane. Jacek Żybura wprowadził zebranych w karkołomne gwarowe dialogi bohaterów najnowszej powieści, jeszcze nieopublikowanej. Przy okazji wynikła dyskusja na tematy dialektologii stosowanej. Jak stosowanej, przez kogo, z jakim efektem i w jakich czasach historycznych. Temat rzeka! Dla twórcy z okolic prowincjonalnych gwara jest żywiołem często wciąż obecnym. Czy jednak niezmiennym? Przyznaję, że sama mam nieraz problem ze zrozumieniem osób mówiących gwarą, ratuje mnie językoznawcza domyślność, choć nie zawsze. Bywało, że nie rozumiałam, co mówi do mnie sąsiadka na wsi. Są wyrazy jak zagadki, zmuszające do szaradziarskiego wysiłku. Praca w słowie, poetyckim czy prozatorskim, bywa trudem syzyfowym, o czym czytelnicy mają często mylne pojęcie, a raczej w ogóle go nie mają. Czy dlatego spotykamy się we własnym gronie zamiast z czytelnikami? No cóż, będziemy się starali wyjść z niszy - wyfruniemy wiosną jak ptaki. Elżbieta Sokołowska tym razem sponsorowała wino (chleb z żurawinami był mojego wypieku), licząc zapewne, że padniemy zanim ją zanudzimy swoimi utworami. Nic z tego! Wytrwaliśmy na lekturze do końca i nawet nam się języki nie plątały. Pochwaliłam się tajnymi zapiskami z życia miasteczka. Muszę być ostrożna, bo czasami pojawiają się w nich postacie rozpoznawalne. Na razie więc tylko bezpieczna autoironia.
O niewydawaniu pieniędzy na darmowe dostawy
Dziś
Dzień Darmowej Dostawy - szał zakupów od Czarnego Piątku nadal trwa, tylko w
sieci. Pisałam o swoim łupie (sześć rolek najdłuższego papieru toaletowego)
czarnopiątkowym, postanowiłam rzecz powtórzyć w domowym zaciszu, nie wychodząc
z domu. Po powrocie z pracy zaczęłam przeglądać, które sklepy włączyły się do
akcji darmowej dostawy i ... zapomniałam, co miałam zamówić. To znaczy miałam
zapisane, ale zapomniałam gdzie. Z kolei siostra również podała mi swoją
absolutnie obowiązkową listę, ale też zapomniałam, więc za telefon i dzwonię -
nie odbiera. No jeszcze parę godzin czasu jest, może oddzwoni. Tymczasem
przeglądam asortyment internetowych księgarni: poeta, którego nie znam; poeta,
którego nie cierpię; poeta,którego już mam. Dalej: powieść dla nastolatków,
powieść dla kucharek, powieść dla nieumiejących czytać, czyli komiks ;-) Dalej:
poradnik ogrodniczy, poradnik kucharski, poradnik majsterkowicza, poradnik
robótek ręcznych, poradnik szczęśliwego człowieka. I dalej: kolorowanki dla
dzieci, kolorowanki dla dorosłych, puzzle. I jeszcze: kryminały, sensacje,
thrillery albo romansidła, sexy mama, sexy sekretarka, sexy nastolatka, sexy
macho i sexy drwal... a nie, to już masło maślane by było czy raczej oksymoron?
Licho wie. W każdym razie podliczyłam: ZAOSZCZĘDZIŁAM co najmniej kilka setek,
bo NIC NIE ZAMÓWIŁAM :-)
Iwona Startek