17 lut 2010

zimowe słońce

zimowe słońce
ze stromych dachów
suną lawiny

śnieżna koleina

śnieżna koleina
stopa przed stopą
krokiem modelki

wycie wilków

wycie wilków
nocą las wydaje się
bliżej

11 lut 2010

tłusty czwartek

tłusty czwartek
wskazówka na wadze
znów poszła w prawo :(

3 lut 2010

Biblioteka moich marzeń

Biblioteka moich marzeń…

…nic tak nie podnieca dziś wydawców i autorów jak książka,
której nikt nie musi czytać, ale każdy powinien mieć.

Stanisław Lem

Umberto Eco zauważył, że większość książek mówi o innych książkach. Powszechne doświadczenia czytelnicze potwierdzają, że autor Imienia róży ma rację, bo najbardziej pasjonujące historie zdarzają się, ponieważ ktoś kiedyś coś przeczytał. Gdyby Henryk Schliemann nie czytał Iliady, być może nie odkopano by dziewięciu warstw Troi. Także dzisiaj lektura choćby epigramatów aleksandryjskich jest przeżyciem samym w sobie niezwykłym. Lecz czytanie ich słowami genialnego tłumacza, na tyle, na ile zechciał nam zdradzić tajemnice swojego translatorskiego warsztatu, trudu włożonego w dobór najwłaściwszych słów, wprowadza w mistyczne doświadczenie losu, w którym któż by ci sprostał, o życie, gdyby nie śmierć? Niezliczone/ twoje niedole: i umknąć im trudno, i dźwigać je ciężko.

Czasami książki w sposób dosłowny pomagają żyć, a nawet przeżyć. Doświadczył tego Gustaw Herling-Grudziński w sowieckim łagrze, gdzie lekarstwem na zło „innego świata” okazały się Wspomnienia z domu umarłych innego zesłańca sprzed lat, Dostojewskiego. Efekt spotkania człowieka z książką zależy od tego, jaka pozycja i kiedy znajdzie się w czyich rękach. Kogoś zapytano, jaką książkę zabrałby na bezludną wyspę, a ten odpowiedział bez namysłu: podręcznik budowy okrętów. Wątpliwe, czy podręcznik taki rzeczywiście istnieje, w dodatku napisany na tyle przystępnie, by mógł z niego skorzystać laik bez specjalistycznych narzędzi. Niemniej myśl jest słuszna: potrzebujemy książek, które ratują życie. Które nas uratują przed zalewem słów bez znaczenia, haseł wydrążonych z idei, twierdzeń bez krzty prawdy.

Ratunek przed bełkotem zaczyna się od milczenia. Trzeba zamilknąć, żeby usłyszeć innych, żeby przeczytać, o czym marzyli, jak kochali i jak cierpieli umarli ze Spoon River. Zadziwiająca rzecz, choć umarli, czytani dziś po prawie stu latach, nadal żyją. I znów ocieramy się o mistykę – oni żyją, są naszymi sąsiadami, mieszkają w tym samym mieście, na tej samej ulicy i ja też do nich należę. Czytelnik musi zamilknąć, żeby ich usłyszeć. Bo kiedy milczą pisarze, epoki odchodzą w zapomnienie.

Drugi biegun mistycznego doświadczenia to nasza małość wobec wszechświata. Jak patrząc w przeszłość widzimy siebie, tylko przed setkami, tysiącami lat, tak podnosząc wzrok do góry czy spoglądając przez elektronowy mikroskop widzimy niezmierzone obszary Kosmosu lub nanoprzestrzeni, które działają, funkcjonują znacznie dłużej niż istnieje człowiek. Michał Heller świat fizyki i kosmicznych praw przenosi w sferę obcowania z Nieskończonym i Nienazwanym, niczego przy tym nie ujmując naukowości swoich wywodów. Możemy podążyć tym tropem, aby dostrzec piękno głębsze i bardziej wyrafinowane niż kolorowe reklamy bilbordów. W pogoni za nieznanym potrzebni są jednak odważni przewodnicy, którzy znają cenę i wartość dążenia do sedna blasku, który może oślepić, albo do istoty ognia, który może spalić (Wł. Sedlak).

Zygmunt Kubiak w Literaturze Greków i Rzymian pisał: Pragnę, żeby moja polszczyzna była coraz prostsza (najlepiej – skrajnie dosłowna) i coraz bardziej płomienna. Jak poezja grecka, w której nieraz bije piorun. Gdzie znaleźć dzisiaj płomienną prostotę? Komu chce się cyzelować słowa, odzierając je ze zbędnego balastu niedosłowności zanurzonej w morzu pokrętnych domysłów? Kto jeszcze marzy: Lecz nade wszystko – słowom naszym,/ zmienionym chytrze przez krętaczy,/ jedyność przywróć i prawdziwość:/ niech prawo zawsze prawo znaczy,/ a sprawiedliwość – sprawiedliwość ( J. Tuwim) ? A może właśnie się spełnia to marzenie poety, gdy współczesny czytelnik pochyla głowę nad Gułagiem Anny Applebaum? To nie historia i wyroki potomności oddadzą sprawiedliwość bohaterom i nikczemnikom, ale książki. Ku przestrodze zbrodniarzom wszystkich epok: nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta/ możesz go zabić – narodzi się nowy. Bo czym jest poezja, która nie ocala narodów ani ludzi?(Cz. Miłosz)

Homer ocalił dla nas Trojan i Achajów; Masters mieszkańców Spoon River; Herbert ocalił Rovigo, Świrszczyńska bohaterów barykad powstańczej Warszawy, Twardowski ocala w nas najprostsze wzruszenia nad pokorą trawy… Istotą języka jest dobroć albo przyjaźń i gościnność (E. Levinas). Ostatecznie bowiem z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic (C. Norwid).

Poczesne miejsce w bibliotece marzeń zajmują pozycje nieznane, zobaczone, lecz nieprzeczytane, zaczęte, lecz niedokończone. Świat marzeń mieści się w czasie przyszłym, który być może nigdy nie nastąpi, ale chciałoby się, żeby się ziścił. Tam widzimy siebie lepszymi, piękniejszymi, bogatszymi i mądrzejszymi niż jesteśmy obecnie. Do świata marzeń przerzucamy to wszystko, na co nas nie stać i czego nie możemy zrobić dzisiaj. Także przeczytanie tej czy innej książki. Biblioteka marzeń jest więc biblioteką przyszłości, składa się z wielu półek, na których czekają książki odłożone na później. Owo „później” trwać może bardzo długo, czasami całe lata. Niektóre z książek tu ustawionych nigdy nie zostaną przeczytane, bo nigdy nie zostały napisane. Marzymy o nich, nie umiejąc podać autora, tytułu ani szczegółów treści. Każdy jednak chciałby od czasu do czasu wziąć do ręki dobrą książkę. Tylko co znaczy „dobrą”? Dla jednych będzie to prosta, ale mądra poezja, jak To czy Druga przestrzeń Miłosza; dla drugich to raczej klasyczny kryminał w stylu Agathy Christie lub Chandlera; jeszcze inni zachwycą się jasnością wywodów filozofa lub wzruszą losami biblijnych synów pocieszenia. A będą i tacy, co z najnowszym atlasem ptaków i lornetką wyruszą w teren.

Stanisław Lem w Bibliotece XXI wieku zrecenzował nienapisane książki. Po dwudziestu pięciu latach od ukazania się Lemowej biblioteki futurologicznej można stwierdzić, że większość przewidywań autora się sprawdziła. Dotyczy to przede wszystkim książek naukowych z dziedziny fizyki, astronomii, antropogenezy, rozwoju techniki i informatyki. W The World as Holocaust Lem przewidująco streszcza przyszłościowe dzieło: powstaliśmy i rozmnożyliśmy się do miliardów, ponieważ miliardy innych istot uległy zagładzie. I oto jakby na potwierdzenie na przełomie XX i XXI wieku pojawiają się książki Tajemnica epoki lodowcowej. Dlaczego wymarły mamuty czy Ewolucja i zagłada.

Na szczęście nie wszystkie prognozy Lema się sprawdziły. Nie powstała Jedna minuta ujmująca wszystkie czynności człowieka w statystyczne liczbowe słupki. Nie napisano jej dotąd, ale opis, porównania i wnioski, do jakich dochodzi recenzent, są tak obrazowe i plastyczne, że ulegamy wrażeniu jakbyśmy dzieło osobiście trzymali w ręku. Zasługa to sugestywnego języka, dzięki któremu Lem potrafi wmówić nam, że przeczytaliśmy coś, czego nie napisano. Czy jednak rzeczywiście? Wystarczy posurfować po zasobach internetowej sieci (notabene której powstanie Lem także przewidział), aby znaleźć, jeśli nie każdą, to znakomitą większość jednominutowych czynności człowieka pomnożonych przez populację całej ludzkości.

Być może pod koniec XXI wieku tylko nieliczni, najbogatsi lub najwięksi zapaleńcy, będą wiedzieli jak pachnie książka prosto z drukarni. Pozostali zaś, nie doświadczywszy dotąd ciężaru tomu zdjętego z półki, przypadkiem pewnego dnia jak pan Jourdain dowiedzą się, że całe życie mówili prozą. To będzie początek ich powrotu do zakurzonej i dawno zapomnianej biblioteki, gdzie znajdą papier, tę pochodną celulozy, substancję wiotką, prawie białą, walcowaną i ciętą na czworoboczne arkusze, na których ciemną farbą tłoczono wszelkiego rodzaju informacje, po czym składano je razem i zszywano w specjalny sposób. W epoce owej niepodobna się było urodzić, wzrastać, kształcić, pracować, podróżować ani zdobywać środków utrzymania bez pośrednictwa papyru (S. Lem, Pamiętnik znaleziony w wannie).

2 lut 2010

Gromniczna

Gromniczna
z kościołów rozchodzi się
zapach wosku