31 gru 2011
28 gru 2011
To jest teatr
Irena Jun Biesiadę u hrabiny Kotłubaj wykonuje od 2004 roku. W materiałach warszawskiego Teatru STUDIO spektakl został określony jako zdarzenie towarzyskie; zaproszeni widzowie znajdują się bowiem niejako w
sytuacji jednego bohaterów opowiadania, który ma szansę uczestniczyć w słynnym
postnym obiedzie piątkowym hrabiny, nie może jednak marzyć o... odegraniu w nim
pierwszoplanowej roli. Ustawienie krzeseł w teatralnym foyer wokół umownie wyodrębnionej sceny podkreśla wrażenie, że także do widzów skierowane jest zaproszenie hrabiny: Proszę przyjść do mnie w piątek. trochę śpiewu, muzyki, trochę osób najbliższych. Od pierwszych słów czujemy się zaproszeni, tym bardziej, że Irena Jun raz po raz zwraca się twarzą ku innej grupie widzów otaczających aktorkę niemal dookoła. Z jednej strony, niezajętej przez widzów, usadowiony został kwartet smyczkowy przygrywający "biesiadzie", biorący aktywny udział w sztuce poprzez komentowanie akcji odpowiednią muzyką, kompozycyjnie rozgraniczając niejako kolejne sceny, przejmując nawet momentami - w osobie skrzypaczki - funkcję narratora.
Ustawione dookoła cztery teatralno-stylowe fotele bezpośrednio odsyłają do tekstu opowiadania Gombrowicza, w którym czworo bohaterów uczestniczy w słynnej piątkowej biesiadzie. Jednak spektakl jest klasycznym monodramem, w którym Irena Jun wirtuozowsko żongluje osobowościami, przeistaczając się raz po raz w narratora, hrabinę Kotłubaj, bezzębną markizę i barona de Apfelbauma. Mało tego, ścisły tekst opowiadania zostaje umieszczony w kontekście autotematycznych wypowiedzi autora zaczerpniętych z jego "Dzienników". Wówczas Irena Jun jest także samym Witoldem Gombrowiczem snującym refleksje już to na temat recepcji swojej twórczości, rozważań o właściwościach arystokratycznego salonu lub typowo Gombrowiczowskiej analizy stanu niedojrzałości.
Podczas godzinnego spotkania możemy podziwiać teatralne sposoby oddziaływania od karykatury i groteski, przez kpinę i ironię, satyrę po horror i animistyczno-atawistyczną prowokację. A są to także typowe dla Gombrowicza techniki pisarskie. Konwencja spektaklu doskonale wpisuje się w Gombrowiczowski tekst, w którym właściwa akcja rozgrywa się na poziomie słowa. Zachwyt słowem, produkcja pięknych słów, odkrywanie właściwych słów, deformacja słowa, demaskowanie słowa, deszyfrowanie właściwych znaczeń,odzieranie z pozorów, mozolne docieranie do szkieletu prawdziwych słów... to wszystko w Gombrowiczu jest i z Gombrowicza pochodzi.
Słowa są konwencją, pod która ukrywa się rzeczywistość, pod którą ukrywa się prawdziwy człowiek. Zresztą, czy prawdziwy człowiek istnieje? Przecież wszyscy mamy tylko gęby. Piątkowe postne biesiady hrabiny Kotłubaj aby nawet nie było cienia myśli o mięsie okazują się przyprawione bulionem przez sprytnego kucharza Filipa, bezzębna markiza prowadząca ochronkę dla chorych dzieci ich widokiem rekompensuje sobie własną starość i niedołężność, która w porównaniu nie wydaje się tak straszna, a baron Apfelbaum zna tylko jednego "boga", tego, który wpada do Wisły. Z arystokracją nigdy nie jest się pewnym, z arystokracją trzeba ostrożniej niż z oswojonym lampartem. Bohater opowiadania stracił złudzenia na temat wyższości arystokracji, a postna biesiada, mająca przypominać starożytny sympozjon w jego mniemaniu stała się tańcem kanibalów.
W demaskowaniu pozorów języka i ludzkich zachowań tkwi siła i aktualność samego Gombrowicza i zarazem spektaklu aktorsko i reżysersko przygotowanym przez Irenę Jun. Nic nie jest takim, jakim się wydaje i nikt nie jest tym, kim się prezentuje. Zdejmowanie masek nie skończy się nigdy.
18 gru 2011
umarł człowiek
umarł człowiek
może słowa
będą trwalsze
Zdziwienie i świadomość nieoczywistości to moim zdaniem jedyne możliwe drogi wyjścia z niebezpiecznego świata cywilizacyjnej pychy.
Vaclav Havel
Więcej... http://wyborcza.pl/1,97738,8590685,Trzeba_sie_dziwic.html?as=2&startsz=x#ixzz1gtDE1iNo
Więcej... http://wyborcza.pl/1,97738,8590685,Trzeba_sie_dziwic.html?as=2&startsz=x#ixzz1gtDE1iNo
9 gru 2011
W obronie narodowej kultury
W obronie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina - petycja
Petycję podpisują zwyczajni melomani, którzy nie są obojętni na to, co w polskiej kulturze najcenniejsze, jak i wybitni twórcy, zwłaszcza muzyczni, np. Paweł Mykietyn, Tomasz Stańko, Marek Moś czy Jadwiga Rappe. Mało tego, w akcję włączyli się artyści i chopinolodzy zagraniczni. I to jest naprawdę wstyd, że polskie narodowe dobro, jakim jest NIFC i muzykę na najwyższym światowym poziomie ratują nam obcokrajowcy. No, chyba że pewnym gremiom decydentów takie nazwiska, jak Andreas Staier czy Martha Argerich nic nie mówią! Tym bardziej trzeba zadać pytanie o ich kompetencje, na podstawie których zostali powołani do decydowania o kulturze.
Petycję podpisują zwyczajni melomani, którzy nie są obojętni na to, co w polskiej kulturze najcenniejsze, jak i wybitni twórcy, zwłaszcza muzyczni, np. Paweł Mykietyn, Tomasz Stańko, Marek Moś czy Jadwiga Rappe. Mało tego, w akcję włączyli się artyści i chopinolodzy zagraniczni. I to jest naprawdę wstyd, że polskie narodowe dobro, jakim jest NIFC i muzykę na najwyższym światowym poziomie ratują nam obcokrajowcy. No, chyba że pewnym gremiom decydentów takie nazwiska, jak Andreas Staier czy Martha Argerich nic nie mówią! Tym bardziej trzeba zadać pytanie o ich kompetencje, na podstawie których zostali powołani do decydowania o kulturze.
6 gru 2011
Polska ekipa w nowojorskiej Metropolitan Opera
Od lat nie mieliśmy tak silnej
reprezentacji śpiewaków na najsłynniejszej scenie operowej świata. Co prawda w
minionych czasach wielu Polaków występowało w Met, a niektórzy, jak bracia Jan (tenor śpiewający w Metropolitan przez 11 sezonów na przełomie XIX i XX wieku)
i Edward (bas, 679 przedstawień) Reszke, Adam Didur, bas, solista Met od
1914 r. zasłużyli na trwałą pamięć. Na deskach nowojorskiej sceny występowali także z sukcesem między
innymi Jan Kiepura, Wiesław Ochman czy
Ewa Podleś. (Ewa Podleś po 24-letniej przerwie 28 września 2008 r. powróciła na scenę MET jako La Cieca w operze Gioconda Ponchiellego. Owacje jakie otrzymała za tę krótką partię, były dłuższe niż dla pozostałych wykonawców.) Od kilku sezonów jednak
można mówić o rosnącym sukcesie polskiej sztuki wokalnej.
Mariusz Kwiecień, baryton, ma już w Met, można powiedzieć, pozycję wyrobioną i przez
trzynaście sezonów zdecydowanie ugruntowaną. Debiutował jako Marcello w Cyganerii
Pucciniego. W 2009 r. w Łucji
z Lammermoor Gaetano Donizettiego dołączył do niego Piotr Beczała – tenor liryczny – w
partii Enrica partnerując aktualnie największej sopranowej divie, Annie
Netrebko. Zarówno Kwiecień, jak i Beczała
szturmem zdobyli sympatię publiczności, i to nie tylko nowojorskiej, a to
za sprawą słynnych transmisji w ramach programu „Na żywo i w technologii HD”,
dzięki którym kolejne spektakle danego
sezonu mogą być oglądane przez melomanów na całym świecie. Także w Polsce powstaje coraz liczniejsza
sieć miejsc transmitujących opery z Met.
Znajdują się między innymi w Elblągu, Gliwicach, Katowicach, Krakowie,
Rzeszowie, Warszawie oraz w Filharmonii Łódzkiej.
Mariusz Kwiecień zasłynął jako Don Giovanni Mozarta najpierw w Covent
Garden, a następnie na innych światowych scenach. W bieżącym sezonie specjalnie dla niego
przygotowano operę Mozarta właśnie w Met.
Niestety, pech sprawił, że polski śpiewak nie wystąpił podczas premiery,
gdyż na próbie generalnej doznał kontuzji kręgosłupa, ale po szybkiej operacji
i rekonwalescencji już dwa tygodnie później Kwiecień Don Giovanniego zaśpiewał.
Inne znane jego role to: Eugeniusz
Oniegin Czajkowskiego, Riccardo w Purytanach Belliniego, Germont w Traviacie Verdiego czy Marcello w Cyganerii Pucciniego oraz Almaviva w Weselu Figara Mozarta.
W kolejnej wersji Don Pasquale Pucciniego jako Malatesta polski baryton zawładnął
publicznością. W Metropolitan Opera, gdzie panują
utarte, sztywne obyczaje, gdzie nie pozwalano na bisowanie, a kiedy od niedawna
zaczęto je praktykować, to tylko tenorowi w celu popisywania się wysokim C, tym
razem bisował polski
baryton. Popisowa aria w duecie z Johnem Del Carlo jako tytułowym Don
Pasquale z II aktu zapiera dech w piersiach zróżnicowanym tempem i końcowym
niesamowitym przyspieszeniem.
W trakcie jej trwania
najpierw rośnie podziw, potem pojawia
się niedowierzanie, aby wprawić ostatecznie w podziw i ręce same układają się
oklasków. Tak było w Met, gdy po końcowym zawołaniu Don Pasquale Mariusza Kwietnia zabrzmiały burzliwe brawa. I
niespodzianka - bis, którego nikt nie oczekiwał. Raz ze względu, że w Met się
tego nie praktykuje, a dwa, że to nawet nie tenor (a to tenorów wszyscy
kochają).
Udzielając
wywiadu w radiowej Dwójce, Mariusz Kwiecień dzielił się wrażeniami z pracy w La Scali i MET. O tej pierwszej
powiedział krótko: "bordello totale". Z kolei Met dał mu bardzo wiele pozytywnego doświadczenia.
Jak cały pobyt w Nowym Jorku, gdzie doskonalił umiejętności: W Met nie czuję się jak w domu, bo to jest
jak wielka fabryka, ale tam wszyscy pracują profesjonalnie.
Istnieją
szanse, że najsłynniejsze dzieło Szymanowskiego, Król Roger pojawi się
także na deskach Met i to właśnie z Mariuszem
Kwietniem w partii tytułowej. Jest mnóstwo
rzeczy, które lubię, tylko nie mam na nie czasu - podsumowuje.
A wśród tych rzeczy jest otaczanie się pięknymi przedmiotami, kupowanie
akcesoriów do wystroju wnętrz, projektowanie mebli, samochody,
latanie samolotem...
Piotr Beczała - jeden z czołowych współczesnych tenorów lirycznych. Czwarty polski tenor w Met - po
Reszkem, Kiepurze i Ochmanie. W specyficznym polskim paradoksalnym stylu
wcześniej zadebiutował w Metropolitan Opera niż w Operze Narodowej w Warszawie.
W przyszłym roku - być może - przyjedzie do Polski na jubileuszowy koncert
dwudziestolecia pracy scenicznej. Kalendarz występów ma zapełniony z
czteroletnim wyprzedzeniem - w tej chwili planuje sezon 2015/2016. Specjalizuje
się w lirycznym repertuarze włoskim i francuskim. I jakkolwiek brzmi to
nieprawdopodobnie, ukończył technikum mechaniczne w specjalności: aparatura
kontrolno-pomiarowa.
Urodził się
w 1966 roku. Karierę śpiewaczą zaczynał od Landestheater w Linz
(Austria), skąd w 1997 r. przeniósł się do Opery w Zurychu. Śpiewa w
operach w Amsterdamie, Paryżu, Kolonii, Brukseli, Hamburgu, Frankfurcie,
Berlinie, Genewie, Petersburgu, Atenach, Covent Garden, San Francisco, Chicago,
mediolańskiej La Scali.. . 19
XII 2006 r. zadebiutował w Met i odtąd ma tam kontrakt. W 2008 r. uznany za
najlepszego śpiewaka operowego festiwalu w Monachium za rolę tytułowego Wertera w operze Masseneta.
Za partię Rudolfa w Cyganerii Pucciniego nowojorska
publiczność oklaskiwała go na stojąco. Transmitowany na żywo spektakularny
występ (2009r.) jako Edgardo w Łucji
z Lammermooru w
duecie z Anną Netrebko wywołał burzliwą owację i ugruntował jego światową
sławę.
Ponadto znany i oklaskiwany w
partiach: Romea w Romeo i Julii Gounoda, Leńskiego w Eugeniuszu Onieginie Czajkowskiego, Alfreda w Traviacie Verdiego, Jenika w Sprzedanej narzeczonej Smetany... Jego ulubioną rolą jest Faust Gounoda.
Mówi o sobie: Nie
przekłuję uszu i nie wepnę kolczyków, by zwrócić na siebie uwagę. Nie zapuszczę
długich włosów lub dredów. Takie manipulowanie własnym wizerunkiem jest mi
obce, rynek poszukuje, co prawda, kolorowych ptaków, ale szybko jest nimi
znudzony. Moimi idolami są artyści, którzy długo utrzymywali świetną
formę.
Oraz: Śpiewam
dla wszystkich, którzy chcą słuchać.
Pod jego nagraniami można przeczytać między innymi
takie komentarze słuchaczy: Chciałbym
go słuchać przez całe życie lub Jest to aktualnie najlepszy tenor
świata.
Właśnie nagrywa trzecią solową płytę.
Aleksandra Kurzak, królowa
polskiego sopranu – jak
ją nazywają, zadebiutowała w Metropolitan Opera
w wieku zaledwie 27 lat rolą Olimpii
w Opowieściach Hoffmanna. Następnie
śpiewała tam partię Blondy w Uprowadzeniu z seraju i Gildy w Rigoletcie. Jako Gilda
także debiutowała w słynnym Teatro Alla Scala w Mediolanie.
Z pochodzenia jest wrocławianką, laureatką
Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki. Przez 6 lat była solistką Staatsoper w
Hamburgu. Od 2007 r. związana z największymi scenami operowymi świata: Metropolitan
Opera w Nowym Jorku, Covent Garden w Londynie, Wiedeńską Staatsoper, Festiwalem
w Salzburgu.
Po występie w Seattle
Opera w ubiegłym roku w
partii Łucji Opera Magazine porównywał
Kurzak do największych śpiewaczek belcanta: Beverly
Sills, Joan Sutherland i Marii Callas. Recenzje były entuzjastyczne:
Debiutując jako Łucja, porwała za sobą cały teatr, tak pod względem
wokalnym, jak i dramatycznym.
(The Seattle Times)
Zdecydowana, wielce utalentowana młoda kobieta znakomicie
debiutuje jako Łucja. Stworzony przez nią portret bohaterki jest niezwykle
przenikliwy i trafny. (The
Gathering Note)
Była fenomenalna (The New York Sun)
To wielkie szczęście, że artystka
znalazła czas (między Staatsoper w Wiedniu a Metropolitan Opera w Nowym Jorku)
na trzy wieczory w Warszawie – 21, 23 i 25 października. Dzięki specjalnie wznowionej Łucji z Lammermoor w reżyserii Michała Znanieckiego w Teatrze
Wielkim Operze Narodowej także polska publiczność mogła posłuchać kreacji,
którą od roku Aleksandra
Kurzak zachwyca
melomanów i krytyków na świecie.
Jako pierwsza polska wokalistka podpisała kontrakt z firmą fonograficzną DECCA i właśnie ukazała się jej debiutancka płyta Gioia, która w ciągu trzech tygodni zyskała status złotej. O swoim sukcesie mówi: Bardzo ważna jest praca, talent, łut szczęścia, pokora dla sztuki, wiara w siebie, pewność, odporność psychiczna i pozytywne myślenie.
Jako pierwsza polska wokalistka podpisała kontrakt z firmą fonograficzną DECCA i właśnie ukazała się jej debiutancka płyta Gioia, która w ciągu trzech tygodni zyskała status złotej. O swoim sukcesie mówi: Bardzo ważna jest praca, talent, łut szczęścia, pokora dla sztuki, wiara w siebie, pewność, odporność psychiczna i pozytywne myślenie.
Troje polskich wybitnych śpiewaków: Mariusz
Kwiecień, Piotr Beczała, Aleksandra Kurzak tworzy aktualnie najjaśniejsza polską
konstelację na gwiezdnym firmamencie
Metropolitan Opera. Marzeniem
każdego melomana, zwłaszcza polskiego, jest usłyszeć ich razem w jednym
spektaklu. Niewykluczone, że wkrótce tak się właśnie stanie. Skoro Beczała
i Kwiecień występowali już razem w Łucji z Lammermoor, z kolei Kurzak i
Beczała także w Łucji z Lammermoor ,
gdzie sopranistka ma role tytułową, to już niewiele trzeba, by w zaangażować
ich razem w jednej obsadzie.
Listy z Daleka. Pismo Ogólnoświatowego Korespondencyjnego Klubu Emigrantów, nr 85/listopad 2011, Liege - Belgia
5 gru 2011
jesienią o poezji
Czytaliśmy, słuchaliśmy pięknej barokowej muzyki Rameau, Purcella i Glucka, znowu czytaliśmy, potem rozmowa, dyskusja, pytania, odpowiedzi i bardzo miła atmosfera, dzięki życzliwym słuchaczom oraz pani Hannie Olszewskiej, emerytowanej nauczycielce matematyki, od lat organizującej kawiarniane spotkania twórców z Lubelszczyzny. Ponieważ na poprzednim swoim autorskim wieczorze prezentowałam także haiku, stali bywalcy dociekali czy nadal piszę te krótkie formy. Była okazja przypomnieć i opowiedzieć o naszym forum, niezwykłym autorskim konkursie Eddiego oraz międzynarodowym przedsięwzięciu, jakim był PIHC. Najciekawsze pytanie ze strony przybyłych gości :- czy przywieziemy jeszcze kiedyś biłgorajskiego pieroga?! Obiecaliśmy, że następnym razem się postaramy. Z czego wynika, że na pewno nie było to nasze w ogóle ostatnie wystąpienie :-)
Od lewej: Iwona Danuta Startek, Ewa Bordzań, Jacek Żybura
Halina Ewa Olszewska czyta swoje wiersze
Biłgorajska Plejada Literacka w Pożegnaniu z Afryką wraz z pomysłodawczynią i organizatorką kawiarnianych spotkań, Hanną Olszewską (w środku) - 1 grudnia 2011
niczego już nie chcę
od życia
niczego już nie chcę
w blasku zachodu płoną dachy
dzień się dopala
drzewa ogromnieją w cieniu
gromadząc oszalałe ptaki
ustał wiatr
i biała przędza mgły
zaplata na polach warkocze
coraz ciaśniej
owija mnie całun chłodu
od życia
niczego już nie chcę
Subskrybuj:
Posty (Atom)