Gryczaki, czyli Festiwal Kaszy, odbywał się już po raz dziesiąty, można więc mówić o tradycji wpisanej w miejscowy folklor. Zgodnie z nazwą motywem przewodnim jest wszystko, co wiąże się z kaszą, zwłaszcza gryczaną, i najbardziej znanym regionalnym wyrobem kulinarnym - gryczanym pierogiem. Jest sporo przepisów na wykonanie tegoż specjału, ale po latach degustacji wszelkich i rozmów z gospodyniami doszłam do niepodważalnego wniosku: pierogów jest tyle rodzajów, ile kucharek. Naprawdę każda ma swoje własne pomysły, dodatki, specyficzne sposoby na uzyskanie niepowtarzalnego smaku. I na tym polega cała sztuka, żeby dopracować się, czasem metodą prób i błędów, własnej receptury.
Na Festiwalu Kaszy spotkałam się też z innym miejscowym wyrobem kulinarnym, jakim jest sernik z dodatkiem kaszy jaglanej. Naprawdę smaczny, polecam. Poza tym stałym elementem jest konkurs na najlepsze nalewki. O, tu to dopiero można sobie popróbować! Króluje nalewka pigwowa, ale są też inne, nie mniej ciekawe: sosnowe, malinowe, agrestowe, cytrynowe, orzechowe, gruszkowe... Nie wymienię wszystkich. Nalewki oraz wypieki własnej produkcji biorą udział w corocznym konkursie na najlepszy regionalny produkt. Podobny konkurs też rozstrzyga się na najładniejszy regionalny stragan.
Prezentacjom wyrobów i konkursom towarzyszą koncerty, pokazy kulinarne (np. wyrabiania masła - kto z młodego pokolenia widział, jak się je wyrabia?), pokazy ginących zawodów. Każdy może znaleźć coś dla siebie i z roku na rok przybywa coraz więcej turystów czy przyjezdnych z bliższych i dalszych okolic. Moim stałym punktem programu jest zakup wiklinowego koszyka, za każdym razem w innym kształcie. Można też do woli posmakować i kupić różne miody: lipowe, gryczane, akacjowe, spadziowe, wrzosowe... jakie tylko pszczoły naniosą. Do tego wyroby z wosku czy pyłek kwiatowy.
Kto szuka, znajdzie wyroby gliniane, drewniane, ręcznie dzierganą biżuterię i ozdoby, koronkowe obrusy i serwety, słomiane kapelusze... Na straganach są napisy, skąd kto przyjechał i jaką miejscowość reprezentuje, np. miody z Pszczelej Woli, wiklina z Rudnika itp. Najgęściej zaś ustawione są z okolicznych wsi powiatu janowskiego.
Lubelski Jarmark Jagielloński z kolei odbywał się w tym roku po raz szósty. Jest to wydarzenie o większym zasięgu i rozmachu, bowiem gromadzi wystawców nie tylko z Polski, ale też z Białorusi, Litwy i Ukrainy, takie są bowiem założenia organizacyjne. Na tegorocznym Jarmarku Jagiellońskim podobno zaprezentowało się 250 wystawców, rękodzielników, artystów ludowych z Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Idea Jarmarku nawiązuje do dziejów Lublina jako miasta położonego na skrzyżowaniu szlaków handlowych i pograniczu kultur. Stąd też organizatorzy zapraszają nań nie tylko twórców z Polski, ale też wspomnianych wyżej krajów. Czego tutaj nie było?! Od wszelkiego rodzaju haftów, wyrobów dzierganych, wyszywanych, malowanych, przez wycinanki, wiklinowe plecionki, koszyki, słomiane anioły i chodaki, wyroby kowalskie na oczach widzów wykuwane, tak samo naocznie lepione garnki, rzeźby, ceramika, po miody, mięsiwa, sery i pierogi św. Jacka.
Tutaj stragan huculski.
Symbolem jarmarku jest złota kura, która występowała w różnych postaciach:
wiklinowej
i żelaznej.
Jak to na Jarmarku bywa, słychać też muzykę.
Byli też kataryniarz z żywą papugą, dudziarz, gitarzyści i mnóstwo innych atrakcji.
Ale ja pojechałam właściwie na coś zupełnie innego. Na koncert panów tworzących zespół Monodia Polska, którzy śpiewali pieśni "o wieczności", religijne, żałobne, pogrzebowe. Jak wyjaśnił założyciel zespołu, Adam Strug, były to pieśni bardzo stare, barokowe, XVII-wieczne szlachty łomżyńskiej, jak np. długaśna ("sto trzydzieści" zwrotek jak zwykle mówię w takich przypadkach) Zegar bije. Bardzo refleksyjna, pouczająca. Zegar bije... wieczność nadchodzi... a ty wciąż zyjesz pogańsko... Inny utwór, bardzo ciekawy, Żegnam was - pieśń pogrzebowa, w której podmiotem jest zmarły żegnający się ze wszystkimi po kolei: z rodziną, przyjaciółmi, potem nawet z królami i książętami. Każda zwrotka zaczyna się kolejną godziną, a więc: bije pierwsza godzina... bije druga godzina... itd. aż do jedenastej, a po dwunastej nie ma już nic. Po drodze zaś zmarły zawodzi: żegnam was wszystkie elementa i powietrzne ptaszęta... Pieśni te zebrane zostały w śpiewniku z 1871 roku, z którego korzystają śpiewacy.
Monodia Polska w składzie sześcioosobowym wypełniła mocnym śpiewem przepiękne wnętrze zabytkowej Bazyliki OO. Dominikanów. Pan Strug usilnie zapraszał słuchaczy do wspólnego śpiewania, ale to naprawdę nie takie łatwe, gdyż panowie stosują technikę śpiewu ludowego, z charakterystycznym urywanym, zawieszonym wygłosem. Dlatego słuchając raczej podziwiałam współbrzmienie ich głosów rozprzestrzeniające się w kościelnych murach. Wedle różnych świadectw i przekazów, obecność Dominikanów w Lublinie datuje się co najmniej od połowy XIII wieku. Pierwotna budowla kościoła i klasztoru wzniesiona została w stylu gotyckim, następnie dobudowywana, rozbudowywana w stylu renesansowym, i potem neoklasycznym, stąd też i dzisiaj nazywa się kompleks klasztorny "lubelskim Wawelem". Uwieczniłam parę perełek z wnętrza bazyliki.
Fresk Sąd Ostateczny nad prezbiterium
Konfesjonał
Obraz upamiętniający odwrót Chmielnickiego w 1647 r spod Lublina
Założyciel Monodii Polskiej, Adam Strug wydał pierwszą solową płytę, na której śpiewa własne kompozycje i teksty. Z tej płyty jedna piosenka, która bardzo przypadła mi do gustu, a myślę, że pasująca do tematyki wpisu:
2 komentarze:
szkoda,że mnie tam nie było...czasem bywam w Lubelskim bo mam domek w okolicach Ryk
Agato, za rok znowu będzie, może się spotkamy?
Iwona
Prześlij komentarz