aria na alt
24 mar 2013
10 mar 2013
"Traviata" w Roku Giuseppe Verdiego
Traviata Giuseppe Verdiego w reżyserii Mariusza Trelińskiego ma już dwa lata (premiera 25 lutego 2010), a ja wybrałam się dopiero teraz, w Roku Verdiego, ogłoszonym w dwustulecie urodzin kompozytora. Sam utwór być może nie wystarczyłby, aby mnie zmotywować do wyjazdu, ale udział Aleksandry Kurzak w partii tytułowej jak najbardziej. Polska śpiewaczka debiutowała w partii Violetty Valery właśnie podczas premiery sprzed dwóch lat. Od tamtego czasu zapewne technicznie, głosowo i interpretacyjnie okrzepła, czując się pewniej. Tak sądzę porównując recenzje z premiery i występ 1 marca tego roku, którego mogłam posłuchać. Słuchanie Aleksandry Kurzak było przyjemnością samą w sobie. Śpiewała przejmująco, a jakby bez wysiłku, także aktorsko doskonale. Po raz kolejny zastanawiałam się, jak to możliwe, że jej głos tak lekko się wznosi i spada na słuchaczy jakby z wysokich przestworzy.
Od momentu premiery zaszły zmiany w obsadzie. Między innymi w partii Giorgio Germonta tym razem można było usłyszeć wspaniałego Adama Kruszewskiego i wcale nie żałuję tej zmiany. Jego głęboki baryton potrafi być i mocny i wzruszający zarazem. Jako Alfredo nowa postać - przynajmniej dla mnie - Khachatur Badalyan, którego kompletnie nie znam. Zaczął nijako, ale stopniowo stawał się coraz bardziej przekonujący. ostatecznie jestem w stanie go zaakceptować, choć i tak niekwestionowaną gwiazdą była jednak polska śpiewaczka.
Reżyseria Trelińskiego przenosi akcję w świat kabaretu i dansingu. Bohaterka jest kabaretową piosenkarką, stąd uwspółcześniona scenografia pokazuje sceny i kulisy klubu, w którym się śpiewa, tańczy, gra w karty. Samo w sobie nie było to zbyt naciągane, przeszkadzało tylko, że poszczególne sceny klubowe na platformach przejeżdżały w trakcie trwania spektaklu, wręcz podczas arii, gdy bohaterowie przechodząc przez drzwi zmieniali pomieszczenie. Scena więc była w ruchu. Niestety w trakcie tych przejazdów było słychać szum kółek i łożysk. Współczuję tym, którzy siedzieli bliżej sceny.
Inna ciekawostka to początek z motywem trumny. Akcja zaczyna się właściwie, gdy bohaterka, wzorowana na postaci z powieści Dama kameliowa Aleksandra Dumasa (syna), niemal jak wampirzyca wychodzi z białej trumny... i zaczyna się opowieść. Czyli klasyczna retrospekcja. Coś w guście tak popularnych opowieści o wampirach. Na szczęście epatowanie wampiryzmem nie było nachalne.
Sceny klubowe z efektownymi popisani tanecznymi powierzone zostały osobom z pierwszych stron celebryckich gazet i popularnych programów. W zespole tańczyli miedzy innymi Edyta Herbuś, Ewa Szabatin, Aneta Bałon, Anna Bosak, Rafał Maserak czy Łukasz Czarnecki. No, powiedzmy, że z baletem to niewiele miało wspólnego, a z racji mojego małego obycia w tego typu programach, nie rozpoznałam tychże postaci, dopiero w obsadzie doczytałam, kto tak prężył swoje nagie ciała (no, prawie nagie). Ten akurat moment nie wydał mi się zachwycający.
Na szczęście śpiew i muzyka Verdiego są ponadczasowe. Historia zbłąkanej (znaczenie słowa traviata) zaś należy do najbardziej rozpoznawalnych dzieł patrona roku 2013 w muzyce.
Subskrybuj:
Posty (Atom)