Vladimir Kučera, występujący pod pseudonimem Raven (Kruk) jest kompozytorem i pieśniarzem. Rodzaj muzyki, którą się zajmuje, określa się jako progresywny pop. Przez lata działalności muzycznej zajmował się wieloma gatunkami: przede wszystkim rockiem i folkiem, gra, aranżuje, realizuje covery, jest autorem ogromnego repertuaru tekstowego. Jako multiinstrumentalista z powodzeniem przechodzi od fortepianu do gitary, od gitary do akordeonu, od akordeonu do elektroniki, co mogliśmy na własne oczy zobaczyć. Ba, śpiewa w rock operze Antygona jako wróżbita Teirezjasz.
Przez wiele lat artystycznej działalności współtworzył i należał do kilku zespołów muzycznych. Wiele pięknych aranżacji w pełnej zespołowej oprawie i nagrań można znaleźć na YouTube. U nas zaprezentował się zgoła kameralnie. Bez całego elektronicznego zaplecza, bez trąbek, fanfar, wzmocnień, bez swojego zespołu, z którym występuje, w nagim świetle punktowego światła, ubrany na czarno, jak przystało do pseudonimu, Raven zaprezentował się jako pierwszej klasy śpiewak wysublimowanych poetyckich tekstów, prostych i wzruszających, przejmujących prawdziwością opowiedzianych historii. Akompaniując sobie na fortepianie, to na gitarze śpiewał o pożarze miłości, o historii ocalałego z wojennego pogromu żydowskiego dziecka, o człowieczym losie, którego się nie wybiera, ale i którego nie można oddać, odsprzedać ani kupić. Była też piosenka pastisz złożona z cytatów ze znanych utworów scenicznych: "Hamleta" i "Ryszarda III" Szekspira, "Sprzedanej narzeczonej" - narodowej opery czeskiej Bedřicha Smetany, "Cyrano de Bergeraca" Rostanda i innych. Piosenka barowa, jak ją określił Roman Štolpa, obecny na koncercie współuczestnik, aktor i reżyser czeski świetnie władający językiem polskim, gdyż jego dziadkowie byli Polakami.
Między piosenkami zaś usłyszeliśmy fragment prozy - opowiadanie Ilija Kučery, starszego brata Ravena. I rzeczywiście obaj bardzo są do siebie podobni, jednakowo długie rozpuszczone czarne włosy, tylko Ilja dodatkowo nosi zarost na twarzy. Opowiadanie we własnym tłumaczeniu przeczytał wspomniany Roman Štolpa, Treść zabawna, jak to pewien piszący sprawozdania sądowe literat otrzymuje niespodziewaną pomoc w tworzeniu fabuły ze strony poznanych przypadkiem w barze zawodowców: włamywaczy i złodziei, których profesjonalizm potwierdzają wieloletnie odsiedziane wyroki.
Braci łączy także wykształcenie i i twórczość muzyczna. Także Ilja zaczynał od fascynacji rockiem, grając na gitarze basowej. Zajmuje się także dziennikarstwem, jest dziennikarzem muzycznym, radiowym, przeprowadza wywiady, nagrywa, i pisze książki.
Obaj bracia obdarzeni wieloma talentami, częściowo zapewne po dziadku, czeskim poecie Frani (Frantisek) Kucerze oraz rodzicach: dziennikarzu radiowym i nauczycielce. Obaj przy tym bardzo skromni i z poczuciem humoru, który zaprezentowali w ostatnim utworze "Biłgorajskie tango". Ich występ wspomagany aktorska interpretacją tekstu literackiego i tłumaczeniem Romana Štolpy, który ujawnił, że jego dziadek był biłgorajaninem, wzbudzili moją sympatię i niekłamany podziw. Za to język czeski, mimo że jak nasz, słowiański, bez pomocy tłumaczy sprawiałby wiele trudności w rozumieniu. Zapewne w odwrotną stronę odczucia są podobne. Tym bardziej podziwiać należy, że Raven przywitał wszystkich pięknym polskim "Dobry wieczór", z uśmiechem demonstrował "herbatę" w szklance, a w dwóch piosenkach znalazły się polskie słowa i zdania. Piękny, kameralny koncert, spotkanie z żywym językiem czeskim i muzyką. W sam raz na jesienny wieczór.
Przez wiele lat artystycznej działalności współtworzył i należał do kilku zespołów muzycznych. Wiele pięknych aranżacji w pełnej zespołowej oprawie i nagrań można znaleźć na YouTube. U nas zaprezentował się zgoła kameralnie. Bez całego elektronicznego zaplecza, bez trąbek, fanfar, wzmocnień, bez swojego zespołu, z którym występuje, w nagim świetle punktowego światła, ubrany na czarno, jak przystało do pseudonimu, Raven zaprezentował się jako pierwszej klasy śpiewak wysublimowanych poetyckich tekstów, prostych i wzruszających, przejmujących prawdziwością opowiedzianych historii. Akompaniując sobie na fortepianie, to na gitarze śpiewał o pożarze miłości, o historii ocalałego z wojennego pogromu żydowskiego dziecka, o człowieczym losie, którego się nie wybiera, ale i którego nie można oddać, odsprzedać ani kupić. Była też piosenka pastisz złożona z cytatów ze znanych utworów scenicznych: "Hamleta" i "Ryszarda III" Szekspira, "Sprzedanej narzeczonej" - narodowej opery czeskiej Bedřicha Smetany, "Cyrano de Bergeraca" Rostanda i innych. Piosenka barowa, jak ją określił Roman Štolpa, obecny na koncercie współuczestnik, aktor i reżyser czeski świetnie władający językiem polskim, gdyż jego dziadkowie byli Polakami.
Między piosenkami zaś usłyszeliśmy fragment prozy - opowiadanie Ilija Kučery, starszego brata Ravena. I rzeczywiście obaj bardzo są do siebie podobni, jednakowo długie rozpuszczone czarne włosy, tylko Ilja dodatkowo nosi zarost na twarzy. Opowiadanie we własnym tłumaczeniu przeczytał wspomniany Roman Štolpa, Treść zabawna, jak to pewien piszący sprawozdania sądowe literat otrzymuje niespodziewaną pomoc w tworzeniu fabuły ze strony poznanych przypadkiem w barze zawodowców: włamywaczy i złodziei, których profesjonalizm potwierdzają wieloletnie odsiedziane wyroki.
Braci łączy także wykształcenie i i twórczość muzyczna. Także Ilja zaczynał od fascynacji rockiem, grając na gitarze basowej. Zajmuje się także dziennikarstwem, jest dziennikarzem muzycznym, radiowym, przeprowadza wywiady, nagrywa, i pisze książki.
Obaj bracia obdarzeni wieloma talentami, częściowo zapewne po dziadku, czeskim poecie Frani (Frantisek) Kucerze oraz rodzicach: dziennikarzu radiowym i nauczycielce. Obaj przy tym bardzo skromni i z poczuciem humoru, który zaprezentowali w ostatnim utworze "Biłgorajskie tango". Ich występ wspomagany aktorska interpretacją tekstu literackiego i tłumaczeniem Romana Štolpy, który ujawnił, że jego dziadek był biłgorajaninem, wzbudzili moją sympatię i niekłamany podziw. Za to język czeski, mimo że jak nasz, słowiański, bez pomocy tłumaczy sprawiałby wiele trudności w rozumieniu. Zapewne w odwrotną stronę odczucia są podobne. Tym bardziej podziwiać należy, że Raven przywitał wszystkich pięknym polskim "Dobry wieczór", z uśmiechem demonstrował "herbatę" w szklance, a w dwóch piosenkach znalazły się polskie słowa i zdania. Piękny, kameralny koncert, spotkanie z żywym językiem czeskim i muzyką. W sam raz na jesienny wieczór.
Zastanawiać tylko może zbyt małe zainteresowanie mieszkańców miasta, bądź co bądź, dwudziestopięciotysięcznego, w którym ledwo znalazły się osoby do zapełnienia małej sali kameralnej. Nie dość na tym, ponieważ w trakcie koncertu spora liczba osób wyszła, nie doczekawszy nawet połowy. Przykre i całkowicie bez kultury. A dodać trzeba , że hałas przy tym uczyniony, przeszkadzał w odbiorze, podłoga skrzypiała pod nogami, toż to sala kameralna, a nie jakiś hangar, wszystko w niej słychać. I jeszcze jedna refleksja, jaka wpadła mi do głowy, to niejakie zdziwienie, ze koncert został całkowicie przemilczany przez biłgorajskie internetowe portale informacyjne. przejrzałam trzy i w żadnym nie ma nawet wzmianki o wydarzeniu.
Zdaje się, ze Biłgoraj jako miasto i jego mieszkańcy nie umieją docenić ludzi kultury, sztuki, prawdziwych artystów. Wczoraj była doskonała okazja zapoznać się z niewielkim wycinkiem olbrzymiej i pięknej kultury naszych sąsiadów. Ale jak ktoś woli ludowy festyn zamiast posłuchać profesjonalnych muzyków, poetyckich tekstów, dowcipnej literatury i nie umie otworzyć się na coś spoza ciasnego własnego podwórka, to cóż...