22 gru 2018

A jednak znikają

      Po 35. latach z polskiego rynku prasowego znikają "Zeszyty Literackie".  Właśnie pojawił się ostatni, 144. numer - dokładnie 35 lat temu, w grudniu 1982 roku w Paryżu, ukazał się numer pierwszy. Po dziesięciu latach funkcjonowania jako pismo emigracyjne Barbara Toruńczyk, inicjatorka i współzałożycielka pisma, kontynuowała swoje dzieło w kraju. "Zeszyty Literackie" z pisma emigracyjnego stało się krajowe, a właściwie międzynarodowe, bo zawsze otwarte na tych, którzy piszą gdziekolwiek przyszło im żyć i tworzyć. W latach 80., gdy polscy twórcy odgrodzeni granicami od krajowego czytelnika i krajowego rynku prasy, były one nieocenionym miejscem kontaktu pisarzy z czytelnikami. O roli "Zeszytów" napisano już wiele, a zapewne jeszcze więcej opracowań i analiz dopiero powstanie. Ich znaczenia nie sposób przecenić. To z nich można było dowiedzieć się o najnowszych utworach największych poetów, o emigracyjnej działalności Miłosza, Barańczaka, Czapskiego, Grudzińskiego, przeczytać poetyckie i nie tylko poetyckie dialogi między Miłoszem a Venclovą, to w "Zeszytach" poznawało się kolejne pokolenia twórców i reformatorów polskiej poezji, doświadczało się meandrów tłumaczeń polskiej literatury na obce języki i odwrotnie.

      O trudnościach wydawniczych była mowa od jakieogś czasu. Ostatecznie okazało się, że kontynuowanie wydawania "Zeszytów Literackich" nie jest możliwe ze względu na brak sponsora, a dotychczasowy się wycofał. Oznacza to, że z polskiego rynku prasowego znika najlepsze merytorycznie czasopismo literackie. Nie oszukujmy się, żadne inne nie dorównuje poziomem literackim ani wszechstronnością prezentowanej literatury, od poezji, przez eseistykę, reportaż, prozę wspomnieniową, krytykę literacką, różne formy prozatorskie i tłumaczenia, po epistolografię. Wielka szkoda, że prawie 40-milionowy naród nie znajduje w sobie potrzeby utrzymania najwartościowszej prezentacji własnej literatury. 
      Jakiś czas temu ukazała się inicjatywa podpisania petycji pod hasłem "Ocalmy "Zeszyty Literackie". Link do petycji wysłałam wielu osobom, co do których miałam prawo oczekiwać, że sprawy kultury i literatury nie są im obojętne. Okazało się, że odzew był niewielki. Zaledwie kilka osób zachęconych i zaniepokojonych sytuacją przyłączyło się do akcji. Obecny ostatni numer "Zeszytów Literackich" zawiera listę osób, które petycję podpisały. Z Biłgoraja jest na niej 5 nazwisk. Tylko pięć, niestety... To także świadczy o mieszkańcach. 
        144 numer "Zeszytów Literackich"... Smutna to lektura. Po raz ostatni czytam nowe, niepublikowane dotąd wiersze Miłosza, wciąż odkrywane w jego archiwum przekazanym Bibliotece Narodowej. I jeden z pierwszych esejów Herberta o malarstwie Georgesa Rouaulta uznawanego za jednego z najwybitniejszych malarzy religijnych XX wieku, aczkolwiek nie tylko taka tematyka jest mocnym atutem jego twórczości. Wiersze Brodskiego, Zagajewskiego, zagraniczne echa odbioru wspomnień zesłańczych Czapskiego... I zapowiadane już w poprzednich numerach fragmenty najnowszej książki Karpelesa o Czapskim. I jakby w formie puenty Tomasza Łubieńskiego refleksje o zapominaniu Norwida. Czy zniknięcie "Zeszytów Literackich" nie jest także pewną formą zapominania? Zapominania przez polskie społeczeństwo o swojej literaturze, o języku, o duchowej spuściźnie zawartej w słowie? 


Georges Rouault: Wieczór w Getsemani

17 gru 2018

przy wigilijnym stole

przy wigilijnym stole siądziemy
nad otwartym pyszczkiem karpia
martwym okiem będzie patrzył
na pusty talerz obok serwetki
kompot z suszonych owoców
wystygnie nam w dłoniach
noc ciemnieje strach truchleje
śnieżne gwiazdy zasypują drogi
śniły się dzwonki u sań
a to tylko brzęk zębów o szklankę
i wycie psa do milczącego księżyca
szukam dawnego smaku
w kluskach z makiem i rodzynkach
pochowanych w serniku
błyszczące bombki toczyły się
po zielonych gałęziach jak słowa
kolędy powtarzanej bez końca
lulajcie Jezusa w żłobie anieli
a oni nad kołyską oniemieli
gwiazda na szczycie świeciła jaśniej
niż mroki wszystkich tajemnic bytu

12 gru 2018

Literacka pamięć

     Niemal każdy region ma swoje określone, mniej lub bardzie zaznaczone, miejsce w dziejach kultury. Literackie opisy, wspomnienia mieszkańców czy przyjezdnych, poetyckie inspiracje składają się na wizerunkowy kalejdoskop miejscowości. Biłgoraj najpierw zaistniał jako punkt na podróżniczym szlaku Ignacego Krasickiego w "Opisaniu podróży z Warszawy do Biłgoraja". Obecnie możemy już sięgać do wielu utworów, których inspiracją czy nawet głównym tematem jest miasto, jego mieszkańcy, bliższe i dalsze okolice, a obok pomnika poświęconego Ignacemu Krasickiemu mamy też ławeczkę Isaaca Singera.
      Rozwijanie literackiej pamięci może odbywać się w dwóch kierunkach: jako przypominanie utworów powstałych w minionych epokach oraz jako czerpanie inspiracji z przeszłości we współczesnej twórczości pisarzy i poetów. Do tego drugiego nurtu należy tomik Jacka Żybury "Biłgoraj "ze starych fotografii" (Studio Wydawnicze Suite 77), do pierwszego zaś dwa wznowienia: wspomnieniowe "Kwadratowe słońce" Stefana Knappa (Biłgorajskie Towarzystwo Regionalne) i "Nowele. Utwory zebrane" Wacława Żmudzkiego (Studio Wydawnicze Suite 77).
     Stefan Knapp był artystą malarzem, twórcą nowej formy artystycznej wielkopłaszczyznowych obrazów tworzonych techniką emalii nakładanej na oryginalnie opatentowanym przez artystę podłożu. Jako zdemobilizowany po wojnie pilot RAF postanowił rozwijać swoje od dzieciństwa widoczne zdolności artystyczne. Przez pierwsze powojenne lata kształcił się i pracował nad wypracowaniem własnej techniki, która z czasem przyniosła mu sławę na całym świecie, a jego prace można podziwiać w Paramus i Nowym  Jorku w USA, w Ontario, w Londynie i Genewie, w Paryżu, Dusseldorfie czy w kilku miastach Ameryki Południowej. Należał do najbardziej rozpoznawalnych nowatorskich artystów II połowy XX wieku  w Anglii, gdzie pozostał po zakończeniu wojny. Zanim to jednak nastąpiło, przeszedł szlak zesłańczy przez swoieckie więzienie i łagry, które na zawsze naznaczyły jego osobowość i sztukę. O artystycznych dokonaniach i biografii Knappa pisałam już wcześniej - Stefan Knapp - biłgorajanin w świecie
      

      "Kwadratowe słońce" jest zapisem dramatycznych doświadczeń z sowieckich łagrów oraz rozczarowania polskiego emigranta, któremu za narażanie życia podczas wojennej służby w RAF  podziękowano sugerując, że w zwycięskim kraju alianckim nie ma dla niego już miejsca. Rozczarowanie autora narasta stopniowo już podczas zetknięcia się z okrucieństwem władzy sowieckiej. Wychowany w domowej tradycji wyczulonej na krzywdę społeczną, w atmosferze z natury rzeczy lewicującej, nie miał początkowo awersji wobec nowej radzieckiej władzy, ale stopniowo poznawał wszystkie jej wynaturzenia. Drastyczne opisy marszu przez północną Rosję, porzucenie na pastwę mrozu i głodu w środku tajgi, gdzie własnymi rękami i tylko przy pomocy siekiery więźniowie wznosili baraki, meblując je pryczami z nieheblowanych desek, bezwzględna walka o przetrwanie w surowych warunkach przyrody i jeszcze surowszych zasad obozowej herarchii, przejmujące obrazy przemocy, bezsilności, zezwierzęcenia stanowią wartość dokumentarną wspomnień Stefana Knappa.
      Autor nie upiększa niczego, także sam proces uwalniania się z koszmaru wspomnień, powracania do świata normalności trwał długo. Nawet fakt wstąpienia do Armii Andersa nie ma tutaj charakteru euforycznego zachwytu wolnością. Wolność okazuje się złudna i przekłamana, oparta na politycznym wyrachowaniu i społecznej niesprawiedliwości. Wszystko to dręczyło Stefana Knappa i znalazło się w książce będącej jedynym dziełem literackim autora, gdyż resztę życia poświęcił tylko malarstwu. Poznanie duchowej drogi dojrzewania artysty pomaga w zrozumieniu jego sztuki, np. charakterystyczne operowanie formami geometrycznymi i kolorami na wielkich powierzchniach znajduje swoje źródło w fascynacji autora widokami ziemi z samolotu, gdy służył jako pilot. Myślę, że to ważna książka, ważna w kontekście wciąż toczącej się dyskusji o udziale polskich żołnierzy w wojnie, o roli polskich pilotów w Bitwie o Anglię, o losach polskich emigrantów po wojnie, o dramacie zesłanych do łagrów. Niepokojący jest wątek o tym, że wielka międzynarodowa polityka każe zamykać oczy na cierpienie niewinnych w imię rzekomo ważniejszych, ogólniejszych interesów. Tylko czy to usprawiedliwia milczenie?


     
   
   Literacka pamięć to także pamięć o literaturze, o dziełach czasami zapomnianych. 
Wacław Żmudzki nie należy do kanonu powszechnie znanych pisarzy, chociaż był czas, gdy jego utwory zalecane byływ szkołach  jako lektura dodatkowa. Były to czasy przedwojenne. Obecnie podejmowane są działania mające na celu przypomnienie jego dorobku i umiejscowienie go we właściwym kontekście literacko-historycznym. Urodził się w 1870 roku i pokoleniowo należał do twórców wprowadzających do literatury nowe młodopolskie nastroje i obrazowość a zarazem wrażliwość na kwestie społeczne. Zjawiska te i tematy znajdziemy w najnowszym, po stu latach zapomnienia, wydaniu "Nowel" a w zapowiedziach widnieje najobszerniejsze jego dzieło, powieść "Bór". Inicjatywa została podjęta z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości i służy nie tylko przypomnieniu dzieł literackich. Także sama osoba autora jest godna uwagi. Przez większość życia związany ze Lwowem zapłacił za obronę w nim polskości cenę najwyższą - życiem jedynego syna Wacława Feliksa, który zginął jako szesnastoletnie Orlę Lwowskie w 1918 roku. Sam Wacław Żmudzki pochowany został  (1924) blisko kwatery syna, po przeciwnej stronie muru oddzielającego Cmentarz Orląt Lwowskich od Cmentarza Łyczakowskiego.
       Twórczość Żmudzkiego trwała krótko, zaledwie 10 lat. Rozbłysnęła nagle w wyniku osobistych doświadczeń autora, który mieszkając na Chełmszczyźnie i Lubelszczyźnie był świadkiem tragicznego losu unitów bezwględnie prześladowanych i zmuszanych przez władze zaborcze do przyjęcia prawosławia. Opowieści zebrane w zbiorze "Nowel" są momentami bardzo drastyczne, nie będą jednak niczym zaskakującym dla kogoś, kto zna historię prześladowań na wschodnim pograniczu. Zaletą opowiadań Żmudzkiego jest konsekwentne wprowadzanie bohatera chłopskiego. Obrona wiary, polskości, walka o pamięć o przodkach i bohaterach, tęsknota za ojczyzną na dalekiej Syberii są tutaj udziałem prostych ludzi, czasem takich, których inni, odrobinę światlejsi gospodarze muszą dopiero tej polskości uczyć, jak w noweli "Losy Jacka Kozika", gdzie dojrzały Marcin uświadamia młodemu i zaślepionemu Staszkowi, kim są Rosjanie i jakich krzywd są sprawcami.  
       Każde opowiadanie to los konkretnego bohatera wystawionego na próbę. Niestety, losy te kończą się tragicznie. Staszek zrozumiawszy swój błąd wymierza sprawiedliwość rosyjskiemu strażnikowi Iwanowowi mordując go po kryjomu w lesie; Walek Góra i Jaśko Sokalski ("Pan Bóg przebaczył") giną gdzieś na granicy Europy z Syberią pogodzeni ze swoją tęskontą za Polską; Bartek skruszony sam się przyznał, że doniósł do władz zaborczych o tajemnych schadzkach mieszkańców z księdzem katolickim ("Judasz"); Moskale z fanatycznym popem zbeszcześcili trumnę i zmarłego nie dopuszczając do katolickiego pogrzebu ("Na cmentarzu"). Dlatego nie zgadzam się z twierdzeniem, że Żmudzki nie pozostawia swoich bohaterów bez nadziei. Co prawda pojawiający się wymiar mesjański sytuuje cierpienie bohaterów i ich poświęcenie w przestrzeni eschatologicznej, ale marne to pocieszenie, gdy Szymek po bestialskim gwałcie i zamordowaniu jego żony przez trzech Kozaków wychowuje syna na mściciela ("Sianokos"), Staszek wymierza samosądny wyrok na carskim oprawcy Iwanowie, ale przecież fałszywie przez niego oskarżony Jacek Kozik bezpowrotnie zostaje skazany na syberyjską tułaczkę, a młody Antek po zamordowaniu jego ciężarnej żony Marii przez carskich strażników został leśnym tajemniczym mścicielem, mordującym w okolicy przedstawicieli zaborców nieopatrznie zapuszczających się w odludne miejsca ("Nieboga"). Tak więc popularny neoromantyczny motyw mesjański, w niekórych opowiadaniach rozbudowany na wzór proroczych wizji czy widzeń, daje być może nadzieję, lecz czytelnikowi bardziej i to w wymiarze historycznej przyszłości i eschatologicznej boskiej sprawiedliwości, natomiast nie ma tej przyszłości dla samych bohaterów. Wymowa tej twórczości jest głęboko pesymistyczna i wstrząsająca w swej bezpośredniości.
       Osobnym zagadnieniem jest język, łączący młodopolską poetyckość, mistyczną obrazowość z realizmem i frazeologią mowy potocznej. Nie sprawia on jednak trudności, kierując uwagę ku ważkiej problematyce poruszanej przez autora. Żmudzki był pisarzem zaledwie przez 10 lat, na przełomie XIX i XX wieku. Skupiwszy się na karierze zwodowej (był dyrektorem Galicyjskiego Banku Żywnościowego z siedzibą we Lwowie)  porzucił niwę literacką. Wypadki polityczne, tragedia rodzinna (śmierć syna), problemy osobiste zwiazane z podejrzeniem i oskarżeniem o nieprawidłowości finansowe w podległym banku sprawiły, że do literatury już nie wrócił. My jednak możemy wracać do tego, co napisał a reedycja jego dzieł jest ku temu doskonałą okazją. 

Zdjęcie okładki "Nowel" pożyczyłam ze strony Studia Wydawniczego Suite 77