30 maj 2011

II konkurs Eddiego


Temat: kwiaty

aleja bzów
gdzieś ulotnił się
pośpiech


smaczny kąsek
pachnący kwiat azalii
w pyszczku królika


21 maj 2011

po gradobiciu

po gradobiciu
w fioletowych płatkach bzu
całe chodniki

19 maj 2011

"Pozwól mi płakać ..."

Philippe Jaroussky - aria z opery "Rinaldo" Haendla


Lascia ch'io pianga mia cruda sorte,
E che la libertà Sospiri!
E che Sospiri, e che la libertà Sospiri!
Lascia ch'io pianga mia cruda sorte,
E che la libertà Sospiri!

Il duolo infranga queste ritorte
De 'miei Martiri, sol per pietà

Lascia ch'io pianga mia cruda sorte,
E che la libertà Sospiri!
E che Sospiri, e che la libertà Sospiri!
Lascia ch'io pianga mia cruda sorte,
E che la libertà Sospiri!

16 maj 2011

wieczór

wieczór
w kwiatach magnolii
cisza

15 maj 2011

wieczorny deszcz

wieczorny deszcz
pod wielkim parasolem marsz
za zapachem bzu

13 maj 2011

Rok Czesława Miłosza

         poławiacz pereł
                           
                            pamięci Czesława Miłosza

         przyszło mi pisać o śmierci poety
         kiedy czytaliśmy wiersze
         nie wiedząc jak ważne są słowa
         napisane na zawsze
         nie wszystko co realne
         bywa prawdziwie rzeczywiste
         i w tym co się tylko wydaje
         widzieć złudne piękno jest wielką sztuką
         odkrywać prawdę jawną i nagą
         może tylko mowa do sensu
         w przestrzeni słowa łowić
         żeby przez dziury sieci nie uciekło
         to co najważniejsze nieuchwytne światło
         kiedy umiera poeta
         nie dzieje się nic wielkiego
         ziemia obraca się nadal
         i słońce ogrzewa właściwą półkulę
         po jakimś czasie nie wiadomo dlaczego
         liście na drzewach zaszeleszczą wierszem
         psy zaszczekają w olszynach
         a słowa czytane później gdzie indziej
         wydadzą się znajome
         i tak oto to co mamy za ulotne
         objawi się jako nieśmiertelne


Iwona Danuta Startek: I nie wiadomo..., Biłgoraj 2005 r.

Gazeta Biłgorajska Niebieska. Niezależny Tygodnik Powiatu Biłgorajskiego, nr 13/ 1 kwietnia 2011 r.

3 maj 2011

Andreas Scholl w Częstochowie


Andreas Scholl w Częstochowie


Foto: Magdalena Niebudek        


 Andreas Scholl na koncercie inauguracyjnym Festiwalu Muzyki Sakralnej Gaude Mater - nie mogłam tego przegapić. Byłam, widziałam, słyszałam... 

      Scholl z towarzyszeniem Vienna Morphing Chamber Orchestra wykonał kantatę Vergnügte Ruh, beliebte Seelenlust  Jana Sebastiana Bacha oraz Stabat Mater Antonio Vivaldiego - oba dzieła wieloczęściowe, trudne i porywające zarazem. Dyrektor Festiwalu Małgorzata Nowak zdradziła, że zabiegi o sprowadzenie artysty tej miary i tak zajętego koncertowaniem na całym świecie trwały niemal dwa lata. Wówczas jeszcze nie było wiadomo, że koncert zbiegnie się z beatyfikacją Jana Pawła II. Okoliczność ta sprawiła, że częstochowski koncert został ostatecznie zaplanowany jako zwieńczenie dnia beatyfikacji, na wolnym powietrzu na jasnogórskich wałach, z wolnym wstępem dla wszystkich chętnych. Ponadto na wieść, że wystąpi także z okazji beatyfikacji, artysta włączył do programu arię maryjną Marcina Józefa Żebrowskiego ze zbiorów jasnogórskich. 

     Mogłabym teraz tutaj napisać, że publiczność nie dopisała. Z planowanej kilkutysięcznej rzeszy słuchaczy zjawiło się na błoniach może dwieście, może trzysta osób. Dokładnie nie wiem, bo osobiście zajęłam miejsce na samej górze, na wałach, co okazało się później zbawienne. Nie dopisała także pogoda, która w noc poprzedzającą uraczyła nas sążnistą ulewą, a i podczas całego dnia co i rusz nadciągały chmury na przemian z krótkotrwałymi przebłyskami słońca. Zrobiło się zimno i wietrznie, a wysoko na wałach wiatr dosłownie hulał, co było słychać także przez głośniki jak dudniące odgłosy lecących samolotów. Inna rzecz, że świadomie zajęłam miejsce nie tam, gdzie najlepiej słychać, ale tam, skąd miałam najlepszy widok. Coś za coś. Mogłabym wspomnieć, że bisów nie było, co przy takiej pogodzie raczej mnie nie dziwi, a Scholl sympatycznie wystąpił w czapeczce. Mogłabym też się trochę pozżymać na przypadkowych ludzi, którzy chodzili wte i wewte, głośno rozmawiając, komentując, szukając się przez telefon, wyraźnie nie wiedząc, co tu robią i na co przyszli. A już klaskanie między poszczególnymi częściami utworu to jakaś chyba polska specjalność. Wyraźnie widać było jak artyści koncentrują się przed kolejną trudną częścią, a tu ni stąd ni zowąd ktoś się wyrywa z oklaskami i rozprasza. Wszystko było na przekór: za zimno, źle wybrane miejsce uniemożliwiające nawiązanie bezpośredniego kontaktu między artystami a publicznością (przecież w nocy  - koncert zaczął się po dwudziestej - z wysokości wałów nawet nie widać, przed kim się występuje!), przypadkowi słuchacze, często wyraźnie niezainteresowani (przyszli tylko na pokaz fajerwerków zaplanowany na zakończenie). Mogłabym wyliczyć jeszcze dłuższą litanię narzekań, ale… wystarczy chyba.
     Najważniejsze, że byłam i słyszałam. Wrażenie z występu Scholla na żywo, mimo że znam jego różne wykonania z płyt i nagrań wideo, jest jednak mocniejsze i bardziej przejmujące. Niezwykłe i wzruszające. Trzeba podziwiać profesjonalizm śpiewaka i orkiestry, występujących w tak ekstremalnie trudnych warunkach. Koncert miał być transmitowany w Dwójce PR. Jestem ciekawa, jak całość wypadła od strony tylko słuchowej. Czy lepiej niż z towarzyszeniem owych wszystkich niedogodności bezpośrednio się pojawiających tam na miejscu? Na pewno jednak słuchacze radiowi nie widzieli, jak ekspresyjnie i z zaangażowaniem wystąpił węgierski skrzypek Sandor Javorkai w Koncercie podwójnym na skrzypce i wiolonczelę Antonio Vivaldiego. Istna gimnastyka artystyczna ze skrzypcami. Niesamowita ruchliwość całego tułowia solisty wywołała na zakończenie słyszalne gromkie brawa mało licznej przecież publiczności. 


Solista Sandor Javorkai


Foto: Magdalena Niebudek




Vienna Morphing Chamber Orchestra
Foto: Magdalena Niebudek






Sam widok mógł rozgrzać skostniałych słuchaczy. Pro forma dodać należy, że drugim solistą w tym utworze, grającym na wiolonczeli był Adam Javorkai. Koncert na skrzypce i wiolonczelę stanowił dynamizujący przerywnik, rozdzielający dwa występy Andreasa Scholla. Vienna Morphing Chamber Orchestra z kolei  to zespół założony w Wiedniu przez pochodzącego z Częstochowy Tomasza Wabnica, który dyrygował całym koncertem.


Scholl z orkiestrą
Foto: Magdalena Niebudek

     W założeniach organizatorów największą gwiazdą inauguracji Festiwalu Gaude Mater miał być Andreas Scholl. Spośród słuchaczy, z którymi miałam okazję porozmawiać przed koncertem, spotkałam trzy – dosłownie tylko trzy – osoby, które wiedziały, kim jest Scholl i jaką wykonuje muzykę. A po zakończeniu koncertu nie było tłumów po autografy, jak to się widzi w relacjach z innych występów. Ale ja poszłam i autograf mam. Sama jedna tylko poszłam (w pierwszym momencie, bo - jak się okazuje z komentarzy - byli też inni łowcy autografów). Przejechałam 400 km, żeby go usłyszeć na żywo, to po autograf miałam nie pójść? I pojechałabym na każdy następny jego koncert, za każdą cenę, tylko kiedy znowu będzie w Polsce?