28 gru 2011

To jest teatr

      Irena Jun Biesiadę u hrabiny Kotłubaj wykonuje od 2004 roku. W materiałach warszawskiego Teatru STUDIO spektakl  został określony jako zdarzenie towarzyskie; zaproszeni widzowie znajdują się bowiem niejako w sytuacji jednego bohaterów opowiadania, który ma szansę uczestniczyć w słynnym postnym obiedzie piątkowym hrabiny, nie może jednak marzyć o... odegraniu w nim pierwszoplanowej roli. Ustawienie krzeseł w teatralnym foyer wokół umownie wyodrębnionej sceny podkreśla wrażenie, że także do widzów skierowane jest zaproszenie hrabiny: Proszę przyjść do mnie w piątek. trochę śpiewu, muzyki, trochę osób najbliższych. Od pierwszych słów czujemy się zaproszeni, tym bardziej, że Irena Jun raz po raz zwraca się twarzą ku innej grupie widzów otaczających aktorkę  niemal dookoła.  Z jednej strony, niezajętej przez widzów, usadowiony został kwartet smyczkowy przygrywający "biesiadzie",  biorący aktywny udział w sztuce poprzez  komentowanie akcji odpowiednią muzyką, kompozycyjnie rozgraniczając niejako kolejne sceny, przejmując nawet momentami - w osobie skrzypaczki - funkcję narratora.    
        Ustawione dookoła cztery teatralno-stylowe fotele bezpośrednio odsyłają do tekstu opowiadania Gombrowicza, w którym czworo bohaterów uczestniczy w słynnej piątkowej biesiadzie. Jednak spektakl jest  klasycznym monodramem, w którym Irena Jun wirtuozowsko żongluje osobowościami, przeistaczając się raz po raz w narratora, hrabinę Kotłubaj,  bezzębną markizę i barona de Apfelbauma. Mało tego, ścisły tekst opowiadania zostaje umieszczony w kontekście autotematycznych wypowiedzi autora zaczerpniętych z jego "Dzienników". Wówczas Irena Jun  jest także samym  Witoldem Gombrowiczem snującym refleksje już to na temat recepcji swojej twórczości, rozważań o właściwościach arystokratycznego salonu lub typowo Gombrowiczowskiej analizy stanu niedojrzałości.
      Podczas godzinnego spotkania możemy podziwiać teatralne sposoby oddziaływania od karykatury i groteski, przez kpinę i ironię, satyrę po horror i animistyczno-atawistyczną prowokację. A są to także typowe  dla Gombrowicza techniki pisarskie. Konwencja spektaklu doskonale wpisuje się w Gombrowiczowski tekst, w którym właściwa akcja rozgrywa się na poziomie słowa. Zachwyt słowem, produkcja pięknych słów, odkrywanie właściwych słów, deformacja słowa, demaskowanie  słowa, deszyfrowanie właściwych znaczeń,odzieranie z pozorów,  mozolne docieranie do szkieletu prawdziwych słów... to wszystko w Gombrowiczu jest i z Gombrowicza pochodzi. 
       Słowa są konwencją, pod która ukrywa się rzeczywistość, pod którą ukrywa się prawdziwy człowiek. Zresztą, czy prawdziwy człowiek istnieje? Przecież wszyscy mamy  tylko gęby. Piątkowe postne biesiady hrabiny Kotłubaj aby nawet nie było cienia myśli o mięsie okazują się przyprawione  bulionem przez sprytnego kucharza Filipa, bezzębna markiza prowadząca ochronkę dla chorych dzieci ich widokiem rekompensuje sobie własną starość i niedołężność, która w porównaniu nie wydaje się tak straszna, a baron Apfelbaum zna tylko jednego "boga", tego, który wpada do Wisły. Z arystokracją nigdy nie jest się pewnym, z arystokracją trzeba ostrożniej niż z oswojonym lampartem. Bohater opowiadania stracił złudzenia na temat wyższości arystokracji, a postna biesiada, mająca przypominać starożytny sympozjon w jego mniemaniu stała się tańcem kanibalów. 
      W demaskowaniu pozorów języka i ludzkich zachowań tkwi siła i aktualność samego Gombrowicza i zarazem spektaklu aktorsko i reżysersko przygotowanym przez Irenę Jun. Nic nie jest takim, jakim się wydaje i nikt nie jest tym, kim się prezentuje. Zdejmowanie masek nie skończy się nigdy.

18 gru 2011

umarł człowiek

umarł człowiek
może słowa
będą trwalsze


Zdziwienie i świadomość nieoczywistości to moim zdaniem jedyne możliwe drogi wyjścia z niebezpiecznego świata cywilizacyjnej pychy.

wciąż jesień

wciąż jesień
grudniowy śnieg
w kałużach


9 gru 2011

W obronie narodowej kultury

W obronie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina - petycja


Petycję podpisują zwyczajni melomani, którzy  nie są obojętni na to, co w polskiej kulturze najcenniejsze, jak i wybitni twórcy, zwłaszcza muzyczni, np. Paweł Mykietyn, Tomasz Stańko, Marek Moś czy Jadwiga Rappe.  Mało tego,  w akcję włączyli się artyści i chopinolodzy zagraniczni. I to jest naprawdę wstyd, że polskie narodowe dobro, jakim jest NIFC i muzykę na najwyższym światowym poziomie ratują nam obcokrajowcy. No, chyba że pewnym gremiom decydentów takie nazwiska, jak Andreas Staier czy Martha Argerich nic nie mówią! Tym bardziej trzeba zadać pytanie o ich kompetencje, na podstawie których zostali powołani do decydowania o kulturze.

6 gru 2011

Polska ekipa w nowojorskiej Metropolitan Opera


            Od lat nie mieliśmy tak silnej reprezentacji śpiewaków na najsłynniejszej scenie operowej świata. Co prawda w minionych czasach wielu Polaków występowało w Met, a niektórzy, jak bracia Jan (tenor śpiewający w Metropolitan  przez 11 sezonów na przełomie XIX i XX wieku) i Edward (bas, 679 przedstawień) Reszke, Adam Didur, bas, solista Met od 1914 r. zasłużyli na trwałą pamięć. Na deskach nowojorskiej sceny występowali także z sukcesem między innymi Jan Kiepura, Wiesław Ochman czy Ewa Podleś. (Ewa Podleś po 24-letniej przerwie 28 września 2008 r. powróciła na scenę MET jako La Cieca w operze Gioconda Ponchiellego. Owacje jakie otrzymała za tę krótką partię, były dłuższe niż dla pozostałych wykonawców.)  Od kilku sezonów jednak można mówić o rosnącym sukcesie polskiej sztuki wokalnej.

            Mariusz Kwiecień, baryton, ma już w Met, można powiedzieć, pozycję wyrobioną i przez trzynaście sezonów zdecydowanie ugruntowaną. Debiutował jako Marcello w Cyganerii Pucciniego.  W 2009 r. w Łucji z Lammermoor Gaetano Donizettiego dołączył do niego Piotr Beczała – tenor liryczny – w partii Enrica partnerując aktualnie największej sopranowej divie, Annie Netrebko. Zarówno Kwiecień, jak i Beczała szturmem zdobyli sympatię publiczności, i to nie tylko nowojorskiej, a to za sprawą słynnych transmisji w ramach programu „Na żywo i w technologii HD”, dzięki którym kolejne spektakle  danego sezonu mogą być oglądane przez melomanów na całym świecie.  Także w Polsce powstaje coraz liczniejsza sieć miejsc transmitujących  opery z Met. Znajdują się między innymi w Elblągu, Gliwicach, Katowicach, Krakowie, Rzeszowie, Warszawie oraz w Filharmonii Łódzkiej.

            Mariusz Kwiecień zasłynął jako Don Giovanni Mozarta najpierw w Covent Garden, a następnie na innych światowych scenach.  W bieżącym sezonie specjalnie dla niego przygotowano operę Mozarta właśnie w Met.  Niestety, pech sprawił, że polski śpiewak nie wystąpił podczas premiery, gdyż na próbie generalnej doznał kontuzji kręgosłupa, ale po szybkiej operacji i rekonwalescencji już dwa tygodnie później Kwiecień Don Giovanniego zaśpiewał. Inne znane jego role to: Eugeniusz Oniegin Czajkowskiego, Riccardo w Purytanach Belliniego, Germont w Traviacie Verdiego czy Marcello w Cyganerii Pucciniego oraz Almaviva w Weselu Figara Mozarta.
            W kolejnej wersji Don Pasquale Pucciniego jako Malatesta polski baryton zawładnął publicznością.  W Metropolitan Opera, gdzie panują utarte, sztywne obyczaje, gdzie nie pozwalano na bisowanie, a kiedy od niedawna zaczęto je praktykować, to tylko tenorowi w celu popisywania się wysokim C, tym razem bisował polski baryton. Popisowa aria w duecie z Johnem Del Carlo jako tytułowym Don Pasquale z II aktu zapiera dech w piersiach zróżnicowanym tempem i końcowym niesamowitym przyspieszeniem.
          W trakcie jej trwania najpierw rośnie podziw,  potem pojawia się niedowierzanie, aby wprawić ostatecznie w podziw i ręce same układają się oklasków. Tak było w Met, gdy po końcowym zawołaniu Don Pasquale Mariusza Kwietnia zabrzmiały burzliwe brawa. I niespodzianka - bis, którego nikt nie oczekiwał. Raz ze względu, że w Met się tego nie praktykuje, a dwa, że to nawet nie tenor (a to tenorów wszyscy kochają).
            Udzielając wywiadu w radiowej Dwójce, Mariusz Kwiecień dzielił się wrażeniami z pracy w La Scali i MET. O tej pierwszej powiedział krótko: "bordello totale".  Z kolei Met  dał mu bardzo wiele pozytywnego doświadczenia. Jak cały pobyt w Nowym Jorku, gdzie doskonalił umiejętności: W Met nie czuję się jak w domu, bo to jest jak wielka fabryka, ale tam wszyscy pracują profesjonalnie.
             Istnieją szanse, że najsłynniejsze dzieło Szymanowskiego, Król Roger pojawi się także na deskach Met i to właśnie z Mariuszem Kwietniem w partii tytułowejJest mnóstwo rzeczy, które lubię, tylko nie mam na nie czasu - podsumowuje. A wśród tych rzeczy jest otaczanie się pięknymi przedmiotami, kupowanie akcesoriów do wystroju wnętrz,  projektowanie mebli,  samochody, latanie samolotem...
             Piotr Beczała - jeden z czołowych współczesnych tenorów lirycznych. Czwarty polski tenor w Met - po Reszkem, Kiepurze i Ochmanie.  W specyficznym polskim paradoksalnym stylu wcześniej zadebiutował w Metropolitan Opera niż w Operze Narodowej  w Warszawie. W przyszłym roku - być może - przyjedzie do Polski na jubileuszowy koncert dwudziestolecia pracy scenicznej. Kalendarz występów ma zapełniony z czteroletnim wyprzedzeniem - w tej chwili planuje sezon 2015/2016. Specjalizuje się w lirycznym repertuarze włoskim i francuskim. I jakkolwiek brzmi to nieprawdopodobnie, ukończył technikum mechaniczne w specjalności: aparatura kontrolno-pomiarowa.
            Urodził się  w 1966 roku. Karierę śpiewaczą zaczynał od Landestheater w Linz (Austria), skąd w 1997 r. przeniósł się do Opery w Zurychu. Śpiewa w operach w Amsterdamie, Paryżu, Kolonii, Brukseli, Hamburgu, Frankfurcie, Berlinie, Genewie, Petersburgu, Atenach, Covent Garden, San Francisco, Chicago, mediolańskiej La Scali... 19 XII 2006 r. zadebiutował w Met i odtąd ma tam kontrakt. W 2008 r. uznany za najlepszego śpiewaka operowego festiwalu w Monachium za rolę tytułowego Wertera w operze Masseneta.  Za partię Rudolfa w Cyganerii Pucciniego nowojorska publiczność oklaskiwała go na stojąco. Transmitowany na żywo spektakularny występ  (2009r.) jako Edgardo w Łucji z Lammermooru w duecie z Anną Netrebko wywołał burzliwą owację i ugruntował jego światową sławę.
       Ponadto znany i oklaskiwany w partiach: Romea w Romeo i Julii Gounoda,  Leńskiego  w Eugeniuszu Onieginie Czajkowskiego, Alfreda w Traviacie VerdiegoJenika w Sprzedanej narzeczonej Smetany... Jego ulubioną rolą jest Faust Gounoda.
       Mówi o sobie: Nie przekłuję uszu i nie wepnę kolczyków, by zwrócić na siebie uwagę. Nie zapuszczę długich włosów lub dredów. Takie manipulowanie własnym wizerunkiem jest mi obce, rynek poszukuje, co prawda, kolorowych ptaków, ale szybko jest nimi znudzony. Moimi idolami są artyści, którzy długo utrzymywali świetną formę. 
      Oraz: Śpiewam dla wszystkich, którzy chcą słuchać.
 Pod jego nagraniami można przeczytać między innymi takie komentarze słuchaczy: Chciałbym go słuchać przez całe życie lub Jest to aktualnie najlepszy tenor świata. 
Właśnie nagrywa trzecią solową płytę.

       Aleksandra Kurzak, królowa polskiego sopranu – jak ją nazywają, zadebiutowała w Metropolitan Opera  w wieku zaledwie 27 lat rolą Olimpii w Opowieściach Hoffmanna. Następnie  śpiewała tam partię Blondy w Uprowadzeniu z seraju i Gildy w Rigoletcie. Jako Gilda także debiutowała w słynnym Teatro Alla Scala w Mediolanie.
            Z pochodzenia jest wrocławianką, laureatką Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki.  Przez 6 lat była solistką Staatsoper w Hamburgu. Od 2007 r. związana z największymi scenami operowymi świata: Metropolitan Opera w Nowym Jorku, Covent Garden w Londynie, Wiedeńską Staatsoper, Festiwalem w Salzburgu.
       Po występie w Seattle Opera w ubiegłym roku w partii Łucji Opera Magazine porównywał Kurzak do największych śpiewaczek belcanta: Beverly Sills, Joan Sutherland i Marii Callas.  Recenzje były entuzjastyczne:
Debiutując jako Łucja, porwała za sobą cały teatr, tak pod względem wokalnym, jak i dramatycznym. (The Seattle Times)

 Zdecydowana, wielce utalentowana młoda kobieta znakomicie debiutuje jako Łucja. Stworzony przez nią portret bohaterki jest niezwykle przenikliwy i trafny. (The Gathering Note)
 Była  fenomenalna (The New York Sun)
              To wielkie szczęście, że artystka znalazła czas (między Staatsoper w Wiedniu a Metropolitan Opera w Nowym Jorku) na trzy wieczory w Warszawie – 21, 23 i 25 października. Dzięki specjalnie wznowionej Łucji z Lammermoor w reżyserii Michała Znanieckiego w Teatrze Wielkim Operze Narodowej także polska publiczność mogła posłuchać kreacji, którą od roku Aleksandra Kurzak zachwyca melomanów i krytyków na świecie.
      Jako pierwsza polska wokalistka podpisała kontrakt z firmą fonograficzną DECCA i właśnie ukazała się jej debiutancka płyta Gioia, która  w ciągu trzech tygodni zyskała status złotej. O swoim sukcesie mówi: Bardzo ważna jest praca, talent, łut szczęścia, pokora dla sztuki, wiara w siebie, pewność, odporność psychiczna i pozytywne myślenie.
            Troje polskich wybitnych śpiewaków: Mariusz Kwiecień, Piotr Beczała, Aleksandra Kurzak tworzy aktualnie najjaśniejsza polską konstelację na gwiezdnym firmamencie Metropolitan Opera.  Marzeniem każdego melomana, zwłaszcza polskiego, jest usłyszeć ich razem w jednym spektaklu. Niewykluczone, że wkrótce tak się właśnie stanie.  Skoro Beczała  i Kwiecień występowali już razem w Łucji z Lammermoor, z kolei Kurzak i Beczała także w Łucji z  Lammermoor , gdzie sopranistka ma role tytułową, to już niewiele trzeba, by w zaangażować ich razem w jednej obsadzie.


Listy z Daleka. Pismo Ogólnoświatowego Korespondencyjnego Klubu Emigrantów, nr 85/listopad 2011, Liege - Belgia

5 gru 2011

jesienią o poezji


      Ostatnia w tym roku zbiorowa prezentacja Biłgorajskiej Plejady Literackiej w kawiarni Pożegnanie z Afryką w Lublinie. Każdy z nas przygotował to, co w dorobku z ostatniego roku czy dwóch lat uważa za najciekawsze i najlepsze: Ewa Bordzań roztoczańskie wiersze z cyklu nagrodzonego I miejscem w III OKP "Przyroda jaką znam" w Zwierzyńcu, Halina Ewa Olszewska utwory z ostatniego tomiku Stragan linii papilarnych oraz nagrodzone w różnych konkursach, Jacek Żybura z tomiku Biłgorajskie obrazki oraz ja same nowości, niepublikowane jeszcze, ale już docenione tu i ówdzie przez konkursowe jury. Na spotkanie nieomal się spóźniliśmy, bo nie ma nic bardziej wciągającego dla moli książkowych, jakimi jest cała nasza czwórka, niż zajście do księgarni. Jak weszliśmy, to do wyjścia trafić jakoś było ciężko. W końcu, mając jeszcze nie całkiem zagłuszone poczucie czasu, wypadłam z owego przybytku książek i poszłam na Złotą uprzedzić, że reszta poetyckiego towarzystwa jeszcze okupuje stoisko przecenionej przedświątecznej wyprzedaży. Oczekujący już na nas słuchacze okazali się bardzo wyrozumiali dla naszej ułomnej bibliofilskiej natury i z kilkuminutowym poślizgiem jednak wszystko pięknie się zaczęło i dalej już poszło z płatka.
       Czytaliśmy, słuchaliśmy pięknej barokowej muzyki Rameau, Purcella i Glucka,  znowu czytaliśmy, potem rozmowa, dyskusja, pytania, odpowiedzi i bardzo miła atmosfera, dzięki życzliwym słuchaczom oraz pani Hannie Olszewskiej, emerytowanej nauczycielce matematyki, od lat organizującej kawiarniane spotkania twórców z Lubelszczyzny. Ponieważ na poprzednim swoim autorskim wieczorze prezentowałam także haiku, stali bywalcy dociekali czy nadal piszę te krótkie formy. Była okazja przypomnieć i opowiedzieć o naszym forum, niezwykłym autorskim konkursie Eddiego oraz międzynarodowym przedsięwzięciu, jakim był PIHC. Najciekawsze pytanie ze strony przybyłych gości :- czy przywieziemy jeszcze kiedyś biłgorajskiego pieroga?! Obiecaliśmy, że następnym razem się postaramy. Z czego wynika, że na pewno nie było to nasze w ogóle ostatnie wystąpienie :-)

 Od lewej: Iwona Danuta Startek, Ewa Bordzań, Jacek Żybura

















 Halina Ewa Olszewska czyta swoje wiersze































Biłgorajska Plejada Literacka w Pożegnaniu z Afryką wraz z pomysłodawczynią i organizatorką kawiarnianych spotkań, Hanną Olszewską (w środku) - 1 grudnia 2011

niczego już nie chcę

od życia
niczego już nie chcę
w blasku zachodu płoną dachy
dzień się dopala
drzewa ogromnieją w cieniu
gromadząc oszalałe ptaki
ustał wiatr
i biała przędza mgły
zaplata na polach warkocze
coraz ciaśniej
owija mnie całun chłodu

od życia
niczego już nie chcę

poranny szron

poranny szron
na klawiszach pianina
cisza