Wędruję
po chińsko-kirgiskich stepach, pakistańskich górach i arabskich pustyniach z
autorem książki Jedwabny szlak. Kultury
antyku między Chinami a Rzymem – Helmutem Uhligiem. Do książki, kieszonkowe
wydanie „Książnicy”, dołączona jest mapka całej trasy jedwabnego szlaku, w
kształcie z ok. 150 r. po Chrystusie, z północnym i południowym odgałęzieniem,
od Chang-anu po Rzym. Jest więc w ogromnym skrócie, w którym tysiące kilometrów
to zaledwie kilka centymetrów. Wydaje się, że samo centrum znajdujące się w
dolinie Tarymu nie jest takie rozległe. Od miasta do miasta nie powinno być aż
tak daleko, jak wynika z opisów trudności komunikacyjnych, licznych
niebezpieczeństw czyhających po drodze, ponad trzydziestu osobnych królestw
mających swoje królewskie i książęce dwory, ciągłych walk między nimi.
Zajrzałam do atlasu. To jednak ogromna przestrzeń. Znalazłam kilka
starożytnych miast: Kaszgar, Samarkandę, Bucharę, Turfan, przede wszystkim zaś
rzekę Tarym wraz z wędrującym jeziorem Łob-nor. Bardzo ciekawa nazwa...
Zapadająca w ucho. Już gdzieś się z nią spotkałam.
Niestety,
wiele miast zamieniło się w ruiny lub tak zmieniło nazwy, że nie da się ich znaleźć
ani zlokalizować. Autor poświęca na przykład cały rozdział starożytnej Kuczy. Było to niegdyś wielkie miasto i
potężne królestwo z powodzeniem utrzymujące przez pewien czas względną
niezależność lawirując między cesarstwem chińskim a najazdami Xiongnu (Hunów).
Rozkwit Kuczy trwał 8 pierwszych stuleci pierwszego tysiąclecia naszej ery. W
tym czasie miasto rozwinęło się jako ważne centrum handlowe, stając się też
miejscem przenikania się wpływów kulturalnych zachodu i wschodu. W
osiemsetletnim okresie rozkwitu zdarzyło się, że Kucza popadła na krótko w
zależność od innego prężnego królestwa, Suoju (inna nazwa Jarkand od nazwy
miasta), był czas dominacji Chińczyków i czas panowania Liangów, którzy
usadowili się w Liangzhou, skąd rozciągnęli swoje władanie na całe terytorium
Gansu i dolinę Tarymu, było zdobycie miasta przez chińskiego generała Lü
Guanga, mimo to jej rola i bogactwo mieszkańców stale rosło. Z czasem Kucza
nabrała znaczenia religijnego, podobnie jak Choczo, gdzie mieszały się wpływy
buddyjskie, manichejskie i chrześcijańsko-nestoriańskie, tworząc swoisty
synkretyczny duchowy tygiel.
Mówi się o odrębnej sztuce tego
regionu, tzw. sztuce Gandhary, gandharyjskiej, scharakteryzowanej całkiem
niedawno, bo dopiero w XX wieku. Wcześniej nic o niej nie wiedziano, nie znano
jej. Widoczne ślady wpływów kultury hellenistycznej i chińskiej doprowadziły do
powstania odrębnej sztuki, swoistej i niepowtarzalnej. Przykładem jest
wizerunek Buddy z Kara Tepe w Termezie. Twarz Buddy ma tam rysy
centralnoazjatyckich koczowników. Analizując ślady kultury tego regionu, inny
badacz, Dieter Ahrens dostrzega w sztuce Gandhary przede wszystkim najdalsze na
wschodzie wpływy hellenizmu (Rzymskie
podłoże sztuki Gandhary). I tak malarstwo jaskiniowe z Miranu wykazuje
znaczne podobieństwo do malarstwa rzymskiego widoczne w rysach twarzy i
strojach przedstawionych postaci. Imię autora dzieła – Tita – Uhlig wyjaśnia
także genezą rzymską: Tytus.
Jeszcze dalej na wschód od Kuczy było
wspomniane Choczo, gdzie także znaleziono wpływy rzymskie. Jeden z pierwszych
odkrywców, Albert von Le Coq, napisał sprawozdanie ze swojej wyprawy książkę
pod znamiennym tytułem Śladami Hellady w
Turkiestanie Wschodnim. Wagę odkrycia podnosi fakt znalezienia w Choczo
szczątków nieznanego pisma, oznaczonego później przez językoznawców jako pismo
manichejskie.
Inne ważne miasto jedwabnego szlaku, a
jak pisze Helmut Uhlig: szlaków, ze względu na liczne odgałęzienia i kierunki
raz północne, raz południowe, które stawały się w różnych okresach bardziej
uczęszczane w zależności od stanu bezpieczeństwa, to Jarchoto - miasto nad
Jarem, którego początków nikt nie jest w stanie określić, ale nawet współczesny
jego widok budzi zdumienie: Wrażenie
było olbrzymie. Z doliny rzeki, toczącejniewiele wody, droga prowadzi stromo w
górę na wąski i wysoki płaskowyż, który wznosi sie na wysokich stromych
zboczach jak naturalna twierdza między dwiema dolinami. Nawet dzisiaj, kiedy to
nad jarem zachowane sa tylko mury i resztki wież, łatwo zrozumieć, że było to
miasto górujące nad oazami, ośrodek władzy, który mógł sprawować kontrolę nad
znacznymi obszarami.
A
już najważniejszą rolę, zwłaszcza z perspektywy chińskiej, pełniło miasto
Dunhuang, placówka u
krańców świata. (...) nadgraniczne miasto chińskie u
krańców południowej pustyni Gobi, tam, gdzie kończył się Wielki Mur. Przez całe stulecia nikt o tym
najstarszym mieście związanym z chińskim jedwabiem nic nie wiedział, nie
interesowało odkrywców, badaczy ani turystów. Leżało zasypane piaskiem w
zagubionym miejscu. Ten stan uśpienia po czasach świetności trwał do czasu
odkrycia w jego pobliżu buddyjskich grot Mogao w 1907 roku przez Aurela Steina.
Po wieloletnim lekceważeniu znaczenia znaleziska przez władze chińskie,
zaniedbaniu i stopniowym wręcz rozsypywaniu się niektórych grot, w końcu
zostały objęte ochroną jako zabytek i udostępnione turystom. Tysiące metrów
ścian w pieczarach pokrytych jest freskami, na których przedstawiono nie tylko
postacie Buddy i innych bóstw, ale też sceny z życia codziennego, będące
świadectwem minionej kultury. Są kupcy, rzemieślnicy, chłopi, nawet rzeźnik, co
jest zaskakujące jak na świątynię buddyjską. Doliczono się 492 grot
stanowiących niezwykły i jedyny w swoim
rodzaju zabytek sztuki chińskiej od IV do XII wieku. Dunhuang spełniał swoją
handlową rolę – tutaj rozwidlał się jedwabny szlak na północny i południowy –
przez tysiąc lat. Klasztor w pieczarach zaś do dzisiaj mówi o tamtej minionej
epoce świetności.
Tak samo jak Dunhuang długo czekał na
zainteresowanie ze strony badaczy, a przede wszystkim władz chińskich, Kucza
również cierpiała na niedocenie jako ważny ślad prahistorii człowieka.
Państwowy reżim nie ułatwiał zadania badaczom. Sam autor, Helmut Uhlig znalazł
się tam po raz pierwszy przypadkowo na skutek przymusowego lądowania samolotu,
którym zmierzał z Kaszgaru do Urumczi. Mimo starań o pozwolenie na obejrzenie
pieczar Kyzył, nigdy nie otrzymał zgody. Przymusowe lądowanie niespodziewanie
umożliwiło mu wizytę w Kuczy, choć pieczar nadal nie mógł obejrzeć z trywialnej
przyczyny: w całym mieście nie było odpowiedniego terenowego samochodu, żeby do
nich dojechać w trudny górzysty teren. Kuczę trudno znaleźć w
atlasie czy nawet w encyklopedii. Tak samo Dunhuang czy pierwszą stolicę Chin –
Chang-an. Jest za to druga stolica – Luoyang. Całkiem spore miasto.
Wiele z tego, o czym pisze Uhlig, to
dla mnie pierwsze spotkanie z kulturą jedwabnych szlaków. I nawet nie ma gdzie
poszukać czegoś więcej. Najbardziej odczuwam brak dokładnej mapy. W dodatku
musiałaby byc to mapa historyczna, a nie tylko współczesna. Bo co z tego, że
także na współczesnych zaznacza się riuny Petry, Memfis, Teb, Troi czy Palmiry,
które są najbardziej znane. A mnie trzeba też inne, nie tylko oklepane w każdym
podręczniku historii. Porównując różne źródła znajduję dawną stolicę Chang-an jako dzisiejsze Xi`an, a w międzyczasie nazywała się także Si-an. Wszystkie
te nazwy podaje Mieczysław Jerzy Künstler w Sztuce
Chin. Inne nazwy też są różne i będzie trochę kłopotu zanim się połapię. W
każdym razie Dunhuang figuruje tutaj jako Tunhuang – różnica tylko jednej
literki dała się łatwo zidentyfikować. Gorzej z nazwą góry, na której zboczu
wykuto groty. Uhliga Mogao określa Künstler jako Mingsza i trudno byłoby się
domyśleć, że to to samo. Przeczytałam sobie wszystko, co o grotach pisze
Künstler, a jest sinologiem, znawcą sztuki, więc podaje więcej informacji,
więcej szczegółów o technice wykonania malowideł, o architekturze grot, łączy
je z panowaniem kolejnych dynastii. No i są zdjęcia.
Künstler podaje, że grot jest 486.
Kilka mniej. Mimo że książka Uhliga wydana została po polsku dopiero w 2007
roku, jest to tłumaczenie z roku 1986, kiedy wydano ją po niemiecku, więc
podaje wiedzę wcześniejszą niż Künstler (2001), który zresztą wielokrotnie
powołuje się na odkrycia niemieckich badaczy w tym regionie. Czyżby więc w
międzyczasie 6 grot zniknęło? Może raczej zostały zniszczone. Zawaliły się.
Uhlig posze o takim przypadku, ale jeszcze sprzed czasów, gdy objęto je ochroną
zabytków.
Genezę malowideł Künstler wyjaśnia
przypadkiem: tamtejsze skały nie nadają się do rzeźbienia. Wskazuje na wpływy
indyjskie, np. nagość postaci i zaznaczenie szczegółów anatomicznych jak
piersi, brzuch, pępek, także stłoczenie wizerunków, ciasnota panująca na
malowidle. Inną ciekawostką jest łączenie rysunku konturowego z operowaniem
plamami koloru. Zauważa się też w zespole Tunhuangu odrębna paletę barw,
niewystępującą w takim zestwieniu w innych regionach, np. dominacja zieleni,
brak barw ostrych. Na prymitywizm części malowideł wskazuje nieumiejętność
operowania perspektywą. Ale są też zjawiska zaskakujące, jak sceny przypominające swym charakterem o
wiele od nich późniejszą miniaturę perską. Bez trudu też można znaleźć w
grotach z czasów dynastii Suei ornamenty o zdumiewająco arabskim charakterze,
choć są one od znanych nam arabesek o wiele wcześniejsze. Pośród ornamentów z
początkowego okresu panowania dynastii T`ang znajdujemy motyw dzieci i kwiatów
lotosu tak czysto hellenistyczny, a zarazem tak ujęty, że wzięlibyśmy go bez
trudu za należący do europejskiego baroku. Są wreszcie, datowane na okres
Północnej Dynastii Wei, wyobrażenia leżącego Buddy w otoczeniu uczniów, w
których mamy iście bizantyjską izokefaklię.
Koresponduje
to z przywołanym przez Uhliga apokryfem Nowego Testamentu – tak zwanymi Aktami Tomasza, z których wynika, że
Jezus w 13 roku życia wyruszył na wschód i spędził tu wiele lat, zyskując sławę
świętego męża, cudotwórcy i maga. O jego obecności ma świadczyć tybetański
manuskrypt zawierający legendę o Isie (Isa, Issa jako zniekształcenie imienia
Jezus). Cała historia jest mieszaniną podań, mitów, legend i wierzeń, z których
wyłania się opowieść o innym niż podają Ewangelie zakończeniu życia Jezusa,
który jakoby naprawdę nie umarł, lecz dożył późnej starości, a jego grób
znajduje się w Srinagarze w Kaszmirze. Słowa Idę tam, skąd przyszedłem nie
oznaczają wniebowstąpienia, lecz powrót do miejsc, gdzie Jezus dorastał i
spędził lata młodzieńcze. Akta Tomasza zaś
dlatego tak się nazywają, że Tomasz miał zostać sprzedany przez Jezusa jako
niewolnik kupcowi o imieniu Aban i razem znim wyrusza na wschód. Według innej
wersji Jezus i Tomasz razem udali sie do Sindu, czyli Indii. Zasługą Tomasza
miałoby być zaszczepienie w Indiach chrześcijaństwa, którego wyznawcy do dziś
przynają się do Tomaszowego dziedzictwa.
Jakkolwiek traktować te i podobne
tybetańskie, indyjskie czy inne zapiski, są one świadectwem bardzo wczesnego
oddziaływania chrześcijaństwa na ziemiach, wydawałoby się, tak niedostępnych
dla starożytnych podróżników. A jednak nawet wtedy największe nawet odległości
i najgroźniejsze przeszkody nie były dla człowieka nie do pokonania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz