24 maj 2014

Lubelskie salony literackie

        Jeden raz w roku w Lublinie odżywa tradycja literackich salonów. W prywatnych mieszkaniach, instytucjach kultury, kawiarniach organizowane są "mieszkania poezji", na których spotykają się twórcy słowa, czytelnicy i sympatycy.  Mieszkania poezji są jedną z form odbywających się w maju Lubelskich Spotkań Literackich "Miasto Poezji". Tradycję tego swoistego poetyckiego festiwalu zapoczątkował w 2008 roku Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” oraz Instytut Filologii Polskiej KUL. Co roku w trakcie festiwalowych majowych dni realizowane są różnorodne przedsięwzięcia, mające za zadanie poezję popularyzować, wpisując ją w miejski pejzaż poprzez spotkania z autorami, spektakle teatralne, specjalne lekcje w szkołach, malowanie fragmentów wierszy na chodnikach i murach, koncerty poetyckie i poezji śpiewanej. Ciekawostką jest kursujący w tych dniach specjalny trolejbus poezji. Od drugiej edycji w 2009 roku organizowane są ponadto „mieszkania poezji”, do których gospodarze zapraszają wybranych autorów i czytelników na literackie spotkanie. Na jeden wieczór w różnych częściach miasta otwierają się drzwi literackich salonów. Zostałam zaproszona do udziału 23 maja w jednym z nich organizowanym przez p. Hannę Olszewską w jej prywatnym mieszkaniu. 
        W poetyckim mieszkaniu p. Hanny Olszewskiej spotkali się między innymi: Ewa Bajkowska, Eda Ostrowska, Grzegorz Jędrek, Andrzej Samborski, Światomir Ząbek i w końcu dotarłam także ja. Była to świetna okazja do zaprezentowania najnowszej twórczości, rozmów na tematy nie tylko poetyckie oraz do podzielenia się refleksjami o twórczych inspiracjach.Bawiliśmy w odgadywanie autorów prezentowanych fragmentów wierszy. Przyszedł też czas na autorskie czytanie wybranych przez siebie utworów. Okazało się, że niezależnie od siebie poeci poruszają podobną problematykę, rozważają podobne egzystencjalne dylematy, odwołując się do podobnych toposów, jak starość, dzieciństwo, ptaki, miłość, wspomnienia itp. Stąd też rychło zaczęliśmy czytać na przemian utwory na zasadzie kontynuacji wątku rozpoczętego przez kogoś, a między naszymi utworami spontanicznie rozwijał się ukryty dialog. W sposób niezamierzony i nieprzewidywany zupełnie wiersze rozmawiały jakby za nas. Mało tego,  wciągnęliśmy do tego polilogu także innych, naszych ulubionych twórców, jak Tadeusza Różewicza, Edwarda Stachurę czy patrona lubelskiego Miasta Poezji, Józefa Czechowicza.
        Gospodyni zadbała o atrakcje dla ducha i ciała. W antraktach słuchaliśmy muzyki smakując wyborną nalewkę z pigwy, szarlotkę i inne dania z menu. I ja tam byłam, wiersze czytałam, innych słuchałam, niestety, nie mogłam zostać do samego końca. Salon otwarty był przez kilka godzin, każdy mógł przyjść i wyjść, kiedy mu pasowało. Żałuję, że nie mogłam zostać dłużej. Inicjatywa jednak tak się spodobała, że padła propozycja zorganizowania  podobnego, lecz w większym gronie, literackiego salonu jeszcze w tym roku jesienią.
        Na pożegnanie otrzymałam w prezencie oficjalną książeczkę programową Lubelskich Spotkań Literackich, w której nawet i moje nazwisko umieszczono pod datą 23 maja ;-)

A ten wiersz miał swoją salonową premierę :-)

pejzaż z wiatrakami

niedaleko stąd na stronach książki
morze wdziera się na wybrzeża
gdzie niegdyś w delcie Wielkiej Rzeki
podróżnicy z Rhodos handlowali solą
mecenas sztuki senator Camars
przetrwał w geografii swoich włości
nazwanych jego nazwiskiem
to tutaj Mistral w odzyskanym języku trubadurów
pisał o twierdzy na ruchomych piaskach
a ostatni Faun spotkał człowieka
zaprzyjaźnili się na krótko
wciągnięty w bagienne trzęsawisko
przepadł na zawsze
w hałaśliwym młynku do kawy mielą się
wielojęzyczne rozmówki
w kawiarni na Brackiej
czytam o płaskich przestrzeniach La Manczy
co było czego nie było
co tylko mogło było być a jednak trwa
w tęsknocie za pejzażem z wiatrakami

tak trudno odwrócić wzrok
od ostatniej zapisanej strony


Folder programowy Masta Poezji 2014.
      

       

18 maj 2014

Kolorowy świat obrazów Urszuli Olczyńskiej

         Doczekałam się wreszcie wystawy malarstwa Urszuli Olczyńskiej. Przyznaję,  marzyłam o tym od dawna, bo tych kilka  obrazów znanych mi dotąd czy nawet więcej oglądanych na stronie internetowej nie oddaje w pełni bogactwa wrażeń odbieranych w bezpośrednim kontakcie, gdy się stoi na wprost dzieła i odkrywa coraz to nowe szczegóły. 

      13 maja w Biłgorajskim Centrum Kultury na wernisażu można było przyjrzeć się z bliska obrazom, śledząc zmiany w technice malarskiej i osobiście z malarką porozmawiać. Pierwsze wrażenie to niezywkła "kolorowość" przedstawień miast i miasteczek, miejscowości prowincjonalnego pogranicza z dawnymi Kresami. Miejscowości  nam znanych, budzących osobiste czy kulturowo nacechowane sentymenty, jak Szczebrzeszyn, Górecko, Leżajsk, Krzemieniec, Lwów. Barwny świat miejskich ryneczków, cerkiewnych kopuł, ormiańskich wnętrz, a obok tego głębie zieloności otaczajacego pejzażu ze swojskim kogutem, drewnianym płotem, mistycznym cieniem starych drzew. Owe miasteczka zdecydowanie wzbudzają i pozytywne emocje i osobiste wspomnienia.

 Lwów. Kościół ormiański















Pranie dywanów












 Szczebrze-
szyn. Zima









 Szczebrzeszyn przed deszczem. Droga
















       Drugi wątek to ludzie uchwyceni na tle miejskich ryneczków, na ulicy, postacie czasem tajemnicze jak poleska szeptucha odczyniająca chorobę. Na tym tle wyróżnia się cykl Chasydzi w Leżajsku, w którym czarno-biała kolorystyka wzmacnia efekt jakby kadrów filmowych zatrzymanych w ruchu. Niezwykła lekkość i jednocześnie zamszystość kreski przyciąga uwagę trafnością ujęcia niemal filmowego.


 Szeptucha niebieska











 Teatr uliczny












 Chasydzi w Leżajsku












       No i anioły... Malarski swiat Uli zmaieszkują neizwykłe anioły. Żyją sobie obok nas,  wespół z ludźmi zamieszkują te same przestrzen, mimo lekkości swojej natury potrafią sie zachowywać jak ludzie. Ujęły mnie na przykłąd te z cerkeiwnego wnętrza z mistycznym spokojem trzymające w dłoniach kieliszki z czerwonym winem. 


 Przed wieczorem w cerkwi












       Obraz ten jest jednym z moich ulubionych.  Są też inne cykle, np. duchowe portrety, jak  Marii Szyszkowskiej czy Adama Zagajewskiego. Cała wystawa jest zaproszeniem do podróży po świecie kulturowych symboli pogranicza. Warto wybrać się w nią, żeby na nowo zachwycić się kolorami rzeczywistości, którą może mijamy na co dzień bez głębszej refleksji, tymczasem znajdujemy w niej samych siebie.