Intymne wyznanie "czuję, że jesteś, bo czuję się bezpiecznie" powtarzane w udziwnionych wokalizach na kilka sposobów nie sprawi, że tekst nagle nabierze głębi. Sęk w tym, że sam w sobie jest dosyć płytki i banalny. Ale życie samo w sobie bywa banałem, gdy dostrzegając powtarzalność życiowych schematów, człowiek traci poczucie indywidualności. Na drugim biegunie estradowej piosenki autorskiej sytuują się różnego rodzaju pastisze i kabaretowe prześmiewcze satyry. Temat często łatwiejszy w odbiorze przez publiczność i lubiany, co nie znaczy, że łatwy wykonawczo. Istotą satyry jest błyskotliwość, zaskoczenie, wyrazista puenta. Odwołanie do nieśmiertelnego schematu "śmierć i podatki", które usłyszeliśmy podczas koncertu, trafia do powszechnych odczuć, niestety od samego początku sugerowało jedyne możliwe zakończenie, które niczym nie zaskakiwało, gdyż było oczywistością.
Niejaką przeciwwagą dla powyższych pułapek może być nagroda za kreację sceniczną, którą przyznano Dawidowi Gębali z Wrocławia. Należałoby chyba ją rozumieć jako wyraz uznania za wyrazistą osobowość artysty. Niewątpliwie piosenka Dawida Gębali o samotności wywiera wrażenie przemyślaną aranżacją i zawłaszczeniem scenicznej przestrzeni. Artysta świadomie operuje głosem, który zapada w pamięć. Podobnie jak laureaci trzech głównych nagród: Zuzanna Wiśniewska (Poznań) z nagrodą wykonawczą, Grzegorz Paczkowski (Warszawa) z nagrodą autorską i Dorota Kuziela (Gdańsk) z Gęstym sitem krytyki. Wśród tych trojga mamy niewątpliwie jeden piękny głos - to głos Doroty Kuzieli wspaniale zestrojonyu z dźwiękiem skrzypiec, na których artystka sama sobie akompaniuje. Ma też pani Kuziela umiejętność wywoływania wzruszeń, ładunek emocjonalny jej tekstów jest bowiem ogromny, a przy tym zaśpiewany z elegancją tonu i bez przerysowania.
Zastanawiające, że w finałowym koncercie mieliśmy aż trzy utwory o aniołach stróżach i chyba dwa bezpośrednio odwołujące się do Boga. Rzecz jasna postacie z zaświatów okazywały się albo milczące, albo nieistniejące. W ostatecznej konfrontacji człowiek zostaje całkiem sam. Można te utwory traktować jako wyraz szczerej tęsknoty za metafizyką. Tęsknoty zabijanej współczesnym komercjalizmem, materializmem, cynizmem. Nawet jeśli ze sceny pada oskarżycielski krzyk: "w domu Bożym nie ma Syna", jest on krzykiem rozpaczy za utraconymi wartościami. Piosenka poetycka od zawsze zaś stała po stronie wartości, także, a może zwłaszcza tych, którym przeliczanie na siłą nabywczą rynku nigdy nie wychodzi na dobre.
Ostatni na wieczór zaplanowany koncert Mirosława Czyżykiewicza, jednego z jurorów tegorocznego konkursu, całkiem przypadkiem uwydatnił największą wadę uczestników konkursowych zmagań. Między poziomem wykonawczym uczestników a Mirosława Czyżykiewicza (choć można tu jeszcze wstawić kilka innych ważkich nazwisk polskiej sceny poetyckiej) istnieje przepaść. Wynika ona chyba z nadmiaru chęci młodych artystów, którzy za wszelką cenę eksponują siebie, swoją osobowość, a w zasadzie własne ego. Na scenę wychodzi ktoś, kto tak bardzo skupiony jest na chęci pokazania, że jest oryginalny i niepowtarzalny, że sens prezentowanego utworu zostaje gdzieś w tle nieraz niezauważalny, całkowicie nieważny. Mistrzowie piosenki poetyckiej potrafią ujawnić całą gamę swojej bogatej osobowości bez krzyku, bez nachalnej egotycznej ekspresji, ukrywając się w niejako w samym tekście. Mirosław Czyżykiewicz wspaniale pokazał jak wydobyć z utworów Brodskiego, Wysockiego czy Stachury to, co najważniejsze. Ponadczasowe przesłanie, czasem bolesne i ostre, ale jakże ludzkie.
Zastanawiające, że w finałowym koncercie mieliśmy aż trzy utwory o aniołach stróżach i chyba dwa bezpośrednio odwołujące się do Boga. Rzecz jasna postacie z zaświatów okazywały się albo milczące, albo nieistniejące. W ostatecznej konfrontacji człowiek zostaje całkiem sam. Można te utwory traktować jako wyraz szczerej tęsknoty za metafizyką. Tęsknoty zabijanej współczesnym komercjalizmem, materializmem, cynizmem. Nawet jeśli ze sceny pada oskarżycielski krzyk: "w domu Bożym nie ma Syna", jest on krzykiem rozpaczy za utraconymi wartościami. Piosenka poetycka od zawsze zaś stała po stronie wartości, także, a może zwłaszcza tych, którym przeliczanie na siłą nabywczą rynku nigdy nie wychodzi na dobre.
Ostatni na wieczór zaplanowany koncert Mirosława Czyżykiewicza, jednego z jurorów tegorocznego konkursu, całkiem przypadkiem uwydatnił największą wadę uczestników konkursowych zmagań. Między poziomem wykonawczym uczestników a Mirosława Czyżykiewicza (choć można tu jeszcze wstawić kilka innych ważkich nazwisk polskiej sceny poetyckiej) istnieje przepaść. Wynika ona chyba z nadmiaru chęci młodych artystów, którzy za wszelką cenę eksponują siebie, swoją osobowość, a w zasadzie własne ego. Na scenę wychodzi ktoś, kto tak bardzo skupiony jest na chęci pokazania, że jest oryginalny i niepowtarzalny, że sens prezentowanego utworu zostaje gdzieś w tle nieraz niezauważalny, całkowicie nieważny. Mistrzowie piosenki poetyckiej potrafią ujawnić całą gamę swojej bogatej osobowości bez krzyku, bez nachalnej egotycznej ekspresji, ukrywając się w niejako w samym tekście. Mirosław Czyżykiewicz wspaniale pokazał jak wydobyć z utworów Brodskiego, Wysockiego czy Stachury to, co najważniejsze. Ponadczasowe przesłanie, czasem bolesne i ostre, ale jakże ludzkie.