Zarówno przecenianie siebie, jak i niedocenianie nie ma nic wspólnego ze skromnością. Ciągłe podkreślanie, że jest się nikim znaczącym jest tak samo irytujące, jak obnoszenie się rzekomą nieomylnością i przesadnie przypisywanymi sobie sukcesami. Jedno i drugie, to znaczy przypisywanie sobie niewielkiej lub ogromnej roli w jakimkolwiek przedsięwzięciu jest o tyle sensowne, o ile wynika z relacji wobec udziału innych osób. Absurdem zaś jest obnoszenie się ze swoją wielkością zupełnie bez kontekstu, bez odniesienia do konkretnych wydarzeń.
Ktoś może być ważny, wielki, może by mistrzem w konkretnej umiejętności. Ktoś mógł odegrać istotną rolę w konkretnym zdarzeniu. Właściwa, realna ocena nie jest w tym wypadku niczym niewłaściwym. Byłoby natomiast irytujące słuchać pseudoskromnego pomniejszania przez kogoś swojej roli. Tak samo, gdy ktoś stale podkreśla, jaką to nieznaczącą i bez osiągnięć osobą jest w życiu. To ważne! W całym życiu. To już nie jest skromność, to raczej pycha w podkreślaniu swojej skromności. Innymi słowy, skromność na pokaz: podziwiajcie mnie za skromność i pokorę. Ogromna pycha przemawia w tym wołaniu.
Oczywiście, równie irytujące jest wysłuchiwanie nadętych przechwałek, tym bardziej, jeśli stoi za nimi tylko własne przekonanie. Są ludzie, którzy zawsze mają rację. We własnym mniemaniu. Każdą zaś najmniejszą sprawę potrafią tak przedstawić, jakby ich udział w niej był znaczący, nieodzowny i wręcz decydujący dla losów świata. Nie da się z nimi rozmawiać. Można tylko potakiwać. A najlepiej nie wszczynać dyskusji.
Przywykło się sądzić, że artyści, a zwłaszcza poeci to egocentrycy, których mottem jest Mickiewiczowskie "Depcę was wszyscy poeci". Inni niż ja. Bo ja "nieśmiertelność czuję, nieśmiertelność tworzę". Jednakże Mickiewicz miał niejakie prawa do owej uzurpacji i nie odbieramy jego słów jako odstępstwa od prawdy. Gdy jednak współcześni adepci mowy wiązanej ogłaszają się nowymi niekwestionowanymi autorytetami i wieszczami, brzmi to cokolwiek śmiesznie. Oczywiście, starannie unikają niewłaściwych słów, nie pojawia się w ich ustach wieszcz ani deptanie. Wystarczy, że mimochodem obruszą się na kolegę (koleżankę) po piórze, że śmiał(a) zdobyć się na zdziwienie wobec jakiegoś tekstu, wyrazić wątpliwość co do warsztatu i kunsztu samozwańczego/-ej mistrza (mistrzyni).
Tak, to bywa irytujące. Niemniej także drugi kierunek, czyli wycofywanie się w skromność również budzi wątpliwości. Jeśli ktoś pada plackiem przed każdym domorosłym wierszokletą uważając, że to wielka poezja, można podejrzewać, że zamiast oddania chwały, zwyczajnie szydzi. Jeśli ktoś z udawanym wstydem wyciąga stare wiersze z szuflady, rozpowiadając, jakie to młodzieńcze bazgroły, a jednocześnie publikuje gdzie się tylko da, podejrzewam, że zatracił zdolność samooceny lub przyzwoitość.
W żadnym jednak wypadku zachowania te skromne nie są. Nie są też zgodne z prawdą. Toteż skromność jak najbardziej jest cnotą. O ile wynika z realistycznej oceny siebie i rzeczywistości.
2 komentarze:
i dodać trzeba, że zarówno samoocena, jak i ocena innych zmienia się w czasie pod wpływem nowych doświadczeń i okoliczności. Wieczorem wydaje cię, że napisałaś coś genialnego, a rano wyrzucasz to do kosza. Dotyczy to największych, Nierzadko zdarzało się to Szymborskiej.
Przykład, który podajesz wynika chyba z dystansu, jaki daje przespana noc, objaw jak najbardziej zdrowy.
Cieszę się, że jesteś :-)
Iwona
Prześlij komentarz