Swego
czasu prof. Miodek w swoim programie krytycznie wypowiadał się o nagminnym
używaniu wyrazów zdrobniałych. Podawał przykłady "pieniążków",
"kawusi", "paczusi" i "okieneczka".
Przeglądając
polskojęzyczną blogosferę odnosi się wrażenie, że gros użytkowników chodzi
jeszcze w krótkich majteczkach. Bo czy osoba dorosła zatytułuje swój blog
"Ozdobniczki", "Pieseczki" albo "O moim
królisiu"? Okazuje się, że jednak tak, autorami infantylnych wynurzeń o
tym, co zjadł na śniadanie "mój króliś" jest trzydziestolatka, a
"ozdobniczki", "hafciki", "filmiki" i
"foteczki" to hobby osób w bardzo różnym wieku, od lat dwudziestu do
zaawansowanej sześćdziesiątki.
Jestem
w stanie zaakceptować "Przypadki szalonej małolatki" jako przejaw
okresu dojrzewania, ale pisanie "Pamiętniczka" przez kobietę po
trzydziestce, żonę i matkę, wykształconą i aktywną zawodowo, stawia pod znakiem
zapytania jej przygotowanie do życia tak rodzinnego, jak i zawodowego. Wątpliwą zachętą jest "ostrzeżenie" w tytule blogu "bajeczki". No bo jeśli "bajeczki", to czy warto czytać? I czy to akurat rzecz dla dorosłych? Może raczej skierowana do dzieci? Zadziwiające jest częste pojawianie się określeń "bloguś" i
"blogasek", jakby zwyczajny "blog" był czymś... nie do
przyjęcia? za poważnym? Nieautentycznym? Doprawdy, trudno mi zrozumieć powody,
dla których pisze się o "blogasku", jak o "bobasku". Czyżby
pisanie bloga zastępowało komuś niespełnienie w sferze macierzyńskiej? Z kolei
"bloguś" jest zamiast "Boguś", więc znowu nastąpiło tu
jakieś przeniesienie uczuć?
Język
dziecięcy, język cukierkowy, przesłodzony zdrobnieniami nie wzbudza mojego
zaufania. Czyżby aż tylu małolatów pisało "blogaski", czy też
społeczeństwo się infantylizuje aż tak bardzo, że wyrażania się
normalnego , rzeczowego, konkretnego nie opanowuje coraz większa jego
część? Pupa nas opanowała, różowa okrągła pupcia.