Z Kraszewskim pod ręką (fragment)
Śpiewy
ich częściej smutne, czasem są aż nadto wesołe i bezwstydne! Ale jakaż w nich
poezja! Jakie proste a mocne wyrażenia z głębi duszy! Znać, że je z serca
wyrwały wesele lub smutek, że je śpiewali, nie pisali, rodzili, nie
komponowali.
(Józef
Ignacy Kraszewski, Wspomnienia Wołynia,
Polesia i Litwy.)
Jadąc wczesnym rankiem busikiem ze stolicy
województwa, próbowałam odespać całonocne wrażenia Lubelskiej Nocy Kultury.
Mimo wysiłków, nie udało się uniknąć wysłuchania jeszcze jednego koncertu, a
właściwie jego zapowiedzi w co najmniej 80 decybelach. Dlaczego aż tyle? Bo
busik był mały, a chłopisko wielkie. Chłopisko wsiadło na jakimś przystanku po drodze. Może to była Zielona,
może Giełczew. Lat około 40. Elegancko ogolony. Mimo wczesnej porannej pory zapowiadało
się na upalny dzień, więc miał jasną koszulę z krótkim rękawem i wyelegantowane
ciemne spodnie. Typowy strój kościelny. Łatwy do rozpoznania na prowincjonalnej
wsi. Po paru kilometrach zadzwoniła komórka. Jego komórka. I się zaczęło.
-
Ha, no co? Tak, jade, za ruro jade. Za to, com do naprawy dał. Tak? Co?... Aaa, nie, nie ma sprawy, bede, na pewno bede, tylko sprawdze, jak działa.
Kiedy?... Aha, nie, tak... dam rade, bede mioł, tylko sprawdze. Obiecywoł
zrobić i jade. A co, jeszcze dzisioj wróce z tubom i zdąże. Kto chcioł?... Na
którom? ... Bede, na pewno bede, wróce i hukniemy marsza! Wszystko bedzie,
zagramy, ja z tubom zdąże, tylko czy
trompka bedzie? ... Bedzie? To git, bo by nas mało było. A kto jeszcze?... To
dobrze, dobrze... tak... ja gotowy bede i tuba tyz!
No i co, szanowni zaspani pasażerowie
busa? Chłopina jechał po odbiór z naprawy tuby, ponieważ gra w orkiestrze
dętej. Takie orkiestry tu w okolicy są znaną tradycją, chociaż niestety
zanikającą. Może on i nie umie wysławiać się literacką polszczyzną, ale nuty
zapewne zna lepiej niż niejeden licealista z aspiracjami należenia do elity
tego kraju. Znam kilku takich
orkiestrantów i wiem, że wielu z nich gra z nut, a nie tylko ze słuchu, choć to
prości ludzie i często nawet matury nie mają.
Orkiestry składają się z kilku do kilkunastu osób. Można je usłyszeć na
wszelakich uroczystościach kościelnych i gminno-strażackich. Na wielkanocną
Rezurekcję warto wstać dla samej takiej orkiestry grającej podczas procesji. A
echo niesie jak nie przymierzając koncert Wojskiego na rogu. Bez nagłośnienia!
A jak na uroczystościach na cmentarzu poległych co roku z sercem zagrają
"My, Pierwsza Brygada", cała wieś płacze.
Gleba jałowa dla upraw może być całkiem
żyzna dla artystów, a wiatr hulający po bezdrożach albo świszczący przez leśne
ścieżki stanie się pierwszą nutą ludowego śpiewaka i pierwowzorem kompozycji.
Od Godziszowa, przez Dzwolę i Kocudzę w powiecie janowskim, do Łukowej w
powiecie biłgorajskim można przeciągnąć niemal linię prostą biegnącą na ukos od
północnego zachodu do południowego wschodu przez Lasy Janowskie i część Puszczy
Solskiej. Niedaleko stąd, właściwie na odległość jednego rzutu okiem zaczyna
się pagórkowate Roztocze. Jest to lubelskie zagłębie muzyki ludowej, a linia
Godziszów - Dzwola - Kocudza - Łukowa leży w samym jego centrum.
To stąd pochodzi łukowski zespół
śpiewaczy, który jako jedyny zdobył czterokrotnie Złotą Basztę podczas
Festiwalu w Kazimierzu Dolnym. Stąd - na terenach między Janowem Lubelskim a
Biłgorajem - wywodzi się unikalny w skali nie tylko polskiej instrument
muzyczny: suka biłgorajska, zrekonstruowana przez Zbigniewa Butryna z Janowa
Lubelskiego i profesor Marię
Pomianowską, która od 2010 roku prowadzi na Akademii Muzycznej w Krakowie
jedyną w Polsce klasę nauki gry na tym instrumencie. Suka biłgorajska doczekała
się nie tylko nobilitacji akademickiej. Otóż jest ona jednym z ulubionych
instrumentów specjalnie zamawianych na... japońskim dworze cesarskim, a jej
entuzjaści uczą się nie tylko na niej
grać, ale i śpiewać biłgorajskie pieśni!!
Nie liczyłam, ilu stąd wywodzących się
muzyków, śpiewaków, instrumentalistów zdobywało nagrody w Kazimierzu.
Tegorocznym laureatem Złotej Baszty został męski zespół śpiewaczy z
Bukowej. Wielu z nich to autentyki in crudo.
Rocznikowo - przedwojenni lub urodzeni podczas wojny; średnia wieku na oko 70
lat, a i tak chyba zaniżyłam. Głosy potężne, muzyka od serca, opowieści
dowcipne, dusze szerokie. W śpiewie pań z Łukowej, czterokrotnych laureatek
Baszty, wciąż słychać przedniojęzykowo-zębowe „ł”, chociaż nie we wszystkich
wyrazach, w niektórych, w bardziej archaicznych. Zespół śpiewa cykle pieśni
weselnych, od historii narzeczeństwa, ślubu, błogosławieństwa rodziców, po
dramatyczną historię utopionego wianka.
Janina
Chmiel z Wólki Ratajskiej (gmina Godziszów) to zdobywczyni Złotej Baszty
śpiewaczej w 2006 roku oraz wielu nagród w konkursach tanecznych. Kobieta
krucha, skromna, można powiedzieć nawet
nieśmiała, ale głos ogromny, potężny aż ściany wydają się za ciasne. Toć
przecież te pieśni tęskne dostosowane są do szerokich pól, do przestrzeni,
a słowa nieść się powinny daleko. I pani Janina tak właśnie śpiewa, żeby
głos doleciał aż po horyzont. Jej głos niezwykle charakterystyczny, ciemny,
chwytający za serce. Bardzo tęskne pieśni. I bardzo archaiczne kolędy, jakich w
życiu nie słyszałam. W każdym razie w śpiewnikach oficjalnych ich nie ma. Może
u Oskara Kolberga trzeba by sprawdzić.
Listy z Daleka. Pismo ogólnoświatowego korespondencyjnego klubu polskich migrantów. Periodyk społeczno-kulturalny i literacki. Grudzień 2023 - styczeń 2024. Nr 143. Str. 22 - 24.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz