Napisałam ze dwa wiersze, nawet trzy, w tym jeden cykl, pod wpływem wzruszeń, jakich mi ta literatura dostarczyła. Najpierw wiersz o Hezjodzie, chociaż tak naprawdę nie o nim, lecz o nas, o naszych czasach, o tyle smutniejszych, o tyle bardziej siermiężnych od pierwszych greckich poematów, mimo że tamci bohaterowie, obcując na co dzień ze śmiercia i walką, nie znali strachu. Może dlatego są tacy piękni dziś, gdy nasza cywilizacja tak bardzo boi się śmierci, że nawet starość została wyrzucona na margines oficjalnej kultury. Tylko młodość, tylko żywiołowość, tylko moda dla suchotniczek; walka ze zmarszczkami, tortury na siłowni, kremy, odżywki, solaria; sylwetka i bycie na topie; najnowsze samochody, bajeranckie telefony, ciekłokrystaliczne telewizory; baseny, konta i banki, wakacje na Hawajach. Zupełnie nie taki był ten starzec spod Werony, co na własnych polach wiek swój przeżył. Kto mu dziś by zazdrościł, gdy liczy się zachłanność: pojechać, doświadczyć na własnej skórze, gonić za nowym, wciąż niedoznanym wrażeniem, być tam, ciągle gdzie indziej, zobaczyć i .... kupić. Mieć na własność! Pochwalić się a potem znów gonić tam, gdzie jeszcze nas nie było. Ci mają więcej drogi, on ma więcej życia – jak powiedziałby Klaudian.
Zaczynając od Homera, Kubiak prowadzi przez kolejne stulecia, aż do IV - V wieku po Chrystusie, do Hieronima, Ambrożego, Augustyna, do kresu starożytnego świata. Czar niby zwykłych słów, a jakże odmiennych od nostalgicznej, cierpiętniczej lub żałośnie małostkowej literatury współczesnej. Tego miałkiego rozczulania się nad sobą, płaczu nad każą rozbitą duszą, czy tego warta, czy nie warta.
Któż by ci sprostał, o życie, gdyby nie śmierć? Niezliczone
Twoje niedole: i umknąć im trudno, i dźwigać je ciężko.
Ot, i wszystko. Bez rozdzierania szat, bez krzyku, bez spazmów. Bo, jak wtóruje Seneka, nie karą jest śmierć, ale prawem. Kiedyś niczym będzie cały ten świat. A z Egiptu mu wtóruje Ptolemeusz: Wiem, że jestem śmiertelny, jednodniowy. A mimo to, rozpacz nie jest na miejscu. Tyle wokół radości, tyle słodyczy, tyle w tej poezji miłości, zachwytu kwiatem, pszczołą, tyle żartów i pieśni. Reszta życia zaczyna się dziś, poucza Palladas, a Teodoridas z niewzruszoną mocą nakazuje: Jam grób rozbitka. Ale ty płyń! Gdy myśmy ginęli, inne statki płynęły przez morze.
Jest w poezji greckiej cudowne zżycie z naturą. Nie takie, jak dzisiejszych rozhisteryzowanych ekologów, którzy łzy ronią nad kwiatkiem, depcząc czasami człowieka. Naturalny rytm pór roku, cykliczność, która wyznacza rytm życia pełnego darów przyrody i łaski bogów, życia harmonijnego, szczęśliwego.
Odpocznij w cieniu wiązu, wędrowcze strudzony drogą.
Słyszysz, jak szeleści w zielonych liściach wiatr?
Pij chłodną wodę zdroju. Miłe to odetchnienie
Dla podróżników, kiedy płonie letni dzień.
Czy Kochanowski, pisząc Na lipę, znał ten cudownie wypoczynkowy epigramat Anyte?
Jeden z najpiekniejszych wierszy, jakie czytałam, to ten napisany przez Filodema z Gadary. Kubiak nadał mu prosty i adekwatny tytuł: Pora róży, fasoli, kapusty.
Teraz róża rozkwita, teraz się zbiera fasolę
I ścina się, Sosylosie, pierwsze głowy kapusty.
To jest pora szprotek, świeżego sera słonego
I bardzo miękkich liści kędzierzawej sałaty.
Lecz nie idziemy nad morze, Sosylosie, jak przedtem
Zwykle bywało, ani się nie napawamy
Widokiem ze wzgórza. Antigenes i Bakchios
Wczoraj się radowali, dziś ich niesiemy do grobu.
Co się stało? Musiał się wydarzy jakiś nieszczęśliwy wypadek, że dwóch jednocześnie towarzyszy niosą przyjaciele do grobu. Może zaskoczyła ich nawałnica na morzu? Może nie wytrzymało rusztowanie podczas budowy domu? A może spadli ze skał, gdy jak kozice próbowali przeskoczyć szczelinę nad przepaścią?
Patrzę na swoje wiersze, krzywiąc się z niesmakiem. Jakie mdłe, przegadane, nijakie. Nie ma w nich ciężaru życia ani lekkości słowa. Nie ma mocy poezji godnej wykucia w kamieniu, jak pisze Kubiak o wierszach Greków. Nawet dowcip tak iskrzący, że po tysiącleciach wzbudza śmiech. Uśmiałam się nad wierszem Kallimacha.
Bodajeś taką miała noc, Konopion, jaką
Dziś mam: na zimnym progu, u zamkniętych drzwi.
Bodajeś ty tak spała, jak miłośnikowi
Każesz zasnąć. Tobie nawet się nie przyśni żal.
Sąsiedzi się żalą. Tobie ani się śni. Pochylając
Głowę już posiwiałą, przypomnisz sobie to.
Cudowna jest lekkość tego epigramatu, szpilka złośliwości, dowcip sytuacyjny: Sąsiedzi się żalą, niezwykle prosta, a jakże poetycka fraza: Tobie nawet się nie przyśni żal – piękny po prostu. W kilku wersach ile żaru, ile emocji, ile ironii.
Najkrótsze z epigramatów przypomniały mi haiku. Inna kultura, inna cywilizacja wręcz, ale spojrzenie podobne: drobiazg, rzecz nieważna, moment kontemplacji naturą, zdarzeniem, okruch sytuacji, jak w tym:
Księgę pieśni iliońskiej łapczywie pożarł osiołek.
Taki los twój, Trojo: albo koń, albo osioł cię niszczy.
To, co w każdej literaturze najlepsze, pod jakąkolwiek szerokością geograficzną napisane, pod patronatem różnoimiennych bóstw zrodzone, jest podobne, wypływa z tych samych pokładów wrażliwości. Jest tylko dobra poezja lub nie ma jej wcale. Ta, grecka i ta, rzymska, jak tamta, chińska, japońska, należy do najlepszych, dlatego trwa. Kto jej nie zna, nie czytał, uważając, że tylko to, co najnowsze, warte zachwytu, nie wie, co to poezja prawdziwa. Widział tylko odbicia. Niewyraźne, kalekie, ginące w ciemnosciach jaskini. Co będzie, gdy zgaśnie ognisko?
O Muzy, moje przewodniczki, szybko napiszcie
Taki sam, jak wiersza, finał mego szaleństwa.
( Filodem z Gadary)
Kubiak w swej eseistycznej prozie wykazuje nie mniejsze nasycenie poezją niż utwory, które tłumaczy. Komentując jeden z nich, stwierdza, że jest to historia zbyt dziwna, aby ją zmyślono. W innym miejscu inkrustuje komentarz sentencjami: jak mało można ufać ludzkości, wiersze przepadły, nie usłyszymy dalszego ciągu. Żeby przełożyć poezję, samemu trzeba być poetą. Jak inaczej urodzi się wers, w którym Odyseusz mówi Pelenopie o śmierci łagodnej, która mnie zabije, albo w innym miejscu Pan grał na trzcinach piękniej niż ptaki. Nadstawiamy uszy, żeby usłyszeć, przenikamy wzrokiem niewidzialną przestrzeń, chcąc dostrzec tych, którzy okryci mgłą wędrują po całej ziemi. Słowa Pindara muszą równie mocno brzmieć w oryginale, jak w tłumaczeniu: Tak wiele jest dziwów, ale też nieraz ludzkie pogłoski przerastają prawdę. W innym zaś miejscu o Tantalu pisze, że olbrzymiemu szczęściu nie sprostał. Tragizm życia zamknięty w prostych słowach.
A przy tym snuje Kubiak, w sposób wręcz detektywistyczny, opowieść o zmaganiach z materią słowa, translatorskich trudnościach. Co to jest adamas? Nie wiadomo, ale u Hezjoda bohaterowie spiżowego okresu ludzkości serca mieli jak z adamantu. Twarde, niepokonane, nieustępliwe, jak stal, może diament, może krzemień. Znajomość greki wyjaśnia wiele niuansów polszczyzny. Grecka Bia – bogini Przemoc – czyż nie stąd polskie bia-da? Albo hieratyczny – podniosły, wzniosły, bo greckie hierus – kapłan. Angelos – Posłaniec – postać z greckiej tragedii; anioł – posłaniec Boży. I całkiem prozaiczne słowo – ceramika – od kerameis – koło garncarskie. I zapisałam, że bogini Dike to Sprawiedliwość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz