Dwuczęściowy balet ułożony przez Patrice`a Barta do muzyki różnych kompozytorów, oprócz Chopina oczywiście, także Berlioza, Liszta, Schumanna, de Falli czy Lapunowa przedstawia w zarysie skrótową biografię Fryderyka z wyraźnie zaznaczonymi momentami zwrotnymi, jak dzieciństwo, koncert w Pałacu Namiestnikowskim, powstanie listopadowe, przyjazd do Paryża i poznanie Schumanna, poznanie George Sand, romas, Majorka, choroba, samotna śmierć. Cała historia bardzo czytelna, wyrazista, jednoznaczna. Może przerysowana, jak scena śmierci powstańców - mimo wszystko szereg rosyjskich żołnierzy z karabinami wycelowanymi najpierw w widownię, a potem w umierających powstańców skojarzył mi się w pierwszym momencie z Armią Sowiecką i Katyniem, co na pewno nie było zamierzeniem choreografa.
Całość jednak pięknie ułożona pod względem muzycznym, z bardzo emocjonalnym librettem Antoniego Libery, wyraźnie podporządkowana została nadrzędnemu motywowi: rozdarciu Chopina między powołaniem do poświęcenia się Muzyce, a fatalną siłą przyciągania Śmierci. Można powiedzieć, że Chopin całe swe krótkie życie tańczył z nimi obiema, jak symbolicznie zostało to pokazane w jednej ze scen, kiedy Fryderyk-Popov porwany zostaje w taneczny wir przez Muzykę i Śmierć, jakby chciały go sobie nawzajem wydrzeć i zawłaszczyć. Ten potrójny, somnambuliczny taniec wywarł na mnie największe wrażenie.
Inna przejmująca scena to pieśń żałobna Na lagunach (Sur les lagunes Hectora Berlioza) w wykonaniu Agnieszki Rehlis (mezzosopran). Od tego momentu staje się jasne, że w życiowym zmaganiu kompozytora śmierć będzie górą. Chociaż, czy rzeczywiście? Kiedy chory Fryderyk w ostatnim tanecznym pas pada martwy, a jego ciało wraz z całą niemal sceną przykrywa opadający z wolna olbrzymi kir, na chwilę pojawia się zwiewna Muzyka (Ewa Nowak) tańcząc nad zmarłym - na pożegnanie? A może na powitanie duszy kompozytora, któremu już nic nie przeszkodzi tańczyć tylko z nią?
Jeśli kiedyś zastanawiałam się, czym dla mnie, laika, jest balet, to po tym spektaklu znalazłam odpowiedź. Jest to taniec życia. Dlatego wyżej cenię choreografię ułożoną do muzyki w zamierzeniu niescenicznej, nie komponowanej pod tancerza. Bo co innego, gdy kompozytor pisze balet, od razu nie tylko słysząc, ale i wyobrażając sobie jej wykonanie choreograficzne. Gdy zaś jest tylko muzyka, a trzeba do niej stworzyć układ taneczny całkowicie nowy, nieprzewidziany, oglądanie efektów może być zaskakujące i inspirujące. Mnie taki rodzaj tańca odpowiada najbardziej.
5 komentarzy:
Bardzo ciekawa recenzja, Iwono, przepięknie napisana. Sama chciałabym być na tym balecie. No i obejrzeć symboliczny taniec Chopina z Muzyką i ze Śmiercią.
Pozdrawiam ciepło,
Emilia
Dziękuję, Emilio. Faktycznie, balet wywarł na mnie ogromne wrażenie. Skoro Opera ma to teraz w repertuarze, to przypuszczam, że będą powtórki w przyszłym roku. Zwykle jeden spektakl gra się przez kilka sezonów, to może zdążysz jeszcze obejrzeć. Na stronie Opery narodowej i na YouTube można zobaczyć zdjęcia i krótki filmik.
Iwona
Fajnie, może mi się jeszcze uda obejrzeć... Może za rok. Zobaczymy. Jedno jest pewne, na pewno WARTO.
E.
Ludzie kochają się,ludzie rozumieją się poprzez Chopina.Nie ma równego mu ..w świecie. Chopinowski akord na blogu, godny geniuszu , nie cichnie-ku mojejej radości.Dziękuję.hf
Haniu, na temat Chopina i jego muzyki wiesz więcej niż ja i na pewno lepiej potrafiłabyś napisać. Ja patrzę na muzykę tylko jak zakochana słuchaczka :) Bardzo prywatne mam podejście. Ale wiesz już, że odkrycie baletu i opery dla mnie samej jest sporym zaskoczeniem i całkiem świeżą fascynacją.
Iwona
Prześlij komentarz