9 lut 2020

zimowe śniadanie na Rynku

chodniki jeszcze ciche
śpią na gzymsach gołębie
i pies w bramie zwinięty w kłębek
parasolki bezrobotnych przewodników
wirują wieloma językami
w namiocie nad stolikami
rozmowy w aromatach kawy
spojrzenie biegnie za dźwiękiem
zegara na wieży
za plecami stukot kopyt na bruku 
rozpoczyna turystyczną dniówkę
w drucianym kominku ogień
roztapia resztki szronu 
mogę bez rękawiczek 
przewracać kartki szukając miejsca
i trzymać długopis w pogotowiu
a nuż zdarzy się chwila
niepowtarzalna i milczenie 
stanie się słowem


2 komentarze:

czesia pisze...

bardzo pięknie,opisowo, nostalgicznie, osobiście:))

emberiza pisze...

No poppatrz, jakoś nie myślałam o sobie, gdy pisałam, chłonęłam otoczenie :-)

Iv