10 maj 2020

Czas odzyskany

Nie, nie odkryłam eliksiru młodości i nie odwróciłam procesu powstawania zmarszczek. Nie odjęłam sobie lat w dowodzie ani nie wmawiam sobie, że co roku obchodzę osiemnaste urodziny. Nie wróciłam do gry w klasy ani skakania przez gumę. Nie zapuściłam też warkoczyków! Po prostu nastąpiła globalna awaria życia i jak wszyscy wokół utknęłam w czterech ścianach.  Zyskałam w zamian mnóstwo czasu! Odkryłam, że dzień jest bardzo, bardzo długi. Po porannych porządkach, kucharzeniu, myciu naczyń, praniu, wymianie pościeli i przesadzaniu kwiatków okazało się, że NADAL jest ranek!! I co z tym czasem zrobić? Zwłaszcza, gdy się siedzi samotnie w domu? Odkryłam  scrable. Nauczyłam się dzięki temu wielu nowych słówek. Różnych gier planszowych i karcianych znalazłam w szafce znacznie więcej. A kiedy mi się znudziło i nadal było przedpołudnie, przejrzałam swoje zasoby biblioteczne i też niespodzianka: mam wiele książek, których jeszcze nie przeczytałam. No to czas to zmienić. W wyniku roszady te nieprzeczytane ustawiłam na widoku i codziennie je przeliczam od nowa. Ileż tam wspaniałych rzeczy!
Przymusowa izolacja oznacza oficjalny i legalny czas na lenistwo. Wreszcie! Bo ja od dawna uważam, że lenistwo nie jest wcale wadą ani grzechem głównym. Ba, właściwie należałoby rzec, że lenistwo po prostu nie istnieje. Wszystko zależy jak definiuje się aktywność. Dla jednego działanie i aktywność jest wtedy prawdziwa, gdy pada z jęzorem na brodzie i świstem w płucach nie mogąc złapać oddechu, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Dla drugiego leżenie nieruchome z ledwie widocznymi falującymi płucami będzie ciężką pracą, gdyż wtedy obmyśla sposoby zrewolucjonizowania świata, a przynajmniej usprawnienia sobie życia. Bywają jednak czynności, których przy określonym splocie okoliczności nie chce się nam wykonać. I nie wykonujemy. I żyjemy dalej.
Gdyby człowiek uzależnił swoje myśli i odczucia od tego, co usłyszy w telewizji, zobaczy w doniesieniach medialnych i przeczyta w prasie czy na portalach, mógłby dojść do wniosku, że istotą życia jest permanentny stan gotowości bojowej. Najlepiej zbudować schron i zabarykadować się, żeby żaden wróg nas nie dostał w swoje łapska. A wrogów otacza nas cała masa, właściwie wszyscy. Począwszy od polityków, którzy wojują między sobą, przez zwolenników i przeciwników politycznych partii, którzy wykopali topór wojenny między sobą i naparzają się inwektywami gdzie tylko się da, po rzesze sfrustrowanych szarych ludzi, których całe życie to jedna wielka trauma (uwaga - ważne słowo, dzisiaj bez traumy nie można zaistnieć, a już na pewno nie zrobi się kariery;-) Jedni przeżywają po raz kolejny traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, inni zostali straumatyzowani perspektywą, a raczej brakiem perspektywy na planowany wyjazd urlopowy. Zbliża się tragedia wielu osób pozbawionych możliwości ruszenia w podróż dookoła świata. Ktoś na forum rozpacza, że po to pracuje cały czas, żeby WYJECHAĆ! Jak tak można? Muszą posiedzieć dłużej w domu: z własnymi dziećmi, z mężem, żoną, rodzicami, teściami. Inni odwrotnie: nie mając z kim się codziennie kłócić, siedzą samotni też straumatyzowani.  Zewsząd trauma: polityczna, telewizyjna, propagandowa, medialna, maseczkowa. Trauma nagłego nadmiaru czasu dla siebie.
Bo i po co to wszystko było? Ten pośpiech, te robótki, to ganianie, zapieprzanie w pracy, w domu, w ogrodzie i nie wiedzieć gdzie jeszcze kogo poniesie? Po co i dlaczego, skoro od dawna wiadomo, że wszystko zmierza do spoczynku: absolutnie WSZYSTKO. Kamień się toczy z góry, aby gdzieś na dole w odpowiednim miejscu się zatrzymać. Rzeka płynie sobie z górki, aby ostatecznie utonąć w morzu i zniknąć. Roślinki sobie rosną, kwitną, owocują, a końcem jest suchy badylek lub próchniejący w leśnej głuszy pień toczny przez robaki. I cały Kosmos kręci się, kręci, Ziemia wokół Słońca kręci się, kręci, aby kiedyś za miliardy lat zatrzymać się na amen. I wszystko zapadnie się znowu w czarną dziurę. Albowiem CELEM istnienia WSZYSTKIEGO jest SPOCZYNEK. A człowiek podejmuje się miliona drobnych i większych zajęć z myślą, że kiedyś wreszcie to wszystko się skończy i ODPOCZNIE. Albowiem celem dążeń człowieka jest błogi stan NICNIEROBIENIA. Wszelka aktywność jest wymuszona okolicznościami i wbrew naszej naturze. Po co bowiem wstajemy rano i zapierdalamy od samego rana? Aby wreszcie w nocy zalec jak kłoda i pogrążyć się w nicnierobieniu. No, chyba że sen nas zmorzy, wtedy śnimy, czyli też pracujemy. Może nieświadomie, ale jednak. Dlatego nienawidzę wiosny,  lata, wegetacji i przestawiania zegarków. Bo zmuszają mnie do jeszcze większego wysiłku niż mam na to ochotę. Dzień się robi dłuższy, więc i dłuższa moja aktywność się robi. Przymusowo. A ja nie cierpię przymusu. Albowiem, jako się rzekło, celem istnienia jest odpoczynek, a nie wyścig z czasem. Ranek mam znowu wcześniej o godzinę, bo znowu przestawiono zegarki, a czas przecież nie zmienił się na jotę. Wmawia się tylko ludziom, że dzień trwa dłużej. On i tak by trwał tyle, ile ma trwać: do wschodu do zachodu słońca, ale mogłabym wstawać godzinę później. A tak, ledwie zajaśnieje brzask na zasłonach, już wskazówki zegarka są godzinę do przodu. Już budzik mnie zrywa i każe zbierać dupsko z pościeli, łapać równowagę i pchać bezwładne ciało jak taczkę na budowie. A ciało jest fizyczne, fizykalne, materialne, czyli ma swoją siłę bezwładności, jak kamień, a kamień... patrz wyżej - celem istnienia kamienia jest stoczyć się i zatrzymać w stanie spoczynku. Nieruchomo. Z brzuchem do góry. Może patrzeć na niebo. Dopóki ono jeszcze jest. Zanim być przestanie. Gdy Ziemia przestanie się kręcić i Kosmos znowu zapadnie się w czarną dziurę. Albowiem sensem istnienia jest przestać istnieć. Patrzmy więc w sufit, póki można. Voila!


4 komentarze:

czesia pisze...

no to spuściłaś powietrze!I to słownictwo niepasujące do Ciebie, Zdaje się, że nadmiar czasu dotknął Cie bardziej niż przypuszczasz. Mnie wciąż go za mało:)) Wiosna odsłania braki tu i tam, zatem maluję, remontuję, tnę, sadzę, psa szczotkuję, po południu poczytam. rano przy kawie poczytam, co napisałaś. Dziś pada, wiec mam czas pogadać z Tobą. A reszta żyje własnym rytmem, może złościć lub śmieszyć, mogę na to patrzeć z boku. Ale jak pomyślę, że inni przede mną to robili i budzili się z ręką w nocniku, to nie jest mi do śmiechu.

emberiza pisze...

Kochana, ale zdajesz sobie sprawę, że osoba mówiąca w tym tekście to kreacja literacka? ;-)
Co to znaczy słownictwo niepasujące do mnie? Przecież to nie ja :-)

Mam w zapasach mnóstwo nieopublikownaej jeszcze "literatury". Może nie uwierzysz, ale ten tekst powstał ... jakiś czas temu, nie jest wykwitem nadmiaru czasu obecnie.

Bawię się konwencjami od lat, tylko jeszcze nie wszystko opublikowałam... Może nadszedł na to czas.

Dawno, dawno temu... ho,ho... nie pamiętam ile, ale... dziesiąt lat temu opublikowano mnie nawet w "Szpilkach" :-)))

Iv

czesia pisze...

i nic w tym "ja" z ciebie nie ma? :)))))

emberiza pisze...

Jest, oczywiście, że jest, każdy pisarz czerpie ze swojego "ja", tylko że to nie jest pamiętnik, ale fikcja :-) Napisałam to spoooryy czas temu, zupełnie bez związku z obecną sytuacją, teraz tylko dodałam elementy uwspółcześniające typu maseczki i zatrzymanie życia zewnętrznego, żeby dopasować do sytaucji. Tu są różne wątki, czasami podsłuchane, czasami podpatrzone, a to, że czerpie się ze swojego życia to normalne, tylko włąśnie czerpie, a nie pisze pamiętnik ;-) Ty się specjalizujesz w reportażach, opisujesz autentcznne losy, w zgodzie z historyczną prawdą. Ja się na reportaż nie porywam, wiem, że to nie moja bajka. Na tym blogu prawdziwe od poaczątku do końca są tylko relacje ze spotkań autorskich, reszta to literatura :-)))
Teraz też nie mam za dużo czasu na pisanie nowych rzeczy, wygrzebuję starocie.

Iv