Ale zanim wyjedziemy robot kuchenny potrzebny bardziej czy wyciskarka? A czemu nie jedno i drugie? Kto na to zarobi? Mąż czy żona? On ładuje w samochód, traktor, konsolę, komputer, ona w kuchnię, pralkę, samobieżne odkurzacze i dzieci. Może się zamienimy? Jak? W jakich proporcjach? Tysiące nierozstrzygalnych dylematów. Zadzwoniła? Nie zadzwoniła? Powiedziała? Co ppowiedziała? Dlaczego to? Dlaczego teraz? Co miała na myśli? Pójść czy nie pójść? Zaproszą czy nie zaproszą? I w co się ubrać jak zaproszą? Jak uczesać?A jeśli nie zaproszą? To co, obrazić się? Udać, że nic się nie stało? Pojechać czy nie pojechać? Znosić te same twarze, dowcipy i nudę? Robić dobrą minę? W ogóle coś robić? A może dać sobie spokój?! Wyjechać? Ogłosić inne plany? Zadzwonić? Uprzedzić? A może nie? Nie uprzedzać? Rozmawiać? Nie rozmawiać? Pożyczyć? Wziąc kredyt? Czy zacisnąć pasa?
Jak i czym omamić otoczenie? Czym rzucić przed ślepia jak Jaśko z "Wesela"? Samochodem? (Czwartm na podwórzu?) Samrtfonem? Nieprzemakalnym i-Phonem zwijanym w trąbkę? Malediwami! (Na Majorce i Kanarach wszyscy już byli). Nie, lepiej Bahamy. Wrócić z plaży z radosnym uśmiechem, choć nudno było jak cholera! Nic się nie działo i nie było z kim gadać. (Bo nikt nie znał poskiego!) A gadać w ogóle o czym? O plaży? O słońcu? O klapkach? O niepełnym all-inclusive? Wszystkiego za mało. Na zdjęciach i filmach tego nie widać. O, tu siedzimy. Tu jemy. Tu przy barze. Tu na ulicy. Tu przy Tadż Mahal.. .A nie, to nie w tym kraju było. Tam nie byliśmy. To świątynia ze Złotym Buddą. Siedział śpiący, jak nie przymierzając, śpiący rycerze Tatr. I po co było jechać śpiącego oglądać?... Zaraz, to nie tak mówisz, Śpiącego Buddy nie było na Bahamach! No to gdzie my byliśmy?!
Ale przynajmniej tam cieplej niż u nas. Byliście w Chianch? W Pekinie w styczniu? Lutym? Nie? Wtedy też tam temperatura spada. Nie, nie wybieramy się. Teraz kierunek Tasmania. Dalej nas jeszcze nie było. Tasman był Holendrem. O, doprawdy? Nie wiedzieliśmy. To może nie pojedziemy? No, skoro już to wiemy, po co jechac? Jeszcze zjedzą nas te wielkie jaszczurki... warany? Warany są roślinożerne. No, coś ty?! Takie ogromne jak krokodyle, a krokodyle sa mięsożerne! Nawet bawołu upolują! Warany rzecz jasna. Podobno atakowały człowieka. Ale warany żyją na Komodo. A to nie to samo, co Tasmania. Kilka tysięcy kilometrów, a między nimi jeszcze Australia. A jednak co Ocania, to oceania, całkiem blisko.
Współczense podróże niszczą odległości. Wsiada się w samolot i nie odczuwa drogi. Co najwyżej niestrawność po samolotowym jedzeniu. Czasami odbija się czkawką od turbulencji. Zamiast odległości jest szok termiczny. Wsiadasz w Warszawie w trzysiestodwustopniowym upale w klapkach (tych, co obcierają) i lądujesz w śniegu po kostki w Tromsø. Szczękasz zębami. Zastanawiasz się, ile minęło pór roku. I odwrotnie. Uciekasz z mroźnego lotniska, po którym chadzają białe niedźwiedzie (w wyobraźni) i lądujesz w tropikalnej dżungli witany rykiem lwów (w wyobraźni). Zrzucasz kożuch, futro, swetry, wełniane spodnie, najdroższe uggy. Pakujesz wszystko do bagażu, który pęka w szwach. Okulary! Najważniejsze są okulary a`la Matrix. Wyglądasz jak Neo lub Trinity - we własny mniemaniu. W rzeczywistości nadal jesteś małym ludzikiem w za dużym kapeluszu z zadartym nosem niepewności. Wciąż nie wiesz, czy jesteś na właściwym miejscu, gdzie znajdziesz spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz