15 lip 2021

ślady

ślady

 

uciekłeś gdzieś w bezpieczne miejsce

ale wiesz była zima zostawiłeś ślady

na pościeli

stygnę

 

moje nogi od lewa do prawa

od brzegu do brzegu jak mewy

oddech kołysze ciemnością

ciszej

 

dla rąk tyle kształtów do zapomnienia

sensoryczna miękkość i szorstkość

pod palcami

zanika

 

słone smaki odpłynęły w rzece Heraklita

może kiedyś sprawdzę dokąd zmierza

strumień

wspomnień

 

dzisiaj nie czekam na twój powrót

łóżko za ciasne dla dwojga

trzymam w kącie wolny materac

jednoosobowy

 

10 lip 2021

Sztuka lektorów filmowych

       Nie ulega wątpliwości, że polscy lektorzy filmowi prezentują najwyższy poziom mistrzostwa językowego. Do tej pory wspominając niektóre filmy, mam w uszach głos lektora, a już filmy przyrodnicze na zawsze zespoliły się z fenomenalnym głosem Krystyny Czubówny. Pamiętam gdy filmy kończyły się formułką "Czytał Lucjan Szołajski", "Czytał Tomasz Knapik", "Czytał Stanisław Olejniczak" i "Czytał Maciej Gudowski". Lektorzy filmowi to elita, do której trudno się dostać z ulicy. Trzeba lat pracy i językowego wyczucia. Oczywiście przede wszystkim potrzebny jest odpowiedni tembr, bez tego ani rusz, ale poza  tym dobra znajomość  niuansów wymowy nazwisk, wyrazów zwłaszcza obcojęzycznych. I teraz się zastanawiam, czy elitarna szkoła polskich lektorów upada, czy  natrafiłam ostatnio na niewypały. Pierwszy poślizg usłyszałam w nazwisku - Derek Jacobi przeczytany jako "jakobi" zachwiał moją estymą wobec sztuki lektorskiej. A drugi dotyczył być może braku tłumaczenia, czyli niewiedzy tłumacza raczej niż lektora. W filmie chodziło o szpital dla trędowatych pod wezwaniem świętego Gillesa, czyli po polsku powinno być świętego Idziego. Lektor przeczytał "gajlsa" - no kuriozum całkowite. Jeżeli już w oryginale, to chyba po francusku Gilles czyta się jako "żil". Niemniej chodziło w tym wypadku o postać świętego, jako patrona trędowatych, więc jak najbardziej ma on polski odpowiednik - jest to właśnie święty Idzi. Za przyczyną świętego Idziego według Galla Anonima doszło do narodzin Bolesława Krzywoustego, jak pisze w swojej "Kronice".  Gdyby chodziło o słynny kościół Saint-Gilles, oczywiście należałoby przeczytać coś w rodzaju "są żil", ale nie, to nie o ten kościół chodziło, lecz o leprozorium pod wezwaniem, więc prawidłowa forma to pod wezwaniem świętego Idziego.  No cóż, czy zawinił tutaj tłumacz? A skoro tak, jak oderwana od historii języka byłaby jego wiedza? Co sądzić o współczesnej sztuce przekładu i jak wyobrazić sobie w związku z tym wartość tłumaczeń tekstów znacznie trudniejszych niż prosty film, np. poezji? Można się obawiać, że gdy pojawi się jakieś cudaczne nowe tłumaczenie "Hac festa die",  zamiast świętego Wojciecha będzie tam tylko łacińska wersja jego imienia - Adalbert. I konia z rzędem temu, kto się wówczas z młodego pokolenia domyśli, że chodzi o pierwszego patrona Polski. 

1 lip 2021

Miasta, miasteczka, spotkania

      Czyżby zwiastun powrotu do normalności? Stęsknieni żywego słowa twórcy i słuchacze z Biłgoraja po długim czasie kontaktów tylko wirtualnych 30 czerwca zostali zaproszeni na Poetyckie Spotkanie z Seniorami w siedzibie PCK. Inicjatorką i pomysłodawczynią akcji, która w planach ma się przekształcić w imprezę cykliczną, jest wielka miłośniczka poezji i niestrudzona organizatorka p. Ludwika Dolina. 
       Salka mała, więc była pełna chata. Każdy przyszedł z tym, co mu w duszy gra: z piosenką, gitarą, śpiewem, wierszem, wspomnieniami i opowieściami. Były nawet krótkie scenki kabaretowe: o "niewiernej" małżonce zdradzającej męża z  "Panem Tadeuszem" oraz o Ignasiu, który poszedł na pokaz striptizu.  Od razu radośniej się zrobiło.  Cykl prezentowanych wierszy otwierała i zamykała melancholijna nuta autorskiej piosenki gitarowej w wykonaniu Ewy Lembryk i Marka Króla. A my, skromni poeci, czytaliśmy wiersze o przeszłości i teraźniejszości, o miastach i miłościach naszego życia.
      Biłgorajski koloryt lokalny zdominował całość, chociaż pojawiały się Siedliska,, Lwów, Brodziaki i leśne ostępy.  Z wierszy Jacka Żybury można uczyć się mapy biłgorajskich ulic. Biorąc pod uwagę, że siły historyczne często ujawniają swoje wpływy w zmienności nazewnictwa, może się okazać, że poetycki przewodnik po mieście stanie się z czasem wręcz dokumentem pewnej epoki. 
       A tymczasem w  tej dzisiejszej "epoce bez nazwy" usiedliśmy przy wspólnym stole: piszący i słuchający,  czytający i deklamujący, śpiewający i grający. Byli grający na gitarze, byli też grający w teatrze członkowie amatorskiej grupy teatralnej (Dorota Balicka, Jan Szulc). Niektórzy w kilku wcieleniach, jak Ewa Bordzań jako poetka, aktorka i z zasługami organizacyjnymi. To ona wydzwaniała do nas zapraszając na spotkanie Biłgorajską Plejadę Literacką: Halinę Olszewską,  Piotra Kupczaka, Jacka Żyburę i mnie. 
      Lubię różnorodność, więc gdy ze środka sali snuła się ulicami biłgorajska nuta, dla kontrastu, a może symetrii postanowiłam wkroczyć z jednym ze swoich wierszy lwowskich. A mam ich kilka, ostatecznie przyznana przed laty I nagroda w OKP "U progu Kresów" do czegoś zobowiązuje.

stryjna ze Lwowa

I

ja ci mówi tak było
ucieczka przez łubin
za domy i w las
oni w  hełmach stalowych
a bali się lasu
tylko serią przez pola
wzniecali kurzawę
ja ci mówi jak było
step za sobą zostawiłam
płonący pod powieką do dziś
nie wróciłam do Lwowa
uciekłam z Tyszowiec
nigdzie nie było bezpiecznie
przepadł tamten świat
ja ci mówi

II

w dzień deszczowy i ponury
o dwunasty godzinie
słońce wysączyło się zza chmur
padły promienie na regał i stół
ponad stołem opowieść się snuła
z zapachu herbaty wypłynął czar Lwowa
ta joj jedyny na świeci 
lwy pud ratuszym i geniusz Mickiewicza
pod okiem Madonny Łaskawej
pamiętam ja ci powim jak tęskni
serce dziś do Lwowa za daleko