Podobno w tak zwanym sezonie ogórkowym trudno znaleźć ważne tematy na felieton. A jednak uważam, że są i to bardzo istotne. O ile kiedyś był to czas zamierania życia kulturalnego, wszak kończą się teatralne i filharmoniczne sezony, tak obecnie w całym kraju mnożą się festiwale, przeglądy, pokazy i dni poświęcone różnym dziedzinom pod patronatem Muz. Atrakcje zaczynają się już w maju i trwają do września. W tym roku na przykład na początku letniego sezonu, a więc jeszcze w maju dostałam zaproszenie. Nie ja osobiście, ale także ja jako mieszkanka regionu. Zaproszenie wypisane zostało na plakatach. A zapraszał nie byle kto, sam Marszałek Województwa Lubelskiego. Dni Otwarte Funduszy Europejskich w Janowie Lubelskim zapowiadały się hucznie: miasteczko europejskie, koncerty, konkursy, laboratoria wiedzy, pokazy, warsztaty. Myślę sobie, pojadę, czemu nie? Zamiast spędzać weekend siedząc przed laptopem, zobaczę co się dzieje w naszym wielkim europejskim domu. Już buty naszykowałam wygodne, już kapelusz od słońca gotowy, już plecaczek turystyczny zapakowany, a tu zonk! Sprawa upadła. To znaczy wyprawa stanęła i wyruszyć nie mogła, ponieważ marszałek, owszem, zaprasza, ale tylko wybranych. Nie, nie, w żadnym wypadku impreza nie była zamknięta, ale miała swoje ograniczenia. Możliwość dojazdu. A właściwie brak takiej możliwości.
Na sześć gmin wiejskich położonych na terenie janowskiego powiatu aż cztery nie mają w weekendy żadnego połączenia z miastem powiatowym: Batorz, Chrzanów, Dzwola i Godziszów. Gmina Potok Wielki owszem, połączenia posiada, ale z przesiadkami, np. przez Wilkołaz (ok. 75 km) lub nawet z trzema przesiadkami przez Lublin (ok. 150 km) i cały przejazd trwa… sześć godzin. Rzeczywista odległość między Potokiem Wielkim a Janowem Lubelskim mierzona trzema najkrótszymi połączeniami po drogach asfaltowych to od 21 do 26 km. Widać za krótka trasa, żeby się opłacało komuś ludzi wozić, więc jak ktoś chce, niech sobie przynajmniej województwo pozwiedza. Jedynie z Modliborzyc można bezpośrednio bez przesiadki dostać się także w niedzielę do Janowa Lubelskiego, ale tylko dlatego, że leżą na trasie do Lublina.
16
maja 2019 roku uchwalono ustawę o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o
charakterze użyteczności publicznej. Ustawa miała przeciwdziałać wykluczeniu
komunikacyjnemu małych miejscowości. Czy spełniła swoje zadanie? W 2019 roku
jako mieszkanka gminy Dzwola miałam w weekendy jeden kurs do Janowa Lubelskiego
przed południem i możliwość powrotu w godzinach przedwieczornych. Był to
pospieszny dalekobieżny autobus z Biłgoraja do Łodzi. Spotykałam w nim nieraz znajomych z Biłgoraja, którzy przyjeżdżali
nim skorzystać z wypoczynku nad janowskim zalewem. Umawiałam się z przyjaciółmi
na dojazd tym autobusem na inne janowskie atrakcje, jak coroczne Gryczaki w
sierpniu. Po okresie pandemii kurs powrócił na dwa dni w tygodniu, przy czym
jednego dnia jechał w jedną stronę, a drugiego w drugą, czyli dojazd i powrót
tego samego dnia nie wchodził w grę. Obecnie kurs został całkowicie zlikwidowany.
W soboty i niedziele połączenia nie ma żadnego. Na koniec roku 2022 liczba
połączeń autobusowych w kraju zmalała o ponad 16%, a długość obsługiwanych tras
o 25%. Według Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu do około 20% miejscowości nie
docierał żaden transport publiczny. A konkretnie wygląda to tak, że trasę Biłgoraj – Janów Lubelski, po której
przemieszczam się zawodowo, jeszcze kilka lat temu obsługiwało trzech
przewoźników, a obecnie został tylko jeden.
Jako
niezmotoryzowana mieszkanka wiejskiej gminy powiatu janowskiego, pracująca
zawodowo w powiecie sąsiednim, biłgorajskim, mogę miedzy tymi miejscowościami
poruszać się tylko w dni tak zwanej nauki szkolnej od poniedziałku do piątku.
Całe szczęście, że istnieją szkoły średnie, obowiązek szkolny do lat osiemnastu
i część młodzieży nie osiągnęła wieku uprawniającego do uzyskania prawa jazdy.
Oni muszą dojeżdżać do szkół, a ja przy okazji jeżdżę z nimi. I kilka jeszcze osób wraz ze mną.
Sprzątaczka, wychowawczyni przedszkola, kasjerka w markecie oraz starsze osoby
bez samochodu. Pojeździmy sobie w ciągu tygodnia, a w weekendy mamy siedzieć w
chałupach i się nigdzie nie ruszać. Bo na co nam jakieś imprezy? Na co nam
koncerty? Na co biesiady? Na co jarmarki i letnie festiwale? A siedzieć w domu
i zbierać siły na pójście do pracy w poniedziałek.
Na
weekendy lipca i sierpnia w Janowie Lubelskim zaplanowano co najmniej dziesięć
wydarzeń o charakterze regionalno-kulturalnym, w Biłgoraju zaś drugie tyle, nie
licząc mniejszych, w gminach. Na wszystkie mnie zapraszają. I na żadnym nie
mogę być, ponieważ nie mam czym dojechać. Niestety, młodzież szkolna wypoczywa
po całotygodniowych dniach nauki i do szkół w soboty i niedziele nie dojeżdża. Doprawdy,
indolencja samorządów, które nie potrafią zorganizować choćby dwóch połączeń
dziennie pomiędzy miejscowościami gminy, jest zdumiewająca. A już połączenia
miedzy sąsiednimi powiatami to mrzonka. Rozumiem, że powiaty i ich władze mogą
rywalizować w sferze atrakcyjności, ale żeby do tego stopnia nie móc się
porozumieć, żeby mieszkańcom żadnej komunikacji nie zapewnić?
Samotna matka z nastolatkiem, emerytowana dziennikarka, dwie emerytowane nauczycielki, bibliotekarka, osoba bezrobotna na zasiłku, pracownik fizyczny w firmie, młoda rolniczka to osoby, które znam osobiście, wykluczone z możliwości korzystania z zaproszeń władz wojewódzkich, powiatowych, gminnych oraz instytucji kultury, organizatorów wszelakiego rodzaju imprez dla – ponoć – wszystkich mieszkańców. A co jeszcze bardziej ciekawe, na wspomnianych na początku Dniach Otwartych Funduszy Europejskich organizatorzy mocno kładli nacisk na problem dostępności i równości, czego wyrazicielem miał być zaproszony Tomasz Jacyków. Czego dotyczyła owa dostępność i równość, niestety, nie wiem, bo mnie tam nie było. Wydarzenie było dla mnie komunikacyjnie niedostępne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz