Ma ona dla mnie wymiar podwójny, a nawet potrójny: po pierwsze, jestem przede wszystkim jej wierną czytelniczką – wolę nawet czytać poezję niż prozę; po drugie, traktuję poezję jako przedmiot badawczy i edukacyjny w pracy zawodowej jako nauczyciel języka polskiego; po trzecie wreszcie, zajmuję się nią niejako praktycznie tworząc, pisząc, jak to się mówi, uprawiając sztukę poetycką. W każdym z tych trzech aspektów próbowałam sformułować sobie jakąś prywatną definicję poezji, określić, co dla mnie jest w niej najistotniejsze, nazywając to, co stanowić by mogło o jej wyjątkowości. Przez lata te robocze definicje zmieniały się, ewoluowały, pęczniały od skojarzeń i wniosków, albo rozmywały w nurcie przeżyć wywoływanych przez konkretne utwory. Siłą rzeczy każdy twórca musi posiadać jakieś wyobrażenie poezji czy poetyckości, czyli dziedziny, którą się zajmuje, musi mieć wyczucie materii, z którą się zmaga, dochodząc w tym zmaganiu do końcowego efektu, jakim jest wiersz. A może niekoniecznie wiersz?...
Mimo że różne oficjalne czy mniej oficjalne poetyki podają wyróżniki poetyckości, jakieś definicje oferują nam przecież podręczniki, prace naukowe, akademickie skrypty, to z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że łatwiej jest powiedzieć, czym poezja n i e j e s t.
Prowadząc czasami poetyckie warsztaty zaczynam od próby przełamania stereotypowych wyobrażeń, odrzucając po kolei to, co poezję banalizuje, sprowadzając jej istotę do sprawności rymu bądź bliżej nieokreślonego emocjonalnego impulsu, zwanego czasami natchnieniem. Bowiem formalne wyróżniki poezji nie są jeszcze poezją i nie wszystko, co na zewnątrz zachowuje kształt wiersza, na miano wiersza zasługuje. A kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie lub co najmniej bawi się z łatwowiernym czytelnikiem.
Poezja nie jest użalaniem się nad sobą i swoim losem;
ani układaniem rymów;
nie jest pisaniem dla siebie
ani też pisaniem listu:
nie jest opisywaniem swoich emocji;
ani opisywaniem czegokolwiek;
tym bardziej nie jest też pisaniem
co popadnie i jak popadnie
ani pisaniem pod dyktando.
Jeśli chcieć określić, kim jest poeta, znowu mam trudność, ponieważ tak samo, jak w przypadku definiowania poezji, łatwiej powiedzieć kim nie jest i czego nie robi:
Poeta: nie poucza, nie wychowuje, niczego nie opisuje,
nie oznajmia, nie daje recepty na życie,
nie daje odpowiedzi, nie grozi,
nie poucza, nie panuje, nie pomaga
ale zarazem pełni wszystkie te funkcje jednocześnie.
Podobnie jak wszyscy, jak każdy człowiek,
poeta stawia pytania
dziwi się
poszukuje
przygląda się
tworzy
zachwyca się
czasami zapisując to w formie wiersza. Czego więc szukam w poezji? Czym ona jest dla mnie jako czytelnika? Jest szukaniem odpowiedzi na pytania stawiane przez człowieka od początku jego istnienia; jest przyglądaniem się sobie i światu; zagłębianiem się w ludzką duszę; tworzeniem piękna; jest zachwytem.
W poszukiwaniu istoty poezji niech przewodnikiem nam będzie Czesław Miłosz, którego setna rocznica urodzin przypadnie w przyszłym roku. Mam nadzieję, że stanie się ona pretekstem nie tylko do okolicznościowych akademii ku czci, ale naprawdę zachęci nas wszystkich do odnowienia osobistego kontaktu z bogatą twórczością poety. Otóż Miłosz w wierszu Ars poetica? pisze:
Zawsze tęskniłem do formy bardziej pojemnej,
Która nie byłaby zanadto poezją ani prozą
I pozwoliłaby się porozumieć nie narażając nikogo,
Autora ni czytelnika, na męki wyższego rzędu.
Jak się zdaje autor nie był wolny od trudu poszukiwania formy bardziej pojemnej, formy najdoskonalszej, najwłaściwszej dla poetyckiego sposobu komunikowania się. Właśnie, pozwoliłaby się porozumieć – pisze Miłosz. Budowanie definicji można by zacząć od takiego prostego stwierdzenia: poezja to sposób porozumiewania się. Pozwoliłam sobie kiedyś na zakończenie jednego utworu napisać: poezja to słowo między nami. A więc słowo uczestniczące w d i a l o g u. Do dialogu potrzebne są co najmniej dwie osoby: autor i czytelnik. Pomijając tutaj przypadki rozmawiania z samym sobą, toczenie jakichś wewnętrznych sporów, należy uznać, że poeta – jak każdy artysta zresztą – nie tworzy dla siebie, tylko zawsze dla czytelnika. Może to być czytelnik realny albo wyimaginowany, faktyczny lub zmyślony, może być czytelników wielu, albo jeden wybrany. Niemniej, jeśli ktokolwiek uważający się za poetę, albo zamierzający nim zostać twierdzi, że pisze tylko dla siebie – kłamie. Nawet jeśli przez długie lata pisze się do szuflady, zawsze jest ona tylko tymczasowym miejscem przechowywania, a nie celem samym w sobie.
Kilka dni temu byłam na rozstrzygnięciu Ogólnopolskiego Turnieju Poetyckiego „Orzech” w Nysie. Turniejowi temu, organizowanemu już po raz czwarty, patronuje postać Jerzego Kozarzewskiego. Zapytają Państwo: A kto to taki? Ja też nie wiedziałam, choć domyślać się można, że pewnie jakiś poeta. I tak jest w istocie, Jerzy Kozarzewski to poeta zmarły 14 lat temu. Jego wierszy nie ma w szkolnych podręcznikach, nie ma w renomowanych antologiach, nie ma o nim wzmianki w encyklopedii. Czy to znaczy, że jego twórczość jest nieważna, słaba, niewarta zainteresowania? To dlaczego wybrano go na patrona ogólnopolskiego konkursu? Dlaczego Marta Klubowicz, aktorka, poetka, tłumaczka, zasiadająca w jury konkursu, powiedziała jak bardzo żałuje, że nie dane jej było poznać osobiście Kozarzewskiego, choć jako nastolatka, uczennica, mieszkanka Nysy – być może – spotykała go nieraz na ulicach, ale nie wiedziała kim jest ten człowiek mijany obojętnie i bez zainteresowania? Bez świadomości, że oto jest wśród nas człowiek o dramatycznym życiorysie, który za walkę z okupantem w czasie II wojny światowej został przez władze komunistyczne osądzony jako zdrajca i skazany na śmierć, ułaskawiony wyszedł z celi śmierci po dziesięciu latach; poeta niezwykły, który pierwszy tomik opublikował w wieku lat osiemdziesięciu, współczesny potomek rodu Norwidów, tak samo jak praprapradziad Cyprian z narodem spokrewniony bardziej niż z rodziną.
We współczesnym świecie ogromu publikacji czasami warto zainteresować się tymi twórcami, którzy są jeszcze wśród nas, których możemy jeszcze nawet poznać osobiście. Okazać się może, że dokonamy ciekawych odkryć, przeżyjemy fantastyczną przygodę, odczujemy prawdziwy zachwyt czyimś słowem.
Na spotkaniach autorskich zadaje się poetom różne pytania. Są takie, na które nie ma odpowiedzi i zawsze czuję się stremowana, gdy jednak pada. Jednym z nich jest: dlaczego pani pisze poezję? I cóż mam powiedzieć? Żadna odpowiedź nie jest dobra, żadna nie zawiera całej prawdy. To tak, jakby zapytać, dlaczego żyję. Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, a jednak w niedawno poznanej twórczości Kozarzewskiego znalazłam fragment, który może stanowić najlepsze wyjaśnienie fenomenu bycia poetą:
Tak naznaczony muszę kornie kroczyć
Tam gdzie Ty każesz, bo jeślibym nie szedł –
Zgarniesz mnie w ciszę i wydasz mnie ciszy…
Mnie poezja jest do życia koniecznie potrzebna. Mam nadzieję, że Państwu także.
Prelekcja wygłoszona na VIII Jesiennym Spotkaniu Przyjaciół Bibliotek Powiatu Biłgorajskiego, 27 X 2010 r. w Aleksandrowie