wytaczają się koliście ponad horyzontem
wstają nieujarzmione ponad kurtyną lasów
barwią niebo jeszcze zamroczone nocą
w ciszy poranka przez gałęzie zaglądają do okna
odpędzając snów gwałtowne majaczenia
i za chwilę bledną w biel przezroczystą
przemarzniętego jak szkło powietrza
rozpęd słońca traci impet nad mapą tropów
na śniegu jakby zagubione w plątaninie
śladów sarnich kopyt i uskoków zajęcy
na środku płaskich pól ze szczytu drzewa
czujnym okiem jastrząb ogarnia swoje królestwo
teraz jego kolej ustanawiać granicę życia i śmierci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz