22 paź 2023

Pod patronatem Kraszewskiego

           W XXXIX Ogólnopolskim Konkursie im. Józefa Ignacego Kraszewskiego przyznano mi Nagrodę specjalną za tematykę o Podlasiu. W istocie Podlasie i Polesie oraz Wołyń pojawiają się we  Wspomnieniach Wołynia, Polesia i Litwy Kraszewskiego, która to książka stała się dla mnie inspiracją do napisania własnej kompilacji wspomnień częściowo podróżniczych pt. Z Kraszewskim pod ręką. I chyba właśnie za to wędrowanie z lekturą Kraszewskiego otrzymałam nagrodę. 
              Moje wędrówki niekoniecznie odbywają się w przestrzeni geograficznej, częstokroć zahaczają o tematykę językoznawczą, etnograficzną, prezentują portrety spotykanych ludzi. Formalnie rzecz jest gatunkowo pojemna i może być kontynuowana o kolejne rozdziały. Sam początek mojego tekstu został wydrukowany w pokonkursowej książeczce zwierającej wyimki wszystkich nagrodzonych utworów w kategorii poezji i prozy. Całość jest znacznie dłuższa i nie zmieści się w ograniczonej przestrzeni blogu. Dlatego i tutaj ograniczę się do skromnych fragmentów.

1

[...] Różnice między dawnymi podróżami a dzisiejszymi mogą skłaniać do porównywania ludzi współczesnych z dawniejszymi. Ale tak naprawdę to różnica między przygodą a wygodą.  Dzisiaj samoloty, samochody ze skomplikowaną elektroniką, poduszki bezpieczeństwa, pasy, nawigacja. A ja pamiętam podróż "maluchem" pięcioosobową ekipą nad Morze Czarne! Po drodze gdzieś w stepie Ukrainy, no, nie całkiem w stepie, bo w jakiejś małej mieścinie, ale wśród stepów, reperowaliśmy podwozie naszego wehikułu młotkiem, bo do najbliższego zakładu mechaniki samochodowej było kilkaset kilometrów.  Nocowaliśmy pod namiotem w polu kukurydzy i u gościnnych gospodarzy, którzy przygarnęli nas z drogi. Nie oddałabym tych wspomnień za żadne poduszki, ABS-y, GPS-y i wszystkie satelity. Wyprawy, o których piszą tacy podróżnicy, jak Andrzej Stasiuk czy Dan Kieran to nie tylko przemieszczanie się z punktu A do punktu B. To głębokie zanurzenie w świecie, w jego osobliwości, uważne patrzenie i poznawanie. To podróż w dal, w głąb, w czas przeszły i świat wyobraźni.  

2

Zacznijmy po jarmarku, tej gminnej uroczystości tak wesołej, tak charakterystycznej u nas. Na co mamy cyrklować tę książkę wspomnień? Idźmy tam, gdzie nas oczy poniosą.

[...] I są, nadal są jarmarki. W jeden dzień w tygodniu targowiska zapełniają się budami, koszami, workami, namiotami, wieszakami, skrzynkami, albo na zwykłym tekturowym podłożu rozłożonymi towarami. W porównaniu z opisem Kraszewskiego zmieniło się jedno. Nikt nie jedzie na jarmark drabiniastym wozem, żadnych furmanek już nie ma. Są dostawczaki. Duże samochody z pokaźną przestrzenią na towar. Poniedziałek rano jest czasem zarezerwowanym na jarmark we Frampolu. Jarmarkowe czwartki tętnią w Biłgoraju i Janowie Lubelskim.

[...] Gdy powstawało miasto, wyznaczenie terminu jarmarku było oznaką przywileju. Dwa, trzy jarmarki w roku oznaczały większe przywileje. Dzisiaj, kiedy na rogatkach nie pobiera się myta, jarmarki mogą odbywać się co tydzień. Ale i jarmarki się zindywidualizowały i każde miasto chce mieć własny, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju, ściągający rzesze turystów.  Włodarze sięgają po historię, po tradycyjne nazewnictwo. W Biłgoraju jest Jarmark Kresowy, w Janowie Lubelskim dwudniowy festiwal kaszy Gryczaki, w Zamościu Jarmark Hetmański, w Lublinie ogromny wielokulturowy i międzynarodowy Jarmark Jagielloński. Byłam na każdym z nich.

[...] I zawsze jest muzyka. Z jednej strony dymią kowalskie stoiska, dźwięczą blachy, syczą hartowane żelaza,  z drugiej opoczyński zespół ludowy śpiewa starodawne pieśni, a z daleka dobiegają wysokie tony drewnianych i glinianych fujarek, piszczałek i okaryn. Zatrzymałam się przy duecie lirnika i skrzypka z Ukrainy. Dziadek z pomarszczoną twarzą kręcił korbową lirą, młody czarnobrody zawodził nostalgicznie na skrzypeczkach. Do futerału wpadały drobne monety. Na drugim krańcu jarmarku młody, lecz również brodaty muzyk i garncarz z Białorusi uczył grać na glinianych świstawkach i okarynach. "Zagra pan na baranku?" I słychać tony wysokie jak z górskich hal. "A żabka jak śpiewa?" "To okaryna"- pada wyjaśnienie i leci tęskna melodia wzdłuż deptaku. Każda gliniana figurka miała dziurkę, przez którą sprzedawca przewlekał rzemyczek i zawieszał na szyi kupującego. A na Grodzkiej usadowiła się rodzinna kapela, najmniejszy chłopiec wystukiwał rytm na bębenku. Wokół przystawał wielojęzyczny tłum. Na wprost Trybunału dwaj lutniści grają na biłgorajskich sukach. Zbigniew Butryn, lutnik i rekonstruktor suki twierdzi, że właściwie powinna się nazywać suką kocudzką, bo tam powstał wzór instrumentu. Mniejsza o nazwę, podziwiam technikę gry paznokciowej. Kiedyś sobie taką kupię, tylko kto mnie nauczy grać?

4 komentarze:

Jowita pisze...

Miło po latach przypadkiem przeczytać w lokalnej gazecie, że odnosi Pani sukcesy :)
Gratuluję i pozdrawiam serdecznie

emberiza pisze...

Dziękuję! Jowito, tak się cieszę, że się tu odezwałaś :-) Pamiętam Cię doskonale! Gdybyś chciała napisać, co teraz porabiasz, pisz na e-mail podany na górze strony: ivostar@wp.pl
Niedawno nawet wspominałam Ciebie i Twój spektakularny wynik z rozszerzenia.
Do dzisiaj niewiele osób Ci dorównało.

Serdecznie pozdrawiam!

Jowita pisze...

Odezwę się z pewnością, bo mam trochę do opowiedzenia :D

emberiza pisze...

Bardzo mnie to cieszy :-))