19 gru 2024

Jedzie choinka

Pocztówka sprzed 1918 roku wydana w Wiedniu

10 gru 2024

Organista z Bazyliki Bożego Ciała

Organista z Bazyliki Bożego Ciała

Nie potrzeba wielkich rzeczy do pokazania talentu, w wielkich  bowiem często zwyczaj i forma myśl zastępuje, a w mniejszych, oryginalniejszych, pokazują się pomysły i smak własny.

(Józef Ignacy Kraszewski)

 

Grał na największych organach w Krakowie w Bazylice Bożego Ciała, prowadził chór, opowiadał najlepsze dowcipy i znał pięć języków obcych. Ksiądz kanonik regularny laterański Stanisław Świś urodził się w 1932 roku w Konstantowie, małej wiosce na Lubelszczyźnie z chałupami strzechą krytych. Obecnie Konstantów znajduje się w powiecie janowskim, w czasach przedwojennych i wojennych był to powiat biłgorajski.

Kanonicy laterańscy - zakon całkiem szacowny, bo od św. Augustyna się wywodzący, którego pełna nazwa brzmi: Zakon Kanoników Regularnych św. Augustyna Kongregacji Najświętszego Zbawiciela Laterańskiego. Oczywiście nikt nie jest w stanie tego zapamiętać, więc w skrócie mówi się po prostu Kanonicy Regularni. Ze względu na augustiańską regułę, z której wyrasta zakon oraz późniejszego należącego do zakonu świętego, Kanonicy Laterańscy na krakowskim Kazimierzu mają szczególnie dwóch patronów: św. Augustyna oraz św. Stanisława Kazimierczyka, który tutaj w klasztorze zmarł i został pochowany pod posadzką (w późniejszym czasie ciało przeniesiono do renesansowego mauzoleum w ścianie bocznej świątyni). Do Krakowa zakon przybył, obejmując w opiekę świątynię pod wezwaniem Bożego Ciała, w 1405 roku sprowadzony przez Jagiełłę. Bazylika zaś ufundowana ok. 1340 r. przez Kazimierza Wielkiego znajduje się we wszystkich publikacjach o zabytkach Krakowa i jest stałym punktem turystycznych podróży.  Wzniesiona w stylu gotyckim trójnawowa świątynia, z późniejszymi barokowymi i manierystycznymi elementami wystroju wnętrza, wywołuje wrażenie wzniosłej potęgi i zadziwia kunsztem dawnych mistrzów. 

Na uwagę zasługują organy, zaprojektowane na 83 głosy czekają na wstawienie ostatnich trzech głosów językowych. Ciekawostką jest rozmieszczenie głosów organowych: 62 z nich znajduje się nad chórem, a 20 tworzy organy boczne w prezbiterium w zabytkowej barokowej szafie organowej z 1664 r. Odległość między nimi wynosi 70 metrów, jednak można na nich grać jednocześnie, co tworzy niepowtarzalną przestrzeń dźwiękową we wnętrzu świątyni, można na nich grać utwory skomponowane na zasadzie echa. Przy czym "głosy", "głosy językowe", "głosy organowe" to nie to samo, co liczba piszczałek, bo jest  ich 5950 oraz 25 dzwonów. Na jeden głos składa się bowiem szereg piszczałek odpowiednio uporządkowanych, najczęściej o identycznym kształcie (konstrukcji), chociaż różnej wielkości i wydających dźwięki o wyrównanej barwie i natężeniu. Nazwa głosu od razu sugeruje - przynajmniej organiście, bo zapewne nie każdemu laikowi - jego brzmienie. Na przykład głos Vox Humana 8` przypomina w niektórych rejestrach głos ludzki.

Już w 1413 roku widnieje zapis o uposażeniu organisty o imieniu Maciej, a później kolejnych aż do czasów współczesnych. Wzmianka o osobnym mieszkaniu przeznaczonym dla organisty sugeruje, że byli nimi ludzie świeccy, choć w historii funkcjonowania Zakonu Kanoników na Kazimierzu bywali także organiści będący zakonnikami, czasami jako organiści główni, czasami jako pomocniczy. I właśnie jednym z nich w latach 1977 - 1991 był kanonik regularny laterański ks. Stanisław Świś  (1932 - 2003). Już w dzieciństwie, spędzonym w małej wsi na obrzeżach Lasów Janowskich, przejawiał zainteresowanie muzyką. Uczył się u wiejskich muzykantów. Pozostawił zapis ponad 80 melodii z okolic Janowa Lubelskiego  spisywanych w latach czterdziestych. Są w tym starym zeszycie dwunastoletniego chłopca cudne rzeczy, nutowy zapis polek, ludowych pieśni ("Na Kujawach powiadają..."), walców, fokstrotów i kolęd.  Aż się prosi, żeby to wydać. Na razie zdigitalizowany zeszyt udostępnili w Internecie krakowscy współbracia zakonni.


Muzyczny talent chłopca z przedwojennej wioski wcale nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę, że jest to zagłębie wciąż żywej muzyki ludowej. Konstantów znajduje się bowiem na środku linii od Godziszowa, przez Dzwolę i Kocudzę w powiecie janowskim, do Łukowej w powiecie biłgorajskim, która wyznacza tereny o bogatej tradycji muzyki ludowej co roku obecnej między innymi na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym.

Z Dzwoli, obecnie gminnej miejscowości, do której należy Konstantów, pochodzi laureat Złotej Baszty w 1997 r., skrzypek Stanisław Głaz. Jak sam o sobie mówi, w życiu robił wiele rzeczy, był rolnikiem, cieślą, szewcem, stolarzem, murarzem, ale zawsze też muzykantem, najpierw kolędującym, potem grającym na klarnecie w orkiestrze dętej, ostatecznie zaś na skrzypcach U takiego zapewne wiejskiego muzykanta, w którego sękatych dłoniach wciąż pachnie tutejsza gleba, uczył się w dzieciństwie dwunastoletni Staszek. I tutaj także słuchał archaicznych pieśni śpiewanych podczas wesel i pogrzebów.

Po ukończeniu seminarium i uzyskaniu święceń kapłańskich w 1958 r. ksiądz Świś pozostał w Krakowie i tam rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej (obecnie Akademia Muzyczna im. Krzysztofa Pendereckiego), z czym związane były pewne perypetie, bowiem w ówczesnych czasach jako duchowny nie mógł swobodnie uczestniczyć w zajęciach w stroju zakonnym, toteż otrzymał specjalne pozwolenie na używanie stroju świeckiego. Koledzy i koleżanki na studiach nie wiedzieli, że studiuje z nimi osoba duchowna. Ks. Świś studiował między innymi pod kierunkiem prof. Tadeusza  Machla, który wykładał kompozycję i instrumentację, natomiast pod kierunkiem prof. prof. Jana Jargonia i Franciszka Widełki doskonalił grę na organach. Ks. Świś bardzo dobrze grał też na skrzypcach. 

W 1963 roku rozpoczął się, można by rzec, światowy etap biografii przyszłego organisty w Bazylice Bożego Ciała. Najpierw wyjechał do Francji, gdzie przebywał w klasztorze w Beauchene, w Normandii. Znajduje się tam Sanktuarium Matki Bożej, którym kierują Kanonicy Regularni sprowadzeni w 1872 r. Wspólnota zakonna w Beauchene jest mała, ale międzynarodowa. Mają stronę internetową w pięciu językach, w tym po polsku. Już w roku następnym 1964 ks. Świś przebywa w klasztorze św. Agnieszki w Rzymie i pełni funkcję organisty pomocniczego w Bazylice św. Agnieszki za Murami.  Kolejny rok 1965 i kolejny etap duszpasterskich peregrynacji to Birmingham w Wielkiej Brytanii, gdzie Kanonicy Laterańscy prowadzą polską parafię wśród Polonii od zakończenia II wojny światowej, gdy wielu Polaków pozostało za granicą. Od 1971 roku pracował w duszpasterstwie polonijnym w Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie do kraju powrócił w 1977 roku, a lata spędzone za granicą owocnie wykorzystał także na doskonalenie znajomości języków obcych, gdyż w zakonnym seminarium prowadził zajęcia z języka angielskiego, włoskiego i łacińskiego.

W Bazylice Bożego Ciała po powrocie do kraju dał się poznać przede wszystkim jako organista pomocniczy, prowadził także chór klasztorny. Skomponował muzykę do wielu pieśni, hymnów i modlitw zakonnych, w tym hymnów do patronów Bazyliki Bożego Ciała, czyli św. św. Augustyna i Stanisława Kazimierczyka oraz hymny na nieszpory, do modlitw na Ciemne Jutrznie. W 1991 roku podjął posługę w Sanktuarium w Gietrzwałdzie, opracował i wydał zbiór pieśni maryjnych. Z przeprowadzką też jest anegdota, którą sam opowiadał, jak to pakował swoje rzeczy. Oczywiście jako zakonnik składał śluby ubóstwa, ale pasja do języków obcych, praca wykładowcy i tłumacza wymaga przecież zaplecza słowników. Toteż nazbierał ich sporo i opowiadał, jak to spakował je w "siedemnaście pudeł ubóstwa" - same słowniki.  Pozostawił też w rękopisach różne utwory, m.in. preludia organowe. Podczas corocznych odwiedzin rodzinnej wioski grał na organach parafialnego kościoła w Dzwoli. Odwiedzał bliskich i przyjaciół z dzieciństwa, opowiadał anegdoty z lat posługiwania za granicą i w Krakowie. Zmarł w 2003 roku zupełnie niespodziewanie, pozostawiając wspomnienia i niewydane kompozycje religijne.


Lublin. Kultura i Społeczeństwo. Nr 3-4/ maj-sierpień 2024 


8 gru 2024

Identyfikacja autorów poezji XIX wieku w kalendarzu z 1878 roku

    Jednym z XIX-wiecznych drukarzy, współautorów i wydawców warszawskich był Jan Jaworski, którego obszerne kalendarze są dzisiaj wydawane i poszukiwane jako reprinty oryginałów.  Kalendarze Jaworskiego są jak antologie, encyklopedie i roczniki statystyczne  w jednym. Obok właściwej części z dniami, miesiącami i świętami zawierały części naukowe, poradnikowe i literackie z poezją i prozą. Z takiego kalendarza nie wydziera się kartek i nie wyrzuca go wraz z końcem roku, lecz dokłada do domowej biblioteczki. Niektóre miały oddzielnie numerowane części: właściwą kalendarzową, literacką i informacyjno-statystyczną. Toteż były to całkiem pokaźne książki po 300 i więcej stron. Do dzisiaj mogą stanowić nieocenione źródło informacji, np. o mieszkańcach poszczególnych ulic Warszawy, o działających wówczas zakładach usługowych, o cenach biletów na kolei, ba, jest nawet cały rozkład pociągów z Warszawy, terminaż jarmarków w poszczególnych guberniach z podziałem na miasta powiatowe, wykaz adresów gminnych sądów i nazwiska sędziów, spis spożywczych stowarzyszeń i ich przychody... Słowem, kopalnia informacji. Bardzo bogate pod tym względem są kalendarze z roku 1873 i roku przestępnego 1876, który ma ok. 350 stron (około, ponieważ strony z reklamami zakładów usługowych nie są numerowane). 


Na uwagę zasługują piękne rysunki wewnątrz. Każdy miesiąc opatrzony znakiem zodiaku i bogatymi zdobieniami, artykuły wzbogacone rycinami, czasem wykresami. 

Widok na Warszawę z kalendarza z 1876 roku

Widok na Lublin z kalendarza z 1873 roku

Strona kalendarzowa grudnia z 1873 roku

Portret Józefa Ignacego Kraszewskiego z artykułu o literaturze polskiej (kalendarz 1873 r.)


Rysunek ilustrujący prace w tunelu kolejowego Świętego Gotarda z artykułu o wynalazkach i postępie technicznym w kalendarzu z 1876 r.  Budowę ukończono w 1881 r. 

       Obszerne części literackie prezentują poezję i prozę XIX wieku. Gromadząc kalendarze, czytelnik mógł przy okazji zgromadzić pokaźną literacką biblioteczkę. Nie wspominając o obszernych omówieniach zjawisk z różnych dziedzin sztuki (malarstwo, muzyka, literatura) w Europie. Obok zaś sprawozdań z literatury można natrafić na przyczynki historyczne, analizy filozoficzne i naukowe, reportaże podróżnicze i materiały o szkolnictwie. 
       Jednakże w Kalendarzu Rodzinnym na rok zwyczajny 1878 cały dział poezji jest jedną wielką zagadką: nie ma nazwisk autorów zamieszczonych wierszy.  Przy niektórych tytułach widnieją w nawiasach dopiski "z Szyllera", "z Moora" sugerujące, że są to przekłady. Ale czyje? Na podstawie publikacji prasowych i literackich z pierwszej połowy XIX wieku można jako autorów wszystkich wierszy zamieszczonych w tym numerze kalendarza zidentyfikować Juliana Korsaka (1807 - 1855) oraz Aleksandra Chodźkę (1804 - 1891). 
        Oryginalnym utworem Juliana Korsaka jest Pielgrzym


Jest to tez jeden z utworów, do których muzykę napisał Stanisław Moniuszko zamieszczając w swoim Śpiewniku Domowym

Skąd jednak zaczerpnął tekst kompozytor? Okazuje się, że Julian Korsak w 1836 roku opublikował Poezye zawierające jego własne wiersze, listy oraz tłumaczenia. 


Oprócz Pielgrzyma znajdują się tam także dwa zamieszczone w Kalendarzu Rodzinnym 1878 tłumaczenia: Łza (z Moora) oraz Nadzieja (z Szyllera). Wiersz Nadzieja (z Szyllera) zamieściły także "Rozmaitości Warszawskie" w numerze 23 z 13 czerwca 1827 roku, powołując się na "Dziennik Wileński".  Poetycki zbiór kalendarzowy otwiera wiersz Wszędzie dobrze, lepiej między swemi, który również znajduje się w tomiku Korsaka jako jego oryginalny utwór. 
        

Pozostałe utwory poetyckie z kalendarzowego zbioru są autorstwa Aleksandra Chodźki. Rozstanie i Księżyc to tłumaczenia z Byrona. Oba utwory znajdują się w zbiorze Poezye Aleksandra Chodźki wydanym w Petersburgu w 1929 roku. 


Interesujące, że w kalendarzu z 1878 roku wiersz Byrona ma nadany tytuł Rozstanie, gdy sam Chodźko w swoim zbiorze nie nadał polskiego tytułu, lecz zamieścił je pod oryginalnym angielskim z nagłówkiem Elegija z Byrona

Tłumaczeniami są także utwory: Czeczeniec (z A. Puszkina) oraz Święty Bazyli (legenda) należący do zbioru Pieśni Nowogreckich zamieszczonych w Poezyach z 1829 roku. I na koniec wiersz Zmrok, będący oryginalnym utworem Aleksandra Chodźki zamieszczonym w tymże zbiorze. 
       W zasadzie więc autor kalendarza mógł korzystać tylko z dwóch źródeł do skompletowania utworów poetyckich. Były to Poezye Aleksandra Chodźki z 1929 roku i Poezye Juliana Korsaka z roku 1836. Czy miał je w domu i często czytał? Czy też wpadły mu w ręce i postanowił dokonać wyboru? A może były to ulubione wiersze? Tak ulubione, że "zapomniał" podać autorów licząc, że czytelnicy czy rozpoznają lub domyślą.  

© Kalendarze oraz publikacje z domeny publicznej.

4 gru 2024

kalejdoskop

odmierzam życie według rocznych kalendarzy

skrupulatnie odhaczam lata miesiące i dni

niektóre daty zakreślam obwódką do zapamiętania

stare roczniki wciąż zapełniają szuflady

gdy w pamięci z biegiem lat przeszłość kurczy się

do kilku znaczących dat  

ot, sceny z życia bez początku i końca

rozwieszam je na osi czasu

jak pranie do wysuszenia z łez

dawne słowa nie ranią

wyznania nie wiadomo czyje

gniew wypalony jak popiół w starym kaflowym piecu

mogę dowolnie obracać wspomnieniami

jak szkiełkami w dziecięcym kalejdoskopie

pod światło kolorowe fragmenty układają się

w zachwycające barwne desenie

niepowtarzalne eony mojej własnej przeszłości

zamknięte w jednej dacie

lub słowie "minęło"


30 lis 2024

Druki i fotografie o pszczelarstwie na Zamojszczyźnie

      Zaczęło się od pocztówki. W zasobach Biblioteki im. Łopacińskiego w Lublinie znalazłam pocztówkę z 1930 roku z ulami typu kłody leżaki.

Dział zbiorów specjalnych WBP, domena publiczna

Jak głosi podpis, pocztówka przedstawia fragment jakiejś pasieki z powiatu biłgorajskiego. Tego typu leżące ule w zasadzie były dosyć rzadkie i nie wszędzie je stosowano. Była to forma pośrednia pomiędzy stojakami, czyli wydrążonymi kłodami a późniejszymi bardziej nowoczesnymi ulami z wyjmowanymi ramkami. Gdzie więc na terenie Biłgorajszczyzny mógł autor pocztówki,  Stefan Dylewski je widzieć? 
        Szczegółową historię hodowli pszczół z opisem różnych form barci i uli przedstawia miedzy innymi Stefan Blank-Weissberg w książce Barcie i kłody w Polsce wydanej w roku 1937.  Autor zauważa, że najpopularniejszą formą hodowli pszczół w tamtych czasach w rejonie Polski południowo-wschodniej były raczej stojaki, czyli ścięte kłody drzewa ustawione pionowo i takie właśnie z rejonu biłgorajskiego, konkretnie z Biszczy, dokumentuje w swojej książce. 

Biblioteka Narodowa, Polona, domena publiczna

 Jednakże na zdjęciach widzimy również kłody leżące z różnych miejscowości Zamojszczyzny, w tym także z Biłgorajszczyzny:

Terespol: 

Biblioteka Narodowa, Polona, domena publiczna

Górecko Kościelne:


Biblioteka Narodowa, Polona, domena publiczna

Biszcza: 
Biblioteka Narodowa, Polona, domena publiczna


Toteż podsumowując rozmieszczenie na terenie Polski kształtów i form uli, autor zauważa: "Kłody-leżaki, znacznie mniej od stojaków liczne, znajdują się w większej ilości na kresach północno wschodnich oraz wyspowo na terenie województw środkowych (np. pow. biłgorajski jest taką wyspą, gdzie kłody-leżaki używane są w znacznie większej liczbie od kłód-stojaków)." Mógł więc Dylewski namalować kłody leżaki, oglądając je gdzieś na terenie biłgorajskiego powiatu. Mało tego, na postawie zachowanego zdjęcia z 1935 roku (przechowywanego w  Muzeum im Jana Dzierżona w Kluczborku) wiadomo, że była to pasieka Jana Kmiecia z Krzeszowa. Współcześnie Krzeszów należy do powiatu niżańskiego w woj. podkarpackim. 
         Pszczelarstwo Zamojszczyzny chlubi się także pierwszą drukowaną po polsku książką o prowadzeniu pasieki wydaną w Zamościu w 1614 roku. 


Biblioteka Narodowa, Polona, domena publiczna


Ostatnia strona książki z nazwą drukarni Akademii Zamoyskiej, drukarnia Marcina Łęskiego
Polona, domena publiczna

       W podtytule pojawia się nazwisko Jana Ostroroga, którego niektórzy uznają za inspiratora postania dzieła, a nawet za właściwego autora. Jan Ostroróg, podczaszy koronny a następnie wojewoda poznański doskonale znał się z Janem Zamoyskim, razem walczyli z Tatarami. Jan Ostroróg był też autorem kilku książek o charakterze gospodarskim i myśliwskim, napisał m.in. "O psiech gończych i myślistwie z nimi" , "Kalendarz gospodarski na horyzont komarzański". Ostroróg poprzez dobra w Komarnie sąsiadował z Tomaszowem Zamoyskiego, stąd całkiem naturalne wydaje się wybranie Zamościa jako miejsca publikacji książki o pszczelarstwie. Autor wspomina między innymi o swojej pasiece w Zwierzyńcu. 
      Wśród rysunków jest przekrój ula stojaka z gontowym daszkiem. 


Autor omawia zajmowanie się pszczołami i obowiązki bartnika od wiosny, przez lato aż do jesieni i przygotowanie pszczół do zimowania. 
      Zamojszczyzna i zamojska drukarnia rozpoczyna w ten sposób epokę drukowanych poradników polskiego pszczelarstwa. 

29 lis 2024

Kresowa biografia Josepha Conrada

       Zanim Józef Teodor Konrad Korzeniowski herbu Nałęcz został Josephem Conradem, światowej klasy pisarzem opisującym bezkresne obszary egzotycznych mórz, jako dziecko i młodzieniec dorastał na ukraińskich wołyńsko-podolskich bezkresach. Ojciec Conrada, Apollo Nałęcz Korzeniowski, urodził się  Honoratce położonej w rejonie oratowskim obwodu winnickiego, na ziemiach dawniej określanych jako Podole. Matka przyszłego pisarza, Ewa z Bobrowskich pochodziła z zamożnej ziemiańskiej rodziny wołyńskiej, osiadłej w powiecie żytomierskim. Po obojgu rodzicach Józef Conrad miał pochodzenie kresowe, co znalazło też odzwierciedlenie w biografii typowej dla tysięcy polskich kresowych rodzin ziemiańskich.

       Rodzice Conrada, Apollo i Ewa (Ewelina) pobrali się 10 maja 1856 r. w Oratowie w obwodzie winnickim, majątku rodziców Ewy Bobrowskiej. Początkowo zamieszkali w Berdyczowie i tam 3 grudnia 1857 r. urodził się Józef Teodor Konrad. Od 1859 r. Korzeniowscy zamieszkali w Żytomierzu, historycznym mieście założonym w IX w., gdzie w r. 1860 mały Józef Konrad został ochrzczony. Stąd, z Żytomierza, Apollo Korzeniowski pisze listy do miesięcznika “Biblioteka Warszawska” w sprawie zamieszczenia na łamach jego tłumaczeń z literatury obcojęzycznej. 

       Kiedy na skutek antycarskiej działalności Apollo Korzeniowski od 1861 r. zamieszkuje w Warszawie, Ewa Korzeniowska pisze pełne tęsknoty listy do męża, szykując się jednocześnie do opuszczenia rodzinnych stron i przeprowadzki. Wraz z małym Konradkiem przebywa czasowo to w Berdyczowie, to w Żytomierzu, to znów w  Terechowej – majątku Teofili Bobrowskiej, babci Konrada, w rejonie berdyczowskim. Stąd często w zakończeniu listów do męża pojawia się prośba: “telegrafuj do Berdyczowa”.  W adresach Ewy pojawia się też Nowofastów w powiecie skwirskim, majątek Lubowidzkich, teściów Tadeusza Bobrowskiego (brata Ewy), gdzie matka Konrada spędza z synkiem kilka tygodni.

            W liście z maja 1861 r. na końcu dopisuje dwa zdania do taty mały czteroletni  Konradek. Ewa Korzeniowska relacjonuje mężowi działania władz zaborczych wymierzone w polskich patriotów, aresztowania wśród znajomych i krewnych, wywózki mieszkańców, nastroje panujące w środowisku, obawy i plany ostatecznego stąd wyjazdu, gdyż powrót Apolla do Żytomierza oznaczałby jego aresztowanie. Latem 1861 roku w społeczeństwie panują nastroje żałobne, czego wyrazem jest noszona powszechnie czarna odzież.  Ewa Korzeniowska w jednym z listów pisze, że szyła dla Konradka czarne ubranko, gdyż chociaż jest dzieckiem, sam o to prosił widząc, że dookoła wszyscy chodzą ubrani na czarno.

        Ostatecznie Ewa Korzeniowska z małym Konradem wyjeżdżają do Apolla Korzeniowskiego do Warszawy, gdzie zamieszkują na Nowym Świecie nr 45. Zaledwie miesiąc później, w październiku 1861 r. Apollo Korzeniowski zostaje aresztowany, a w wyniku śledztwa w maju następnego roku (1862) zostają oboje zesłani w głąb Rosji. Początkowo miejscem zesłania miał być Perm u podnóża Uralu, ale już w drodze, w Moskwie, decyzja zostaje zmieniona i wszyscy troje zostają skierowani do Wołogdy. W ten sposób niespełna pięcioletni przyszły pisarz poznaje w dzieciństwie trudy życia zesłańczego tak charakterystyczne dl polskich rodzin kresowych. W styczniu 1863 r. udało się uzyskać przeniesienie rodziny bliżej rodzinnych stron i zostają skierowani do Czernihowa. Dawne ważne miasto historycznej Rusi Kijowskiej stało się miejscem śmierci Ewy Korzeniowskiej, która zmarła na gruźlicę 18 kwietnia 1865 r. nie uzyskawszy na czas zgody na leczenie w Kijowie. Niespełna ośmioletni Konrad zostaje półsierotą i sam jako dziecko zaczyna ciężko chorować, o czym z troską pisze ojciec w listach do rodziny i przyjaciół.

        W listopadzie 1866 r. mały Konrad zostaje z babcią Teofilą wysłany na leczenie do Kijowa, a później na dalszą rekonwalescencję do rodziny w Nowofastowie. Rozstanie z ojcem trwało do 1868 r. kiedy Apollo Korzeniowski uzyskał zwolnienie i zamieszkuje z synem we Lwowie na ul. Węgieł Szeroki 804. Tutaj, chcąc wysłać syna do lwowskiego gimnazjum, Apollo zaczyna go uczyć języka niemieckiego. Wcześniej bowiem, podczas lat zesłańczych uczył go już francuskiego i angielskiego. Do końca życia Joseph Conrad najpłynniej będzie posługiwał się językiem francuskim, chociaż całą twórczość pisał po angielsku.

         Opisując społeczeństwo lwowskie i panujące tu stosunki społeczne, Apollo Korzeniowski nie powstrzymuje się od ironicznego określenia Królestwo Głodomerii i Golicji (nawiązując w ten sposób do oficjalnej nazwy Królestwa Galicji i Lodomerii). Jeszcze w połowie 1868 r. Apollo przebywa w Przemyślu i Kruhelu Wielkim, a następnie wyjeżdża do Topolnicy – miejscowości uzdrowiskowej w powicie samborskim, gdzie leczy się na gruźlicę. Głównym zabiegiem leczniczym okazuje się picie żętcy. Do Lwowa powraca w październiku zamieszkując tym razem na ul. Szerokiej. Boże Narodzenie 1868 r. ojciec i syn spędzają jeszcze we Lwowie, lecz już w lutym następnego roku przenoszą się do Krakowa. Tam zaś jedenastoletni Konrad zostaje sierotą, gdy jego ojciec Apollo Korzeniowski, wielki patriota, działacz polityczny, pisarz i zesłaniec, umiera na gruźlicę 23 maja 1869 r. Odtąd opiekę nad Konradem przejmują krewni z rodziny Bobrowskich, a szczególnie brat Ewy, Tadeusz Bobrowski, który będzie kierował edukacją Konrada, wspierając i finansując jego plany zostania marynarzem.

         Początkowo po śmierci ojca Konrad pozostaje w Krakowie, ale wkrótce wuj Tadeusz umieszcza go w gimnazjum we Lwowie. Następuje tutaj niespełna dwuletni (1873-74) drugi pobyt w tym mieście, niestety, nie ma żadnych informacji na temat życia Konrada w tym czasie. Gdy w 1874 r. Konrad udaje się do Marsylii, opuszcza rodzinne ukraińskie strony właściwie już na zawsze. Po wielu latach w 1890 r.  odwiedził jeszcze wuja Tadeusza Bobrowskiego w jego majątku w Kazimierówce. 

          Joseph Conrad nie wrócił już na wołyńskie i podolskie szlaki swojej rodziny, choć tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej w 1914 r. odwiedził Zakopane, a później to już jego odwiedzano w Anglii.

Iwona Danuta Startek - Kresowa biografia Josepha Conrada - Pisarze.pl

Reklama

25 lis 2024

Marzy mi się przewodnik po dziurach

     Przewodniki turystyczne... Świat atrakcji opisany, sfotografowany, wyceniony najczęściej dosyć drogo. Jadąc gdzieś w nieznane miejsce, najczęściej mam ze sobą drukowany przewodnik. Inna sprawa, czy go zdążę przeczytać. Zdarzało się, że czytałam dopiero po powrocie. Trochę po to, żeby utrwalić w pamięci to, co zobaczyłam. Albo już wcześniej pomyśleć, na co zwrócić uwagę następnym razem. Jednak w  dobie internetowych sprawozdań podróżniczych z miejsc wszelakich coraz częściej główne trasy turystyczne, masowo obfotografowywane zabytki, rzekomo niesamowite atrakcje stają się nużące i nudne. Strach nieraz zapuścić się w tłum, bo niczego się nie zobaczy; nie będzie czasu i miejsca przystanąć, zachwycić się, zadumać. Coraz częściej wolę powędrować na chybił trafił podrzędnymi zaułkami, nieznanymi turystycznym przewodnikom. I odkrywać dla siebie ciekawe obiekty. 
      Ostatnio w Warszawie zwróciłam uwagę na dziwny dom o nieregularne bryle architektonicznej. Jedną z czterech ścian ma ukośną jak w rombie, tworzy ona jeden kąt ostry, a drugi otwarty ze ścianami, z którymi się łączy. Patrząc na budynek zastanawiałam się, jak wygląda umeblowanie wnętrza. Nie wiem, ale oryginalna konstrukcja jest doskonale widoczna ze strony dachu na mapie poniżej - Górczewska nr 90. Obwódką zaznaczyłam budynek. 


      Niedaleko, bo na ulicy Olbrachta z kolei, u samego niemal jej początku, znajdują się dwa budynki z czerwonej cegły. Jeden ma już zapadnięty dach, drugi także kruszeje pusty. Oba zapewne do rozbiórki. Nie wiem, ile mają lat, a byłoby ciekawe poznać ich historię. Nie znalazłam jednak żadnych informacji.
      Także w stolicy jadąc ul. Waszyngtona zobaczyłam oryginalny - i zapewne chwytliwy - szyld jakiegoś studia urody zapewne czy kosmetycznego: "Pazury".  Od razu wiadomo, czego się spodziewać. Docenić trzeba podwójne znaczenie nazwy. Raz, potoczne określenie paznokci, a  dwa, aluzja do znanego nazwiska. Ciekawe czy noszący nazwisko "Pazura" to widzieli. Gdyby to było w Stanach Zjednoczonych, pewnie wytoczono by proces o nieuprawione używanie nazwiska z żądaniem wysokiego odszkodowania... lub udziału w zyskach. 
       Żeby nie było, że tylko Warszawa ma atrakcje poza oficjalnym turystycznym obiegiem, przykład z Lublina. Obawiam się jednak, że jednorazowy, ale zawsze zastanawiający. Idąc kiedyś na skróty na zamkowe wzgórze, minęłam stare buty. Niby wyrzucone, ale nie w śmietniku ani nie obok niego, tylko równo ustawione pod ślepą ścianą budynku. Nasuwa się pytanie, jakim cudem się tam znalazły?  Kto wrzucił lub zgubił? Kto tak ładnie ustawił?


       I jeszcze jedna oryginalna rzecz: kamień. ten nazywa się kamieniem nieszczęścia. Łatwo bowiem o niego zaczepić i wylądować na leżąco na ulicy. Kamień wystaje z chodnika i odstaje od ściętego narożnika budynku. Patrząc w górę, szukając choćby dobrego miejsca na kawę, łatwo przeoczyć, co leży na drodze. I nieszczęście gotowe. Ten akurat kamień u zbiegu ulic Gruella i Jezuickiej na Starym Mieście ma swoją legendę i ma nawet swoją stronę w Wikipedii, więc takim zupełnie nieznanym obiektem nie jest. Przypuszczam jednak, że mało kto zwiedzając Lublin akurat będzie go szukał. 


11 lis 2024

znicz pod pomnikiem

Kozak Kordian Konar
nad rzeką gdzie błędne drogi
okrążeni niemiecką obławą
nasłuchiwali pękających nad lasem bomb
a tu żołnierz głodny
trzy dni maszerował o samej wodzie
paląc skręty z gazet
Wichura Wrona Wieża
gonili hurra hurra grzmiały haubice
szeptali nocą wśród szelestu sosen
szperacze i saperzy na przodzie
Poraj Gruszka i Wiewiór
z lasem zaprzyjaźnieni
do bagien przygnieceni kanonadą
w szarych twarzach źrenice
szeroko otwarte
szukają przejścia przez szczelinę kordonu
syczały bagna gasząc ogień artylerii
świadkiem były mgły poranne
i gasnące gwiazdy
niesione na plecach zgarbionych 
po nienazwanych drogach
przez las przez stepy przez tajgę
przez syberyjskie mrozy
przez więzienne cele 
powojennych losów  
Ajaks Oczko Długi...
Poraj Korski Ryś...
Orzeł Iskra Bruzda...
Bezimienny... Bezimienny... NN... 
na leśnym cmentarzu krzyże czarne
pod pomnikiem czerwony znicz




31 paź 2024

antologia z Gniewina







krótka historia romansu

 

żyją a jakby nie żyli nie oddychali

żywią się powietrzem

czasami robią sobie sałatkę z porów i marchewki

to wystarczy aby nie słuchać

burczenia w brzuchu

zagłuszającego motyle

 

patrzą a jakby nic nie widzą

błądzącym wzrokiem szukają się ciągle

jak ślepcy wodząc oczami za głosem i zapachem

w pieszczotach i milczeniu szukają potwierdzenia

że czas nie ma nad nimi władzy

a oni będą wieczni

aż do kolejnego poranka

 

na jawie a jakby we śnie

budzą się i zasypiają z tym samym portretem pod powiekami

pieczołowicie uzupełnianym

o potajemne uśmiechy ukośne spojrzenia

i niesforny włos nad czołem

stopniowo wzrasta liczba piegów na nosie

gestów zawieszonych bez dotyku

i słów zbędnych wezbranych w rzekę

rozlaną jak wiosenna powódź

 

z czułością stygnącą jak lawa

na zboczu gasnącego wulkanu czekają

dogodnej chwili na rozstanie

bez zbędnych pretensji i wyrzutów

parę słów na pożegnanie

odchodzę było miło

najlepiej esemesem i bez odbioru



PS Niestety, w druku w antologii zniknęła kursywa w przedostatnim wersie.




29 paź 2024

sto lat temu urodził się Zbigniew Herbert

dlaczego Herbert

                        w stulecie urodzin

 

wędzidło sztuki stawia granice

ujarzmiona myśl tropi znaki przeszłości

na obrazach mistrza z Delft

w przedmiotach zapisany rytuał

codzienności

 

zwyczajny świat w geście skupienia

światło i cienie to cała prawda

język rzeczy widzialnych

i niewidzialne znaczenia słów

zapisanych z wyczuciem smaku

 

martwa natura i rękopisy

złamana pieczęć na pergaminie

otwiera to co zakryte

Arkadia czeka i Ona w niej

gotowa na spotkanie

 

dawni mistrzowie niepokoją

przenikliwym wzrokiem

ponad ciemnością wieków

nigdy nie kończy się

stąpanie po śladach

wieczna wędrówka do mądrości

być z tyłu i patrzeć w przyszłość

bez strachu

 

 

26 paź 2024

konkursowe haiku jesienne

temat - kasztany



powrót po latach
przed budynkiem szkoły
zbieram kasztany

13 pkt


temat - babie lato


już jesień
rozczesuję we włosach
babie lato

3 pkt


12 paź 2024

Kiedy sen jest grzechem




       „Kiedy sen jest grzechem” stanowi zaproszenie do wspólnej podróży przez wydarzenia kulturalne w regionie, w kraju i za granicą. Zachęcam do śledzenia festiwali i koncertów w Warszawie, Krakowie, Lublinie czy w Lloret de Mar w Hiszpanii. Współczesne obszary kultury Wilna, Budapesztu, Girony czy kresowych rubieży widziane przez pryzmat historii stanowią wciąż obecne dziedzictwo teraźniejszości. Muzyka Moniuszki, reportaże Lundkvista, twórczość Parnickiego to tylko niektóre z filarów, z których wyrasta kultura współczesna. Pochodząc z Konstantowa koło Janowa Lubelskiego zahaczam o tereny obecnego powiatu janowskiego, Lasów Janowskich, a także Puszczy Solskiej, Biłgoraja, Zamojszczyzny aż po Kresy dawnej Rzeczpospolitej. 

    „Kiedy sen jest grzechem” jest w zmierzeniu i formie lekkiego felietonowego stylu kontynuacją poprzedniej publikacji pod tytułem „Z Szekspirem w torebce”. Książki zawierają teksty publikowane na autorskich blogach, internetowych portalach literackich, czasopismach polonijnych i krajowych. 
        Warto dodać, że obie książki zostały wydane przez Zespół Szkół Budowlanych i Ogólnokształcących w Biłgoraju, który dysponuje własnymi numerami ISBN nadanymi przez Bibliotekę Narodową. 

1 paź 2024

wiersz zakwalifikowany do druku

      W XXIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim "Gniewińskie Pióro" jeden z trzech moich wierszy został zakwalifikowany do druku w pokonkursowym almanachu.

krótka historia romansu

żyją a jakby nie żyli nie oddychali
żywią się powietrzem
czasami robią sobie sałatkę z porów i marchewki
to wystarczy aby nie słuchać
burczenia w brzuchu
zagłuszającego motyle
 
patrzą a jakby nic nie widzą
błądzącym wzrokiem szukają się ciągle
jak ślepcy wodząc oczami za głosem i zapachem
w pieszczotach i milczeniu szukają potwierdzenia
że czas nie ma nad nimi władzy
a oni będą wieczni
aż do kolejnego poranka
 
na jawie a jakby we śnie
budzą się i zasypiają z tym samym portretem pod powiekami
pieczołowicie uzupełnianym
o potajemne uśmiechy ukośne spojrzenia
i niesforny włos nad czołem
stopniowo wzrasta liczba piegów na nosie
gestów zawieszonych bez dotyku
i słów zbędnych wezbranych w rzekę
rozlaną jak wiosenna powódź
 
z czułością stygnącą jak lawa
na zboczu gasnącego wulkanu czekają
dogodnej chwili na rozstanie
bez zbędnych pretensji i wyrzutów
parę słów na pożegnanie
odchodzę było miło
najlepiej esemesem i bez odbioru


27 wrz 2024

czas jesieni

jesienna aura deszczowe dni
do sadu zlatują sójki i kwiczoły
pachnie szarlotka
w ulach zasklepiają się pszczoły
pola w szarych płaszczach
zapięte na guziki z dyń
na półkach w piwnicy
żółty dżem w słoiczkach
zrudziałe słoneczniki mokną
zwieszając głowy
suną powoli chmury sine
koszyki gotowe czekają na grzyby
bulgocze butla z winem
w trzasku polana dojrzewa czas






22 wrz 2024

żurawie odlatują

już ścielą się mgły nad łąkami
chłodem zaciąga porannym
na poboczach połyskują bażanty
na szarych polach tylko dynie
pysznią się słonecznie
ucichły śpiewy ptaków 
tyko liście żółciejące szeleszczą
jeszcze na drzewach
gdy wiewiórka zwinnie zbiera
orzechy z gałęzi leszczyny
wieczory wczesne pachną 
dymem ognisk na kartofliskach
w pełni księżyca klucz żurawi
odlatuje znad rzeki w stronę
niewidocznego horyzontu


18 wrz 2024

wielka woda

na początku była woda

w nurcie rzeki płynie czas

gdy wdrapywaliśmy się na twardy ląd

fale huczały za naszymi plecami

jeszcze dzień miesiąc rok cały wiek

i znowu płynie woda

w rwącym nurcie niesie nasz los

odpływa w niej nasz dobytek

czyjeś domy czyjeś zdjęcia

pokrzywiony wózek dziecka

krzesła stoły pamięć życia

woda płynie płynie wciąż

rośnie rośnie smutek nasz i rozpacz

ląd nasz stał się wodą morzem łez

na początku była woda

woda zmywa po nas ślad