Powieść Orhana Pamuka „Nazywam się Czerwień” zaczyna się jak kryminał – pełnym ekspresji wyznaniem trupa, który chciałby, żeby ktoś odnalazł jego ciało, gdyż w przeciwnym wypadku jego dusza nie zazna spokoju. Zanim to nastąpi, zamordowany o przezwisku Elegant, spędza czas na „wymyślaniu różnych rodzajów tortur, jakie zada życzliwy człowiek memu podłemu mordercy, gdy już zostanie ujęty”. Oczywiście, kto nim jest, dowiadujemy się niemal na samym końcu powieści. Na prawie sześciuset stronach zaś autor udziela głosu poszczególnym bohaterom, z których każdy miał, jak to się określa kryminalnym żargonem, motyw i okazję dokonać mordu. Nie trzeba też długo czekać, aby morderca uderzył raz jeszcze, eliminując w ten sposób jednego z podejrzanych. Ostatecznie zabójca zostaje zdemaskowany i chociaż zgodnie z życzeniem pierwszej ofiary doświadcza pewnych tortur, które mają w niedługim czasie sprowadzić na niego ślepotę, nie doczeka jej, gdyż zostaje całkiem przypadkowo zamordowany. Jak na kryminał przystało są więc tutaj tajemnicze zbrodnie, zawiłe śledztwo, mylne tropy, pseudoporwanie, ucieczki – wątek doskonale nadający się do efektownego sfilmowania, co prędzej czy później nastąpi, tak jak w przypadku „Imienia róży” Umberto Eco.
Podobieństwa do najsłynniejszej powieści Eco wcale się na tym nie kończą. Akcja „Czerwieni” osadzona jest w epoce i środowisku bardzo „Imię róży” przypominającym - w XVI-wiecznym imperium osmańskim w elitarnym gronie najlepszych miniaturzystów, mistrzów iluminacji, którzy w szeregu dyskusji i polemik zastanawiają się nad istotą wierności i zdrady w sztuce. Problem wcale niebłahy dla wyznawców islamu, który zakazywał malarstwa figuratywnego, zwłaszcza portretowego. Bo o przygotowywany w tajemnicy portret sułtana w stylu europejskim tutaj chodzi. Z jego powodu dokonano zbrodni. Poszukiwanie zaś skradzionego rysunku staje się następnie katalizatorem rozważań o istocie sztuki iluminacji, o kształtowaniu stylu indywidualnego i stylu pracowni, o zasadniczych różnicach między malarstwem Wschodu i Zachodu. Dyskusje o kwestiach estetycznych nieuchronnie ocierają się o problematykę wiary, grzechu i bluźnierstwa. Padają oskarżenia o zdradę zasad sztuki i religii.
Z drugiej strony to właśnie doskonała znajomość miniaturowego malarstwa, cech charakterystycznych poszczególnych autorów obrazów, a nawet tylko ich fragmentów, pozwala na przeprowadzenie drobiazgowego śledztwa, w wyniku którego zostaje odkryty morderca. Motyw śledztwa jest dla Pamuka pretekstem do analizy dzieł najwybitniejszych perskich i osmańskich iluminatorów. Bohaterowie nieustannie odwołują się do tradycji, zamknięci w skarbcu sułtana dzień i noc bez przerwy przeglądają setki średniowiecznych ksiąg, porównują ilustracje, szukają różnic i podobieństw, odkrywają tajemnice naśladownictwa i nowatorstwa w sztuce.
Orhan Pamuk napisał książkę wielowątkową i wielowarstwową, wykorzystując przy tym nowatorską polifoniczną narrację. Nie na tyle jednak skomplikowaną, żeby sprawiała trudność niewprawnemu nawet czytelnikowi. Nie ma tu narratora wszechwiedzącego, postacie wypowiadają się na przemian, czytelnik musi być ostrożny, gdyż ich relacje naznaczone subiektywizmem zostaną za moment zweryfikowane przez innych bohaterów. Każdy z nich ma okazję wypowiadać się kilkakrotnie, sukcesywnie odsłaniając przed czytelnikiem swoją osobowość.
Elementy fantastyki, udzielenie głosu postaciom (szatanowi, śmierci), zwierzętom (koniowi, psu), a nawet przedmiotom (monecie) czy kolorowi (tytułowa czerwień) stanowią niewątpliwą atrakcję. Podobnie wątek miłosny, rozwijający się równolegle z kryminalnym, wzbogaca utwór o elementy obyczajowe. Dzieło nie nuży i czyta się je z prawdziwą satysfakcją, odkrywając coraz to nowe tajemnice nieco egzotycznej dla czytelnika europejskiego kultury. Największym zaś odkryciem nie są jednak różnice, a podobieństwa. Nieprzypadkowo zestawiłam tutaj „Nazywam się Czerwień” z „Imieniem róży”, ponieważ oba dzieła są świadectwem niezwykłej miłości ich autorów do dawnych książek.
Podobieństwa do najsłynniejszej powieści Eco wcale się na tym nie kończą. Akcja „Czerwieni” osadzona jest w epoce i środowisku bardzo „Imię róży” przypominającym - w XVI-wiecznym imperium osmańskim w elitarnym gronie najlepszych miniaturzystów, mistrzów iluminacji, którzy w szeregu dyskusji i polemik zastanawiają się nad istotą wierności i zdrady w sztuce. Problem wcale niebłahy dla wyznawców islamu, który zakazywał malarstwa figuratywnego, zwłaszcza portretowego. Bo o przygotowywany w tajemnicy portret sułtana w stylu europejskim tutaj chodzi. Z jego powodu dokonano zbrodni. Poszukiwanie zaś skradzionego rysunku staje się następnie katalizatorem rozważań o istocie sztuki iluminacji, o kształtowaniu stylu indywidualnego i stylu pracowni, o zasadniczych różnicach między malarstwem Wschodu i Zachodu. Dyskusje o kwestiach estetycznych nieuchronnie ocierają się o problematykę wiary, grzechu i bluźnierstwa. Padają oskarżenia o zdradę zasad sztuki i religii.
Z drugiej strony to właśnie doskonała znajomość miniaturowego malarstwa, cech charakterystycznych poszczególnych autorów obrazów, a nawet tylko ich fragmentów, pozwala na przeprowadzenie drobiazgowego śledztwa, w wyniku którego zostaje odkryty morderca. Motyw śledztwa jest dla Pamuka pretekstem do analizy dzieł najwybitniejszych perskich i osmańskich iluminatorów. Bohaterowie nieustannie odwołują się do tradycji, zamknięci w skarbcu sułtana dzień i noc bez przerwy przeglądają setki średniowiecznych ksiąg, porównują ilustracje, szukają różnic i podobieństw, odkrywają tajemnice naśladownictwa i nowatorstwa w sztuce.
Orhan Pamuk napisał książkę wielowątkową i wielowarstwową, wykorzystując przy tym nowatorską polifoniczną narrację. Nie na tyle jednak skomplikowaną, żeby sprawiała trudność niewprawnemu nawet czytelnikowi. Nie ma tu narratora wszechwiedzącego, postacie wypowiadają się na przemian, czytelnik musi być ostrożny, gdyż ich relacje naznaczone subiektywizmem zostaną za moment zweryfikowane przez innych bohaterów. Każdy z nich ma okazję wypowiadać się kilkakrotnie, sukcesywnie odsłaniając przed czytelnikiem swoją osobowość.
Elementy fantastyki, udzielenie głosu postaciom (szatanowi, śmierci), zwierzętom (koniowi, psu), a nawet przedmiotom (monecie) czy kolorowi (tytułowa czerwień) stanowią niewątpliwą atrakcję. Podobnie wątek miłosny, rozwijający się równolegle z kryminalnym, wzbogaca utwór o elementy obyczajowe. Dzieło nie nuży i czyta się je z prawdziwą satysfakcją, odkrywając coraz to nowe tajemnice nieco egzotycznej dla czytelnika europejskiego kultury. Największym zaś odkryciem nie są jednak różnice, a podobieństwa. Nieprzypadkowo zestawiłam tutaj „Nazywam się Czerwień” z „Imieniem róży”, ponieważ oba dzieła są świadectwem niezwykłej miłości ich autorów do dawnych książek.
4 komentarze:
Iwono,
już mi się podoba ta książka. Jeśli podobnie napisana do "Imienia róży" Eco, to duży atut.
Nie wiem, jak Ciebie, mnie do przeczytania zachęca też ciekawość poczytania dialogów m.in. śmierci, zwierząt, monety i koloru- czerwieni.
Lubię takie eksperymenty w literaturze.
Pozdrawiam,
Emilia
Myślę, że warto przeczytać. Ja kompletnie nie miałam pojęcia, o czym to jest i jak napisane. Ba, nawet wcześniej zniechęcał mnie tytuł, bo co to znaczy "nazywam się Czerwień" - nazwisko? Przezwisko? Pseudonim? Ale ponieważ przeczytałam inną powieść Pamuka - o której napiszę wkrótce - uznałam, że warto poznać inne jego książki.
Tutaj znajduję też wiele analogii do twórczości Teodora Parnickiego - "Zabij Kleopatrę", "Ostatnia powieść" - ale to mniej znany pisarz i niezwykle trudny, a o "Imieniu róży" słyszeli chyba wszyscy.
Cieszę się, że Cię zainteresowało. Mówiąc szczerze, spośród noblistów ostatnich kilku lat Pamuk wydaje mi się najbardziej ciekawy.
Iwona
Iwona
Czekam, pewnie, jak reszta naszych, na następne Twoje, Iwono propozycje książek wartych poznania:).
A propos książek, przypomniało mi się, jak na studiach, na egzaminie moja koleżanka na pytanie o jedną z lektur odpowiedziała ze skruchą Pani Profesor:
- "Niestety, do tej pozycji nie udało mi się dotrzeć" :))).
Jej słowa były tak prawdziwe, że Pani Profesor podeszła do tego "wyznania" z należytym szacunkiem i ... spokojem.
Koleżanka zdała egzamin. A my stwierdziłyśmy zgodnie, że postąpiła słusznie, acz bardzo ryzykownie.
:)
E.
Ja miałam podobny przypadek na egzaminie magisterskim. Ale to były czasy cenzury i nikt nie miał pretensji, że znałam pewne teksty tylko w okrojonym wydaniu. Dzisiaj byłoby jeszcze gorzej, zwłaszcza w literaturze pięknej. Tyle ukazuje się nowości, że nikt nie jest w stanie nadążyć.
Iwona
Prześlij komentarz