21 cze 2025
Światowy Dzień Muzyki
18 cze 2025
Boże Ciało w Wilnie
12 cze 2025
7 cze 2025
haiku
3 cze 2025
Autor urodzony 3 czerwca 1793 roku...
29 maj 2025
wiersze na Pisarzach.pl
powrót Orfeusza
nad ranem wraca niemy Orfeusz
na łąkę złotych dziurawców
za podróż zapłacił tęsknotą
powrót okupił zwątpieniem
świat pozostał taki sam jak przedtem
ani bardziej ani mniej podobny do raju
kąkole w zbożu osty raniące stopy
i chmury gromadzą się nie wiadomo skąd
dzień za dniem będzie mijał
do czasu aż bogowie podziemi
zapomną że kiedyś płakali
po drugiej stronie piekła
nadal piekło
23 maj 2025
Odkrywcy Norwida
20 maj 2025
rocznica
16 maj 2025
Sześć wykładów Borgesa o pięknie
W wieku 68. lat powiedział do słuchaczy na wkładzie wygłoszonym w Harvardzie: „Poświęciłem większość życia literaturze, a mogę przekazać tylko wątpliwości”. Dzielenie się nimi zajęło kolejnych pięć wykładów, z których ostatni Jorge Luis Borges wygłosił 10 kwietna 1968 r. Dopiero w roku 2000 taśmy z nagranymi wykładami zostały odnalezione w uniwersyteckiej bibliotece i opublikowane przez uczelnię. Czytanie ich po latach sprawia niesamowitą przyjemność podążania niezwykłymi ścieżkami skojarzeń i fascynacji wielkiego argentyńskiego pisarza, poety, eseisty, a także wybitnego myśliciela.
Sześć harwardzkich wykładów zawiera kwintesencję poglądów Borgesa na temat poezji. Sedno tkwi w zacytowanej frazie „tylko wątpliwości”. Jednakże Borges na zakończenie wygłosił także swoje poetyckie credo, w którym wyznaje: „Wierzę tylko w aluzję”. Jest to konsekwencja wcześniejszej konstatacji autora, który uważał, że bycie pisarzem oznacza bycie „wiernym swojej wyobraźni”. W innym miejscu Borges używa metafory snu jako kategorii decydującej o literackości dzieła. W każdym razie chodzi o to, że to, co chcemy nazywać literaturą, nie powinno być literalnym zapisem realiów, lecz wizją, aluzją, sugestią, której odczytanie jest zadaniem czytelnika. Opis, opowiadanie, powieść to nie odwzorowanie, lecz metafora rzeczywistości. Nie przypadkiem więc jeden z wykładów Borges poświęcił właśnie metaforze.
Materiałem ilustracyjnym w wykładach są liczne i bardzo różnorodne cytowane (z pamięci!) przez Borgesa fragmenty utworów od starożytnego Homera po współczesnego Joyce`a, od poezji angielskiej, przez skandynawską, po hiszpańską, od myślicieli chrześcijańskiej Europy po filozofów hinduskich. Czasem zdobywa się na zabawne komentarze, jak o wierszach boliwijskiego poety Ricarda Jaimesa Freyre, które są „w piękny, absolutnie rozkoszny sposób pozbawione sensu”. Jeśli zaś chciałoby się znaleźć potwierdzenie zacytowanych na początku wątpliwości, do których Borges tak szczerze się przyznaje, najlepszym przykładem jest zdanie: „Sądzę, że zgadzam się ze Stevensonem, ale myślę, że moglibyśmy chyba wykazać, iż się myli”.
Niemniej znajduję w tych wykładach, mimo że miały w założeniu być teoretycznymi rozważaniami o literaturze, pokłady czystej poezji. Raz ze względu na cytowane perełki z licznych autorów znanych, jak Homer, Vogelweide, Keats, Yeats, Byron, Whitman, Hafiz, Tennyson, Frost, i mnie przynajmniej nieznanych, jak ów Freyre, Rossetti, Lugones, Meredith, Browning i wielu innych. Borges uspokaja ewentualne wyrzuty sumienia czytelników (słuchaczy) z powodu ewentualnej ignorancji, gdyż to nie autorzy ostatecznie zapadają w pamięć, lecz ich utwory, bohaterowie, opowieści, anegdoty. W zabawnym fragmencie wykładu „Myśl i poezja” zaczyna wymieniać swoich przyjaciół: Don Kichot, pan Pickwick, pan Sherlock Holmes, doktor Watson, Hucleberry Finn, Peer Gynt… „Nawet gdyby mi ktoś powiedział, że nigdy nie doszło do tych wydarzeń, nadal bym wierzył w Don Kichota, jak wierzę w osobowość jakiegoś przyjaciela”.
Jeśli zaś zastanowić się nad relacją między czytaniem a pisaniem, okaże się, że bycie czytelnikiem jest znacznie ważniejsze niż bycie pisarzem. Wręcz nie można zostać pisarzem, nie będąc czytelnikiem: „Uważam się zasadniczo za czytelnika. Jak wiecie, ośmieliłem się pisać; ale uważam, że to, co przeczytałem, jest znacznie ważniejsze niż to, co napisałem. Bo czytasz to, co chcesz, lecz nie piszesz tego, co byś chciał, tylko to, co możesz”. Powiedział to jeden z najwybitniejszych autorów XX wieku, od dzieciństwa dwujęzyczny (hiszpańsko-angielski), maturę zdawał w liceum francuskojęzycznym, niemieckiego nauczył się sam ze słowników. Autor „Powszechnej historii nikczemności”.
Opublikowane na portalu Pisarze.pl
14 maj 2025
Majowy wiersz sprzed stulecia
8 maj 2025
Sonet majowy
5 maj 2025
Na piątego maja - rocznicowo
1 maj 2025
maj
27 kwi 2025
Dziś Światowy Dzień Grafika
23 kwi 2025
święto książki
20 kwi 2025
zielone Zmartwychwstanie
12 kwi 2025
O malarstwie Beksińskiego w Ypsilonie
Katedry nie płoną. Apokaliptyczne malarstwo Zdzisława Beksińskiego
Zdzisław Beksiński stworzył w swoich obrazach odrębny,
rozpoznawalny świat. Świat nieustannej apokalipsy. Człowiek karłowacieje,
kurczy się, usycha na szkielet, zmienia się w kupkę poskręcanych kości obciągniętych
skórą lub przeobraża w rachityczny owadzi zewłok. Zanim dosięgnie go ostateczna
zagłada, czasami zdąży jeszcze założyć kombinezon podobny do stroju płetwonurka
z rurką dostarczającą tlen. Gdyby zaś chciał spojrzeć na świat, zobaczy wokół
pustkę, jak postać stojąca na balkonie na jednym z obrazów. Obraz jak negatyw
sceny balkonowej z Szekspira. Tam pożegnanie kochanków, tutaj ostatni rzut oka
na pusty świat, w którym już nie ma z kim się żegnać.
W
rekwizytorni Beksińskiego roi się od znanych kulturowych toposów: trumna,
medalion, skrzydła (anielskie?), maska z dziobem ptaka – obraz dżumy, Doktora
Plagi, inne maski rodem z greckich tragedii, piszczel, krzyż, sznur, czerwona
wstęga … Zestawione razem lub jako pojedynczy element kształtujący określoną
wizję martwej natury w skali kosmicznej. Czasem zwielokrotnione, tworzące
perspektywę nieskończoności. Zawsze niepokoją, zawsze wciągają widza w głąb
odniesień prowadzących do własnych odczuć i własnych skojarzeń. Na styku
artystycznej wizji wyłaniającej się z obrazu i odkodowania znaczeń przez widza,
dochodzi do porozumienia malarza z odbiorcą w poczuciu, że oto widzimy, jak na
naszych oczach dokonuje się codzienna apokalipsa, codzienne unicestwienie
trwałych podstaw ludzkiej cywilizacji.
Ciemne korytarze nieznanych budowli
pokrywają wydarte kartki i rachityczne owadzie stworzenia, grube mury i
strzeliste wieże katedr rozwiewają się w dymie, rozpływają w falującą
przestrzeń sinych smug, architektoniczne bryły tracą ostrość, wybebeszone
krzyże odsłaniają nietrwałą strukturę belkowania lub zwiesza się na nich
ażurowa konstrukcja korpusu z owadzimi długimi kończynami, ale pozbawionego
dolnej części ciała, między mury katedry pozbawionej dachu wpada deszcz
kamieni. Trudno oprzeć się wrażeniu, że już to widzieliśmy: w opowieściach
proroków wieszczących koniec świata, w pradawnych mitach, w wierszach
barokowych poetów lubujących się w gromadzeniu okropności, w sennych
koszmarach. Być może nawet pewne sceny rozpoznamy jako widziane naocznie tu i
teraz, tuż obok, w naszej rzeczywistości.
Kamienne
katedry średniowiecza wydawały się wiecznotrwałą kapsułą czasu aż do dnia, gdy
w 2019 r. dzięki transmisji na żywo mogliśmy patrzeć, jak płonie katedra Notre
Dame w Paryżu. Obraz ten nie dlatego był tak niecodzienny, że współcześnie
kościoły nie płoną, lecz dlatego, że był to pożar symbolu europejskiej kultury.
I dopiero ten spektakularny widok uświadomił wielu, że pewne wartości są
bezcenne, a ich zniszczenie jest nieodwracalne. Notre Dame zostanie odbudowana,
a mimo to zniszczone zostało coś, co wydawało się wiecznotrwałe. Myśl, modlitwa
i praca: niematerialne fundamenty tego dzieła. Anonimowe osiągnięcie ludzkości,
kogoś, ,,kto wymyślił tę przepaść i odrzucił ją w górę”. Ludzka praca, ludzki wysiłek włożony w
zbudowanie stropu i więźby dachowej, na które przeznaczono 1300 dębów. O
wycinkę nowych dębów przeznaczonych do odbudowy, trwała batalia ze środowiskami
ekologicznymi.
Na obrazach Beksińskiego katedry nie płoną. Ich mury i wieże nikną, rozpływają się we mgle i dymie, tracąc kontury. Tracą swój materialny wymiar. Zamieniają się w nicość. Z niematerialnego źródła – zalążka architektonicznej wizji zbudowanej na fundamencie wiary i dążenia do Boga – katedra powraca znowu w wymiar niematerialny. Kosmiczny dym zasnuwa jej wieże, filary, rozety i strzeliste mury. Zostajemy sami. Bez katedry, bez materii, bez przeszłości. Obrazy Zdzisława Beksińskiego wcale nie są fantastyczną wizją tego, co nastąpi. Przeciwnie, to wierna, niemal drobiazgowo-realistyczna dokumentacja tego, co dzieje się z nami dzisiaj. Co dzieje się z człowiekiem, w co przemienia on swój świat, swój cywilizacyjny, kulturowy dorobek i swoje dziedzictwo.
4 kwi 2025
w antologiach i na płycie
21 mar 2025
Poetycka płyta
Don Kichot biegnie
zgubił Rosynanta
stawia długie kroki
podnosi wysoko chude kolana
wiatr rozwiewa mu siwą brodę
żaden hełm nie chroni jego głowy
przed deszczem i pogardą
Don Kichot mruży oczy od świateł
niezdarnie szuka drogi w tłumie
z daleka próbuje dostrzec numer tramwaju
który zawiezie go do Dulcynei
ona nie czeka
zajęta wrzucaniem zdjęć na Instagram
poprawia makijaż
nauczyła się już czytać i wie
że może zostać boginią Internetu
wystarczą odpowiednie znajomości w świecie biznesu
i retuszowany wizerunek
chudy marzyciel niech gubi marzenia
biegnąc za tramwajem
wyruszają z różnych stacji i portów
wszędzie u siebie nigdy na długo
mijają się w tych samych miastach
w obszarach zachłanności zamknięci
jak ślimak w skorupce swojego świata
jedni dokumentują każdy krok i gest
wklejając zdjęcia na Instagramie
nikt ze znajomych przecież nie może
ani na chwilę zapomnieć że świat
jest do zwiedzania a życie to podróż
stołują się w przydrożnych barach za grosze
lub restauracjach na tarasach niebotycznych hoteli
czekają na fart może następnym razem
zabiorą się jeszcze dalej gdzie kolorowy szaman
wywróży im z kłębów dymu dokąd zmierzają
inni jak zgubiony grosz który wypadł
z dziurawej kieszeni między kostki chodnika
śpią pod gołym niebem milczą niewidzialni
stołują się w przydrożnych barach za grosze
lub na śmietnikach za darmo
dzieląc miskę z psem kotem i wróblami
nigdy nie zapominają że życie to podróż
ale czekają na fart może następnym razem
uda się znaleźć miejsce i czas na rozmowę
i początek długiej przyjaźni