31 gru 2023
haiku
22 gru 2023
18 gru 2023
Aforyzmy 25
6 gru 2023
Spotkanie w przedszkolu
2 gru 2023
12. konkurs haiku u Eddiego
28 lis 2023
Wygrało kazanie do narodu
Marek Tokarz w pracy Dlaczego nie przekonują nas
przekonywające argumenty zauważa, że przekleństwem dobrego
merytorycznego mówcy są zarówno słuchacze niezmotywowani, jak i zmotywowani aż
za bardzo. Niezmotywowani po prostu zamiast słuchać meritum wywodu,
skoncentrują na zjawiskach pobocznych, marginalnych, takich jak emocje, tembr
głosu czy wyglądzie. Słuchacze wysoko zmotywowani natomiast mogą podejść do
mowy z już gotowym własnym założeniem i tym bardziej będą odporni na argumenty
logiczne niezgodne z ich poglądami.
Jeszcze większą rolę odgrywa osobista sympatia słuchacza. Niektórzy
badacze uważają ten czynnik wręcz za najważniejszy. Tokarz podsumowuje zjawisko
subiektywizmu odbioru argumentacji następująco: Sympatia […] zniekształca percepcję w sposób systematyczny — argumenty
osoby lubianej wyglądają na bardziej poprawne, niż są w rzeczywistości. I
wreszcie najgorsze działanie ma antypatia, która nigdy nie działa na korzyść
nadawcy, a u niezaangażowanego adresata może nawet całkowicie zniweczyć wymowę
argumentacji merytorycznej i absolutnie nienagannej.
Tymczasem o tym, że bardziej
słuchamy tego, co chcemy usłyszeć i jak bardzo nisko cenimy wiedzę, zwłaszcza,
że niekoniecznie budującą, świadczy wynik ostatniej debaty oksfordzkiej
przeprowadzonej w Biłgorajskim Centrum Kultury.
Dwie drużyny debatowały nad tezą: Ostatnie wydarzenia w kraju i na świecie
wyzwoliły w ludziach więcej złego niż dobrego. Już konieczność
opowiedzenia się po stronie zła lub dobra zagraża obiektywizmowi oceny,
ponieważ oczywiste jest, że wolimy słuchać o tym, że człowiek jest dobry. Sami
chcemy się za takich uważać. I mile łechce nasze ego podkreślanie, w jakich to pięknych i dobrych akcjach bierzemy
udział.
Ale co zrobić z prawdą ujawnioną
przez eksperymenty Milgrama i Zimbardo, którzy dowiedli, że gdy tylko pojawią
się specyficzne okoliczności, każdy z nas może stać się katem dla drugiego
człowieka? Wolimy udawać, że nas to nie dotyczy. Wolimy słuchać pochwał mówców
motywacyjnych głoszących zwycięstwo dobra. Tylko kiedy to zwycięstwo miałoby
nastąpić? Zresztą, możemy w to wierzyć, nikt nam nie zabroni. Jednak teza
stawiała pytanie nie o przyszłość, a o teraźniejszość. Prowokowała do
przyjrzenia człowiekowi tu i teraz, w naszej rzeczywistości, w realiach
współczesności.
W tym miejscu perspektywy drużyn
biorących udział w debacie znacząco się rozjechały. Gdy jedna - broniąca tezy o
wyzwoleniu się w ludziach zła, podawała dane statystyczne na temat
przemocy w rodzinach, przejawach
nienawiści w języku i działaniach określonych grup społecznych, druga -
większość czasu poświęciła na zachęcanie słuchaczy do czynienia dobra w myśl
znanego hasła "zło dobrem zwyciężaj".
Wezwanie skądinąd słuszne, tylko czy zgodne z tematem debaty?
Ostatecznie chyba jurorzy nie zauważyli, że tematem debaty nie było szukane
sposobów zwalczania zła, lecz analiza przejawów zła i dobra we współczesnym
świecie.
Gdy jedna drużyna - broniąca
postawionej tezy - podawała liczne przykłady i dane, druga głosiła kazanie
motywacyjne zachęcające do zaangażowania w działalność charytatywną. Gdy jedna
dowodziła zatrważającej przewagi okrutnych zachowań we współczesnym społeczeństwie,
druga kreśliła piękną wizję przyszłości, w której ostatecznie suma dobra
przewyższy obecne zło. Tylko czy przewyższa dzisiaj?
Po jednej stronie mieliśmy merytoryczne omówienie zjawiska, po drugiej retoryczną homiletykę. Ostatecznie w wyniku decyzji jurorów zwyciężyło kazanie zachęcające do czynienia dobra, co potwierdza, że wolimy słuchać raczej pięknych marzeń niż prawdy o sobie. Zwyciężyło kazanie do narodu zamiast rzetelności, wiedzy i logicznego myślenia. Trochę też dziwne, że odbieganie od tematu nie stanowiło - jak z tego wynika - problemu dla jury, które z zachwytem słuchało peanów na cześć człowieczeństwa.
A wydawać by się mogło, że debata oksfordzka w założeniu to nie konkurs homiletyczny. Zwłaszcza, że o zwycięstwie nie decyduje głosowanie publiczności, jak zakłada klasyczna debata oksfordzka, lecz loża ekspercka. Jak wynika jednak z ostatniej i kilku poprzednich debat zdystansowanie się jurorów wobec własnych przekonań bywa trudne, jeśli wręcz nie niemożliwe, zwłaszcza gdy chodzi o kwestie tak delikatne jak dobro i zło w człowieku.
16 lis 2023
Przysłowia nowe 1
4 lis 2023
haiku
30 paź 2023
wiersz odnaleziony w archiwum
album
wypełniam kadr
w żabiej perspektywie
zasłaniam motyla i zachód słońca
kładę się cieniem na ziemi
w tej chwili zatrzymanej migawką
na zawsze tutaj jestem
jak puste miejsca
po ciałach pompejan
zarys postaci bez imienia
martwa natura w oku patrzącego
dająca złudzenie wieczności
życie rozpisane na fotografie
pomiędzy nimi amnezja
niefotogeniczne dni
skazane na zapomnienie
22 paź 2023
Pod patronatem Kraszewskiego
1
[...] Różnice między dawnymi
podróżami a dzisiejszymi mogą skłaniać do porównywania ludzi współczesnych z
dawniejszymi. Ale tak naprawdę to różnica między przygodą a wygodą. Dzisiaj
samoloty, samochody ze skomplikowaną elektroniką, poduszki bezpieczeństwa,
pasy, nawigacja. A ja pamiętam podróż "maluchem" pięcioosobową ekipą
nad Morze Czarne! Po drodze gdzieś w stepie Ukrainy, no, nie całkiem w stepie,
bo w jakiejś małej mieścinie, ale wśród stepów, reperowaliśmy podwozie naszego
wehikułu młotkiem, bo do najbliższego zakładu mechaniki samochodowej było
kilkaset kilometrów. Nocowaliśmy pod
namiotem w polu kukurydzy i u gościnnych gospodarzy, którzy przygarnęli nas z
drogi. Nie oddałabym tych wspomnień za żadne poduszki, ABS-y, GPS-y i wszystkie
satelity. Wyprawy, o których piszą tacy podróżnicy, jak Andrzej Stasiuk czy Dan
Kieran to nie tylko przemieszczanie się z punktu A do punktu B. To głębokie
zanurzenie w świecie, w jego osobliwości, uważne patrzenie i poznawanie. To
podróż w dal, w głąb, w czas przeszły i świat wyobraźni.
2
Zacznijmy
po jarmarku, tej gminnej uroczystości tak wesołej, tak charakterystycznej u
nas. Na co mamy cyrklować tę książkę wspomnień? Idźmy tam, gdzie nas oczy
poniosą.
[...] I są, nadal są jarmarki. W jeden dzień w tygodniu targowiska zapełniają się budami, koszami, workami, namiotami, wieszakami, skrzynkami, albo na zwykłym tekturowym podłożu rozłożonymi towarami. W porównaniu z opisem Kraszewskiego zmieniło się jedno. Nikt nie jedzie na jarmark drabiniastym wozem, żadnych furmanek już nie ma. Są dostawczaki. Duże samochody z pokaźną przestrzenią na towar. Poniedziałek rano jest czasem zarezerwowanym na jarmark we Frampolu. Jarmarkowe czwartki tętnią w Biłgoraju i Janowie Lubelskim.
[...] Gdy powstawało miasto, wyznaczenie terminu jarmarku było oznaką przywileju. Dwa, trzy jarmarki w roku oznaczały większe przywileje. Dzisiaj, kiedy na rogatkach nie pobiera się myta, jarmarki mogą odbywać się co tydzień. Ale i jarmarki się zindywidualizowały i każde miasto chce mieć własny, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju, ściągający rzesze turystów. Włodarze sięgają po historię, po tradycyjne nazewnictwo. W Biłgoraju jest Jarmark Kresowy, w Janowie Lubelskim dwudniowy festiwal kaszy Gryczaki, w Zamościu Jarmark Hetmański, w Lublinie ogromny wielokulturowy i międzynarodowy Jarmark Jagielloński. Byłam na każdym z nich.
[...] I zawsze jest muzyka. Z jednej strony dymią kowalskie stoiska, dźwięczą blachy, syczą hartowane żelaza, z drugiej opoczyński zespół ludowy śpiewa starodawne pieśni, a z daleka dobiegają wysokie tony drewnianych i glinianych fujarek, piszczałek i okaryn. Zatrzymałam się przy duecie lirnika i skrzypka z Ukrainy. Dziadek z pomarszczoną twarzą kręcił korbową lirą, młody czarnobrody zawodził nostalgicznie na skrzypeczkach. Do futerału wpadały drobne monety. Na drugim krańcu jarmarku młody, lecz również brodaty muzyk i garncarz z Białorusi uczył grać na glinianych świstawkach i okarynach. "Zagra pan na baranku?" I słychać tony wysokie jak z górskich hal. "A żabka jak śpiewa?" "To okaryna"- pada wyjaśnienie i leci tęskna melodia wzdłuż deptaku. Każda gliniana figurka miała dziurkę, przez którą sprzedawca przewlekał rzemyczek i zawieszał na szyi kupującego. A na Grodzkiej usadowiła się rodzinna kapela, najmniejszy chłopiec wystukiwał rytm na bębenku. Wokół przystawał wielojęzyczny tłum. Na wprost Trybunału dwaj lutniści grają na biłgorajskich sukach. Zbigniew Butryn, lutnik i rekonstruktor suki twierdzi, że właściwie powinna się nazywać suką kocudzką, bo tam powstał wzór instrumentu. Mniejsza o nazwę, podziwiam technikę gry paznokciowej. Kiedyś sobie taką kupię, tylko kto mnie nauczy grać?
20 paź 2023
Aforyzmy 24
16 paź 2023
koniec sezonu - haiku
koniec sezonu
ostatni kurs taczką
jesienny alchemik
grzechocą kasztany
malarska jesień
zielone, żółte, brązowe
na przemian
ostatni trzask
drwal odkłada siekierę
na pniaku
5 paź 2023
Czad na czacie ze sztuczną inteligencją
Włoski sonet, to poezji klejnot,
Cztery rymy, albo pięć w sobie mieści,
Dwie czwórki i dwie trójki, wiersze w sznurze,
Wzór okalający, abba abba, w czwórkach.
W trójce rymy inne, cde cde,
Lub cdc dcd, podwójna tercyna,
Wiersze zgrabne, pełne uroku i wdzięku,
Petrarka tworzył je, aż do dziś zachwycają.
Tak oto powstał włoski sonet,
Klasyczna odmiana sonetu europejskiego,
Zapraszam Cię do tworzenia własnych wersów,
Niech poezja zawsze będzie z Tobą.
Nikomu, kto ma jakiekolwiek pojęcie o wersyfikacji nie muzę wyjaśniać, że powyższe trzy zwrotki sonetem nie są. Poniżej kolejny pseudosonet wygenerowany przez Google Bard:
Wiosna
Wiosna wróciła, słońce świeci, Ptaki śpiewają, kwiaty kwitną. Wszystko budzi się do życia, Świat staje się piękniejszy.
Ale ja wciąż jestem smutny, Bo nie mam ciebie przy sobie. Tylko twoje wspomnienia Mają moc, by mnie rozbawić.
Mam nadzieję, że pewnego dnia Znów się zobaczymy. Wtedy będę mógł znów się uśmiechnąć, I cieszyć się życiem.
I na koniec dzieło Chat GPT. Ponieważ miał napisać sonet włoski, napisał po włosku.
Sotto il cielo stellato, sogni d'oro brillano, Nella notte silenziosa, il mondo s'addormenta, Le stelle danzano, la Luna ci illumina, In questo mondo magico, l'amore ci incanta.
I cuori battono all'unisono, in dolce armonia, Le mani si cercano, si intrecciano con passione, Nelle notti d'estate, sotto la Via Lattea, Ci perdiamo nell'amore, senza alcuna ragione.
Ma il tempo vola, e l'alba si avvicina, Le stelle si dissolvono, il giorno sta per arrivare, Ma nel mio cuore, il tuo amore resta vicino, E nei tuoi occhi, trovo un cielo da ammirare.
Così, sotto il cielo stellato, ti prometto amore eterno, Nel mio cuore, sei la luce, il mio desiderio interno.
Jest postęp! Ma przynajmniej 14 wersów. Bo dwa poprzednie "produkty" nie umiały wymaganej w sonecie liczby wersów, jakby nie umiały liczyć do czternastu. Ale i ten ostatni nie jest sonetem włoskim. Układ rymów ma bowiem francuski. Polskie tłumaczenie zaś, tak samo jak w przykładach na początku, w ogóle jest bezrymowa. Są też ewidentne błędy językowe (zagubiamy się).
Pod gwiaździstym niebem, złote marzenia świecą,
W ciszy nocy, świat zasypia spokojnie, Gwiazdy tańczą, Księżyc nas rozświetla, W tym magicznym świecie, miłość nas zaurocza.
Serce bije jednocześnie, w słodkiej harmonii, Dłonie szukają się, splecione w namiętności płomieniach, W letnie noce, pod Drogą Mleczną, Zagubiamy się w miłości, bez żadnego powodu.
Ale czas ucieka, a świt się zbliża, Gwiazdy rozpływają się, dzień nadchodzi, Ale w moim sercu, twoja miłość jest blisko, A w twoich oczach, znajduję niebo do podziwiania.
Tak więc, pod gwiaździstym niebem, obiecuję ci wieczną miłość, W moim sercu jesteś światłem, moim wewnętrznym pragnieniem.
To tak a`propo pytania, czy można wykorzystać AI do zadań z języka polskiego w szkole. No raczej tego nie widzę i nie polecam. Więcej tu nieścisłości, całkiem błędnych rozwiązań i fałszywych tropów. Tak więc bawcie się dobrze! Ale uczyć się proponuję z bardziej rzetelnych źródeł.
29 wrz 2023
Stefan Knapp wraca do Biłgoraja
16 wrz 2023
sonet wrześniowy
8 wrz 2023
Czuję się zaproszna/wykluczona
Podobno w tak zwanym sezonie ogórkowym trudno znaleźć ważne tematy na felieton. A jednak uważam, że są i to bardzo istotne. O ile kiedyś był to czas zamierania życia kulturalnego, wszak kończą się teatralne i filharmoniczne sezony, tak obecnie w całym kraju mnożą się festiwale, przeglądy, pokazy i dni poświęcone różnym dziedzinom pod patronatem Muz. Atrakcje zaczynają się już w maju i trwają do września. W tym roku na przykład na początku letniego sezonu, a więc jeszcze w maju dostałam zaproszenie. Nie ja osobiście, ale także ja jako mieszkanka regionu. Zaproszenie wypisane zostało na plakatach. A zapraszał nie byle kto, sam Marszałek Województwa Lubelskiego. Dni Otwarte Funduszy Europejskich w Janowie Lubelskim zapowiadały się hucznie: miasteczko europejskie, koncerty, konkursy, laboratoria wiedzy, pokazy, warsztaty. Myślę sobie, pojadę, czemu nie? Zamiast spędzać weekend siedząc przed laptopem, zobaczę co się dzieje w naszym wielkim europejskim domu. Już buty naszykowałam wygodne, już kapelusz od słońca gotowy, już plecaczek turystyczny zapakowany, a tu zonk! Sprawa upadła. To znaczy wyprawa stanęła i wyruszyć nie mogła, ponieważ marszałek, owszem, zaprasza, ale tylko wybranych. Nie, nie, w żadnym wypadku impreza nie była zamknięta, ale miała swoje ograniczenia. Możliwość dojazdu. A właściwie brak takiej możliwości.
Na sześć gmin wiejskich położonych na terenie janowskiego powiatu aż cztery nie mają w weekendy żadnego połączenia z miastem powiatowym: Batorz, Chrzanów, Dzwola i Godziszów. Gmina Potok Wielki owszem, połączenia posiada, ale z przesiadkami, np. przez Wilkołaz (ok. 75 km) lub nawet z trzema przesiadkami przez Lublin (ok. 150 km) i cały przejazd trwa… sześć godzin. Rzeczywista odległość między Potokiem Wielkim a Janowem Lubelskim mierzona trzema najkrótszymi połączeniami po drogach asfaltowych to od 21 do 26 km. Widać za krótka trasa, żeby się opłacało komuś ludzi wozić, więc jak ktoś chce, niech sobie przynajmniej województwo pozwiedza. Jedynie z Modliborzyc można bezpośrednio bez przesiadki dostać się także w niedzielę do Janowa Lubelskiego, ale tylko dlatego, że leżą na trasie do Lublina.
16
maja 2019 roku uchwalono ustawę o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o
charakterze użyteczności publicznej. Ustawa miała przeciwdziałać wykluczeniu
komunikacyjnemu małych miejscowości. Czy spełniła swoje zadanie? W 2019 roku
jako mieszkanka gminy Dzwola miałam w weekendy jeden kurs do Janowa Lubelskiego
przed południem i możliwość powrotu w godzinach przedwieczornych. Był to
pospieszny dalekobieżny autobus z Biłgoraja do Łodzi. Spotykałam w nim nieraz znajomych z Biłgoraja, którzy przyjeżdżali
nim skorzystać z wypoczynku nad janowskim zalewem. Umawiałam się z przyjaciółmi
na dojazd tym autobusem na inne janowskie atrakcje, jak coroczne Gryczaki w
sierpniu. Po okresie pandemii kurs powrócił na dwa dni w tygodniu, przy czym
jednego dnia jechał w jedną stronę, a drugiego w drugą, czyli dojazd i powrót
tego samego dnia nie wchodził w grę. Obecnie kurs został całkowicie zlikwidowany.
W soboty i niedziele połączenia nie ma żadnego. Na koniec roku 2022 liczba
połączeń autobusowych w kraju zmalała o ponad 16%, a długość obsługiwanych tras
o 25%. Według Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu do około 20% miejscowości nie
docierał żaden transport publiczny. A konkretnie wygląda to tak, że trasę Biłgoraj – Janów Lubelski, po której
przemieszczam się zawodowo, jeszcze kilka lat temu obsługiwało trzech
przewoźników, a obecnie został tylko jeden.
Jako
niezmotoryzowana mieszkanka wiejskiej gminy powiatu janowskiego, pracująca
zawodowo w powiecie sąsiednim, biłgorajskim, mogę miedzy tymi miejscowościami
poruszać się tylko w dni tak zwanej nauki szkolnej od poniedziałku do piątku.
Całe szczęście, że istnieją szkoły średnie, obowiązek szkolny do lat osiemnastu
i część młodzieży nie osiągnęła wieku uprawniającego do uzyskania prawa jazdy.
Oni muszą dojeżdżać do szkół, a ja przy okazji jeżdżę z nimi. I kilka jeszcze osób wraz ze mną.
Sprzątaczka, wychowawczyni przedszkola, kasjerka w markecie oraz starsze osoby
bez samochodu. Pojeździmy sobie w ciągu tygodnia, a w weekendy mamy siedzieć w
chałupach i się nigdzie nie ruszać. Bo na co nam jakieś imprezy? Na co nam
koncerty? Na co biesiady? Na co jarmarki i letnie festiwale? A siedzieć w domu
i zbierać siły na pójście do pracy w poniedziałek.
Na
weekendy lipca i sierpnia w Janowie Lubelskim zaplanowano co najmniej dziesięć
wydarzeń o charakterze regionalno-kulturalnym, w Biłgoraju zaś drugie tyle, nie
licząc mniejszych, w gminach. Na wszystkie mnie zapraszają. I na żadnym nie
mogę być, ponieważ nie mam czym dojechać. Niestety, młodzież szkolna wypoczywa
po całotygodniowych dniach nauki i do szkół w soboty i niedziele nie dojeżdża. Doprawdy,
indolencja samorządów, które nie potrafią zorganizować choćby dwóch połączeń
dziennie pomiędzy miejscowościami gminy, jest zdumiewająca. A już połączenia
miedzy sąsiednimi powiatami to mrzonka. Rozumiem, że powiaty i ich władze mogą
rywalizować w sferze atrakcyjności, ale żeby do tego stopnia nie móc się
porozumieć, żeby mieszkańcom żadnej komunikacji nie zapewnić?
Samotna matka z nastolatkiem, emerytowana dziennikarka, dwie emerytowane nauczycielki, bibliotekarka, osoba bezrobotna na zasiłku, pracownik fizyczny w firmie, młoda rolniczka to osoby, które znam osobiście, wykluczone z możliwości korzystania z zaproszeń władz wojewódzkich, powiatowych, gminnych oraz instytucji kultury, organizatorów wszelakiego rodzaju imprez dla – ponoć – wszystkich mieszkańców. A co jeszcze bardziej ciekawe, na wspomnianych na początku Dniach Otwartych Funduszy Europejskich organizatorzy mocno kładli nacisk na problem dostępności i równości, czego wyrazicielem miał być zaproszony Tomasz Jacyków. Czego dotyczyła owa dostępność i równość, niestety, nie wiem, bo mnie tam nie było. Wydarzenie było dla mnie komunikacyjnie niedostępne.
3 wrz 2023
Ważna rola recenzji
28 sie 2023
Aforyzmy 23
20 sie 2023
17 sie 2023
Susza
7 sie 2023
sierpniowe wróżby
31 lip 2023
Pod niebem chmur
24 lip 2023
Wieś czy miasto
20 lip 2023
Nazewnictwo z pogranicza
9 lip 2023
Jest dyplom i antologia ... i szkło
23 cze 2023
"Pobudka" z Siedliszcza
wiersz bez początku
za każdym lustrem
jest martwa gwiazda
(Federico Garcia Lorca)
w ciemności
lustra cichną jak głębokie studnie
ich obolałe oczy
całymi dniami patrzą
na kwiaty łez
wyrywane przez ogrodniczkę
na pustych miejscach
poeci sieją wiersze
krok w krok
godzina po godzinie
przeciw śmierci
śnienie
śniłam twój uśmiech
czas wypełniony obecnością
pachniała kawa w filiżance
zakładka w książce
pozostawiona na moment
z otwartego okna glosy ulicy
wpadały rozbawione grą w echo
trzaśnięcie drzwi i kroki na schodach
to ty jak dawniej przechodzisz
przez kolumny światła w pokoju
i znikasz
znowu nasłuchuję
śniłam twój oddech
i bicie serca
o świcie zapadła cisza
Pobudka. Antologia 2022/2023. Siedliska Biesiada Literacka 2023. Wydawnictwo TAWA. Chełm.
20 cze 2023
Infantylizacja, czyli wiecznie żywy Gombrowicz
Swego
czasu prof. Miodek w swoim programie krytycznie wypowiadał się o nagminnym
używaniu wyrazów zdrobniałych. Podawał przykłady "pieniążków",
"kawusi", "paczusi" i "okieneczka".
Przeglądając polskojęzyczną blogosferę odnosi się wrażenie, że gros użytkowników chodzi jeszcze w krótkich majteczkach. Bo czy osoba dorosła zatytułuje swój blog "Ozdobniczki", "Pieseczki" albo "O moim królisiu"? Okazuje się, że jednak tak, autorami infantylnych wynurzeń o tym, co zjadł na śniadanie "mój króliś" jest trzydziestolatka, a "ozdobniczki", "hafciki", "filmiki" i "foteczki" to hobby osób w bardzo różnym wieku, od lat dwudziestu do zaawansowanej sześćdziesiątki.
Jestem
w stanie zaakceptować "Przypadki szalonej małolatki" jako przejaw
okresu dojrzewania, ale pisanie "Pamiętniczka" przez kobietę po
trzydziestce, żonę i matkę, wykształconą i aktywną zawodowo, stawia pod znakiem
zapytania jej przygotowanie do życia tak rodzinnego, jak i zawodowego. Wątpliwą zachętą jest "ostrzeżenie" w tytule blogu "bajeczki". No bo jeśli "bajeczki", to czy warto czytać? I czy to akurat rzecz dla dorosłych? Może raczej skierowana do dzieci? Zadziwiające jest częste pojawianie się określeń "bloguś" i
"blogasek", jakby zwyczajny "blog" był czymś... nie do
przyjęcia? za poważnym? Nieautentycznym? Doprawdy, trudno mi zrozumieć powody,
dla których pisze się o "blogasku", jak o "bobasku". Czyżby
pisanie bloga zastępowało komuś niespełnienie w sferze macierzyńskiej? Z kolei
"bloguś" jest zamiast "Boguś", więc znowu nastąpiło tu
jakieś przeniesienie uczuć?
Język
dziecięcy, język cukierkowy, przesłodzony zdrobnieniami nie wzbudza mojego
zaufania. Czyżby aż tylu małolatów pisało "blogaski", czy też
społeczeństwo się infantylizuje aż tak bardzo, że wyrażania się
normalnego , rzeczowego, konkretnego nie opanowuje coraz większa jego
część? Pupa nas opanowała, różowa okrągła pupcia.
3 cze 2023
nagroda w międzynarodowym konkursie poetyckim
gdy będziemy uciekali
pamiętaj nie oglądać się za siebie
na płonące przedmieścia i oczodoły okien
patrz uważnie pod nogi omijaj wyrwy
po kostkach chodnika potrzebna nauka
slalomu
nieznanym rękom zostaw wszystko
co za ciężkie i przeszkadza biec
torebkę klucze karty do bankomatu puzzle
dla dzieci konsolę do gry kapelusz po
babci
album ze zdjęciami pamięć podręczną
pliki
w chmurze haseł kodów loginów profili
żadnego bagażu pogrzebanej przeszłości
przodków żadnych sentymentów ani łez
nad gruzami ukradzionych miast
zostaw słownik oswojonego języka
na obcej ziemi wyryjesz nowe skalne
rysunki
gdy będziemy uciekali nie zamykaj za
sobą drzwi
niech wiatr rozniesie pamięć o nas